niedziela, 22 grudnia 2013

Jedenastka

Jest dziwnie spokojnie. Wszystko w moim życiu zaczęło się
układać. Może i dni lecą za szybko, a ukochana pora roku przestaje się już podobać za sprawą topniejącego śniegu i chlapy na drogach, ale przynajmniej jest do kogo przytulić się w jeszcze mroźne wieczory i ponarzekać na całe zło świata. Przy Zbyszku znalazłam spokój. I choć uważam, że to szalony człowiek i ciężko za nim nadążyć, to mimo wszystko czuję się przy nim bezpiecznie i naprawdę zaczynam myśleć o nim poważnie. Pierwsza faza związku już za nami. Jesteśmy ze sobą trzy miesiące. Jak to mawiała moja nauczycielka od polskiego, faza fascynacji już dawno powinna minąć i albo zostaje po niej jakieś uczucie albo nie zostaje nic. Mi zostało i myślę, że śmiało na tym można coś fajnego zbudować w kontekście wspólnej przyszłości naszej trójki, to znaczy mojej, Zbyszka i Ali, bo nie wyobrażam sobie, że jeśli udałoby się nam założyć rodzinę, to nie będziemy się starali adoptować małej i stworzyć jej prawdziwej rodziny. Zdążyłam już na własnej skórze odczuć, że Anastazja Wolska jest potworem, który bezpodstawnie oskarża Zbyszka za śmierć swojej siostry i robi wszystko, by mu dopiec. Ostatnio pofatygowała się również na wywiadówkę i równając mnie z błotem powiedziała co myśli o mojej relacji z jej wychowanką. Nie muszę chyba tłumaczyć jak do tego wszystkiego sceptycznie odnieśli się rodzice pozostałych dzieci? Pojawiły się słuchy, że mogę traktować Alicję lepiej niż inny dzieci i, że do takiej sytuacji w ogóle nie powinno dojść. Na całe szczęście dyrektor szkoły okazała się zupełnie wyrozumiała w tej sprawie i jasno dała mi do zrozumienia, że nie zamierza wyciągać żadnych konsekwencji. No kurde, nie mam prawa być szczęśliwa z Bartmanem tylko dla tego, że jakiejś histeryczce to się nie podoba?!
-Ann co myślisz o tym, byśmy w te święta pojechali do moich rodziców?- odsuwam się od niego, patrząc zdziwionym spojrzeniem. Nie uważam, żeby było to najszczęśliwszy pomysł. Jesteśmy ze sobą zbyt krótko, bym miała poznawać jego rodziców. Już raz w życiu nasłuchałam się, że jestem wymarzoną kandydatką na synową i nic z tego nie wyszło. Nie mówię, że nigdy nie będę chciała poznać rodziców Zbyszka, ale na pewno nie teraz i nie na pewno przy okazji świąt Wielkanocnych. Zresztą obiecałam już rodzicom, że przyjmę ich u siebie w Rzeszowie. Może w moim mieszkaniu nie ma warunków na to, by urządzać jakieś przyjęcia, ale we troje na pewno sobie poradzimy.
-Nie obraź się Zbyszek, ale nie pojadę z tobą do Warszawy. Zależy mi na tobie i chcę z tobą być, ale uważam, że powinniśmy się lepiej dotrzeć, by podejmować aż tak poważne kroki. Ty niedawno miałeś jeszcze narzeczoną i uważam, że to nie czas na to, by przedstawiać mnie jako swoją dziewczynę w czasie świąt. Dajmy sobie więcej czasu, dobrze?- staram się brzmieć tak, by Bartman nie wysnuł po mojej odmowie jakiś pochopnych wniosków. To w żadnym wypadku nie chodzi o niego czy nawet i o nas. Po prostu to nie jest według mnie najlepszy czas na to, bym miała już wejść tak poważnie do jego rodziny.
-Ale ja te wolny dni chciałbym spędzić z tobą kochanie…- mruczy mi do ucha, szepcąc miłe słówka. Ja również chciałabym spędzać z nim jak najwięcej czasu, ale w sumie te dwa dni nas nie zbawią. Obiecaliśmy sobie, że jeden z weekendów przed jego zgrupowaniem w Spale spędzimy w Pradze.
-Zbysiu nie utrudniaj i uszanuj moją decyzję. Jestem starsza i chociażby przez wzgląd na szacunek dla starszych powinieneś mnie posłuchać.- zawsze się tak z nim drażnię, gdy nie chce się przychylić do mojego zdania. I na razie nie mogę narzekać, bo najczęściej staje na moim. W tym przypadku Zbyszek także odpuszcza i oboje zajmujemy się rozgrywanym przed naszymi oczami na ekranie telewizora filmie. Nawet w tym przypadku stanęło na moim, bo zamiast filmu akcji, oglądamy melodramat. Zatapiamy się w najważniejszej części „Odrobiny nieba”. Bohaterowie żyją ze świadomością, że jedno z nich w najbliższym czasie będzie musiało umrzeć. Oglądałam ten film już kilka razy i za każdym razem zastanawiam się jak ja postąpiłabym w takiej sytuacji. Biorąc pod uwagę osobę Fabiana to na pewno nie mogłabym na niego liczyć. On jest nadal strasznie dziecinny. Pokazał mi to, gdy spotkałam się z nim, by wyjaśnić naszą sprawę i ostatecznie zakończyć ten chory układ między nami. Im dalej to brnęło, tym gorzej się czułam ze świadomością co robię. Nadal mam myśli, że powinnam o wszystkim powiedzieć Zbyszkowi, ale z drugiej strony nie byliśmy razem, gdy Fabian zbyt często pojawiał się w moim mieszkaniu. To raczej rozgrywający ma problem, bo każdego dnia patrzy swojej dziewczynie w oczy i udaje, że nic się nie stało. Właściwie nic się nie stało, a ja tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że między nami nie ma już nic. Było kilka chwil cielesności i seksualnych uniesień, ale nic poza tym. O czym jak w ogóle myślę?! Zbyszek zagarnia mnie do siebie bliżej, otulając silnym ramieniem.
-Nigdy nie chciałbym przechodzić przez to co on…- patrzymy oboje w telewizor. Scena, w której grana przez Kate Hudson bohaterka umiera, jest najbardziej dobijającym momentem w filmie. I co ja mam powiedzieć na słowa bruneta? Chciałabym powiedzieć, że nigdy go nie zostawię, ale przecież nie jestem w stanie mu tego obiecać, bo to nie leży w mojej mocy.
-Nie myślmy o tym. Obiecałeś, że pomożesz mi sprawdzić sprawdziany…- przypominam mu, że po skończonej projekcji mieliśmy zająć się pracą, ale Zibi ma zupełnie inny pomysł na dalszą część wieczoru. Odgarnia moje włosy z szyi i całuje ją kawałek po kawałku, dochodząc do odkrytego obojczyka. Choć rozum mówi, że powinnam to przerwać i zabrać się do roboty choćby sama, to serce zupełnie oddaje się tym pieszczotom. Z każdą chwilą czuję narastające pożądanie względem jego osoby, a on nie zwykł marnować takich okazji.
-Kocham cię.-mówi, patrząc na mnie z czułością. Widzę w jego oczach tę miłość i oddanie mojej osobie. Każdy jego gest jest jakby zmaterializowaniem jego ciepłych słów. Podnosi delikatnie moje ręce do góry, by pozbyć się swetra. Poddaję mu się w całości, nie opierając się. Nie mam najmniejszej ochoty, by bawić się z nim w jakieś przydługie gry wstępne bo i tak wiem, że przegram z nim i z pożądaniem. Podczas gdy on stara się wyswobodzić moje piersi z pancerzu biustonosza, ja szukam po omacku paska jego spodni. Zbyszek trąca mnie do tyłu w ten sposób, że leżę przed nim tylko w spodniach. Na razie tylko, bo już jeden z guzików został przez niego odpięty.
-Jesteś piękna. Mam cholerne poczucie, że właśnie na ciebie czekałem.- czy to niezbyt górnolotne słowa? Nie czas i miejsce by się o tym zastanawiać. Ja też uważam, że jest piękny. Cały od góry do dołu, dlatego nie chcę patrzeć na niego przez pryzmat jego koszuli i spodni. Rozpinam guziki jego wierzchniego odzienia. Uwielbiam widok jego wyrzeźbionego torsu. Palcem wskazującym znaczę ślad od klatki piersiowej po pasek od spodni. Jego pozbycie się nie zajmuje mi dużo czasu.
-Jesteś piękny.-uśmiecham się lubieżnie, powodując uśmiech i na zbyszkowej twarzy. Sytuacja, w której jestem ubrana w spodnie nie trwa długo. Zbyszek rozprawia się z nimi w sposób bestialski, rzucając kawałek jeansu gdzieś za nas. Najgorzej w tym wszystkim ucierpiały moje figi, ale nie będę podnosić alarmu o niewielki skrawek materiału.
Brunet nachyla się nade mną i odnajduję drogę do moich ust. Zaabsorbowana tym faktem nie zauważam, że znajduje się już we mnie. Pierwszy ruch niezbyt mocny, ale kolejne już bardziej zdecydowane. Bartman koryguje nasze ułożenie na kanapie. Teraz to on siedzi, a ja opadam bezwładnie na jego członka. Niby kontroluje sytuację, ale jestem zupełnie poddana jego woli. Mógłby teraz zrobić ze mną wszystko i myślę, że ma taki pomysł w głowie…

…gdy przychodzę za łazienki Zbyszka nie ma łóżku. Wcale mu się nie dziwię, że nie chciał się położyć, bo alkowa przypomina raczej pobojowisko, a nie miejsce do spoczynku. Staram się jakaś to wszystko uprzątnąć, ale jestem tak zmęczona, że układam się do poduszki nie zważając na to, że prześcieradło we zdecydowanie części leży po drugiej stronie łóżka, a mój partner błąka się gdzieś po mieszkaniu i dobrze byłoby zasnąć w jego ramionach.
-Zbyszek! Chodż, jestem w sypialni!- nawołuję go, ale nie uzyskuję żadnego odzewu. Podnoszę się niechętnie z łóżka i wtedy moją uwagę przykuwa biała kartka oparta o budzik na szafce nocnej. Biorę ją do ręki i czytam.

Przepraszam, ale musiałem wyjść. Zadzwoniła Nastka i powiedziała, że coś złego dzieje się z Alą. Chyba jest przeziębiona i muszę ją zawieźć na pogotowie. Nie chciałem cię martwić, nie po takiej nocy. Śpij dobrze, a ja jutro rano zadzwonię do Ciebie i powiem co z małą.
Słodkich snów kochanie
ZB

No i on myśli, że ja teraz usnę tak bez problemu? Przecież to oczywiste, że będę się zamartwiać. Jeszcze dziś w szkole nic nie wskazywało na to, że Alicja może paść ofiarą przeziębienia, choć w sumie choróbsko potrafi wyjść w przeciągu kilku godzin, więc może rzeczywiście Ala się rozchorowała. Myśląc o tym, ale i nie tylko, moja głowa opadła w końcu na poduszkę i poddała się. Trzymałam ciągle telefon w ręku na wypadek tego, gdyby Zbyszek zdecydował się zadzwonić wcześniej, ale nic takiego nie miało miejsca.

