poniedziałek, 23 września 2013

Piątka

Po kątach rzeszowskiej hali czuć już nerwowość związaną ze zbliżającymi się Mistrzostwami Świata rozgrywanymi na terenie naszego kraju. Co prawda karty zostały już dawno rozdane i powołanie do kadry na tę imprezę już dawno kurzy się na lodówkach wybrańców, to i tak nie można odrzucić od siebie nerwowości. Każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony, każdy chce na te kilkanaście dni trafić z formą. Czy uda nam się ta sztuka? Mamy taką nadzieję. Pod okiem Kowala ćwiczymy różne warianty kontrataku. Nie wiem czym jest to związane, ale w ogóle nie mogę się dograć z Fabianem, a wszystko zaczęło się od rozmowy z Tosią. Do tej pory patrzyłem na niego jak na normalnego kolegę z zespołu, a teraz robię to przez pryzmat jego przeszłości. Nie powinienem przynosić prywaty na boisko, ale czasem jest to takie trudne. W ogóle nie powinienem się tym przejmować, a mimo wszystko to robię. Dlaczego? Usiłuję sobie odpowiedzieć na to pytanie za każdym razem, gdy w moich myślach pojawia się Łukowska. Tłumaczę to sobie związkiem jej osoby z Alą, ale nie jestem idiotą i wiem, że na dłuższą metę nie mogę się oszukiwać. Szatynka to młoda i atrakcyjna kobieta, więc może nic dziwnego w tym, że patrzę na nią przez pryzmat jej kobiecych kształtów i ładnej buźki?
-Kurwa!!!- wydzieram się na całe gardło, zanim zamroczony padam na parkiet. Przez swoje zamyślenie oberwałem piłką od Akhrema. Nikt się mnie nie pożałował. Dostałem opierdol za to, że na treningu myślę o dupie Maryny. Maksymalnie chciałem się skoncentrować na tym co robię i już do końca zajęć mi się to udawało.
-Mogę mieć do ciebie pytanie?- właśnie myślałem o tym, by samemu wziąć go w ogień pytań, a w najgorszym przypadku powiedzieć, co o nim sądzę. Nie wypadało mi jednak wciskać się między wódkę a zakąskę, skoro on mnie uprzedził.
-No pytaj.
-Znasz się z Antoniną Łukowską?- spodziewałem się takiego pytania i nie zawiodłem się. Drzyzga przygląda mi się z uwagą. Nie mam potrzeba kłamać.
-Znam, jest wychowawczynią Alicji. A czemu pytasz?- nie oczekuję od niego spowiedzi i szczerych wyznań. Sytuację znam z opowieści Łukowskiej i nie mam powodów, by jej nie wierzyć. Młody rozgrywający jest w moich oczach dupkiem, skończonym i egoistycznym dupkiem. Nie byłem święty i pewnie nadal daleko mi do ideału, ale nigdy nie potraktowałbym tak kobiety, która pod sercem nosiłaby moje dziecko. Ktoś może powiedzieć, że był młody, że przestraszył się odpowiedzialności. Ok., można się z tym zgodzić, ale to jest jednak istota, życie. Mam wiele doświadczeń związanych z nieplanowaną ciążą. Przechodziłem przez to wszystko razem z Anią. Miała 19 lat, gdy mała przyszła na świat. Matura pisana z brzuchem i świadomość, że dzieciak nie pozna swojego ojca, bo ten miał i ma nadal gdzieś swoją córkę. Dla niej też nie była to komfortowa sytuacja, a mimo wszystko się nie poddała. Inni widzieli dla niej ratunek, a ona i tak im nie uległa. Nigdy nie zapomnę jej przeraźliwego płaczu, kiedy dzwoniła do mnie spod gabinetu prywatnego ginekologa i prosiła bym po nią przyjechał. Nie musiała nic mówić, dobrze znałem cel tej wizyty. Pierwsza reakcja? Nie wierzyłem, że moja Anka mogła być do czegoś takiego zdolna. Kiedy mi wszystko wyjaśniła nie mogłem zrozumieć, jak jej rodzice mogli jej coś takiego zaproponować. Zamiast wspierać i zastanowić się nad pomocą dla córki, to woleli zastawić kilka rzeczy w lombardzie i dać jej pieniądze na skrobankę.
-Ty wiesz dlaczego się rozstaliśmy, prawda?- czyżby moje spojrzenie mówiło wszystko? Być może. Nigdy nie potrafiłem kłamać jak z nut. Kiedyś oświadczyłem przyjaciółce, że w dorosłym życiu będę miał po kilka kobiet naraz i żadna nie dowie się o istnieniu tych innych. Anka wtedy dość skrupulatnie i rzeczowo podsumowała moją osobę. Jak mówiła, warunki anatomiczne pozwoliłby mi zaspokoić cały harem kobiet, ale nie potrafiłbym oszukiwać, kłamać jak z nut. Fabiana też nie zamierzam oszukiwać. Szczere osądy są moją wizytówką i w tym przypadku nie zamierzam sobie folgować. Niech wie, że jako człowiek w moich oczach zmalał do minimalnych rozmiarów, żeby nie powiedzieć, że nawet do zera.
