wtorek, 22 października 2013

Siódemka

Powoli wszystkich ogarnia świąteczny szał. Wszystkich, tylko nie mnie. Ogromne wyrzutu sumienia po tym jak zostawiłam swoich rodziców nie odwiedzających ich sprawiają, że choć miałabym ochotę jechać i spędzić z nimi te świąteczni dni, to zostaję w Rzeszowie. Muszę iść na miasto i kupić przynajmniej jakąś sztuczną imitację choinki i kilka ozdób, by całkiem nie zdziczeć i nie popaść w depresję. Zrobię to dziś, po ostatnim dniu pracy w tym roku. Właściwie to on nic z pracą wspólnego nie będzie miał. O 9 zaczynają się klasowe wigilię. Usiądę z moimi uczniami i ich rodzicami do stołu, który nam przygotowali. Później odbędzie się uroczystość na sali gimnastycznej, a potem każdy rozejdzie się do swoich obowiązków. Nie mam żadnych. Przyjdę do mieszkania, legnę przed telewizorem i zapewne tak spędzę Boże Narodzenie. W głowie kołacze się myśl o tym, by pojechać na święta do rodziców. Nie byłam tam tyle lat. Pisałam ostatnio list, dostałam nawet odpowiedź. Czy coś się zmieniło od dnia, w którym stamtąd wyjechałam? Wydaje mi się, że nie. Rodzice nadal mają gospodarstwo i z tego co mówiła mama przynosi im teraz całkiem niezłe dochody. Kupili nawet telewizor plazmowy, a tata posiada komórkowy telefon. Proponowałam nawet, że kiedy ustabilizuję się w Rzeszowie, to ich do siebie zabiorę, ale nie chcą o tym słuchać. Mogę się im dziwić? Nie. Oboje są po pięćdziesiątce i wychodzą z założenia, że na starość nie przesadza się starych drzew. Szanuję to. Na święta mają jechać do siostry taty, bo wuj Zenek jest umierający i być może to jego ostatnie święta w życiu. Ten jeden telefon uświadomił mi jak bardzo odcięłam się od ludzi, którzy mnie wychowywali i przy których wzrastałam. Nie zrobiłam tego dla własnego widzimisię. Chciałam się kształcić, zdobyć wykształcenie i wyrwać z tej dziury, w której nie ma perspektyw. Wraz z pierwszym dniem zimowych ferii spakuję walizkę i pojadę do rodziny.
Pełna lodówka, a nie ma w niej nic, z czego można by ugotować chociażby jedną potrawę wigilijną. Może w zamrażalce mam gdzieś jeszcze jakieś grzybki, z których mogłabym ugotować pierogi, ale już wczoraj skończyła mi się mąka. Czy chce mi się wychodzić na zakupy w taką pogodę? Śnieg pada intensywnie, a termometr od samego rana dość wyraźnie wskazuje temperaturę poniżej zera. Mimo wszystko naszła mnie ochota na pierogi, więc wychodzę z ciepłego mieszkanka na zewnątrz. Chłód uderza mnie od pierwszego kroku. Nie poddaję się. Opatulam twarz szczelniej wełnianym szalikiem, naciągam na uszy puchatą czapkę i zmierzam w kierunku „Biedronki”. Jedyny sklep, w którym nie czuje się zagubiona jak dziecko we mgle. Wszystko tu stoi na swoim miejscu, do tego w przystępnych cenach.
Miałam kupić tylko 2 kilogramy mąki, a naładowałam cały wózek. Cóż, trzeba jakoś spożytkować świąteczną premię. Przy kasie wyładowuje wszystko na taśmę zastanawiając się kto mi pomoże z tymi wszystkimi siatami. Nie mogę sobie poradzić z większą ilością książek i zeszytów, a co dopiero z dużą paczką proszku do prania i kilkoma litrami ukochanego Tymbarka. No nic, będę zmuszona zamówić taksówkę, co jest mi nie w smak, bo nie chciałam się pozbywać wszystkich pieniędzy z portfela podczas jednego wyjścia na zakupy, ale nie zamierzam się z tym męczyć. W imię czego się pytam?
-Świąteczne zakupy?- odwracam się. Dziewczyna Fabiana podjechała do kasy z zakupami o podobnych gabarytach. Subtelna różnica między nami jest taka, że ja przyszłam tu na pieszo, a ona w ręku dzierży kluczyki, za pewne od samochodu rozgrywającego.
-Tak wyszło, że na ostatnią chwilę. A wy nie jedziecie na święta do Warszawy?- dwie Wigilie spędzałam w rodzinnym domu Drzyzgów.
-Fabian już pojechał, ja zostałam. Wiesz, trochę się pokłóciliśmy i postanowiłam nie wracać do Warszawy. Jesteś samochodem czy może mam cię podwieźć?- czy się teraz ze mnie naśmiewa czy naprawdę nie wie, że nie mam samochodu? To jednak nie dziwi mnie bardziej niż sama jej propozycja. Nasze spotkania i zamieniane słowa nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, a teraz ona z własnej, nieprzymuszonej woli proponuje mi przysługę. Może nie powinnam, ale nie jestem aż tak bogata, by rezygnować z takiej okazji.