~*~

Przyjechałem do mieszkania Anastazji najszybciej jak tylko potrafiłem. Otworzyła mi mocno zdenerwowana, ale nie odezwała się ani słowem. Nie zdjąłem nawet kurtki, bo być może zaraz ubiorę Alicję i pojadę z nią na pogotowie. Kiedy wszedłem do jej pokoju leżała z jakimś okładem na czole, ale poza tym nie wyglądała na chorą. Nie miała kataru, jej policzki nie były oblane purpurą.
-Myszko co się dzieje? Jesteś chora?- dostrzegłem na biurko 
termometr. Jest elektroniczny, więc bez problemu można rzucić okiem na ostatni pomiar. Wynik 39,4 budzi duży niepokój, ale czemu ja mam wrażenie, że to tylko ściema? Alicja zaczyna się do mnie uśmiechać, ściągając z czoła mokrą ścierkę.
-Nie patrz tak na mnie Zbyszku. Chciałam cię po prostu zobaczyć i taki pomysł wpadł mi do głowy.- nigdy się na nią nie denerwowałem. Nawet nie krzyczałem za to, że biła się w szkole z rówieśnikami. To co zrobiła teraz kompletnie mi się nie podoba. Nie lubię kłamstw i takich podchodów. Gdyby do mnie zadzwoniła i powiedziała, że chce się ze mną zobaczyć, na pewno bym temu zaradził.
-Wiesz, że nie lubię gdy kłamiesz? Ala dlaczego to zrobiłaś? Jechałem do ciebie w strachu, że coś się stało, a ty mnie oszukałaś? Chcesz żebyśmy się pogniewali?- błysk w oku zamienia się na smutek. Jeszcze przed chwilą cieszyła się, że udało się jej wymyślić taki przekręt, a teraz chlipie w poduszkę. Cholera jasna, przesadziłem.
-Aluś nie płacz. Przepraszam, nie powinienem tak mówić-nie przestaje płakać. Zdejmuję kurtkę i układam się obok niej na tym maleńkim łóżku. Bez mała połowa ciała wystaje mi za jego powierzchnię, ale to nie jest teraz istotne. Głowa Wolskiej ląduje na moim ramieniu. Zapalona lampka nocna delikatnie oświetla jej pokój. Tak właśnie wyobrażałem sobie wieczory, w które będę układał swoje dzieci do snu. Ala nie jest moim dzieckiem, ale tak właśnie ją traktuję i kocham jak córkę.
-Ciocia powiedziała, że wyjeżdża za granicę i zabiera mnie ze sobą. Nie chcę z nią jechać, chcę zostać z tobą!- jej cieniutki głosik łamie się, a z oczu płyną małe perełki łez. To stąd jej zachowanie i próba zainteresowania mnie swoją osobą. Chce zrobić wszystko, by mogła ze mną zostać. Nie wyobrażam sobie, że Ala nie będzie obecna w moim życiu. Może nie spędzam z nią tyle czasu ile bym chciał, ale jestem przyzwyczajony do naszych spotkań i wspólnego spędzenia czasu. Ostatnio dołączyła do nas Antosia. Razem chodzimy do kina i na plac zabaw przy moim osiedlu. To nie może tak po prostu się rozpaść tylko dlatego, że Nastka postanowiła pobawić się trochę za granicą.
-Kochanie nie płacz. Nigdzie nie pozwolę ci wyjechać. Myślisz, że zrezygnowałbym z naszych naleśnikowych spotkań?- staram się ją jakoś pocieszyć i chyba mi się udaje, bo uspokaja się, a następnie zasypia. Wyswobadzam się z jej objęć i wychodzę z pokoju, by porozmawiać z Anastazją. Czeka w kuchni, ale nie wiem czy na mnie. Odpala drugiego papierosa, gdy zauważa mnie. Ironicznie się uśmiecha.
-Pogotowie nocne zakończone?- siadam z nią przy stole. Sam jestem w takim nastroju, że wyciągam z jej paczki fajkę i odpalam ją w buzi. Próbuję zgrywać twardego faceta, ale kompletnie mi to nie wychodzi. Lubię się napić, lubię się powygłupiać, ale palić nigdy nie lubiłem. Dusi mnie dym, nieprzyjemnie drażni płuca.
-Nie zgadzam się na to byś wyjechała gdzieś z Alą. Wiem, że nie mam do niej żadnych praw, ale ją kocham i chcę uczestniczyć w jej życiu.-nie lubię tego jej uśmiechu.
-Ty już masz kogoś do kochania. Ta twoja lok piękność nie ma nic przeciwko?
-Nie, nie ma. Myślę też, że w przyszłości będziemy mogli się zmierzyć z tym, by na stałe zająć się Alą. Będziesz wtedy mogła robić to, na co tylko będziesz miała ochotę, a ja wreszcie będę mógł w pełni wywiązać się z tego, co obiecałem Ance.- zaciska nerwowo pięści na stole, by po chwili podnieść i zacząć na mnie krzyczeć.
-Jak śmiesz wspominać o Ance?! To przez ciebie nie żyje! Gdyby wtedy spotkała się ze mną, a nie jechała jak na złamanie karku by cię pocieszyć, to dziś ona zajmowałaby się swoją córką i patrzyła jak dorasta! Chyba już czas, by mała poznała prawdę i zobaczyła, że jej ukochany Zbyszek stoi za śmiercią jej matki?!- podniosła głos do tego stopnia, że Alicja pojawiła się w drzwiach. Znów miała łzy w oczach, ale nie chciała już do mnie podejść. Nie chciała w moich ramionach uspokoić się i odgonić złe myśli. Spojrzałem na Nastkę z wyrzutem w oczach. Odegrała się na mnie najlepiej jak tylko potrafiła…
-Kotku nie wiesz cioci, bo to nie prawda…- jak mam wytłumaczyć 7-letniemu dziecku, że jej mamusia zginęła w wypadku, a ja nie miałem z tym nic wspólnego?

~*~
Ktoś gdzieś narzekał, że mało jest Zbyszka w opowiadaniach, więc mam nadzieję, że poprawiłam statystykę :) 
Nie umiem składać życzeń, ale naprawdę chciałabym wszystkim Wam życzyć, byście realizowały się w swoim życiu w zdrowiu i szczęściu, bo bez tego nic nie można zdziałać. Wesołych i zdrowych świąt! :*
Pozdrawiam, Paulinkaa