-Wiem i nie rozumiem w ogóle jak ty masz czelność jeszcze chcieć zawracać jej głowę. Zostawiłeś ją dla innej, gdy była z tobą w ciąży i straciła dziecko, a teraz uważasz, że nic się nie stało?! Należy tylko współczuć Monice, bo jeżeli kolejnym razem też się tak zachowasz, to co wtedy? Jak się boisz odpowiedzialności to przestań ruchać albo sobie wazektomię zrób!- nie wiem co mi odbiło. Mój podniesiony głos zwrócił uwagę Lotmana, ale i innych chłopaków ustawionych nieco dalej na płycie boiska. Mam szczęście, że Amerykanin nie daje rady wyłapać sensu zdań wypowiadanych w szybkim tempie. Zresztą, to nie mój wstyd.
-A ty to niby święty tak? Nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć. Zapomnij w ogóle, że z tobą rozmawiałem.- gówniarz. Typowy gówniarz, który myśli, że wszystko mu wolno. Cholernie przypomina mi swojego ojca, o którym osobiście nie mam dobrego zdania, z wzajemnością zresztą.
Nasza wymiana zdań pozwoliła mi się naładować energią. Może i negatywną, ale i tak był to wyraźnie pozytywny bodziec na moją skuteczność kończonych ataków. Zdecydowanie pewniej mi się atakuję, gdy piłkę sypie Lucas. Może to kwestia zgrania z czeskim rozgrywającym, ale i też moje nastawienie. Drzyzdze zawsze będę w stanie coś wytchnąć, a nabiegając do ataku mam głowę pełną negatywnych emocji względem jego osoby. Czasem jest lepiej wiedzieć mniej.
-No panowie! Chcę podziękować za wspólnie przepracowany do tej pory okres. Sporą część z Was jestem zmuszony oddać w opiekę trenerów narodowych reprezentacji, co zresztą czynię z chęcią, bo muszę od Was trochę odpocząć. A tak na poważnie to mam nadzieję, że po zakończonych mistrzostwach będę miał w swojej drużynie najwięcej medalistów.- ściskamy sobie wzajemnie dłonie, bo już niedługo co niektórzy z nas staną naprzeciwko siebie po dwóch różnych stronach siatki i nie będzie miejsca na sentymenty.
-Ty się Piter nie ciesz głupio do Lotmana, bo ja mam nadzieję, że to ty będziesz paradował po Podpromiu ze złotem na szyi.- tego wszyscy sobie życzymy. Kiedy idziemy do szatni, Fabian posyła mi kąśliwe spojrzenie. Ignoruję go, bo nie zamierzam się z gnojem kłócić. Biorę szybki prysznic, pakuje przepocony podkoszulek, spodenki, nakolanniki i buty do treningowej torby i wychodzę z hali. Obok samochodu zaraz po mnie z duszą na ramieniu pojawił się Nowakowski, któremu wcześniej obiecałem podwózkę do domu. Gdy tylko wsiedliśmy do samochodu zaczął marudzić, że Ola gdzieś pojechała, a on został bez samochodu. Już tyle czasu, zarówno w klubie jak i reprezentację słyszę, że musi się rozejrzeć za jakimś samochodem dla narzeczonej, ale jak tak dalej pójdzie, to blondynka będzie musiała zainwestować w mocniejsze buty, bo przy Piotrku czeka ją forma transportu „pięta, palec”.
-Ej, a ty wiesz, że była dziewczyna Fabiana też mieszka w Rzeszowie? Jaki ten świat jest mały, choć w sumie sytuacja niezręczna.-całe szczęście, że już jesteśmy na miejscu, bo dzisiejszego dnia już wystarczająco poruszałem ten temat i nie chcę się po raz kolejny denerwować. Kilkaset metrów dalej od bloku środkowego, znajduje się mój. Parkuję samochód, zabezpieczam odpowiednio  przed zmianą położenia i wychodzę na zewnątrz. Jak ja nie lubię jesieni. Lejący się z nieba deszcz, zimny wiatr i ani krzty słońca na niebie. Idealna aura na to, by nabawić się depresji. Wygrzebuję z plecaka klucze do mieszkania, by nie stać jak ten ostatni lamus pod drzwiami, klnąc świat na czym stoi.
-Asia?- oczom nie wierzę. Spodziewałbym się prędzej kontroli rodziców czy nalotu ze strony siostry, ale nie byłej narzeczonej. Blondynka podchodzi do mnie i wspinając się na palce, muska delikatnie wilgotnymi wargami mój policzek. Robi mi się dziwnie ciepło, choć jeszcze przed chwilą z zimna dolna szczęka obijała się o górną.
-Przyjechałam po resztę swoich rzeczy.- a co ja głupi myślałem, że poszła po rozum do głowy i zdecydowała się do mnie wrócić na zdecydowanie innych warunkach? Muszę przyznać, że tak przez chwilę pomyślałem. Może to niemądre i niedorzeczne, ale taka jest prawda.
-Rozumiem. Wchodź i czuj się jak u siebie.- w końcu nie marzyłem o niczym innym przez ostatni czas, byleby tylko została moją żoną i panią na włościach…