Mam wyrzuty sumienia, bo dziwnym trafem wydaje mi się, że kłopoty w ich związku są związane z moją osobą. Czy to możliwe, że tych kilka spotkań z Fabianem ma wpływ na jego związek? Muszę z nim porozmawiać i powiedzieć mu, że nie zamierzam być przyczyną rozpadu czyjegoś związku. Dobrze wiem, jak ciężko jest się po tym pozbierać. Nie mogę powiedzieć, że pałam do Moniki jakimś szczególnym wyrazem sympatii, ale musi jej zależeć na Drzyzdze. Na pewno bardziej niż mi.
-Jeśli nie będzie to dla ciebie problemem, to chętnie się zabiorę. Mam nadzieję, że z Fabianem to nic poważnego?- nie ma szans na to, by wiedziała o naszym romansie. Inaczej nie chciałaby mnie podwieźć. Zaraz, zaraz. A może ona specjalnie chce mnie zwabić do swojego auta, a potem mnie wyeliminować. Już za późno trochę na zmianę planów, by zapięłam pasy, a samochód jest w ruchu.
-Myślę, że chwilowy kryzys. Fabian to nie jest łatwy człowiek. Kto może lepiej o tym wiedzieć jak nie ty. Długo byliście razem? Nic mi nie opowiadał o tobie.- a co miał opowiadać? W porównaniu z brunetką byłam wtedy nikim. Nosiłam stare, sprane ubrania. Udzielanie korepetycji pozwalało mi się utrzymać w stolicy, ale o zakupach w drogich sklepach mogłam zapomnieć. Nigdy zresztą przesadnie mi na tym nie zależało.
-Byliśmy razem 4 lata. Nie ma o czym mówić. A wy długo jesteście razem?- Monika to nie jest ta dziewczyna, z którą kiedyś widziałam jego zdjęcie na jednym z portali społecznościowych. Z nią się po mnie nie pocieszał.
-Od roku. Poznaliśmy się jeszcze w Warszawie. Przeprowadziłam się teraz z nim do Rzeszowa. Studiuję zaocznie, więc mogę sobie na to pozwolić.- widać po niej, że może sobie pozwolić na wszystko, nie patrząc na koszty. Rozmowa schodzi na inny temat, nie rozmawiamy już o Fabianie i doświadczeniach związanych z obcowaniem z nim. Kilka zdań o świętach, jakieś noworoczne plany, krótkie życzenia i już, po sprawie. Wysiadam pod swoim mieszkanie, biorę torby i idę po schodach na górę chwaląc Pana za to, że ta Monika trafiła mi się w Biedronce. Na schodach jeszcze kładę foliówki na jednym ze stopni, by poszukać kluczy. Damska torebka to zło. Nigdy nie wiem co z niej może wyskoczyć. Ostatnio w pracy znalazłam w nim nawet pudełko pinezek. Przegród bez liku.
-Mam!- podnoszę głowę do góry i staję w miejscu. Przy drzwiach w kucki siedzi Alicja. Skąd ona wie, gdzie ja mieszkam? No nic, to teraz nie jest ważne. Otwieram drzwi i wpuszczam ją do środka. Wyraźnie zmarzła, bo pociera szybko rączkę o rączkę w celu rozgrzania się. Rozmowa o celu jej wizyty schodzi teraz na dalszy plan. Za cel przyjęłam sobie doprowadzenie jej ciała do odpowiedniej temperatury i nakarmienie głodnego dziecka. Duże zakupy okazały się być w tej sytuacji wspaniałym pomysłem. Robię kanapki, nastawiam wodę na herbatę.
-Ciocia wie, że tu jesteś?- czy mogę mieć w ogóle złudzenia? Ta kobieta w ogóle nie interesuję się małą, więc czego ja oczekuję. Gdy stawiam przed nią kubek z parującym napojem i strawę, na jej twarz wpełza niewinny uśmiech. Jak mi jest jej szkoda, tak strasznie szkoda. Głaszczę jej policzek, siadając naprzeciwko niej.
-Nie proszę pani. Ciocia mi dziś powiedziała, że na święta wyjeżdżamy gdzieś w świat, gdzie nie ma śniegu, że jest bardzo gorąco. Nie chcę świąt bez śniegu, chcę zostać tutaj.- w jej oczach pojawiają się łzy. Odsuwam się i rozkładam ramiona, by przytulić do siebie szatynkę. Chętnie do mnie podbiega, wtulając się we mnie. Jest taka bezbronna. Chciałabym jej pomóc, ale co ja mogę dla niej zrobić oprócz tych kilku kanapek z szynką, serem i herbaty? Kiedy zje, będę musiała odprowadzić ją do domu.
-Kotku wiesz, że ciocia jest twoją opiekunką i musisz być z nią.- choć wolałabym, by była ze Zbyszkiem. Dla Bartmana jest ważna i on na pewno by się zajął nią odpowiednio. Nie wiem jednak czy on jeszcze jest w Rzeszowie. Kto wie, może już wrócił do Warszawy.
Kiedy Alicja kończy kolację, ja odchodzę od stołu w poszukiwaniu mojego notesu. Mam tam zapisany numer do Anastazji. Może jest cień nadziei na to, że się o nią martwi? Wychodzę do łazienki i próbuje się z nią skontaktować. Odbiera.
-Witam serdecznie, z tej strony Antonina Łukowska, wychowawczyni Alicji. Chciałam powiedzieć, że Ala jest u mnie.