niedziela, 8 grudnia 2013

Dziesiątka

Udało się! Alicja jedzie ze mną do moich rodziców, w konspiracji i
ukryciu przed Anastazją. Zbyszek powiedział jej, że mała będzie w czasie ferii znajdować się pod opieką jego rodziców. Muszę jej strzec jak oka w głowie, bo gdyby nie daj Boże coś się stało, to Zbyszek pierwsze lata naszego związku spędzałby za kratami w Rzeszowskim więzieniu. Jak to w ogóle brzmi co? Antonina Łukowska, nauczycielka w klasach 1-3 w związku ze Zbyszkiem Bartmanem, mistrzem Europy, Świata i Bóg wie czego jeszcze. Czy to się w ogóle może udać? Są dni kiedy jestem niesamowicie szczęśliwa z tego, że on jest, że mogę na niego liczyć, a i sama wspierać podczas meczów na hali. Zaraz jednak zastanawiam się czy my w ogóle mamy jakieś szanse na to, by nasz związek mógł przetrwać. Jesteśmy kompletnie z dwóch różnych światów. Już coś takiego przerabiałam w swoim życiu i nie chciałabym po raz kolejny słyszeć, że jestem nikim w odniesieniu do swojego partnera. Co prawda brunet powtarza mi ciągle, że jestem fantastyczna, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że i tak się martwię. Zaryzykowałam i nie chciałabym się sparzyć.
W miejscowości Suche pojawiłyśmy się z Alą po 15. Nie miałam prawa liczyć na to, że uda nam się złapać jakiś środek transportu z autobusowego przystanku, ale na całe szczęście jakoś się udało, bo mój sąsiad akurat wracał z pobliskiego miasteczka i zgodził się nas podrzucić. Janek nie poznał mnie. Cóż, nie mam prawa się mu dziwić. Wyjechałam stąd zaraz po zakończeniu podstawówki, a od tego czasu wiele w moim wyglądzie się zmieniło. Urosłam kilka centymetrów, nabrałam masy i chyba wyładniałam, bo przestałam się borykać już z niedoskonałościami skóry w postaci młodzieńczego trądziku.
-To twoja córka?- oho, zaczyna się to czego się obawiałam i co mnie niewątpliwie śmieszy. Wiedziałam, że jeśli pojawię się tutaj z Alą, to wszyscy będą myśleli, że to moje nieślubne dziecko. Nie dbam o to, ale nie chciałabym, by moi rodzice na tym ucierpieli, bo na takiej wsi z której pochodzę, to ludzie potrafią zatruć życie innym.
-Nie. Wiesz co Janek jak możesz tu wysadź nas już tutaj, pokażę Alicji trochę okolicy. W końcu jak to mają być nasze ferie, to nie możemy tylko siedzieć w domu.- niezręczna sytuacja, dlatego chciałam się jak najszybciej ewakuować z samochodu kolegi z klasy, by nie tłumaczyć moich rzeszowskich zawiłości. Szatyn spełnił moją prośbę, proponując spotkanie. Odpowiedziałam wykrętnie. Nie wiem czy mam ochotę na spotkanie po latach. Ja tu dla nich jestem jak kosmita, jak ktoś obcy.
Biorę nasze bagaże do ręki i kroczę z Wolską po ośnieżonych polnych drogach. Alicja wpada nie raz po pas w zaspy śnieżne, ale nic sobie z tego nie robi. Uśmiecha się radośnie i rzuca we mnie śnieżkami, próbując trafić w moją głowę.
-Bo się pogniewamy panno Alicjo!- grożę jej palcem, ale zarówna i ona i ja wiemy, że to tylko dla żartów.
-Wie pani, że ja się bardzo cieszę, że Zbyszek panią pokochał? Tej jego Joanny to ja nie lubiłam.- zaczęła ją przedrzeźniać i choć nie powinnam tego robić, to śmiałam się do rozpuku. Jesteśmy dwie, które nie lubimy byłej dziewczyny Bartmana, a razem zawsze raźniej. Z każdym dniem Ala jest mi bliższa coraz bardziej i nie mogę powiedzieć, że traktuję ją jak każdego innego ucznia mojej klasy. Po pierwsze jej sytuacja jest inna, a po drugie to spędzam z nią dużo czasu i myśląc o przyszłości ze Zbyszkiem nie mogę zapominać, że mała Wolska będzie jej częścią. Może nawet dużą częścią?
Stajemy zmarznięte i nieco zdrożone w progu mojego rodzinnego domu. Wzrokiem omiatam teren obejścia i ze smutkiem stwierdzam, że zbyt długo mnie tu nie było. Wiele się zmieniło od dnia, w którym rodzice wywieźli mnie na autobusowy przystanek, życząc powodzenia. Smutku i łez w ich oczach nie da się zapomnieć. Do tego czasu starałam się usprawiedliwiać i szukać wymówek dla mojego postępowania. Nie mitrężyłam czasu w warszawskich klubach, nie skakałam z kwiatka na kwiatek. Ciężko walczyłam o swoją pozycję i uważam, że coś udało mi się osiągnąć. Mimo wszystko to chyba nie jest wystarczające tłumaczenie, by zostawić rodziców na pastwę losu i interesować się nimi tylko od święta. Nie mogę już nigdy do tego dopuścić, nie chcę.
-Tosieńko!- matczyne ręce obejmują mnie mocno w pasie. Mama nic się nie zmieniła poza tym, że na jej włosach pojawiło się już kilka siwych włosów. Trzymając Alę za rękę, wchodzimy obie do środka. Wyczuwam zapach ulubionego placka drożdżowego i pierogów z kapustą i grzybami. Zajadałam się nimi w dzieciństwie.
-Mamo to jest Ala o której ci mówiłam.- szatynka w ogóle się nie wstydzi, podając mojej rodzicielce rękę, a nawet nadstawiając czoło do ucałowania. Widzę, że ktoś tu będzie miał dobrze, bo mama jest tak ciepłą i opiekuńczą osobą, że z pewnością będzie chciała dać Alicji od siebie jak najwięcej ciepła, z którym teraz u niej krucho
-Chodźcie dzieci, jesteście pewne głodne po podróży.-jadłyśmy kanapki po drodze, ale mimo wszystko mój żołądek domaga się jakiejś porcji pożywienia. Ala także nie sprzeciwia się, gdy mama prowadzi ją do kuchni.
-A tata?
-Pojechał do miasta załatwić kilka spraw. Nie mógł się już was doczekać, aż w końcu wsiadł w samochód i pojechał. Nie mówiliśmy ci córeczko, ale trochę lepiej nam się zaczęło ostatnio powodzić, więc tata kupił samochód.- klaszczę w dłonie. Właśnie to chciałam usłyszeć. Sama też dookoła widzę, że standard życia się tu poprawił. Trochę mogę być zła, że dopiero teraz dowiaduje się o podjęciu przez rodziców pracy i sprzedaniu gospodarskiego elementarza. Już dawno wszyscy wiedzieliśmy, że z tak małego gospodarstwa ciężko jest się utrzymać na godziwym poziomie, a stała praca i pensja w znacznym stopniu mogą to ułatwić. Szkoda tylko, że tak późno pojawiła się dla rodziców szansa na poprawienie warunków życia, ale lepiej późno niż wcale.
-Bardzo pyszne te pierogi proszę pani.- cała Alicja, rezolutna i zupełnie niewystraszona gdy czuje, że ma wokół siebie osoby życzliwe. Mama głaszcze ją po głowie, dokładając na talerz jeszcze dwa pierogi. Sama nie wiem ile ich zjadłam, ale ledwo zapinające się spodnie są oznaką tego, że za bardzo sobie pofolgowałam.
-A co słychać u ciebie dziecko?- aż strach pomyśleć ile się działo i ile czasu musiałabym poświęcić, gdybym chciała opowiedzieć jej wszystko ze szczegółami. Trochę mi wstyd, że rodzice nie wiedzą za wiele o moim związku z Fabianem i ciąży, w której byłam. Teraz nie chcę już przed nimi ukrywać Zbyszka, więc opowiadam rodzicielce o tym jak nam się układa, jak się docieramy i staramy zbudować coś trwałego. Widać, że jest szczęśliwa, że czuje jakąś ulgę. No tak. Zapomniałam, że w naszej wsi panuje powszechny trend, że jeżeli dziewczyna nie wyjdzie za mąż do 25 roku życia to znaczy, że już trzeba okrzyknąć ją mianem starej panny.
-Nie wiem czy będą dzwonić dzwony w kościele z okazji naszego ślubu, ale mam nadzieję, że to coś poważnego.- uspokajam ją. Będzie mogła iść jutro do sąsiadek i powiedzieć im, że przyjechałam i wcale nie zanosi się na to, że zachowam swój wianek dla siebie do końca życia. Chociaż wianek to już dawno powinnam utopić w Wiśle, bo dziewicą się już legitymować nie mogę, ale tego mama nie musi wiedzieć. Zresztą czy ona się nie domyśla? Mam wrażenie, że dobrze wie na czym teraz oparty jest świat i jak to wszystko wygląda, a to całe średniowieczne podejście do życia to tylko taki pic na wodę.
-Cieszę się córeczko. A powiesz mi jeszcze jaki jest ten Zbyszek? Chciałabym go poznać, ale tu do nas to nawet nie ma jak przyjechać, bo nie mamy się czym pochwalić, ale może kiedyś i my będziemy mieli ładny dom.-oszczędzę mamie rewelacji na temat zajęcia Zbyszka. Opowiedziałam o nim najlepiej jak potrafiłam, ale bez przesadnej wazeliny. Nic nie poradzę, że on teraz zachowuje się tak, jakby był chodzącym ideałem po tym łez padole. Mama gdyby mogła, to pewnie piałaby z zachwytu. Cóż, ja też się często powstrzymuje, by nie rozpływać się nad nimi godzinami, bo to zakrawa już na jakąś obsesję…

***

Chętnie zgodziłem się na ten wyjazd, a teraz tego żałuję. Dlaczego? Bo tęsknie za dziewczynami jak diabli. Mam teraz niby czas na to, by spotykać się z kumplami na typowo męskie zajęcia, ale ja chyba już wyrosłem z oglądania filmów akcji do późnych godzin nocnych z butelką piwa w ręku i paczką chipsów na kolanach. Zresztą, paczka powoli nam się rozlatuje na poczet rodzinnych gniazdek. Cichy planuje ślub ze swoją Olą, który ma odbyć się w maju tego roku. Reszta chłopaków ma już rodziny, z którymi chce spędzać jak najwięcej czasu. Ostatnio ze składu wykruszył się Kubiak. Ześwirował w dniu, w którym na świecie powitał pierworodnego. W pełni popieram świadome i aktywne ojcostwo, ale to co wyczynia Michał czasami zakrawa na szaleństwo. Na treningi przychodzi z oczami wielkości szklanki. Kiedy pytamy go czy znów miał nieprzespaną noc z powodu płaczu Krzysia to mówi, że nie. Nie wysypia się, bo siada na fotelu obok łóżeczka małego i wpatruje się w niego godzinami, jakby nie mógł uwierzyć, że został ojcem.
-Jak kiedyś dostaniesz telefon z komendy policji, że musisz odebrać syna z komisariatu to raz dwa uwierzysz w swoje szczęście.-przerażanie wymalowane na twarzy przyjaciela sprawia mi radość. Cieszę się, że zdecydowałem się na odwiedziny Kubiaków, bo siedzenie samemu w domu kompletnie mi nie służy.
-Mój syn będzie grzeczny jak aniołek.
-Jeśli po tobie, to na pewno.- a kto w dzieciństwie podkradał ojcu fajki i popalał za kontenerem na śmieci? Kto podpalił z kolegami szkolne boisko na dużej przerwie. Aż dziw bierze, że taka słodka, pucułowata buźka Miśka ma tyle za uszami. Pewnie zmalował jeszcze więcej, ale nie do wszystkiego się przyznał.
-Oby był podobny do Moniki.- stwierdził z nadzieją, choć jeszcze 15 minut temu był dumny z tego, że Krzyś ma pieprzyk na plecach w tym samym miejscu.
-A tak w ogóle to jak ci Antośka będzie rodzić dzieci, to też cię tak będę stresował i zobaczysz jak to fajnie.- Antosia, ja i dzieci? Nie, to zdecydowanie za wcześnie, by tak radykalnie wybiegać w przyszłość. Już widziałem u swojego boku gromadkę słodkich blondynków albo brunetów, a nic z tego nie wyszło. Będzie co Pan Bóg da, planowanie wszystkiego skrupulatnie nie ma najmniejszego sensu. Nie podejmuję tematu zaczętego przez przyjaciela, więc umiera on śmiercią naturalną. Przechodzimy do salonu, gdzie Monia ogląda jakiś film dla kobiet. Przynajmniej wnioskuję tak po minie Kubiego, który zarządza ewakuację do jego gabinetu. Dacie wiarę? Kubiak ma swój gabinet, chociaż ja raczej nazwałbym to pokojem chwały, bo w tym miejscu znajdują się wszystkiego jego trofea i pamiątki z najróżniejszych części świata.
-Zrobimy po maluchu?- wyjmuje z szuflady biurka dwie szklanki i Jack`a Danielsa. Na mojej mordzie pojawia się teraz chytry uśmieszek. Cóż, samochód odbiorę jakoś jutro, do domu wrócę taksówką, choć jak dobrze nam z Miśkiem pójdzie, to będę musiał zapewne skorzystać z gościnności przyjaciół. Zacieram ręce i siadam na biurku twarzą do niego.
-To standardowo za Krzysia, by mu się zdrowo rosło.- od jego szczęśliwego poczęcia każde spotkanie z udziałem alkoholu okraszamy takim właśnie toastem. Chcę już nabierać łyk brązowej cieczy do gardła, gdy Michał wznosi inny toast.
-Myślę, że zdecydowanie bardziej trzeba wypić za ciebie, by Tosia w końcu okazała się tą właściwą dla ciebie kobietą. A za Krzysia również możemy się napić, ale następnym razem.- i tych następnych razów było zdecydowanie więcej. Wypiliśmy za wygraną w Plus Lidze, za udany sezon reprezentacyjny, za Igrzyska Olimpijskie w Rio, za udane wesele Oli i Piotrka. Film urwał mi się na wezwaniu skierowanym pod adresem Grześka Kosoka, by i jemu szczęśliwie urodził się maluszek pod koniec czerwca.
-Ale ty i Tośś…ty też byś ją mógł zapłodnić. Masz ju swoje lata panie Bartman.- obejmujemy się za szyje, próbując wyjść na korytarz. Podświadomość działa w sposób ograniczony bo zakodowała tylko, że nie możemy obudzić Kubiaka Juniora. Dobrze byłoby też, gdyby Monika nie widziała nas w tym stanie, ale niestety nie mamy tyle szczęścia.
-Oboje śpicie na kanapie. Nawet nie myśl sobie, że w takim stanie wpuszczę cię do łóżka!
-Ale kwiatuszku…-tracimy równowagę, a próby odzyskania jej spełzły na niczym. Legliśmy jak dłudzy u stóp Moniki, nie mogąc się podnieść.
-Nie wiem jak ty, ale ja doprowadziłem się już do ostateczności.- wyszeleściłem z ledwością, ale zupełnie nie potrzebnie, bo Michał śpi już jak mops na moim ramieniu. Upadliśmy nisko, ale pozostaje mieć nadzieję, że alkohol nie był pity na darmo, a wszystkie nasze toasty spełnią się w najbliższym czasie.