*****

Wychodzę ze szkoły obładowana ćwiczeniami i zeszytami jak,nie przymierzając, wielbłąd jakiś. Minęło już jednak trochę czasu od rozpoczęcia nauki i muszę skontrolować pracę moich ancymonków. Na zewnątrz jest tak pieruńsko zimno i do tego wieje jeszcze tak silny wiatr, że muszę mocno trzymać mój ładunek, bo inaczej książki i zeszyty wylądują w najbliższej kałuży. Jakże bym chciała, żeby natrafił się teraz uczeń jakiejś starszej klasy i pomógł mi zanieść to wszystko do mojego mieszkania. Nie jest niby daleko, ale muszę wejść z tym po schodach, a zachodzi obawa, że mogę nie dać rady.
-Może pomogę?- uprzejmie pyta nie 13-latek, a Fabian. Nie zastanawiam się w tej chwili nad tym skąd on się tu wziął. Najistotniejsze jest to, że będę mogła dać odrobinę wytchnienia moim zemdlałym rękom. Nigdy więcej nie wezmę tylu ćwiczeń i zeszytów na raz. Brunet niczym rycerz dziarskim krokiem pomaga mi się dostać z tym wszystkim do mieszkania. Dopiero, gdy elementarze lądują na moim biurku i mogłabym oddelegować siatkarza z mojego mieszkania, pytam skąd się tu wziął i skąd w ogóle wie, że uczę w tej szkole. Dlaczego na myśl przychodzi mi osoba Bartmana i jego niewyparzony jęzor?
-Zapytałem Zbyszka. Jest dobrze zorientowany odnośnie twojej osoby. Można nawet powiedzieć, że wie dużo szczegółów z naszego wspólnego życia.- że co proszę? Pomijam fakt, że nie podoba mi się TEN ton Fabiana. Za dobrze go znam i wiem, że jeżeli w ten sposób artykułuje słowa, to znaczy, że ma do mnie jakieś pretensje. O co? O to, że się komuś zwierzyłam i opowiedziałam swoją historię od początku do końca? Uważam, że mam do tego prawo. Owszem, wspomniałam o Drzyzdze, bo przecież Bartman pamięta nas z czasów, gdy byliśmy parą, ale nawet przez chwilę nie podjęłam się próby oceny jego osoby choć uważam, że mam do tego prawo.
-Nie jesteśmy razem, nie będziesz wybierał mi przyjaciół i mówił z kim mam rozmawiać a z kim nie. Miałam ochotę, to mu powiedziałam. Nie myślisz chyba, że oczerniłam cię w jego oczach?- nie mogłam tego zrobić, bo na tym właśnie polega mój błąd. Fabian tak mnie zawiódł, gdy byliśmy razem, tak bardzo mnie zranił, a ja mimo wszystko starałam się przechować w pamięci tylko dobre wspomnienia, odrzucając to, co byłe złe.
-Rozmawiając z nim poczułem się jak ostatni skurwysyn, jak szczeniak. Dobrze wiesz, że żałuję tego co się stało, ale nie zamierzam pokutować za to przez całe życie.- czy ja mu każę? Nie rozumiem po co w ogóle tu przyszedł, skoro nie umie sklecić zdania bez nadmiaru krzyku i nerwowego parskania powietrzem. Jest też druga sprawa. Po jaką cholerę Zbyszek się w to wtrąca?! Nie prosiłam go o to, by był moim adwokatem. Do tej pory sama dawałam sobie radę i nie zamierzam tego zmieniać tylko dlatego, że jakiemuś siatkarzowi uroiło się, że będzie obrońcą uciśnionych.
-Dobra, weź wyluzuj. Dziękuję za pomoc, a teraz lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz i nie będziesz szukał ze mną kontaktu. Z Bartmanem porozmawiać i wyjaśnię całą sytuację. Jeśli cię w jakiś sposób uraził to przepraszam za niego, choć na dobrą sprawę nie mam sobie nic do zarzucenia. To wszystko co miałeś mi dopowiedzenia?- a miałam już wstawiać wodę na herbatę. W myślach zastanawiałam się czy w kuchennych szafkach znajdę coś oprócz okruszków po zjedzonych jeżykach z bakaliami. Myślałam, że być może będzie miło, ale się przeliczyłam.
-Powiedz mi czy ty nadal masz do mnie żal o to co się stało?- nie, nie mam do niego żalu. Niby o co? Nikt mi nie napisał w wypisie ze szpitala, że moja mała dziecinka umarła przez Fabiana Drzyzgę. Być może to by się stało nawet wtedy, gdyby rozgrywający nosił mnie na rękach i nie posiadał się ze szczęścia na wieść o potomku. Mi jest tylko żal jednego. Mianowicie nie mogę sobie darować, że tego dziecka z nami nie ma. Mogłabym się z Fabianem rozstać, moglibyśmy nie być razem, ale chciałabym słyszeć w tym mieszkaniu śmiech dziecka i tupot stóp, odbijających się od orzechowych panel. Tylko tego mi jest żal i tylko to sprawia, że w moich oczach lśnią łzy, słone jak solanka w Wieliczce.