Dlaczego się pani nas tak uczepiła?! Chce pani mi odebrać dziecko?!

Co ona w ogóle gada, to się nawet słuchać nie chce. Nagle udaje troskliwą, a w szkole nie widziałam jej jeszcze na żadnym spotkaniu z rodzicami.
-Nie mam pojęcia skąd Alicja zna mój adres. Proszę się nie martwić, zaraz odwiozę ją do pani, tylko musi pani podać mi adres.-w sumie dobrze się składa, że tak to się ułożyło. To będzie dla mnie jedyna okazja na to, by porozmawiać z Wolską. Jak mnie wkurzy, to jej wygarnę! Wszyściutko, od A do Z!

~*~
Byłem zszokowany, gdy zadzwoniła do mnie Antosia. 
Po pierwsze zdziwiłem się, że ma mój numer, a po drugie włos zjeżył mi się na głowie, gdy dowiedziałem się o ucieczce Alicji. Przeraża mnie czasem jej zachowanie i brak zainteresowania Wolskiej córką siostry. Jadę teraz do mieszkania Nastki, by wyjaśnić całą tą sytuację raz a dobrze. Jeśli ona nie radzi sobie z opieką nad małą, to będę musiał ja ją przejąć. Nie wiem jak chcę to zrobić przy swoim trybie życiu i braku stałej partnerki u boku, ale nie pozwolę, by Ali stało się coś złego. Nie po to obiecywałem Ance, że zaopiekuje się jej córką, bym miał teraz chować głowę w piasek i udawać, że to mnie nie dotyczy.
Kolejny raz napaliłem się parkowanie równoległe i z trudem udało mi się wyrobić przed tym, by nie zarysować innego auta. Od zawsze pcham się w kierunku rzeczy niemożliwych, ale taki już jestem, że im większe wyzwanie, tym większa satysfakcja z osiągniętego wyniku. Takim celem jest zabezpieczenie szczęśliwej i bezpiecznej przyszłości Ali. Wiem, że jej ciotka i dziadkowie zrobią wszystko, by mi to uniemożliwić, ale za długo się tego obawiałem. Zdecydowanie za długo.
-Anastazja otwieraj, to ja!- walę do drzwi, gdy po kilkakrotnym naciśnięciu dzwonka, nie zostają one otworzone. Pojawia się w nich szatynka ze złowrogim wyrazem twarzy. Wpuszcza mnie do środka, gdzie w kuchni znajduje się jakiś facet, zupełnie mi nieznany. W dupie mam to z kim ona się zadaje, ale jeśli się dowiem, że to przez niego Alicja czuła się zagrożona w tym mieszkaniu, to nie ręczę za siebie.
-Już nie mam siły do tego belfra! Co ona sobie w ogóle myśli, żeby dzieciaka nastawiać przeciwko mnie?! Nie będzie mi gówniara dyktować gdzie i z kim mam spędzać święta!- czy ona umie posługiwać się innym tonem głosu niż krzyk? Zaraz po mnie w mieszkaniu pojawia się Antosia z małą. Alicja nie pała radością na widok cioci. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest tym wszystkim przerażona. Gdy tyko zauważa mnie, puszcza dłoń Łukowskiej i podbiega do mnie, wtulając się w moje nogi. Biorę ją na ręce, całując w czubek głowy.
-Zbyszku czy ja mogłabym spędzić z tobą święta? Proszę zgódź się! I ty ciociu też!- święta. Miałem jechać jutro rano do Warszawy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Ala pojechała tam ze mną. Jeśli Nastka nie będzie miała nic przeciwko i nie oskarży mnie później o porwanie dziecka, to nie widzę problemu. Strasznie denerwuje mnie fakt, że tak nieodpowiedzialna osoba ma decydujący głos w tej sprawie, ale nie mogę na to poradzić.
