wtorek, 22 października 2013

Siódemka

Powoli wszystkich ogarnia świąteczny szał. Wszystkich, tylko nie mnie. Ogromne wyrzutu sumienia po tym jak zostawiłam swoich rodziców nie odwiedzających ich sprawiają, że choć miałabym ochotę jechać i spędzić z nimi te świąteczni dni, to zostaję w Rzeszowie. Muszę iść na miasto i kupić przynajmniej jakąś sztuczną imitację choinki i kilka ozdób, by całkiem nie zdziczeć i nie popaść w depresję. Zrobię to dziś, po ostatnim dniu pracy w tym roku. Właściwie to on nic z pracą wspólnego nie będzie miał. O 9 zaczynają się klasowe wigilię. Usiądę z moimi uczniami i ich rodzicami do stołu, który nam przygotowali. Później odbędzie się uroczystość na sali gimnastycznej, a potem każdy rozejdzie się do swoich obowiązków. Nie mam żadnych. Przyjdę do mieszkania, legnę przed telewizorem i zapewne tak spędzę Boże Narodzenie. W głowie kołacze się myśl o tym, by pojechać na święta do rodziców. Nie byłam tam tyle lat. Pisałam ostatnio list, dostałam nawet odpowiedź. Czy coś się zmieniło od dnia, w którym stamtąd wyjechałam? Wydaje mi się, że nie. Rodzice nadal mają gospodarstwo i z tego co mówiła mama przynosi im teraz całkiem niezłe dochody. Kupili nawet telewizor plazmowy, a tata posiada komórkowy telefon. Proponowałam nawet, że kiedy ustabilizuję się w Rzeszowie, to ich do siebie zabiorę, ale nie chcą o tym słuchać. Mogę się im dziwić? Nie. Oboje są po pięćdziesiątce i wychodzą z założenia, że na starość nie przesadza się starych drzew. Szanuję to. Na święta mają jechać do siostry taty, bo wuj Zenek jest umierający i być może to jego ostatnie święta w życiu. Ten jeden telefon uświadomił mi jak bardzo odcięłam się od ludzi, którzy mnie wychowywali i przy których wzrastałam. Nie zrobiłam tego dla własnego widzimisię. Chciałam się kształcić, zdobyć wykształcenie i wyrwać z tej dziury, w której nie ma perspektyw. Wraz z pierwszym dniem zimowych ferii spakuję walizkę i pojadę do rodziny.
Pełna lodówka, a nie ma w niej nic, z czego można by ugotować chociażby jedną potrawę wigilijną. Może w zamrażalce mam gdzieś jeszcze jakieś grzybki, z których mogłabym ugotować pierogi, ale już wczoraj skończyła mi się mąka. Czy chce mi się wychodzić na zakupy w taką pogodę? Śnieg pada intensywnie, a termometr od samego rana dość wyraźnie wskazuje temperaturę poniżej zera. Mimo wszystko naszła mnie ochota na pierogi, więc wychodzę z ciepłego mieszkanka na zewnątrz. Chłód uderza mnie od pierwszego kroku. Nie poddaję się. Opatulam twarz szczelniej wełnianym szalikiem, naciągam na uszy puchatą czapkę i zmierzam w kierunku „Biedronki”. Jedyny sklep, w którym nie czuje się zagubiona jak dziecko we mgle. Wszystko tu stoi na swoim miejscu, do tego w przystępnych cenach.
Miałam kupić tylko 2 kilogramy mąki, a naładowałam cały wózek. Cóż, trzeba jakoś spożytkować świąteczną premię. Przy kasie wyładowuje wszystko na taśmę zastanawiając się kto mi pomoże z tymi wszystkimi siatami. Nie mogę sobie poradzić z większą ilością książek i zeszytów, a co dopiero z dużą paczką proszku do prania i kilkoma litrami ukochanego Tymbarka. No nic, będę zmuszona zamówić taksówkę, co jest mi nie w smak, bo nie chciałam się pozbywać wszystkich pieniędzy z portfela podczas jednego wyjścia na zakupy, ale nie zamierzam się z tym męczyć. W imię czego się pytam?