-Nie Fabian, nie mam żalu. A ty masz żal o to co się z stało? Co stało się z dzieckiem, z nami…- chcę usłyszeć, że żałuje, ale nie wiem czy chcę słyszeć, że chciałby to naprawić. Po tej rozmowie widzę, że on się w ogóle nie zmienił. Nadal uważa, że cały świat kręci się wokół niego, że wszyscy muszą tańczyć tak, jak on zagra. Jeśli przez chwilę miałam wątpliwości czy nie starać się go odzyskać, to już ich nie mam. Zasada, że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki jest jak najbardziej trafna i nie sposób się z nią nie zgodzić.
 -Mam. Mam 23 lata i uważam, że bym sobie poradził z ojcostwem, że bym podołał. Mam też świadomość, że nie spotkam już kogoś takiego jak ty. Monika jest wspaniała, ale to nie jest to samo co było wtedy…- podchodzi do mnie bliżej i zagarnia kosmyk wystających włosów za ucho. Mdli mnie od jego słów, uginają mi się nogi, choć staram się podejść do tego z dystansem. Przecież to normalne, że pierwsza miłość jest zawsze wyjątkowa i pozostaje w pamięci na długo, ale to nie znaczy, że wszystkie następne trzeba teraz do niej porównać. Już nigdy nie będzie przecież pierwszego pocałunku na środku chodnika pod warszawskim liceum. Nie będzie pierwszego kontaktu seksualnego. Nie będzie już tego strachu, że coś się może nie udać. To już za nami i do tego nie ma powrotu. Dlaczego nie jestem pewna tych słów, gdy wargi Fabiana znajdują drogę do moich? Powinnam się odsunąć, wyrzucić go z mieszkania, a nie robię tego. Oddaję pocałunki, kładąc swoją dłoń na jego torsie. Przyciąga mnie do siebie bliżej. Mocna woń jego perfum zniewala i pobudza jeszcze większe pożądanie. Drzyzga unosi mnie do góry, a ja oplatam nogami jego biodra. Sadza mnie na niewielkim blacie w kuchni, nie przestając całować. Nic nie mówimy. Oboje tak samo mocno tego chcemy jak i wiemy, że nie powinniśmy tego robić. Ciepłe dłonie bruneta badają fakturę mojego brzucha, powoli rozprawiając się z guzikami koszuli. Pomagam mu, by jak najszybciej się jej pozbyć. Rozgrywający zdaje się podziwiać mnie w samym biustonoszu, ale tylko przez chwilę. Szybko dopada do moich ust, łącząc nasze języki w szalony tańcu po podniebieniach. Całuje moją szyję, ramię. Łapie zębami ramiączko od stanika i zsuwa je do dołu. Nigdy nie był taki. Nigdy też tak bardzo nie pragnęłam perwersji, mocnego seksu. Co mi zależy? Nie jesteśmy razem. Przyciągam go do siebie, łapiąc za pasek od spodni. Po omacku szukam błyskawicznego zamka. Nie wyczułam kawałka metalu, ale za to poczułam jego męskość, chyba już w gotowości. Zeskoczyłam z blatu i uklęknęłam przed nim.
-An czy ty…?- czy ja co? Czy wezmę jego członka do buzi? Zawsze tego chciał, ale ja miałam opory, a on na siłę niczego robić nie chciał. Bałam się, że gdy to zrobię to jego opinia na mój temat zleci w dół. Teraz mi nie zależy. Mam 27 lat, nie muszę się nikomu tłumaczyć co robię i z kim uprawiam seks. Nawet jeśli jest to mój były, to mam prawo. Poruszam rytmicznie ustami po jego męskości. Kątek oka widzę jak jest mu dobrze, jak próbuje stłumić spazmy rozkoszy, które targają jego ciałem. Kiedyś wydawało mi się, że nie spełniam jego oczekiwań, że nie dorosłam do spełnienia jego potrzeb. Dziś to ja rządzę i to ja dyktuje warunki. Odsuwam się od niego i opieram przodem o blat. Zrozumiał aluzje. Podszedł do mnie i podwinął spódnicę do góry, majtki odchylił tylko na bok. Nie zdążyłam nawet wygodnie się ułożyć, a on już był we mnie. było mocno i głęboko. Czułam jego jądra na swoim ciele, więc wszedł naprawdę głęboko. Po chwili spuścił nieco z tonu, ale z nowo zwiększył częstotliwość. Jeszcze niedawno to on sięgał szczytu, a teraz to ja gryzę kciuki, byleby tylko z mojej buzi nie wydostał się dziki krzyk. Profesor Bilak mogłaby jutro donieść dyrektorce, że jej najmłodszy pedagog po godzinach dopuszcza się niecnych czynów w służbowym mieszkaniu. Wolno mi.
-Nie byłaś taka, ale podoba mi się to.- a mi nie podoba się to, że wydzielina z jego sperma lepi się teraz do mojej pupy. Schodzę z blatu i schylam się po leżący na podłodze stanik. Muszę iść pod prysznic. Jestem zmęczona, ale i w jakimś stopniu spełniona. Człowiek jednak ma swoje potrzeby, a ja za wszelką cenę chciałam sobie pokazać, że mogę żyć bez faceta i sobie z tym radzić. Otóż to nie jest proste. Żadna książka z serii erotyków, żaden film z czerwonym kółeczkiem nie zastąpią dobrze ukrwionego prącia. Nawet za cenę wyrzutów sumienia, że uprawiałam seks z zajętym mężczyzną. Coś za coś…