-Nie zgadzam się! Lecisz ze mną i z Pawłem i bez dyskusji!- i czemu ona się tak upiera? Nie rozumiem tego. Gołym okiem widać, że Alicja jest dla niej piątym kołem u wozu, a mimo wszystko idzie w zaparte i nie chce zrzucić na mnie większej części odpowiedzialności za małą.
-Ale skoro Zbyszek chce się zająć małą, to dlaczego nie chce pani mu tego umożliwić? Widać, że pani nie jest szczególnie zainteresowana opieką…- w rozmowę wtrąca się Antonina, za co zostaje zbesztana wzrokiem przez Wolską. Szatynka podchodzi do niej, mierząc ją od stóp do głów.
-Alicja idź do swojego pokoju! Natychmiast!- dziewczynka potulnie schodzi z moich rąk i idzie do pokoju.
-Jakim prawem będziesz mnie oceniać?! Obstajesz za Zbysiem jakbyś go znała, a tak naprawdę nic o nim nie wiesz! To przez niego nie żyje moja siostra, to przez niego Ala nie ma matki!- czuję się tak, jakby mi ktoś zdzielił kopa prosto w brzuch z całej siły. Stoję zapowietrzony i patrzę w oczy Anastazji. Jak ona może oskarżać mnie o śmierć Ani? Przecież to był wypadek, jak wtedy byłem w Warszawie. Miałem swoje problemy. Kłóciłem się wtedy z Aśką.
-No co się na mnie patrzysz?! Wiesz dlaczego Anka zginęła w tym wypadku?! Bo po rozmowie telefonicznej z Tobą wsiadła do samochodu i chciała pojechać do Warszawy! Wcześniej zadzwoniła do mnie i odwołała nasze spotkanie. Zawsze byłeś ważniejszy! Gdyby wtedy zechciała przyjechać do mnie na babskie pogaduchy, dziś nie musiałabym oglądać jej zdjęcia na marmurowej tablicy!- boli. Cholernie boli. Dopiero teraz wszystko zaczyna układać się w całość. Wypadek miał miejsce 30 kilometrów na północny-zachód od Rzeszowa. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Fakt, kilka godzin przed tragicznym wypadkiem rozmawiałem z nią przez telefon, ale nawet słowem nie wspomniałem o tym, by do mnie przyjeżdżała. Gadałem wtedy głupoty. Byłem trochę pijany.
-Ja…ja nie chciałem, nie wiedziałem…- samotna łza zjeżdża po moim policzku. Czuję się sprowadzony do parteru, malutki i winny wszystkiemu. Mijam zdziwioną Antosię i wychodzę. Gdy jestem już na dole, czuję szarpnięcie za rękę. Odwracam się i wpadam prosto w ramiona Łukowskiej. Jest mi…jest mi dobrze. Nie przejmuję się tym, że jestem mężczyzną, a płaczę jak bóbr w objęciach kobiety. Chcę jak najszybciej znaleźć się na cmentarzu, ale w tym stanie nie mogę kierować. Nekropolia nie jest daleko, mogę iść na pieszo. Nie chcę iść sam, nie dam rady.
-Pójdziesz ze mną na grób Ani?- kiwa głową na znak przyjęcia propozycji. Zapina mi kurtkę, poprawia czapkę na głowie, po czym bierze pod ramię i prowadzi. Na bok schodzi Joanna i Fabian. Cieszę się, że nie jestem teraz sam. Cieszę się, że Antonina jest tu ze mną…

~*~
 Mam nadzieję, że nie ma błędów, bo już nie chce mi się ich poprawiać. Dacie mi znać, jakby się coś trafiło, to poprawię? Dziś wieczór z siatkarską LM! Go Jastrzębski! :D
Pozdrawiam, Paulinkaa