-Świąteczne zakupy?- odwracam się. Dziewczyna Fabiana podjechała do kasy z zakupami o podobnych gabarytach. Subtelna różnica między nami jest taka, że ja przyszłam tu na pieszo, a ona w ręku dzierży kluczyki, za pewne od samochodu rozgrywającego.
-Tak wyszło, że na ostatnią chwilę. A wy nie jedziecie na święta do Warszawy?- dwie Wigilie spędzałam w rodzinnym domu Drzyzgów.
-Fabian już pojechał, ja zostałam. Wiesz, trochę się pokłóciliśmy i postanowiłam nie wracać do Warszawy. Jesteś samochodem czy może mam cię podwieźć?- czy się teraz ze mnie naśmiewa czy naprawdę nie wie, że nie mam samochodu? To jednak nie dziwi mnie bardziej niż sama jej propozycja. Nasze spotkania i zamieniane słowa nigdy nie należały do najprzyjemniejszych, a teraz ona z własnej, nieprzymuszonej woli proponuje mi przysługę. Może nie powinnam, ale nie jestem aż tak bogata, by rezygnować z takiej okazji.
Mam wyrzuty sumienia, bo dziwnym trafem wydaje mi się, że kłopoty w ich związku są związane z moją osobą. Czy to możliwe, że tych kilka spotkań z Fabianem ma wpływ na jego związek? Muszę z nim porozmawiać i powiedzieć mu, że nie zamierzam być przyczyną rozpadu czyjegoś związku. Dobrze wiem, jak ciężko jest się po tym pozbierać. Nie mogę powiedzieć, że pałam do Moniki jakimś szczególnym wyrazem sympatii, ale musi jej zależeć na Drzyzdze. Na pewno bardziej niż mi.
-Jeśli nie będzie to dla ciebie problemem, to chętnie się zabiorę. Mam nadzieję, że z Fabianem to nic poważnego?- nie ma szans na to, by wiedziała o naszym romansie. Inaczej nie chciałaby mnie podwieźć. Zaraz, zaraz. A może ona specjalnie chce mnie zwabić do swojego auta, a potem mnie wyeliminować. Już za późno trochę na zmianę planów, by zapięłam pasy, a samochód jest w ruchu.
-Myślę, że chwilowy kryzys. Fabian to nie jest łatwy człowiek. Kto może lepiej o tym wiedzieć jak nie ty. Długo byliście razem? Nic mi nie opowiadał o tobie.- a co miał opowiadać? W porównaniu z brunetką byłam wtedy nikim. Nosiłam stare, sprane ubrania. Udzielanie korepetycji pozwalało mi się utrzymać w stolicy, ale o zakupach w drogich sklepach mogłam zapomnieć. Nigdy zresztą przesadnie mi na tym nie zależało.
-Byliśmy razem 4 lata. Nie ma o czym mówić. A wy długo jesteście razem?- Monika to nie jest ta dziewczyna, z którą kiedyś widziałam jego zdjęcie na jednym z portali społecznościowych. Z nią się po mnie nie pocieszał.
-Od roku. Poznaliśmy się jeszcze w Warszawie. Przeprowadziłam się teraz z nim do Rzeszowa. Studiuję zaocznie, więc mogę sobie na to pozwolić.- widać po niej, że może sobie pozwolić na wszystko, nie patrząc na koszty. Rozmowa schodzi na inny temat, nie rozmawiamy już o Fabianie i doświadczeniach związanych z obcowaniem z nim. Kilka zdań o świętach, jakieś noworoczne plany, krótkie życzenia i już, po sprawie. Wysiadam pod swoim mieszkanie, biorę torby i idę po schodach na górę chwaląc Pana za to, że ta Monika trafiła mi się w Biedronce. Na schodach jeszcze kładę foliówki na jednym ze stopni, by poszukać kluczy. Damska torebka to zło. Nigdy nie wiem co z niej może wyskoczyć. Ostatnio w pracy znalazłam w nim nawet pudełko pinezek. Przegród bez liku.