~*~
To co na górze było pisane już dawno i pewnie pod wpływem Szarego. Antonina już taka nie będzie, przynajmniej tak mi się na razie wydaję. 
Jestem tak zestresowana jutrzejszym meczem, że szok. Boję się jak cholera, ale też wierzę, że chłopaki zagrają mecz życia i wszystko będzie dobrze. A Wy co myślicie? ;)

Pozdrawiam, zakręcona Paulinka :*

Gdyby jeszcze ktoś nie wiedział, to zapraszam tutaj<klik>


wtorek, 3 września 2013

Czwórka

Jak co środa odprowadzam Alę ze szkoły do mieszkania Nastki, ale tym razem nie zamierzam dać się tak łatwo zbyć. Muszę z nią porozmawiać o tym, że nie zbyt dobrze zajmuje się córką swojej siostry. Może nawet zaproponuję jej jakąś pomoc, byleby tylko zechciała ze mną współpracować. Nigdy mnie nie lubiła. Jeszcze jak mieszkaliśmy w Warszawie to była na mnie cięta jak osa. Ile ja się nasłuchałem obelg pod swoim adresem, gdy tylko przekraczałem próg mieszkania przyjaciółki, to tylko ja wiem. Nie udało mi się ustalić co było powodem jej niechęci do mnie. Ania też próbowała z nią o tym rozmawiać, ale bezskutecznie. Może dzisiaj jest ku temu dobra okazja.
-Nie martw się Zbyszku, jak cię obronię, gdy ciocia będzie cię wyzywać.- już nie raz mała była świadkiem obelg kierowanych w moją stronę. Naprawdę nie wiem czym sobie zasłużyłem na to, że w jej mniemaniu jestem skończonym chujem. Przez chwilę myślałem, że może jej się podobam i to są oznaki jej frustracji, że nie może mnie mieć, ale szybko zrezygnowałem z tego pomysłu, bo Anastazja na brak facetów nie może narzekać i to z najwyższej półki.
-Dziękuję kotku, ale postaram się z ciocią poradzić sobie sam. Ty mi obiecaj, że już nigdy nie będę musiał rozmawiać z panią Tosią o twoim złym zachowaniu, dobrze?- już raz mi to dziś obiecała, ale wolę to usłyszeć jeszcze raz, by Ala zrozumiała, że nie chcę już więcej słyszeć o tym, że podrapała koleżanką czy ugryzła kolegę. Z drugiej strony to ja bym sam tym gówniarzom pokazał, że swoje złote przemyślenia na temat śmierci Anki mogą sobie zachować dla siebie, ale mała nie może o tym wiedzieć, bo zupełnie straciłbym bym u niej posłuch i robiłaby co chciała.
-Dobrze, już nie będę. A narysujesz mi to, co obiecałeś?- jak odmówić tym oczom? Nie da się. Kiwam głową na znak, że pamiętam o naszej umowie. Na całe szczęście, że Winiar potrafi nieziemsko rysować, więc na najbliższe zgrupowanie kadry zabiorę rysunkowy blok, pastele i podstawię mu je pod nos z prośbą narysowania jakieś bajkowej postaci. Sam na własne oczy widziałem cuda w pokoju jego syna i widać gołym okiem, że facet zna się na rzeczy. Ja też coś tam kiedyś potrafiłem, ale teraz już nie mam do tego cierpliwości, a nie lubię robić czegoś niedokładnie i po łebkach.
Pukam do drzwi mieszkania młodszej Wolskiej. Nie mija dużo czasu, gdy szatynka pojawia się w progu. Jej podły humor nie jest dla mnie nowością. Rzadko kiedy na jej twarzy można dostrzec coś, co można by zakwalifikować na poczet uśmiechu.
-Coś jeszcze?- gdy Ala wchodzi do mieszkania, Nastka chce zamknąć drzwi, ale nie pozwalam jej na to. Nawet za cenę tego, że o mały włos nie przycięłaby mi w futrynie trzech palców.
-Chcę z tobą porozmawiać. I nie pieprz o tym, że nie masz na to ochoty, bo i tak nie odpuszczę.- widzę, że adrenalina w jej ciele niebezpiecznie się podnosi. Korzystniej dla mojego zdrowia byłoby teraz pewnie odwrócić się na pięcie i wyjść z jej mieszkania, ale nie mogę tego zrobić. Mój upór zostaje wynagrodzony. Dziewczyna wpuszcza mnie do środka, głową wskazując miejsce, w którym mam usiąść. Nie oczekuję, że zaproponuje mi kawę i świeżo upieczone ciasto. Ania robiła tak zawsze, ale tych dwóch kobiet nie można ze sobą zestawiać, bo to tak jakby chcieć szukać podobieństw między białym a czarnym.