poniedziałek, 7 października 2013

Szóstka

Męczy mnie kac. Nie alkoholowy, bo bardzo dawno nie miałam żadnego alkoholu w ustach. Cierpię raczej na kaca moralnego, a to zdecydowanie gorsza i bardziej wyniszczająca odmiana. Gdyby tamten seks z Fabianem skończył się tylko na jednym razie, to może bym o tym zapomniała i dała sobie spokój z zadręczeniem się. Problem w tym, że to trwa już 2 tygodnie. Teraz Drzyzga razem z reprezentacją walczy podczas Mistrzostw Świata, a ja mam czas na to, by wreszcie zdobyć się na odwagę i skończyć to, co nie prowadzi do niczego dobrego. Wiem, że już go nie kocham i przynajmniej tę kwestię mam wyjaśnioną. Pozostają inne, o wiele bardziej dramatyczne. Czuję się tak, jakbym zawiodła wszystkich wokół. Nikt oczywiście nie wie, że sypiam z byłym facetem, ale mimo wszystko i tak mam wyrzuty sumienia. Opinia o mnie jest nieskazitelna. W towarzystwie uchodzę za poukładaną i godną naśladowania kobietę, a co robię? Sypiam z facetem, który po każdym stosunku wraca do swojej dziewczyny ukradkiem pisząc mi wiadomości tekstowe, że byłam zajebista. Nie satysfakcjonuje mnie taka droga. Skończę z tym, ale na razie nie będę zawracać mu głowy. Niech się skupi na tym, że kreuje grę Polaków jako pierwszy rozgrywający i robi to na tyle dobrze, że nie można się do niego przyczepić.  Cieszę się, że mu się udało, bo przecież nie łatwo jest się dostać na szczyt, na którym on teraz się znajduje. Udało mi się już dawno złapać bilet na finał tego turnieju i nie wyobrażam sobie, że zabraknie w nim mojej drużyny. Nie zależy mi na przeciwniku, ale oni muszą się w nim znaleźć. Pierwszy set z Brazylijczykami niestety w ryj, ale w drugim wszystko wygląda już zdecydowanie lepiej. Towarzyszą mi niesamowite emocje. Taka impreza w Polsce musi zostać przypieczętowana wspaniałym sukcesem, po prostu musi. Dlaczego polski związek nie mógł wymyślić takiego systemu rozgrywek jak ich odpowiednik we Włoszech cztery lata temu? Bo my Polacy tak nie potrafimy. Wolimy wykonywać mission imposibble, dostawać się do raju po krętej drodze, nie na skróty. Szkoda tylko, że nikt w tym wszystkim nie myśli o biednym sercu zwykłego kibica, który obgryza paznokcie i wyrywa włosy z głowy, gdy jego drużyna walczy o medalową strefę z takim przeciwnikiem jakim jest Brazylia.
Kamery pokazują właśnie ten sektor na trybunach, który jest oblegany przez bliskich naszych zawodników. Twarze naszych siatkarskich WaGs nie są mi obce. Nie od dziś wiem, że jestem niemiłosierną plotkarą, ale to przecież przywilej wielu kobiet. Moja uwaga skupia się na dwóch paniach. Jedna posiada czarną, druga blond czuprynę. Jedna ma pociągłą twarz, druga zdecydowanie okrąglejszą. Jedna jest dziewczyną Fabiana, druga byłą narzeczoną Zbyszka. O ile na Monice nie skupiam się zbyt długo, bo męczą mnie na jej widok wyrzuty sumienia, o tyle obecność Michalskiej mnie zdziwiła. Nie chce mi się wierzyć, że tak sama z siebie przyszła na mecz i założyła koszulkę z „9” tylko wyłącznie z sentymentu. Zresztą, co mnie to obchodzi. Z Bartmanem nie rozmawiałam od tego jego nachalnego wtrącania się w moje życie. Miałam ochotę wygarnąć mu, by nie wtrącał się w moje życie i za moimi plecami nie wydawał osądów o człowieku, którego tak naprawdę nie zna, ale w końcu dałam sobie spokój. Znów mnie zezłościł. Czym? Swoją hipokryzją. Nie dopuszczał do siebie możliwości, że mogłabym wrócić do Fabiana, a sam jest w nie lepszej sytuacji. Blondynka zerwała zaręczyny, odeszła do innego, a teraz jak gdyby nigdy nic siedzi na trybunach i go wspiera.
-Coś jej chyba nie wychodzi Zbysiu, bo grasz jak cienias!- przemawia przeze mnie gorycz, a osąd jest zdecydowanie zbyt mocno uproszczony. To dopiero pierwsza piłka z tak wyraźnym błędem bruneta, ale nic nie poradzę na to, że mnie wkurzył…

…co to był za mecz! 5 setów z morderczym tie-breakiem. Do dzisiaj uważałam, że meczu przeciwko Rosjanom w Japonii nic nigdy nie pokona, ale tak było to dzisiaj. W tym meczu był już taki moment, że zdążyłam obrazić się na wszystkich, a najbardziej wkurwiona byłam na Bartmana. Fabian niedokładnie rozgrywał, Zbyszek nie kończył, środkowi spali na bloku, a przyjmujący zapomnieli chyba o tym jakie są ich zadania na boisku. Anastasi w 4 secie nie miał już nic do stracenia, rozpoczął cykl zmian. I co? I Jarosz grał jak z nut, a Kubiak wyczyniał cuda w obronie. Doprowadziliśmy do piątej partii, a do niej szkoleniowiec desygnował wyjściową szóstkę. Chłopaki przemyśleli sprawę i nie partaczyli już piłek. Wreszcie wydatnie do gry włączył się Kurek, który przecież od jakiegoś czasu uchodzi za lidera naszego zespołu. Widzieć zrezygnowanych i zrozpaczonych Brazylijczyków schodzących z boiska w roli wielkich przegranych? Bezcenne! W życiu jeszcze nie uczestniczyłam w czymś takim. Nie ma prawa się z tym równać oglądanie meczów Euro 2012 w warszawskiej strefie kibica. Nie ten pułap emocjonalny.