-Mam!- podnoszę głowę do góry i staję w miejscu. Przy drzwiach w kucki siedzi Alicja. Skąd ona wie, gdzie ja mieszkam? No nic, to teraz nie jest ważne. Otwieram drzwi i wpuszczam ją do środka. Wyraźnie zmarzła, bo pociera szybko rączkę o rączkę w celu rozgrzania się. Rozmowa o celu jej wizyty schodzi teraz na dalszy plan. Za cel przyjęłam sobie doprowadzenie jej ciała do odpowiedniej temperatury i nakarmienie głodnego dziecka. Duże zakupy okazały się być w tej sytuacji wspaniałym pomysłem. Robię kanapki, nastawiam wodę na herbatę.
-Ciocia wie, że tu jesteś?- czy mogę mieć w ogóle złudzenia? Ta kobieta w ogóle nie interesuję się małą, więc czego ja oczekuję. Gdy stawiam przed nią kubek z parującym napojem i strawę, na jej twarz wpełza niewinny uśmiech. Jak mi jest jej szkoda, tak strasznie szkoda. Głaszczę jej policzek, siadając naprzeciwko niej.
-Nie proszę pani. Ciocia mi dziś powiedziała, że na święta wyjeżdżamy gdzieś w świat, gdzie nie ma śniegu, że jest bardzo gorąco. Nie chcę świąt bez śniegu, chcę zostać tutaj.- w jej oczach pojawiają się łzy. Odsuwam się i rozkładam ramiona, by przytulić do siebie szatynkę. Chętnie do mnie podbiega, wtulając się we mnie. Jest taka bezbronna. Chciałabym jej pomóc, ale co ja mogę dla niej zrobić oprócz tych kilku kanapek z szynką, serem i herbaty? Kiedy zje, będę musiała odprowadzić ją do domu.
-Kotku wiesz, że ciocia jest twoją opiekunką i musisz być z nią.- choć wolałabym, by była ze Zbyszkiem. Dla Bartmana jest ważna i on na pewno by się zajął nią odpowiednio. Nie wiem jednak czy on jeszcze jest w Rzeszowie. Kto wie, może już wrócił do Warszawy.
Kiedy Alicja kończy kolację, ja odchodzę od stołu w poszukiwaniu mojego notesu. Mam tam zapisany numer do Anastazji. Może jest cień nadziei na to, że się o nią martwi? Wychodzę do łazienki i próbuje się z nią skontaktować. Odbiera.
-Witam serdecznie, z tej strony Antonina Łukowska, wychowawczyni Alicji. Chciałam powiedzieć, że Ala jest u mnie.

Dlaczego się pani nas tak uczepiła?! Chce pani mi odebrać dziecko?!

Co ona w ogóle gada, to się nawet słuchać nie chce. Nagle udaje troskliwą, a w szkole nie widziałam jej jeszcze na żadnym spotkaniu z rodzicami.
-Nie mam pojęcia skąd Alicja zna mój adres. Proszę się nie martwić, zaraz odwiozę ją do pani, tylko musi pani podać mi adres.-w sumie dobrze się składa, że tak to się ułożyło. To będzie dla mnie jedyna okazja na to, by porozmawiać z Wolską. Jak mnie wkurzy, to jej wygarnę! Wszyściutko, od A do Z!

~*~
Byłem zszokowany, gdy zadzwoniła do mnie Antosia. 
Po pierwsze zdziwiłem się, że ma mój numer, a po drugie włos zjeżył mi się na głowie, gdy dowiedziałem się o ucieczce Alicji. Przeraża mnie czasem jej zachowanie i brak zainteresowania Wolskiej córką siostry. Jadę teraz do mieszkania Nastki, by wyjaśnić całą tą sytuację raz a dobrze. Jeśli ona nie radzi sobie z opieką nad małą, to będę musiał ja ją przejąć. Nie wiem jak chcę to zrobić przy swoim trybie życiu i braku stałej partnerki u boku, ale nie pozwolę, by Ali stało się coś złego. Nie po to obiecywałem Ance, że zaopiekuje się jej córką, bym miał teraz chować głowę w piasek i udawać, że to mnie nie dotyczy.