-Streszczaj się. Zaraz przyjeżdżają rodzice, a ja muszę się spakować. O czym chcesz pogadać?- nic nie mówiła Alicja o tym, że przyjeżdżają dziadkowe a ciocia gdzieś wyjeżdża. Zresztą jej stale nie ma w domu i jakoś nikt z sądu rodzinnego nie zwrócił na to uwagi. Państwo Wolscy deklarowali, że przeprowadzą się z Warszawy, by pomóc młodszej córce, ale na deklaracjach się skończyło. Prędzej myślałem, że to Anastazja przeniesie się do stolicy, ale ona wtedy miała kogoś stąd i nie myślała o małej tylko o swojej wygodzie.
-Możesz mi powiedzieć dlaczego ty kompletnie nie interesujesz się Alą?- pytanie proste, bez owijania w bawełnę i zagajania rozmowy. Chcę tylko wiedzieć, dlaczego najbliższa rodzina nie interesuje się tym co dzieje się z małą?
-Będziesz mnie rozliczał z tego jak się nią zajmuję?! Brakuje jej czegoś, nie ma czego jeść w co się ubrać? Byłam kilka razy pod jej szkołą i zdążyłam zauważyć, że jest jedną z najładniej ubranych dziewczynek, więc nie wiem o co ci chodzi.- Boże! Ona sprowadza wszystko tylko i wyłącznie do sfery materialnej! A gdzie szkoła, nauka i wychowanie jej? Przecież to powinno stać na pierwszym miejscu. To o czym mówi Wolska oczywiście jest ważne, ale przecież nie najważniejsze.
-A kiedy ostatni raz byłaś w szkole a nie na parkingu pod nią? Rozmawiałem z wychowawczynią Ali i jest zaniepokojona tym, że nie pojawiłaś się na zebraniu i ignorujesz jej prośby o spotkanie. Możesz wyjaśnić dlaczego?
-A co może mi powiedzieć jakaś zapyziała stara panna o Ali na początku roku szkolnego? Że trzeba zapłacić komitet rodzicielski? Że będzie wycieczka do figloraju na mikołajki? Ja nie mam czasu na takie pierdoły. Ala dostaje pieniądze na wszystko co chce, będzie jeździć na wszystkie wycieczki, ale ktoś musi na nie zapracować. Bo co niektórzy myślą, że dziecko można zabrać na lody albo na placki z czekoladą i już wszystko jest w porządku.-wyraźnie pije do mnie choć wie dobrze, że moja praca nie pozwala mi być z małą w pełnym wymiarze godzin. Są dni, gdzie mogę się nią zajmować cały dzień, ale przychodzi też czas, gdy nie ma mnie w Rzeszowie 2-3 dni. Z tym, że jestem wujkiem z doskoku ma trochę racji, ale inaczej nie mogę, choćbym chciał.
-Dobrze wiesz, że mogę ci pomóc finansowo jeśli chodzi o Alę.- no bo na jej kosmetyki i markowe ciuchy nie zamierzam dokładać ani złotówki. Na dobrą sprawę to ja nie wiem czy ona się zajmuje, że stać ją na takie życie. Mieszkanie w centrum Rzeszowa, sportowy samochód. Ludzie w jej wieku studiują i myślą o przyszłości, a ona żyje całkiem nieźle w teraźniejszości.
-Wsadź sobie te swoje pieniądze w dupę i jeśli nie masz mi nic już do powiedzenia to wyjdź z mojego mieszkania. Zastanów się jeszcze jak spełnisz obietnicę Ali, że zabierzesz ją na mecze. Ta twoja blond larwa chyba już ci nie pomoże.-nerwowo zaciskam pięści. Przed wybuchem powstrzymuje mnie wychylona głowa Ali. Podchodzę do niej i żegnam się, muskając ustami jej włosy i czoło.
-Bądź grzeczna. I pamiętaj, że ja zawszę dotrzymuję obietnic.- już dawno obiecałem jej, że będzie mnie dopingować na najważniejszych meczach podczas światowego turnieju na naszych parkietach. Kiedy snułem te plany, byłem jeszcze z Joanną. Jej brak jednak wcale nie uniemożliwia mi ściągnięcia Ali do siebie. Przecież na trybunach będą na pewno połówki chłopaków i jestem pewien, że nie będzie problemu, by któraś z nich zajęła się na trybunach małą. Gdybym był pewien, że Monika do tego czasu nie urodzi, to nie byłoby problemu, ale żona przyjaciela ma termin porodu na dzień, w którym rozgrywane będą półfinały i wątpię, że Michał pozwoli jej się zbliżyć do hali na kilka dni przed planowanym rozwiązaniem.
Wychodzę z mieszkania Wolskiej i dopiero tutaj popuszczam wodzy swojej frustracji. Wyżywam się na Bogu ducha winnej butelce, kopiąc ją przed siebie i przeklinając głośno. Zostałem upomniany wzrokiem przez starszą panią, spacerującą najprawdopodobniej ze swoja wnuczką. Przeprosiłem skinieniem głowy.