Finałowe spotkanie 

To nic, że powinnam już pakować dupę do pociągu i wracać do Rzeszowa. Nikt mnie nie zwolni z jutrzejszego dnia pracy z racji tego, że siatkarze zostali Mistrzami Świata(!) choć uważam, że zdeklarowanym kibicom polskiej siatkówki taki przywilej zdecydowanie się należy. Mecz przeciągnął się do prawie 3 godzin, więc nic dziwnego, że i sama ceremonia zamknięcia z wręczeniem upragnionych medali odbywa się późno. Mimo wszystko hala nie pustoszeje. Być na meczu i nie zostać na moment, w którym Marcin Możdżonek wzniesie ponad siebie puchar Mistrzostw Świata? Zupełnie nielogiczne posunięcie. Na chwilę muszę jednak opuścić swoje miejsce bo czuję, że pęcherz mi eksploduje. Zaciskać nogi od początku drugiego seta aż do tej chwili nie jest wcale tak łatwo, ale czego się nie robi dla tych chłopaków i dla tych chwil ogólnoużytkowego szczęścia. Mam nadzieję, że uda mi się na terenie hali odnaleźć jakąś toaletę. Kiedy stałam już przy reklamowych bandach i próbowałam odnaleźć swoje położenie w tej przestrzeni, poczułam skubnięcie w nogę. Spojrzałam w dół i moim oczom ukazała się Ala. 7-letnie dziecko o tej porze na nogach, nie okazujące żadnych oznak zmęczenia? Dzisiejszego dnia musi to być dziecko polskiego siatkarza albo chociaż w jakiś niewielki sposób z nimi związane.
-Już wcześniej panią zauważyłam, ale Asia nie pozwoliła mi przyjść. Podobał się pani mecz? Bo mi tak, chociaż Zbyszek się nie popisał.- chętnie bym z nią pogawędziła, gdyż mocno zainteresował mnie wątek Asi. Skoro Alicja była pod jej opieką to znaczy, że oni znów tworzą parę? Nie, moje myślenie idzie nie tą drogą. Ja sypiam z Fabianem, a to się nijak ma do naszego powrotu do siebie.
-Bardzo mi się podobał mecz. Kotku muszę iść do łazienki. Idziesz do Asi czy zostajesz ze mną?- oczywiście, że powinna iść do Michalskiej, ale jej rączka wpasowała się w moją. Okazuje się, że mała jest zdecydowanie lepiej zaznajomiona z budynkiem katowickiego „Spodka” i bez problemu doprowadza mnie do toalety. To tylko 30 sekund, a ja czuję się tak, jakbym narodziła się na nowo. Wychodzę, myję ręce i zabieram Alicję ponownie na halę. 
-Wie pani, mnie jutro nie będzie w szkole. Zbyszek obiecał mi zabrać mnie do Warszawy na jakąś tam fetę. Nie wiem co to jest, ale chcę tam z nim jechać. Mogę tak?- to dziecko rozbraja mnie na każdym kroku. Tutaj się dzieją takie cuda, a ona jak gdyby nigdy nic załatwia sobie u mnie kilka dni wolnego w szkole. Wiem, że będę musiała zadzwonić do jej ciotki, bo mimo wszystko to ona a nie Zbyszek jest jej prawnym opiekunem. Widząc jednak jak bliski jest jej siatkarz nie trudno się domyślić, że zmiana osoby sprawującej nad nią kuratelę byłaby wskazana.
-Alicja!- za plecami słyszę gruby, choć damski głos. Odwracam się i spotykam ze wzrokiem rozjątrzonej Joanny. Podchodzi do nas i prawie siłą wyszarpuje mi z dłoni dłoń małej Wolskiej.
-Szukałam cię! Pani dziękuję za to, że się nią zajęła. Mój narzeczony przed chwilą zdobył złoty medal, trochę się zaabsorbowałam tym i nie zauważyłam kiedy Ala się ode mnie oddaliła. Jeszcze raz dziękuję.- czyli co, wielkie come back do siebie? Na to wygląda. Słyszę jeszcze jakieś głosy z gardła Ali, ale w tym tumulcie panującym na hali nie jestem w stanie ich dobrze usłyszeć, a co podero zrozumieć. Spoglądam cały czas w stronę w którą odchodzą. Akurat teraz nasi reprezentanci podeszli do swoich rodzin. Prawie w tym samym momencie na trybunach pojawił się Fabian i Zbyszek. Na tego pierwszego zapalczywie rzuciła się dziewczyna, a Bartman starał się zachować dystans. Widziałam też, że Ala zacięcie mu coś tłumaczy. Kiedy wzrok Zbyszka spotkał się z moim zrozumiałam, że musiała mówić mu o mnie. Czy Fabian też to słyszał? Nie wiem, ale się odwrócił. Pod natłokiem ich taksowania mnie wzrokiem poczułam się kilka centymetrów mniejsza i najchętniej rozpłynęłabym się w powietrzu. Mam wrażenie, że Drzyzga już myśli o jakiś świństwach z moim udziałem. O czym myśli Bartman? Nie wiem, ale zaraz się dowiem, bo właśnie zmierza w moim kierunku, pozostawiając w osłupieniu blondynce. No cóż, przynajmniej utrę jej nosa, ale w gruncie rzeczy to marne pocieszenie.