~*~
Dopiero dziś odzyskałam Internet po tym, jak w naszym kraju za bardzo panoszył się Ksawery. I pomyśleć, że ja myślałam poważnie o tym, by w przyszłości dać tak na imię swojemu synkowi, jeśli takowy się pojawi :)
Podoba mi się ten rozdział, bo jest taki o niczym i utrzymamy w kanonie sielankowym. Uwierzcie mi, że pisany przeze mnie kolejne części już takie nie są, ale to chyba wynika już z mojej natury, że muszę gmatwać ile się da.
Pozdrawiam


wtorek, 19 listopada 2013

Dziewiątka

Nowy rok kalendarzowy zawsze przynosi nowe nadzieje na lepsze życie. Zamieszanie związane z chorobą Zbyszka nie pozwoliło mi nawet porządnie go rozliczyć i powziąć postanowień do realizacji na najbliższych dwanaście miesięcy. Na pewno chciałabym zagrzać w Rzeszowie na dłużej, bo jeśli w czerwcu przyjdzie mi zawinąć manatki i znów zaczynać wszystko od nowa, to chyba popadnę w depresję. Pod koniec stycznia na pewno chcę jechać do rodziców. I to chyba tyle. Życie nauczyło mnie, by nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość, bo jej planowanie często okazuje się zajęciem zupełnie niepotrzebnym.
Do mojej głowy wpadł też pewien pomysł, ale do jego realizacji będzie mi potrzebny Zbyszek. Nie, nie planuje ślubu w najbliższym czasie i nie szukam potencjalnego kandydata. Po prostu chciałabym do swojej rodzinnej miejscowości zabrać Alę, a bez pomocy siatkarza mi się to nie uda. Dlaczego? Bo ja nie mam prawa jej nigdzie zabrać. Jest na to jednak inne rozwiązanie. Poproszę bruneta, by on udawał, że wziął do siebie Alicję, a w między czasie ja będę się nią opiekować, zażywając natury na wsi. Myślę, że będzie zdecydowanie bardziej zadowolona z dużej ilości śniegu, niż promieni słonecznych w jakimś innym miejscu świata. Ta cała Nastka to chyba musi nie lubić zimy, skoro robi wszystko, by każdy możliwy wolny czas spędzać w ciepłych krajach.
O swoim pomyśle będę mogła z Bartmanem porozmawiać zaraz po meczu Resovii z Politechniką Warszawską, bo umówiłam się z nim na kolacje. Czysto koleżeńską i nic poza tym. Od sylwestra się nie widzieliśmy. Wydaje mi się, że oboje nie wiemy jak mamy odnieść się do tego co się wtedy wydarzyło. Cóż, wypadałoby przejść nad tym do porządku dziennego, ale mi się to nie udaje. Każdego dnia łapę się na tym, że o tym rozmyślam i analizuję. Zastanawiam się czemu tak dobrze mi się z nim rozmawia i dlaczego lubię z nim spędzać czas. Ostatnio też mogę się pochwalić, że zaprzestałam tego toksycznego układu z Fabianem. Cóż, Drzyzga jest zawiedziony i stara mi się pokazać, że zrobiłam duży błąd, ale nie zważam na to. Mam czyste sumienie względem jego dziewczyny. Może za nią nie przepadam, ale to nie znaczy, że za jej plecami mam pieprzyć się z jej chłopakiem. Ja taka nie jestem, a te kilka spotkań z finałem w łóżku to chwila słabości i nic więcej.
-Widzę, że wkręciłaś się w kibicowanie z nami co?- no tak, można tak powiedzieć. Wcześniej raczej siadałam gdzie popadnie, byleby tylko być na meczu i czuć tę atmosferę sportowej rywalizacji. Od jakiegoś czasu regularnie siadam w towarzystwie drugich połówek rzeszowskiego zespołu, a Iwona Ignaczak stara się mi uzmysłowić, że to nie jest przypadek. Dla niej i wielu innych dziewczyn jestem związana ze Zbyszkiem. Nie boją się nawet używać tych określeń, gdy w pobliżu siada Aśka. Robi to wyjątkowo rzadko, bo częściej można ją zobaczyć w towarzystwie państwa Bartman. Też raz siedziałam ramię w ramię z Leonem Bartmanem, ale tylko dlatego, że Alicja mnie tam zaprowadziła. Dziewczynka dziś jest u dziadków i nie mogła przyjechać na mecz.
-No nie powiem, żeby kibicowanie w doborowym towarzystwie nie sprawiało większej przyjemności.- uśmiecham się do niej kokieteryjnie, jakbym chciała się podlizać. Oczywiście robię to dla żartu. Nie mam potrzeby wkupienia się w łaski dziewczyn, bo między mną a Zbyszkiem niczego nie ma. Na jednym pocałunku nie można budować przyszłości, życie to nie film.
Mecz tradycyjnie już kończy się zwycięstwem naszych „pasiaków”. To, że mieszkałam tyle lat w Warszawie wcale nie obligowało mnie do tego, bym kibicowała stołecznemu klubowi. Zresztą, jak ktoś choć raz był na Podpromiu wie, że w tak magicznym miejscu czuje się po prostu jedność tylko z jednym zespołem. Wszyscy patrzą w jednym kierunku z nadzieją na kolejny zwycięstwa, na kolejne sukcesy. Dziewczyny nie raz mówiły mi, że to dopiero początek, bo to runda zasadnicza. Prawdziwe cuda zaczynają się podobno dopiero w fazie play-off, więc już dziś z utęsknieniem na nią czekam. Obok mnie zdążyło się już przewinąć kilku siatkarzy, którzy przyszli podziękować swoim partnerką za doping. Ja nie mam takich zmartwień, więc grzecznie czekam na to, aż Zbyszek się z wszystkim upora i będzie mógł wyjść z hali. Pewnie teraz rozmawia ze swoimi rodzicami i nie mogę się mu dziwić. To piękne, że jeżdżą w sumie zanim na każdy mecz po całej Polsce i wspierają go. Nie mogę mieć do niego żalu o to, że nie podchodzi do mnie. Jestem tylko znajomą, dobrą koleżanką.
-Mogę liczyć na buziak w ramach gratulacji? W końcu dostałem nagrodę najlepszego zawodnika meczu.- nie wierzę, że pojawia się obok mnie i jak gdyby nigdy nic siada na jednym z krzesełek, zagarniając mnie do siebie ramieniem. Jestem tak zaskoczona, że wręcz machinalnie przyklejam usta do jego policzka. Na jego twarzy pojawia się uśmiech.
-Myślałam, że rozmawiasz z rodzicami.- kręci głową. Dopiero teraz zauważam, że jest już przebrany w cywilne odzienie i można powiedzieć, że gotowy do wyjścia.
-Chcę cię przedstawić rodzicom. Moja mama chce koniecznie poznać sanitariuszkę, która postawiła na nogi jej ukochanego synka.- zamieram, gdy wstaje i podaje mi rękę. Na coś takiego to my się nie umawialiśmy. Ja nie wiem w ogóle co mam myśleć o nas, o on chce mnie przedstawiać swoim rodzicom?! Jako kogo?! Dobrze wiem co sobie o mnie pomyślą. Łowczyni posagów, która poleciała na ich bogatego synka, jak tylko jego drogi z narzeczoną się rozeszły. Ja widziałam ich zdjęcia z blondyną i widać było na nich, że uwielbiają przyszłą synową. Nie chcę być porównywana do niej.
-Przepraszam Zbyszek, ale to nie jest najlepszy pomysł. Idź sam, a ja na ciebie poczekam na zewnątrz.-tchórzę, ale nie potrafię inaczej. My najpierw między sobą musimy wszystko wyjaśnić, bym mogła robić zapoznania z jego rodzicami. Nie jest tym faktem pocieszony, ale nie naciska na mnie. Wygrzebuje z kieszeni spodni kluczyki do samochodu i mi je daje. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraził i zrozumiał, dlaczego tak postąpiłam.
Gdy wychodzę na parking nie muszę się zbytnio wysilać, by odnaleźć jego wóz. Wyróżnia się dość wyraźnie spośród aut innych siatkarzy. Do tego jeszcze ta rejestracja. Nie mogę mieć wątpliwości, że wsiadam do właściwego wozu. Nie czekam na niego zbyt długo. Pojawia się na miejscu kierowcy za jakieś 15 minut. Nie wraca do rozmowy na hali. Zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Ja tak nie umiem, choć sama też nie podejmuje próby wyjaśnienia tego.
-To gdzie jedziemy? Mam jakieś preferencje co do narodowości kuchni?- o matko! Nie mam żadnych preferencji. Zapomniałam, że on dużo jeździ po świecie i jestem naprawdę mądrym człowiekiem. Ja zadowalam się schabowym z ziemniaki, a on jak mi kiedyś zapadał włoską nazwę swojej ulubionej potrawy, to nawet nie umiałam jej powtórzyć.
-Zdaję się na ciebie.-tak najłatwiej. Gorzej jak wywiezie mnie na jakieś sushi albo nie wiadomo co, to na pewno się nie najem, bo aż tak eksperymentować z jedzeniem to ja nie lubię. Zbyszek przyjmuje wyzwanie i zawozi mnie w miejsce po prostu żywcem wyjęte z moich myśli. Już od jakiegoś czasu chodziła za mną grillowana kiełbasa, a on przywozi mnie do oberży kilkaset metrów za Rzeszowem. Wysiadam ze święcącymi oczami, czując już zapach swojskiego jadła. Dzisiaj to sobie chyba nawet pofolguje z dietą, a co!
Zajmuje jeden ze stolików, uprzednio zapierając kartę dań z baru. Już od samego początku wiem, co padnie moim łupem. Zapach dobrze grillowanej kiełbasy przyjemnie drażni moje nozdrza, a żołądek daje o sobie znać zapominając, że to nie ładnie tak burczeć w obecności innych na głos.
-Widzę, że ktoś tu pościł cały dzień, by zjeść kolację.- coś w tym jest. Od zawsze tak mam, że jeśli umawiam się z kimś na kolację to staram się przegłodzić, by potem nie wybrzydzać i jeść więcej niż zwykle. Tak jest i teraz. Gdy na moim talerzu ląduje spory kawałek soczystej kiełbaski, milknę i zajmuję się jedzeniem. Kończę po jakiś 15 minutach z uśmiechem na twarzy i pełnym żołądkiem. Odsuwam od siebie talerz, popijając wszystko szklanką coca coli. Jestem w niebie, mogę rozmawiać o Ali.
-No to chcę ci powiedzieć, że chciałabym zabrać Alicję na ferie do moich rodziców. Chyba rozumiesz, że twoja pomoc jest nieodzowna, bo Anastazja na pewno nie pozwoliłaby na coś takiego.- cóż, nie dziwiłabym się, gdyby ona interesowała się córką swojej zmarłej siostry. W tym przypadku tak nie jest, a ja nie mogę patrzeć jak ten dzieciak z dnia na dzień traci entuzjazm i wiarę w to, że kiedyś i do niej uśmiechnie się szczęście. Wiem, że przy Zbyszku byłaby bardziej szczęśliwa dlatego chciałabym mu jakoś pomóc, by to on mógł starać się o uzyskanie prawo do opieki nad małą Wolską.
-Mówiłem ci już, że jesteś wyjątkowa?