-Chcesz, żebym zęby wybiła?- kopnięta przeze mnie butelka wpada pod nogi Antoniny. Wszystkich mógłbym się spodziewać, ale nie jej. Podnosi plastikowy pojemnik i wrzuca go do kosza, po czym podnosi głowę i chyba czeka na wyjaśnienia. Co tu wyjaśniać? Nie potrafię się dogadać z Nastką. Coraz bardziej zaczyna mnie frustrować ta sytuacja, bo chciałbym ją zmienić, a kompletnie nie wiem jak się do tego zabrać. Powinien zacząć od szczerej rozmowy, w której Wolska wytłumaczy mi co jej się we mnie nie podoba i dlaczego jest na mnie taka cięta, ale przecież to jasne, że ona nie będzie chciała ze mną rozmawiać dłużej niż kilka minut.
-Byłem u ciotki Ali. Próbowałem na nią jakoś wpłynąć, ale kompletnie nie nadaje się na psychologa. Mam wrażenie, że ona robi to przeciwko mnie, a ja nie wiem co jej zrobiłem. Do dupy z tym wszystkim. Masz może ochotę na kawę albo piwo?- mocno zainteresowała ją wzmianka o małej i pewnie dlatego przystała na moją propozycję. Przez te wszystkie problemy nawet nie zauważyłem, że kompletnie przestały mnie interesować kobiety. Kiedyś na pewno już namierzałbym jakąś dziewczynę na stałe, a teraz nie mam do tego głowy. Wegetuję między klubem, reprezentacją i Alą. Można powiedzieć, że bez tego to bym chyba zwariował.
-Przepraszam, że zapytam, ale kim jest dla ciebie Ala? Bo widzę, że strasznie ci na niej zależy. Powiem szczerze, że na początku pomyślałam, że może jesteś jej ojcem, ale chyba to nie był trafny strzał…- ha, nie tylko Antonina tak pomyślała. Dużo osób nadal uważa, że Alicja jest moim nieślubnym dzieckiem. Ciężko im uwierzyć, że można do tego stopnia kochać córkę zmarłej przyjaciółkę. Ja ją kocham i jest dla mnie ważna, można nawet powiedzieć, że najważniejsza.
-Przyjaźniłem się z jej mamą. Byłem z Anną w momencie, gdy robiła ciążowy test. Woziłem ją na wizyty do ginekologa. Jak się słyszy bicie takiego małego serduszka, to nawet największa góra mięśni znajduje w sobie serce. Od razu ją pokochałem i obiecałem Ani, że pomogę jej, jak tylko będę potrafił. Gdy zmarła obiecałem sobie, że nigdy Ali nie zostawię i zawsze będę ją chronił i się nią opiekował.- zaczynam smarkać dla niepoznaki, by Łukowska nie pomyślała sobie, że taki ze mnie mięczak. Zawsze łzy były i pewnie już będą dla mnie oznaką słabości. Z rozpaczy czy żalu zawsze używałem krzyku, starałem się nie stosować łez. Po śmierci Wolskiej wszystko się zmieniło. Krzyk przestał pomagać, a łzy przynosiły chwilowe ukojenie.
-Nie myślałam, że potrafisz być taki… wrażliwy. Wiesz, kilka lat temu w Częstochowie byłeś królem życia.- rzeczywiście, byłem taki. Dziewczyny przewijały się przez moje łóżka z częstotliwością jeden do jednego, tzn. jeden wieczór, jedna panna. Przed Aśką były dwa poważniejsze związki, ale dopiero z blondynką poczułem, że to już czas na rodzinę, na stabilizację. Nawet nie śmiało zaczynałem myśleć o dzieciach, a tu wszystko posypało się jak domek z kart.
-Skoro już tak sobie rozmawiamy to szczerość za szczerość. Dlaczego rozstałaś się z Fabianem? Wyglądaliście na naprawdę szczęśliwych.- żałuję, że to pytanie padło z moich ust. Antosia się wyraźnie skonsternowała, uciekając wzrokiem wszędzie, byleby tylko nie patrzeć w moje oczy. Gafa zaliczona, no bo jakże by inaczej.
-Przepraszam, nie było pytania.-próbowałem jakoś wybrnąć z tej sytuacji, ale bezskutecznie. Szatynka spojrzała na mnie zaszklonymi oczami, a mnie ścisnęło serce. Miałem ochotę usiąść bliżej niej i tak po prostu do siebie przytulić, o nic już nie pytając. Drzyzga musiał naprawdę ostro namieszać, skoro tak zareagowała na wzmiankę o nim. Cóż, nie wygląda na skurwysyna, ale może dobrze się maskuje.
-Cztery lata temu byłam z nim w ciąży, ale on uznał, że nie chce tego dziecka, bo jest za młody. Kiedy wszystko przemyślał i chciał się nami zająć było już za późno, bo poroniłam. Nie wróciłam do niego, choć czasem się zastanawiam czy niezbyt pochopnie podjęłam tę decyzję…