***
W którym momencie pozwoliłem na to, by Aśka na nowo wkroczyła do mojego życia? Nie wiem. Może wtedy, gdy wpuściłem ją do swojego mieszkania, proponując kawę i „Marlenki” z Biedronki? A może wtedy, gdy pozwoliłem jej się wypłakać w swoje ramię, gdy opowiadała o problemach z nowym chłopakiem? A może wtedy, gdy nie odsunąłem ust, gdy łapczywie próbowała się do nich dobrać. Sam już nie wiem. Sama z siebie zaproponowała, że przyjedzie do Katowic i zaopiekuje się Alicją. Z tym akurat nie miałem problemu, bo wiele ciotek chciało mi pomóc, ale w końcu zdecydowałem się na pomoc Michalskiej. Ubrana w koszulkę z moim nazwiskiem zajęła miejsce między małą a dziewczyną Drzyzgi, Moniką. Na nią nie da się powiedzieć Monia, tak ja na żonę Kubiego. Na pierwszy rzut oka widać, że jest zadęta i zapatrzona w siebie. Zresztą nie bardziej niż jej chłopak, więc ta kwestia na pewno ich do siebie zbliża. Temat Fabiana ostatnio coraz często hula w mojej głowie, a to za sprawą jego głupich tekstów, których adresatką jest Antonina. Szczyci się tym, że jakby chciał, to mógłby ją mieć od zaraz, tak jak kiedyś. I te jego docinki do mojej osoby, jakieś głupie uwagi na temat mojego rozstania z Joanną sprawiają, że zamiast fajnego chłopaka i kolegi z drużyny, postrzegam go jako skończonego dupka. Pech chciał, że w tym samym czasie zdecydowaliśmy się na wycieczkę w stronę naszych bliskich. Na początku zebrałem gratulacje od rodziców. Mama miała łzy w oczach, a ojciec jak to ojciec, wytknął nawet najmniejsze błędy, które na dobrą sprawę w ogóle mnie teraz nie obchodzą. Za chwilę zajebista grupa ludzi odbierze to, na co ciężko pracowała przez wiele lat. W zasadzie to od 2009 roku pokazujemy, że jesteśmy drużyną, kolektywem, a nie zbiorem znanych nazwisk, które na własną rękę mają rozstrzygać losy spotkań. Bywały lepsze i gorsze chwile. Daliśmy ciała na ostatnim mundialu we Włoszech, ale już rok później zgarnęliśmy medal we wszystkich imprezach w których braliśmy udział. Potem fantastyczna Liga Światowa i klęska na Igrzyskach Olimpijskich. Blamaż w ubiegłorocznej „światówce”, ale i brak powodzenia na Mistrzostwach Europy. A ten rok to jest w ogóle jakieś kosmiczne spełnienie marzeń. Złoto w Lidze Światowej i złoto Mistrzostw Świata. Czego chcieć więcej?
-Zbyszku! Jesteś najlepszy!- Ala energicznie wpada w moje ramiona, zarzucając swoje niewielkie rączki na moją szyję. Wiem czego bym chciał. Chciałbym, by Wolska mieszkała u mnie, by była pod moją opieką. Czy chciałbym, by blondynka dopełniła mój plan? Teraz już nie wiem. Zarzekałem się, że to skończony temat, że nigdy nie wejdę dwa razy do tej samej rzeki, ale nie wszystko w życiu można przewidzieć.
-A wiesz, że pani Antosia jest na meczu? O tam stoi!- palec
wskazujący Alicji każe mi natychmiast się odwrócić i sprawdzić czy słowa szatynki nie są efektem jej urojeń. Nic bardziej mylnego.
Łukowska stoi na dole, wpatrując się w naszą stronę. Chociaż czy w naszą? Może bardziej w Fabiana i jego dziewczynę? To ja pierwszy decyduję się na to, by do niej zejść. Nie mam pewności czy nie ucieknie, dlatego zabieram ze sobą Alę, zostawiając w osłupieniu Michalską. Podobno mężczyzna z dzieckiem zawsze robi wrażenie na kobiecie, więc zamierzam z tego skrzętnie skorzystać. Po co? Dobre pytanie, na które na razie nie szukam odpowiedzi.
-Nie wiedziałem, że tutaj będziesz. Mogłaś powiedzieć, to może załatwiłbym ci jakiś lepszy bilet czy coś…- drapię się z tyłu głowy. Zmierzony wzrokiem przez Łukowską czuję, że maleję do poziomu zera. Coś jest nie tak, ale jeszcze nie wiem co.
-Widzę, że masz komu załatwiać bilety. Rozmawiałam z tworzą N-A-R-Z-E-C-Z-O-N-Ą, sympatyczna dziewczyna.- wyraźnie akcentuje słowo „narzeczona”, a ja rozumiem aluzję. Mówiłem jej nie dawno o tym, że nie powinna wracać do Drzyzgi, a ja co? W rozmowie z nią też nie wypowiadałem się zbyt pochlebnie o Joannie, a teraz blondynka siedzi na trybunie w mojej koszulce, insynuując tak jakby nasze ponowne zejście. A ja nie wiem co mam o tym myśleć.
-Tosiu, ja… to nie jest tak jak myślisz.- Alicja wierci się na moich rękach, więc puszczam ją i pozwalam odejść do innych dzieci, które bawią się teraz piłkami na boisku.
-Nawet nie chcesz wiedzieć co teraz o tobie myślę. Jesteś cholernym hipokrytą, ale nie interesuje mnie to. Widzę, że dobrze zajmujesz się małą i to jest najważniejsze. Dopóki wiem, że ma dobrą opiekę nie obchodzi mnie to z kim śpisz. A tymczasem pozwolisz, że wrócę na swoje miejsce i będę obserwować wręczenie medali. Tak w ogóle to gratuluję.- na siłę wciska mi swoją dłoń w moją i odchodzi, odwracając się na pięcie. Czemu czuję się źle z tym, że tak wyszło? Nie powinienem, a jednak się czuję. Zawsze byłem szczerym człowiekiem, nigdy nie siliłem się na półsłówka i półśrodki. Otwarcie mówiłem o wszystkim. Nikt nie nazwał mnie hipokrytą, dopiero ona.
-Zibi!!!- krzyk kapitana z trudem dochodzi do moich uszu przez tumult panujący na hali. Olewam Aśkę i już do niej nie podchodzę, nie zamierzam się tłumaczyć. Idę do chłopaków, którzy czekają w holu prowadzącym z szatni na halę.
-Bierz Alę, wchodzimy na podium z dzieciakami!- Igła prowadzi za rękę Sebastiana i Dominikę. Mała podbiega do mnie, umieszczając swoją rączkę w mojej. Jest taka szczęśliwa, więc i ja na chwilę zapominam o nieprzyjemnej rozmowie z Łukowską…