***

Coraz więcej czasu chciałbym spędzać z Antosią. Świetnie się dogadujemy i rozumiemy. Mogę rozmawiać z nią prawie tak swobodnie jak z Anią. Dlaczego prawie? Bo w przypadku Wolskiej byłem pewien, że nie czuję do niej nic prócz miłości przyjacielskiej. Miałem wrażenie, że jest moją siostrzyczką, którą muszę się opiekować i pomagać jej, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Z Łukowską jest inaczej. Pierwszy raz od bardzo dawno czuję się przy niej sobą. Kiedy byłem z Joanną musiałem zważać na to co mówię i robię, bo nie wszystkie moje zachowania i nawyki słowne podobały się narzeczonej. Szatynka na większość rzeczy nie zwraca nawet uwagi. Do tego jeszcze troszczy się o Alicję. Podoba mi się jej pomysł, dlatego pomogę jej we wszystkim, w czym tylko będzie chciała.
-Mówiłem ci już, że jesteś wyjątkowa?- dotykam jej dłoni, patrząc głęboko w oczy. Nie ucieka. Nie chcę tu już byś w towarzystwie innych. Chciałbym ją zabrać gdzieś w ustronne miejsce i znów skosztować jej ust. I zrobiłbym wszystko, żeby już nie uciekła.
-Nie Zbyszek, ja wcale nie jestem wyjątkowa. To ty jesteś wyjątkowy. Nawet bym nie pomyślała szczerze mówiąc no bo wiesz, w Częstochowie to raczej żyłeś w stylu macho… - ma rację, nie mogę mieć o to pretensji. Zmieniłem się, wiele osób mi to już mówiło. Śmierć Anki mnie zmieniła, a Alicja jest dla mnie takim ograniczeniem, bym nigdy nie wrócił już do tamtego życia. Patrząc na nią, zapragnąłem założenia rodziny, zostania mężem i ojcem. To, że nie udało się z Joanną nie znaczy, że się poddam. Nie poddam się.
-Chodź.- impulsywnie wstaję z miejsca i podaję rękę Łukowskiej. Wychodzimy z karczmy, kierując się do samochodu. Nie wsiadamy jednak do niego. Przypieram ciało Antosi do maski auta i raptownie napieram na jej usta. Odgarniam jej włosy, które kaskadami spadają na jej twarz. Trzymając w ręku kluczyki do samochodu, automatycznie otwieram zamki. Po omacku szukam klamki tylnych drzwi, nie przestając całować Antoniny. Otwieram je i wpycham szatynkę do środka. Siedzenia z tyły w moim samochodzie są dość duże, więc nie powinno być problemu, byśmy tu i teraz mogli cieszyć się sobą w pełni. Chcę tego, a i Tośka  nie wnosi żadnych sprzeciwów. Schodzę pocałunki wzdłuż jej szyi, odpinając guziki jej płaszcza. O pełnym roznegliżowaniu w takich warunkach nie może być mowy, ale to nic.
-Zbyszek a jakieś zabezpieczenie? Bo ja tabletek nie łykam jak tic taców, więc wiesz…- uśmiecham się lubieżnie, przejeżdżając językiem po brzegu jej ust. Wyciągam ze schowka pudełko prezerwatyw. Ściągam spodnie razem z bokserkami. Na widok mojego penisa oczy Tosi błysnęły. Z podziwu? Sam nie wiem, ale cieszy mnie ten widok.
-Ej a mogę ja to ulokować tam, gdzie trzeba?- unosi się do pozycji siedzącej, wyjmując z mojej dłoni opakowanie ogólnodostępnej antykoncepcji. Poddaję się, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. To co dzieje się później, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałem się, że mój członek wyląduje w pełnych ustach Tosi. Chwytam za nagłówek siedzenia, bo nie mogę opanować wstrząsu, jaki przechodzi przez moje ciało. Chyba jeszcze nigdy się tak nie czułem. Zawsze lubiłem patrzeć, jak kobiecie jest dobrze z mojej przyczyny. Teraz to kobieta sprawia, że jest mi nieziemsko i nie chciałbym tego przerywać, choć moje ciało jest już na skraju wytrzymałości.
-Tośka wystarczy, bo nie dam już rady!- krzyczę, w porę wyjmując z jej ust nabrzmiałą męskość. Założona prezerwatywa nie pozwala mi już dłużej czekać. Rozpinam jej jeansy, odgarniam na bok figi i bez certolenia rozkoszuję się posuwistymi ruchami w jej wnętrzu. Widzę, że jest jej dobrze, a i więc i na moją twarz znowu wpływa błogi uśmiech. Może zaczynamy od dupy strony? Może to powinny być najpierw kwiaty, kolacje przy świecach i spotkania w kinie? Chrzanić to! Owszem, tak jest pięknie, ale nikt nie powiedział, że i w naszym przypadku pięknie nie może być.
-Zbyszek!- krzyczy, wbijając mi paznokcie w szyję. Czuję, że bez zadrapań się nie obejdzie, ale co tam. Dla takich chwil warto czuć nieprzyjemne szczypanie i krew, ściekającą wąską stróżką po szyi w okolice klatki piersiowej. Nawet nie wiedziałem, że aż tak ją pożądam, aż tak bardzo jej pragnę.
Po skończonej akcji siadamy oboje na siedzeniu, wtuleni w siebie. Powinniśmy jechać teraz do domu, dla naszych ciał wskazany jest teraz zimny prysznic. Całuję czubek jej głowy, splatając moją dłoń z jej dłonią.
-I co teraz panie Bartman? Każde w swoją stroną?- ona myśli, że dla mnie to był tylko szybki numerek, jeden z wielu. A ja wcale tak do tego nie podchodzę. Nie kochałem się z nią tylko dlatego, by poprawić swoje statystyki, by poprawić swoje ego.
-Może nie od tego powinniśmy zacząć, ale to co się między nami wydarzyło to oznaka tego, że chciałbym z tobą być. Nigdy nie czułem się tak dobrze jak przy tobie. Nie chcę prorokować o naszej przyszłości, bo już raz planowałem ślub i nic z tego nie wyszło. Nie wiem jakie jest twoje zdanie na ten temat, ale ja chciałbym spróbować. Chciałbym z tobą być…- cholera! musiałem powiedzieć coś nie tak, bo w jej oczach pojawiły się łzy. Ocieram je, nie było ich wiele. Zaraz po nich na uśmiechnęła się.
-To najpiękniejsze wyznanie jakie do tej pory słyszałam. A moje odpowiedź brzmi „tak”. Nie mogę powiedzieć jeszcze, że kocham cię nad życie, ale obojętny mi nie jesteś.- całuję jej czoło. I w ten oto sposób zostaliśmy parą. Niby dziecinne, niby banalne, ale nasze. Jej i moje. WSPÓLNE!




~*~
Obiecane odejście od rzeczywistości. Na mnie Mel zawsze możesz liczyć :*
Nie mogę się pochwalić olbrzymim doświadczeniem w sprawach damsko-męskich, ale relację tej dwójki właśnie tak sobie założyłam. Szybko, intensywnie, ale jeszcze do końca nie wiem z jakim skutkiem.  Chcę Wam powiedzieć, że ten rozdział powstał 28 sierpnia, czyli w mojej głowie do tej pory przeleciało już milion scenariuszy. Jak będzie przekonacie się już za dwa tygodnie :D
Pozdrawiam, Paulinkaa