~*~

Wyrzucam z siebie wszystkie nagromadzone żale i wcale mi nie przeszkadza, że nie znam dobrze Bartmana. Najważniejsze jest to, że on umie słuchać, że nie rzuca beznadziejnych komentarzy i złotych rad. Nikt kto nie przeżył straty pokochanego dziecka nie wie jak to jest żyć ze świadomością, że mogło się zrobić coś lepiej, inaczej, byleby tylko temu zapobiec. Powiedziałam Zbyszkowi, że zbyt pochopnie podjęłam decyzję o rozstaniu z Fabianem. Dopóki go nie zobaczyłam, byłam tej decyzji pewna. Teraz nie wiem. W głowie odżyły wspomnienie wspólnie spędzonych chwil. Przypomniałam sobie, że przez spory czas był mój. CAŁY! Do mnie należały jego oczy o do tej pory niezidentyfikowanej barwie. Moje były te przydługie włoski, śmiesznie zwijające się w niewielkie loczki przy końcach. Mój był ten uśmiech, charakterystyczny i szczery. Teraz jest ktoś inny, ktoś zupełnie inny niż ja. Odeszłam od niego bo myślałam, że nie damy rady zapomnieć o wszystkim złym, co nas spotkało. Taka już jestem, on też nie protestował. Znalazł sobie kogoś innego, a ja nie mogę mieć o to pretensji i nie mam. Jest mi tylko przykro, że ja nie umiem sobie ułożyć życia, że nikt się mną nie interesuje.
-Nie wiedziałem, że z niego taki kawał chuja!- mówi to tak głośno, że jakaś starsza pani siedząca z wnuczką stolik obok zatyka jej uszy. No już bez przesady, że zaraz coś jej się stanie od jednego przekleństwa.  Nie mniej jednak napominam Bartmana wzrokiem, by trochę hamował emocje, bo nas wyrzucą z kawiarni.
-Inaczej to już odbieram. Ba, nawet nie wiem czy kiedykolwiek pomyślałam o nim w ten sposób.-zamyślam się. Miałam prawo go znienawidzić a nie zrobiłam tego. Miałam prawo zwymyślać go od najgorszych a odpuściłam. Pozwoliłam mu odejść, a teraz zastanawiam się czy podjęłam słuszną decyzję. Kocham go jeszcze? Najtrudniejsze pytanie jakie przyszło mi postawić sobie w ostatnim czasie. Dlaczego najtrudniejsze? Bo nie umiem na nie jednoznacznie odpowiedzieć. Nie mogę powiedzieć, że jest dla mnie wszystkim i jestem w stanie wrócić do niego, jeśli tylko tego zapragnie. No, ale nie mogę też powiedzieć, że to definitywny koniec, że nic już do niego nie czuję.
-Tylko mi nie mów, że kochasz go jeszcze?!
-A ty nie kochasz już swojej Asi?! Byliście zaręczeni i nie chce mi się wierzyć, że tak z dnia na dzień ci przeszło. Byłeś z nią krócej niż ja z Fabianem i nie wiesz co przeszliśmy, nie masz pojęcia jak było nam ze sobą dobrze!- teraz to ja się uniosłam, ale bez zbędnych przekleństw. Dopóki Bartman nie oceniaj mnie, Fabiana i całej tej sytuacji, to byłam skłonna powiedzieć, że całkiem niezły kompan z niego do rozmowy. Teraz jednak nie chcę mi się go już słuchać. Wyciągam 10 złoty z portfela za swoją kawę i wychodzę na zewnątrz. Szczelnie opatulam się szalem, bo jest już zimno. Pogoda mi nie pomaga, jeszcze bardziej przytłaczając i pogrążając w depresji. Chcę jak najszybciej wrócić do domu, zaparzyć sobie gorącej herbaty o smaku karmelu i gruszki i pod ciepłym kocem porozmyślać o swoim życiu.
-Wsiadaj odwiozę cię!- jak cień pojawia się za mną Zbyszek. Zaczyna mnie irytować, ale jest tak zimno, a ja wrzuciłam rano na siebie tylko cieniutki płaszcz. Korzystam z jego oferty, ale nie daje mu nawet cienia złudzeń na to, że chce mi się z nim rozmawiać. Już wystarczająco mocno mnie wpienił, choć sam nie odpowiedział na niewygodne pytanie. Chyba sam zrozumiał, że nie można tak łatwo odrzucić przeszłości i przejść do teraźniejszości. Wiem, że on miał mniej czasu, ale to wcale nie upoważnia go do tego, by naigrywać się ze mnie i z moich rozterek. Gdy podwiózł mnie pod dom nauczyciela, chciałam wysiąść jak najszybciej, mówiąc tylko „dziękuję, cześć”, ale on zatrzymał mnie. W cale mnie nie szarpał. Po prostu zamknął automatyczne zamki w samochodzie i tyle miałam do powiedzenia.
-Nie umiem jednoznacznie odpowiedzieć na twoje pytanie, ale wiem jedno, że nigdy bym nie chciał już do niej wrócić. Za bardzo mnie skrzywdziła, ale z drugiej strony nie może to się równać z tym, co zrobił ci Drzyzga. Nie rozumiem tego, jak możesz jeszcze o nim myśleć, ale być może ja nie jestem zdolny do uczuć takiego kalibru.- i jak gdyby nigdy otworzył drzwi i wyczekującym wzrokiem patrzył na mnie, bym wysiadła. No to mi teraz przypierdolił, nie powiem, że nie. Teraz to już mi nie pomoże tylko herbata i ciepły koc. Teraz muszę iść do sklepu i kupić sobie dużą mleczną czekoladę z ryżem, bo bez dużej ilości słodyczy nie przetrawię tego.




*****
Jeszcze nie jest drastycznie, ale kto wie jak będzie za dwa tygodnie. Dziś dopiero 3 września, więc nie może mnie dziwić luz w szkole. Naprawdę zobaczę jak to będzie wyglądać, gdy będzie szkoła wchodzić na pierwsze miejsce w hierarchii zajęć.

Jestem chyba jakaś inna, ale nie płaczę z powodu braku Zbyszka w składzie na ME. Przykro mi

Szkoda mi go bo pewnie zasuwał jak mógł najlepiej, ale nie wyszło. Zdarza się. Myślę, że ten turniej będzie przypominał rok 2007 z tą różnicą, że wtedy wyszło tak jakoś niespodziewanie, a teraz wszystko na to wskazuje.