-…za Twoim przewodem, złączym się z narodem!- czy łzy dorosłych mężczyzn w takiej chwili są czymś dziwnym? Wydaje mi się, że zupełnie nie. Dotychczasowa gra w siatkówkę przynosiła mi różne emocje, ale łez jeszcze nie. Byłem sfrustrowany, gdy coś nie wychodziło, mega szczęśliwy, gdy odnosiłem znaczący sukces. Pierwszy raz płaczę ze szczęścia. Krzysiek krąży wokół nas z kamerą. Kubi pozdrawia właśnie Monikę, która znajduje się w szpitalu w oczekiwaniu na przyjście na świat ich potomka. Piter i Bartek pozdrawiają swoje narzeczone.
-Zbyszku powiedz coś naszym kibicom! Złoty chłopie to jest twój dzień!- Krzysiek jak to Krzysiek. Wyrzuca z siebie wszystko z szybkością karabinu maszynowego , nie oczekując na odpowiedź. Nie przeszkadza mi to. Dziś nie mam nic ciekawego dopowiedzenia. Dziś po prostu chcę się cieszyć, chcę świętować. Sam. Z dala od kobiet. Z dala od nachalnej Aśki i niezrozumiałej dla mnie Antoniny.  


~*~

Mam nadzieję, że rok 2014 właśnie tak będzie wyglądał, choć do tegorocznych ME moja przepowiednia się nie sprawdziła, więc musiałam dokonać pewnych korekt. Nie wiem czemu, ale podoba mi się ten rozdział pod kątem relacji Antosia-Zbyszek. 
Pozdrawiam, Paulinkaa