wtorek, 5 listopada 2013

Ósemka

Ostatni dzień w roku spędzony w łóżku z prawie 40-stopniową
gorączką i zapaleniem górnych dróg oddechowych nie jest niczym
przyjemnym. 
Leżę sam jak kołek w mokrym od potu łóżku bez szans na to by wstać i zmienić sobie obleczenie. Nie mogę poprosić Michała o pomoc, bo młody tatuś nie powinien lawirować między małym dzieckiem a chorym przyjacielem. Kubiak Junior rośnie jak na drożdżach, a dumny Misiek nie posiada się ze szczęścia. Wcale się mu nie dziwię, a nawet zazdroszczę, że to ma. Od kiedy on i Monia zostali rodzicami, a ja obserwuję jak dobrze sobie z tym radzą, jeszcze bardziej zapragnąłem dać dom i miłość Alicji. Od rozmowy z Nastką wiem, dlaczego nie chcą się na to zgodzić rodzice i sama Wolska. Obwiniają mnie o śmierć córki i siostry, a ja sam zacząłem wierzyć, że to moja wina. Co z tego, że nie kazałem jej do siebie przyjeżdżać, że nie miałem o tym pojęcia? Sam fakt tego, że zginęła w drodze do mnie, jadąc ze słowem pocieszenia i wsparcia sprawia, że każdego dnia walczę ze łzami i bolesnymi wspomnieniami. Chodzę jak cień samego siebie, na nic nie mam ochoty i nic mi się nie chce. Nawet na boisku odnotowałem spadek formy, ale na szczęście szybko wszyscy eksperci mnie usprawiedliwili tłumacząc, że po tak dużej i ciężkiej imprezie jaką były Mistrzostwa Świata, obniżka formy musiała kiedyś przyjść. Nikt nie pojęcia co kołacze się w mojej głowie, co się ze mną dzieje. Chociaż nie. Jest jedna osoba, która mnie rozumie i która mnie słucha. To Antosia.  Niczego na mnie nie wymusza. Nie wyciąga informacji na siłę. Po prostu daje mi tą pewność, że jak tylko poczuję się gorzej, to mogę do niej zadzwonić. Czy po tak krótkim czasie można powiedzieć, że z kimś się przyjaźni? Wydaje mi się, że nie, ale Łukowska to naprawdę wartościowa osoba.
Czuję się tak, jakby przejechał po mnie pług do odśnieżania dróg. Nie mam siły nawet choć na chwilę dźwignąć się na łóżku i czegokolwiek napić, a co dopiero wstać i iść do toalety. Potrzeba fizjologiczna nie daje mi spokoju już dłuższy czas, ale dopóki mogę, to się jej nie nadaje. Dotykam dłonią czoła. Jest gorące jak piec. Temperatura powinna mnie opuszczać, a ona daje jazzu już od rana. Jak to wszystko tak będzie wyglądać, to pewnie spełni się najczarniejszy scenariusz i wyląduje w szpitalu. Nawet nie chcę o tym myśleć. Przykrywam się kołdrą. Immanentna sprzeczność, jestem niewyobrażalnie gorący, a moim ciałem targają dreszcze, jakbym co najmniej znajdował się teraz na obrzeżach Syberii.
-Zbyszek! Zbyszek jesteś tam! To ja, Tośka!- co ona tutaj robi?! Przecież umówiliśmy się, że nie będzie mnie odwiedzać, by się nie zarazić tym paskudnym i wyniszczającym choróbskiem. Nie zdążyłem się jeszcze zorientować, że Łukowska jest upartą kobietą i jak sobie coś postanowi, to nie ma takiej siły, która by jej nie powstrzymała. Pytanie tylko jak ja mam wstać i jej otworzyć, skoro nie mam siły nawet wesprzeć się na łokciu? No nic, muszę próbować.
-Jestem! Poczekaj chwilę, bo to może potrwać!- resztkami sił próbuję zdobyć się na mocniejszy ton głosu, ale nie wiem czy osiągam swój cel. Odkrywam się i próbuję zepchnąć nogi na podłogę. Jej chłód nieprzyjemnie drażni moje stopy. Pozycja siedząca z trudem została osiągnięta. Teraz wystarczy tylko podrzucić dupę do góry i się podnieść. Próbuję to zrobić, ale za pierwszym razem z hukiem upadam obok łóżka, zrzucając za sobą lampkę z nocnej szafki. Michał mnie zabije bo to był prezent od niego z podróży poślubnej.
-Zbyszek co tam się dzieje do cholery?! Bo zaraz wyważę drzwi!- nie boję się tego. Te drzwi kosztowały mnie majątek, ale są podobno przeciwpancerne. Kolejna próba uzyskania pozycji pionowej przynosi oczekiwane rezultaty. Stoję na własnych nogach, ale ledwo. Wszystko wiruje razem ze mną. Kiedy staję przed wejściowymi drzwiami i otwieram je, czuję jakbym obszedł cały Rzeszów pieszo. Chciałem wziąć od Antosi siatki, z którymi tu przyszła, ale to był za gwałtowny ruch w moim wykonaniu. Ległem jak długi u jej stóp. Nie dość, że z czoła cieknie mi krew, bo musiałem skaleczyć się o jakiś odłamek potłuczonej lampy, to jeszcze teraz uderzyłem głową o ścianę.
-Dlaczego nie powiedziałeś, że tak źle z tobą?! To ja siedzę w domu i myślę, że dochodzisz do siebie, a z tobą z dnia na dzień jest coraz gorzej! Jak dobrze, że udało mi się znaleźć coś, co być może w szybkim czasie postawi cię na nogi. Na razie jednak musisz skorzystać z mojego ramienia.- szatynka rozpłaszcza się w ekspresowym tempie i pomaga mi wstać. Prowadzi do kuchni, gdzie na jednej z górnych półek znajduje apteczkę. Przemywa mi ranę utlenioną wodą. Jestem tak obolały, że już nie zrobiło na mnie wrażenia to nieprzyjemne pieczenie po zetknięciu z płynnym medykamentem. Do nabitego na głowie guza Tosia przyłożyła mi ostrze noża. Czuję się teraz jak uczniak, który wrócił po bójce w szkole wrócił do domu i oddał się w zbawienne ręce matki.
-Co ty masz w tych torebkach? Jeśli jedzenie to zupełnie niepotrzebnie się fatygowałaś z zakupami, bo ostatnio przyniosła mi coś na ząb Iwona i sąsiadka z dołu. Ja i tak nie mam kompletnie apetytu, więc wiesz…- mam katar, a mimo wszystko moje nozdrza przyjemnie drażni zapach jej perfum. Calvin Klein? Podobne kupowałem Joannie.
-Jak trochę cię ogarnę i napasę, to postawię ci bańki. Mam nadzieje, że słyszałeś o ich zbawiennym wpływie na osoby przechodzące ciężkie przeziębienia? Nie zawsze można je wykonywać, ale ja dzwoniłam do lekarza rodzinnego i on nie widzi przeciwwskazań.- uśmiecha się radośnie, a ja zamieram. Wiem co to są bańki i wiem też, jakie zajebiście one bolą. Babcia stawiała je mi i mojej siostrze, gdy byliśmy mali. Potem też chciała, ale ja miałem już swój rozum i umiałem się przeciwstawić. Co ja mam zrobić teraz? Przecież nie zrobię z siebie kompletnego mięczaka i nie powiem, że się boję! Już i tak z tym opatrunkiem na czole wyglądam jak ofiara losu.
-A może to jeszcze za wcześnie? Może dajmy szansę antybiotykom, skoro i tak muszę je brać?- próbuję się z tego jakoś wycofać, ale zupełnie nieskutecznie. Antosia kiwa głową jakby dając mi znak, że nie zrezygnuje z tego. Muszę więc zacisnąć zęby i pokazać, że jestem mężczyzną, choć w tym momencie kompletnie tego nie czuję.

***

Gdybym wiedziała, że Zbyszek jest w takim stanie już wcześniej pokusiłabym się o wizytę u niego. Co prawda zdawałam sobie sprawę, że jego zapalenie oskrzeli jest dosyć ciężkie, ale nie pomyślałabym nigdy, że aż tak osłabi go ta choroba. Od dnia wizyty u lekarza, na którą osobiście go dostarczyłam taksówką, myślałam o tym jak wykombinować w Rzeszowie kilka baniek chińskich, by postawić Bartmanowi "bańki". Moja mama zawsze to robiła, gdy byłam chora i nigdy moja rekonwalescencja nie trwała długo. Kiedyś pokazała mi jak to się robi na przykładzie taty i od tamtej pory uważam, że potrafię to zrobić, choć Zbyszek będzie moim pierwszym pacjentem. Cóż, nie będę mu tego mówić, bo na pewno się nie położy na brzuchu i nie odda w moje ręce.
-Jedz ten rosół, a ja pójdę do twojej sypialni i przygotuję co trzeba.- chcę zostawić go w kuchni samego, ale jak widzę wypadającą z jego ręki łyżkę wiem, że mam do wykonania jeszcze jedno zadanie. Siadam na krześle obok niego, biorę łyżkę i zaczynam go karmić, przy czym próbuje nie patrzeć mu w oczy bo sama zdaję sobie sprawę, że wygląda to dość dziwnie i jednoznacznie, a przecież robię to tylko z potrzeby serca i w imię naszej znajomości, powoli wkraczającej na tory przyjaźni.
-Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś mnie karmił. Chyba mama ponad 20 lat temu.- peszę się i zwiększam częstotliwość podawanych mu łyżek. Kiedy kończy jeść przygotowany przeze mnie bulion, zaprowadzam go do łazienki, bo kątem oka widziałam pod stołem jego skrzyżowane nogi. Nie jest to pewnie dla niego komfortowa sytuacja, ale do wszystkiego człowiek się może przyzwyczaić. Sama wchodzę do jego sypialni i nie powiem, by uderzył mnie w niej zapach jaśminu czy cytrusów. Szybko otwieram okno, by choć przez chwilę mroźne powietrze zrobiło tu porządek. Kiedy wyraźnie wzmocniony posiłkiem Zbyszek pojawia się w sypialni, pytam go o jakiś czysty komplet pościeli, bo ta jego obecna nadaje się co najwyżej do prania w krochmalu.
-Tam coś powinno być na górze.-wskazuje mi szafę, z której wyciągam nowy komplet. Szybko rozprawiam się z oblekaniem i zapraszam swojego królika doświadczalnego na łóżko.
-Zdejmij górę pidżamy.- chociaż nie wiem czy treningową koszulkę jego klubu można nazwać pidżamą, ale właśnie to atakujący ma aktualnie na sobie. Robi posłusznie to, o co go proszę i kładzie się na łóżku. On się denerwuje, ale i ja nie jestem pozbawiona obaw. Wyciągam z kieszeni zapaliczkę i zapalam małą pochodnie, uprzednio maczając ją w specjalnym, łatwo palnym roztworze. Wypełniam ciepłem wnętrze bańki i licząc do trzech w myślach przykładam ją do ciała Zbyszka. Wzdrygnął się. No cóż, mama mówiła, że bańki bolą, ale jak bolą, to dobrze. Nigdy nie lubiłam nikomu zadawać bólu, ale w tym przypadku przyświeca mi słuszny cel.
-Już ostatnia.- stawiam ją pod lewą łopatką i z podziwem patrzę na jego plecy. Nie podpaliłam go, choć w pewnym momencie nie wiele brakowało. Niektóre bańki są aż bordowe, ale to chyba nic złego, bo ja sama nie raz miałam takie na plecach i żyje do tej pory, ciesząc się zdrowiem.
-Boli?- dotykam jednej z nich opuszkiem palców. Musi boleć, bo Zbyszek nic nie mówi. Przykrywam go kołdrą, bo baniek nie wolno przeziębić. Brunet delikatnie odwraca się na plecy. Żyje, choć jego twarz nadal wykrzywiona jest w grymasie bólu. Kto by pomyślał, że on takie wrażliwy? W ostatnim czasie jednak mogę w pełni zaznajomić się z jego wrażliwością i nie powiem, by przez to Zbyszek nie zyskał w moich oczach.
-Ładnie się doprawiłem co?- mówiłam, że tak kończą wypady na cmentarz w samej bluzie, ale kto bym tam słuchał biadolenia wiecznie przewrażliwionej nauczycielki. Mam nadzieję, że Bartman będzie miał teraz nauczkę i w taką pogodę, już nigdy nie zobaczę go bez ciepłego płaszcza, czapki i szalika.
-Wiesz, właściwie to mogłabym się od ciebie zarazić, to bym sobie zaraz po nowym roku na urlop poszła i pociągnęła tak do ferii.- rozmarzam się, choć oczywiście żartuję, bo wcale nie uśmiecha mi się chorować, a już na pewno nie tak jak Zbyszek.
-To połóż się obok mnie, to może coś uda nam się załatwić.- odgarnia kołdrę na bok, a ja piorunuję go wzrokiem. Nie odpuszcza mi jednak, przesuwając się na bok i robiąc mi miejsce obok siebie. A tam. Karmiłam go, prowadziłam do łazienki i stawiałam bańki na plecach, więc to chyba nic złego, by nie miała się położyć obok niego i nie poczekała aż zaśnie? Zanim to robię, sięgam jeszcze po termometr i daję go siatkarzowi, by sprawdził stan temperatury ciała. 39 i 2.kreski nie napawa na chwilę obecną optymizmem, ale mam nadzieję, że już jutro będzie lepiej.
-Nie wiem czemu, ale uwielbiam zajmować się ludźmi. Wolę to niż zajmowanie się samą sobą.
-W przyszłości będziesz świetną matką. Ania była taka sama jak ty. Nigdy nie myślała o sobie, zawsze o innych.- Zbyszek od dnia konfrontacji z Anastazją zdążył mi przedstawić pełny obraz mamy Ali. Usłyszałam pod jej adresem tyle ciepłych słów, że nic dziwnego iż w moich oczach wyrosła ona po prostu na wzór do naśladowania. Nurtuje mnie tylko jeden fakt, o który wcześniej wstydziłam się go zapytać.
-Dlaczego nie chciałeś się z nią związać na dłużej? Nigdy nie pomyślałeś, że moglibyście być razem?- szkoda, że w żaden sposób nie mogę odtworzyć obrazu Anny w głowie, choć Zbyszek uparcie twierdzi, że w Częstochowie musiałam ją widzieć, bo ona często przyjeżdżała na jego mecze. Cóż, może i kiedyś ją widziałam, ale mimo wszystko nie wiem jak wyglądała. Nie mniej jednak na pewno tworzyliby udany związek, a Bartman nie musiałby się szlajać z pierwszymi lepszymi pannami, spotkanymi na swojej drodze.
-Byliśmy parą. Przez dwa dni. Zaraz po tym jak Ania zgodziła się zostać moją dziewczyną, poszliśmy do łóżka. Mieliśmy wtedy po 16 lat i z perspektywy czasu wiem, że właśnie o to nam chodziło. Byliśmy ciekawi jak to wygląda, o co w ogóle z tym seksem chodzi. Następnego ona doszła do wniosku, że to strasznie przereklamowana sprawa, a mi się spodobało. Razem jednak ustaliliśmy, że w naszym przypadku lepiej jest być przyjaciółmi niż parą. Kochałem ją, ale jak siostrę.- ostatnio zawsze, gdy mówi o swojej zmarłej przyjaciółce to płacze, a ja zawszę mięknę na ten widok, bo należę do grona tych kobiet, które wzruszają się za każdym razem, gdy w oczach mężczyzny lśnią łzy. Nasz wzrok się spotyka, gdy próbuję obetrzeć jego mokre policzki. Zbyszek składa muska ustami moje palce, a mnie wskroś przeszywa dreszcz. Podsuwa się do mnie bliżej, a ja się nie odsuwam. Czekam, aż jego spierzchnięte od temperatury usta, znajdą drogę do moich. Rozchyla je językiem, torując sobie drogę. Przyjemnie drażni moje podniebienie. Wkłada w to tyle siły i uczucia, że aż dziw bierze, że osoba wycieńczona chorobą może tak całować. Odsuwam się od niego, gdy przypominam sobie porównanie mnie i Ani. Jeśli traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę to nie mogę pozwolić na to, by mnie rozkochał w sobie. Wolska przeszła do porządku dziennego po ich nieudanej próbie związku, a ja mogę nie dać rady. Nie wtedy, gdy na kimś mi zależy, a na Zbyszku właśnie zaczyna.
-Przepraszam, ale muszę już iść.- wstaję z łóżka i tak po prostu wychodzę. Przeraził mnie ten pocałunek. Przeraziła mnie skala emocji, jaka targała mną przy każdym tańcu mojego języka z jego językiem. Przeraził mnie ten dreszcz, który przeszywał mnie raz po raz, gdy jego rozgrzane dłonie dotykały moich policzków. Przeraziła mnie moja reakcja.
-Przyjdziesz jeszcze kiedyś?- słyszę jego głos, gdy zakładam płaszcz w przedpokoju. Nie odpowiadam z obawy przed tym, że spodoba mi się tu tak bardzo, że już nigdy nie będę chciała stąd wychodzić.


~*~
Napisałam rozdział o stawianiu baniek, jestem zajebista. Wiele z Was pewnie czekało na świąteczny opis, ale ja mam na chwilę obecną taką awersję na święta, że postanowiłam zrobić coś takiego.
Melody czy ja przypadkiem nie zerżnęłam z Ciebie tej sytuacji z chorym Zbyszkiem i pomocą Żanet? Jeśli tak to przepraszam. Uświadomiłam to sobie, gdy poprawiałam błędy. Wybacz mi :*
A i jeszcze jedno. Widzę, że teraz ask jest bardziej popularny niż wywiader, więc i ja dałam się w to wciągnąć. Jeśli macie jakieś pytanie, to zapraszam <klik>
Pozdrawiam, Paulinkaa


                                                  

wtorek, 22 października 2013

Siódemka

Powoli wszystkich ogarnia świąteczny szał. Wszystkich, tylko nie mnie. Ogromne wyrzutu sumienia po tym jak zostawiłam swoich rodziców nie odwiedzających ich sprawiają, że choć miałabym ochotę jechać i spędzić z nimi te świąteczni dni, to zostaję w Rzeszowie. Muszę iść na miasto i kupić przynajmniej jakąś sztuczną imitację choinki i kilka ozdób, by całkiem nie zdziczeć i nie popaść w depresję. Zrobię to dziś, po ostatnim dniu pracy w tym roku. Właściwie to on nic z pracą wspólnego nie będzie miał. O 9 zaczynają się klasowe wigilię. Usiądę z moimi uczniami i ich rodzicami do stołu, który nam przygotowali. Później odbędzie się uroczystość na sali gimnastycznej, a potem każdy rozejdzie się do swoich obowiązków. Nie mam żadnych. Przyjdę do mieszkania, legnę przed telewizorem i zapewne tak spędzę Boże Narodzenie. W głowie kołacze się myśl o tym, by pojechać na święta do rodziców. Nie byłam tam tyle lat. Pisałam ostatnio list, dostałam nawet odpowiedź. Czy coś się zmieniło od dnia, w którym stamtąd wyjechałam? Wydaje mi się, że nie. Rodzice nadal mają gospodarstwo i z tego co mówiła mama przynosi im teraz całkiem niezłe dochody. Kupili nawet telewizor plazmowy, a tata posiada komórkowy telefon. Proponowałam nawet, że kiedy ustabilizuję się w Rzeszowie, to ich do siebie zabiorę, ale nie chcą o tym słuchać. Mogę się im dziwić? Nie. Oboje są po pięćdziesiątce i wychodzą z założenia, że na starość nie przesadza się starych drzew. Szanuję to. Na święta mają jechać do siostry taty, bo wuj Zenek jest umierający i być może to jego ostatnie święta w życiu. Ten jeden telefon uświadomił mi jak bardzo odcięłam się od ludzi, którzy mnie wychowywali i przy których wzrastałam. Nie zrobiłam tego dla własnego widzimisię. Chciałam się kształcić, zdobyć wykształcenie i wyrwać z tej dziury, w której nie ma perspektyw. Wraz z pierwszym dniem zimowych ferii spakuję walizkę i pojadę do rodziny.
Pełna lodówka, a nie ma w niej nic, z czego można by ugotować chociażby jedną potrawę wigilijną. Może w zamrażalce mam gdzieś jeszcze jakieś grzybki, z których mogłabym ugotować pierogi, ale już wczoraj skończyła mi się mąka. Czy chce mi się wychodzić na zakupy w taką pogodę? Śnieg pada intensywnie, a termometr od samego rana dość wyraźnie wskazuje temperaturę poniżej zera. Mimo wszystko naszła mnie ochota na pierogi, więc wychodzę z ciepłego mieszkanka na zewnątrz. Chłód uderza mnie od pierwszego kroku. Nie poddaję się. Opatulam twarz szczelniej wełnianym szalikiem, naciągam na uszy puchatą czapkę i zmierzam w kierunku „Biedronki”. Jedyny sklep, w którym nie czuje się zagubiona jak dziecko we mgle. Wszystko tu stoi na swoim miejscu, do tego w przystępnych cenach.
Miałam kupić tylko 2 kilogramy mąki, a naładowałam cały wózek. Cóż, trzeba jakoś spożytkować świąteczną premię. Przy kasie wyładowuje wszystko na taśmę zastanawiając się kto mi pomoże z tymi wszystkimi siatami. Nie mogę sobie poradzić z większą ilością książek i zeszytów, a co dopiero z dużą paczką proszku do prania i kilkoma litrami ukochanego Tymbarka. No nic, będę zmuszona zamówić taksówkę, co jest mi nie w smak, bo nie chciałam się pozbywać wszystkich pieniędzy z portfela podczas jednego wyjścia na zakupy, ale nie zamierzam się z tym męczyć. W imię czego się pytam?
-Świąteczne zakupy?- odwracam się. Dziewczyna Fabiana podjechała do kasy z zakupami o podobnych gabarytach. Subtelna różnica między nami jest taka, że ja przyszłam tu na pieszo, a ona w ręku dzierży kluczyki, za pewne od samochodu rozgrywającego.
-Tak wyszło, że na ostatnią chwilę. A wy nie jedziecie na święta do Warszawy?- dwie Wigilie spędzałam w rodzinnym domu Drzyzgów.
-Fabian już pojechał, ja zostałam. Wiesz, trochę się pokłóciliśmy i postanowiłam nie wracać do Warszawy. Jesteś samochodem czy może mam cię podwieźć?- czy się teraz ze mnie naśmiewa czy naprawdę nie wie, że nie mam samochodu? To jednak nie dziwi mnie bardziej niż sama jej propozycja. Nasze spotkania i zamieniane słowa nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, a teraz ona z własnej, nieprzymuszonej woli proponuje mi przysługę. Może nie powinnam, ale nie jestem aż tak bogata, by rezygnować z takiej okazji.
Mam wyrzuty sumienia, bo dziwnym trafem wydaje mi się, że kłopoty w ich związku są związane z moją osobą. Czy to możliwe, że tych kilka spotkań z Fabianem ma wpływ na jego związek? Muszę z nim porozmawiać i powiedzieć mu, że nie zamierzam być przyczyną rozpadu czyjegoś związku. Dobrze wiem, jak ciężko jest się po tym pozbierać. Nie mogę powiedzieć, że pałam do Moniki jakimś szczególnym wyrazem sympatii, ale musi jej zależeć na Drzyzdze. Na pewno bardziej niż mi.
-Jeśli nie będzie to dla ciebie problemem, to chętnie się zabiorę. Mam nadzieję, że z Fabianem to nic poważnego?- nie ma szans na to, by wiedziała o naszym romansie. Inaczej nie chciałaby mnie podwieźć. Zaraz, zaraz. A może ona specjalnie chce mnie zwabić do swojego auta, a potem mnie wyeliminować. Już za późno trochę na zmianę planów, by zapięłam pasy, a samochód jest w ruchu.
-Myślę, że chwilowy kryzys. Fabian to nie jest łatwy człowiek. Kto może lepiej o tym wiedzieć jak nie ty. Długo byliście razem? Nic mi nie opowiadał o tobie.- a co miał opowiadać? W porównaniu z brunetką byłam wtedy nikim. Nosiłam stare, sprane ubrania. Udzielanie korepetycji pozwalało mi się utrzymać w stolicy, ale o zakupach w drogich sklepach mogłam zapomnieć. Nigdy zresztą przesadnie mi na tym nie zależało.
-Byliśmy razem 4 lata. Nie ma o czym mówić. A wy długo jesteście razem?- Monika to nie jest ta dziewczyna, z którą kiedyś widziałam jego zdjęcie na jednym z portali społecznościowych. Z nią się po mnie nie pocieszał.
-Od roku. Poznaliśmy się jeszcze w Warszawie. Przeprowadziłam się teraz z nim do Rzeszowa. Studiuję zaocznie, więc mogę sobie na to pozwolić.- widać po niej, że może sobie pozwolić na wszystko, nie patrząc na koszty. Rozmowa schodzi na inny temat, nie rozmawiamy już o Fabianie i doświadczeniach związanych z obcowaniem z nim. Kilka zdań o świętach, jakieś noworoczne plany, krótkie życzenia i już, po sprawie. Wysiadam pod swoim mieszkanie, biorę torby i idę po schodach na górę chwaląc Pana za to, że ta Monika trafiła mi się w Biedronce. Na schodach jeszcze kładę foliówki na jednym ze stopni, by poszukać kluczy. Damska torebka to zło. Nigdy nie wiem co z niej może wyskoczyć. Ostatnio w pracy znalazłam w nim nawet pudełko pinezek. Przegród bez liku.
-Mam!- podnoszę głowę do góry i staję w miejscu. Przy drzwiach w kucki siedzi Alicja. Skąd ona wie, gdzie ja mieszkam? No nic, to teraz nie jest ważne. Otwieram drzwi i wpuszczam ją do środka. Wyraźnie zmarzła, bo pociera szybko rączkę o rączkę w celu rozgrzania się. Rozmowa o celu jej wizyty schodzi teraz na dalszy plan. Za cel przyjęłam sobie doprowadzenie jej ciała do odpowiedniej temperatury i nakarmienie głodnego dziecka. Duże zakupy okazały się być w tej sytuacji wspaniałym pomysłem. Robię kanapki, nastawiam wodę na herbatę.
-Ciocia wie, że tu jesteś?- czy mogę mieć w ogóle złudzenia? Ta kobieta w ogóle nie interesuję się małą, więc czego ja oczekuję. Gdy stawiam przed nią kubek z parującym napojem i strawę, na jej twarz wpełza niewinny uśmiech. Jak mi jest jej szkoda, tak strasznie szkoda. Głaszczę jej policzek, siadając naprzeciwko niej.
-Nie proszę pani. Ciocia mi dziś powiedziała, że na święta wyjeżdżamy gdzieś w świat, gdzie nie ma śniegu, że jest bardzo gorąco. Nie chcę świąt bez śniegu, chcę zostać tutaj.- w jej oczach pojawiają się łzy. Odsuwam się i rozkładam ramiona, by przytulić do siebie szatynkę. Chętnie do mnie podbiega, wtulając się we mnie. Jest taka bezbronna. Chciałabym jej pomóc, ale co ja mogę dla niej zrobić oprócz tych kilku kanapek z szynką, serem i herbaty? Kiedy zje, będę musiała odprowadzić ją do domu.
-Kotku wiesz, że ciocia jest twoją opiekunką i musisz być z nią.- choć wolałabym, by była ze Zbyszkiem. Dla Bartmana jest ważna i on na pewno by się zajął nią odpowiednio. Nie wiem jednak czy on jeszcze jest w Rzeszowie. Kto wie, może już wrócił do Warszawy.
Kiedy Alicja kończy kolację, ja odchodzę od stołu w poszukiwaniu mojego notesu. Mam tam zapisany numer do Anastazji. Może jest cień nadziei na to, że się o nią martwi? Wychodzę do łazienki i próbuje się z nią skontaktować. Odbiera.
-Witam serdecznie, z tej strony Antonina Łukowska, wychowawczyni Alicji. Chciałam powiedzieć, że Ala jest u mnie.

Dlaczego się pani nas tak uczepiła?! Chce pani mi odebrać dziecko?!

Co ona w ogóle gada, to się nawet słuchać nie chce. Nagle udaje troskliwą, a w szkole nie widziałam jej jeszcze na żadnym spotkaniu z rodzicami.
-Nie mam pojęcia skąd Alicja zna mój adres. Proszę się nie martwić, zaraz odwiozę ją do pani, tylko musi pani podać mi adres.-w sumie dobrze się składa, że tak to się ułożyło. To będzie dla mnie jedyna okazja na to, by porozmawiać z Wolską. Jak mnie wkurzy, to jej wygarnę! Wszyściutko, od A do Z!

~*~
Byłem zszokowany, gdy zadzwoniła do mnie Antosia. 
Po pierwsze zdziwiłem się, że ma mój numer, a po drugie włos zjeżył mi się na głowie, gdy dowiedziałem się o ucieczce Alicji. Przeraża mnie czasem jej zachowanie i brak zainteresowania Wolskiej córką siostry. Jadę teraz do mieszkania Nastki, by wyjaśnić całą tą sytuację raz a dobrze. Jeśli ona nie radzi sobie z opieką nad małą, to będę musiał ja ją przejąć. Nie wiem jak chcę to zrobić przy swoim trybie życiu i braku stałej partnerki u boku, ale nie pozwolę, by Ali stało się coś złego. Nie po to obiecywałem Ance, że zaopiekuje się jej córką, bym miał teraz chować głowę w piasek i udawać, że to mnie nie dotyczy.
Kolejny raz napaliłem się parkowanie równoległe i z trudem udało mi się wyrobić przed tym, by nie zarysować innego auta. Od zawsze pcham się w kierunku rzeczy niemożliwych, ale taki już jestem, że im większe wyzwanie, tym większa satysfakcja z osiągniętego wyniku. Takim celem jest zabezpieczenie szczęśliwej i bezpiecznej przyszłości Ali. Wiem, że jej ciotka i dziadkowie zrobią wszystko, by mi to uniemożliwić, ale za długo się tego obawiałem. Zdecydowanie za długo.
-Anastazja otwieraj, to ja!- walę do drzwi, gdy po kilkakrotnym naciśnięciu dzwonka, nie zostają one otworzone. Pojawia się w nich szatynka ze złowrogim wyrazem twarzy. Wpuszcza mnie do środka, gdzie w kuchni znajduje się jakiś facet, zupełnie mi nieznany. W dupie mam to z kim ona się zadaje, ale jeśli się dowiem, że to przez niego Alicja czuła się zagrożona w tym mieszkaniu, to nie ręczę za siebie.
-Już nie mam siły do tego belfra! Co ona sobie w ogóle myśli, żeby dzieciaka nastawiać przeciwko mnie?! Nie będzie mi gówniara dyktować gdzie i z kim mam spędzać święta!- czy ona umie posługiwać się innym tonem głosu niż krzyk? Zaraz po mnie w mieszkaniu pojawia się Antosia z małą. Alicja nie pała radością na widok cioci. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest tym wszystkim przerażona. Gdy tyko zauważa mnie, puszcza dłoń Łukowskiej i podbiega do mnie, wtulając się w moje nogi. Biorę ją na ręce, całując w czubek głowy.
-Zbyszku czy ja mogłabym spędzić z tobą święta? Proszę zgódź się! I ty ciociu też!- święta. Miałem jechać jutro rano do Warszawy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Ala pojechała tam ze mną. Jeśli Nastka nie będzie miała nic przeciwko i nie oskarży mnie później o porwanie dziecka, to nie widzę problemu. Strasznie denerwuje mnie fakt, że tak nieodpowiedzialna osoba ma decydujący głos w tej sprawie, ale nie mogę na to poradzić.
-Nie zgadzam się! Lecisz ze mną i z Pawłem i bez dyskusji!- i czemu ona się tak upiera? Nie rozumiem tego. Gołym okiem widać, że Alicja jest dla niej piątym kołem u wozu, a mimo wszystko idzie w zaparte i nie chce zrzucić na mnie większej części odpowiedzialności za małą.
-Ale skoro Zbyszek chce się zająć małą, to dlaczego nie chce pani mu tego umożliwić? Widać, że pani nie jest szczególnie zainteresowana opieką…- w rozmowę wtrąca się Antonina, za co zostaje zbesztana wzrokiem przez Wolską. Szatynka podchodzi do niej, mierząc ją od stóp do głów.
-Alicja idź do swojego pokoju! Natychmiast!- dziewczynka potulnie schodzi z moich rąk i idzie do pokoju.
-Jakim prawem będziesz mnie oceniać?! Obstajesz za Zbysiem jakbyś go znała, a tak naprawdę nic o nim nie wiesz! To przez niego nie żyje moja siostra, to przez niego Ala nie ma matki!- czuję się tak, jakby mi ktoś zdzielił kopa prosto w brzuch z całej siły. Stoję zapowietrzony i patrzę w oczy Anastazji. Jak ona może oskarżać mnie o śmierć Ani? Przecież to był wypadek, jak wtedy byłem w Warszawie. Miałem swoje problemy. Kłóciłem się wtedy z Aśką.
-No co się na mnie patrzysz?! Wiesz dlaczego Anka zginęła w tym wypadku?! Bo po rozmowie telefonicznej z Tobą wsiadła do samochodu i chciała pojechać do Warszawy! Wcześniej zadzwoniła do mnie i odwołała nasze spotkanie. Zawsze byłeś ważniejszy! Gdyby wtedy zechciała przyjechać do mnie na babskie pogaduchy, dziś nie musiałabym oglądać jej zdjęcia na marmurowej tablicy!- boli. Cholernie boli. Dopiero teraz wszystko zaczyna układać się w całość. Wypadek miał miejsce 30 kilometrów na północny-zachód od Rzeszowa. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Fakt, kilka godzin przed tragicznym wypadkiem rozmawiałem z nią przez telefon, ale nawet słowem nie wspomniałem o tym, by do mnie przyjeżdżała. Gadałem wtedy głupoty. Byłem trochę pijany.
-Ja…ja nie chciałem, nie wiedziałem…- samotna łza zjeżdża po moim policzku. Czuję się sprowadzony do parteru, malutki i winny wszystkiemu. Mijam zdziwioną Antosię i wychodzę. Gdy jestem już na dole, czuję szarpnięcie za rękę. Odwracam się i wpadam prosto w ramiona Łukowskiej. Jest mi…jest mi dobrze. Nie przejmuję się tym, że jestem mężczyzną, a płaczę jak bóbr w objęciach kobiety. Chcę jak najszybciej znaleźć się na cmentarzu, ale w tym stanie nie mogę kierować. Nekropolia nie jest daleko, mogę iść na pieszo. Nie chcę iść sam, nie dam rady.
-Pójdziesz ze mną na grób Ani?- kiwa głową na znak przyjęcia propozycji. Zapina mi kurtkę, poprawia czapkę na głowie, po czym bierze pod ramię i prowadzi. Na bok schodzi Joanna i Fabian. Cieszę się, że nie jestem teraz sam. Cieszę się, że Antonina jest tu ze mną…

~*~
 Mam nadzieję, że nie ma błędów, bo już nie chce mi się ich poprawiać. Dacie mi znać, jakby się coś trafiło, to poprawię? Dziś wieczór z siatkarską LM! Go Jastrzębski! :D
Pozdrawiam, Paulinkaa