Kolejny raz napaliłem się parkowanie równoległe i z trudem udało mi się wyrobić przed tym, by nie zarysować innego auta. Od zawsze pcham się w kierunku rzeczy niemożliwych, ale taki już jestem, że im większe wyzwanie, tym większa satysfakcja z osiągniętego wyniku. Takim celem jest zabezpieczenie szczęśliwej i bezpiecznej przyszłości Ali. Wiem, że jej ciotka i dziadkowie zrobią wszystko, by mi to uniemożliwić, ale za długo się tego obawiałem. Zdecydowanie za długo.
-Anastazja otwieraj, to ja!- walę do drzwi, gdy po kilkakrotnym naciśnięciu dzwonka, nie zostają one otworzone. Pojawia się w nich szatynka ze złowrogim wyrazem twarzy. Wpuszcza mnie do środka, gdzie w kuchni znajduje się jakiś facet, zupełnie mi nieznany. W dupie mam to z kim ona się zadaje, ale jeśli się dowiem, że to przez niego Alicja czuła się zagrożona w tym mieszkaniu, to nie ręczę za siebie.
-Już nie mam siły do tego belfra! Co ona sobie w ogóle myśli, żeby dzieciaka nastawiać przeciwko mnie?! Nie będzie mi gówniara dyktować gdzie i z kim mam spędzać święta!- czy ona umie posługiwać się innym tonem głosu niż krzyk? Zaraz po mnie w mieszkaniu pojawia się Antosia z małą. Alicja nie pała radością na widok cioci. Mogę się nawet pokusić o stwierdzenie, że jest tym wszystkim przerażona. Gdy tyko zauważa mnie, puszcza dłoń Łukowskiej i podbiega do mnie, wtulając się w moje nogi. Biorę ją na ręce, całując w czubek głowy.
-Zbyszku czy ja mogłabym spędzić z tobą święta? Proszę zgódź się! I ty ciociu też!- święta. Miałem jechać jutro rano do Warszawy. Nic nie stoi na przeszkodzie, by Ala pojechała tam ze mną. Jeśli Nastka nie będzie miała nic przeciwko i nie oskarży mnie później o porwanie dziecka, to nie widzę problemu. Strasznie denerwuje mnie fakt, że tak nieodpowiedzialna osoba ma decydujący głos w tej sprawie, ale nie mogę na to poradzić.
-Nie zgadzam się! Lecisz ze mną i z Pawłem i bez dyskusji!- i czemu ona się tak upiera? Nie rozumiem tego. Gołym okiem widać, że Alicja jest dla niej piątym kołem u wozu, a mimo wszystko idzie w zaparte i nie chce zrzucić na mnie większej części odpowiedzialności za małą.
-Ale skoro Zbyszek chce się zająć małą, to dlaczego nie chce pani mu tego umożliwić? Widać, że pani nie jest szczególnie zainteresowana opieką…- w rozmowę wtrąca się Antonina, za co zostaje zbesztana wzrokiem przez Wolską. Szatynka podchodzi do niej, mierząc ją od stóp do głów.
-Alicja idź do swojego pokoju! Natychmiast!- dziewczynka potulnie schodzi z moich rąk i idzie do pokoju.
-Jakim prawem będziesz mnie oceniać?! Obstajesz za Zbysiem jakbyś go znała, a tak naprawdę nic o nim nie wiesz! To przez niego nie żyje moja siostra, to przez niego Ala nie ma matki!- czuję się tak, jakby mi ktoś zdzielił kopa prosto w brzuch z całej siły. Stoję zapowietrzony i patrzę w oczy Anastazji. Jak ona może oskarżać mnie o śmierć Ani? Przecież to był wypadek, jak wtedy byłem w Warszawie. Miałem swoje problemy. Kłóciłem się wtedy z Aśką.
-No co się na mnie patrzysz?! Wiesz dlaczego Anka zginęła w tym wypadku?! Bo po rozmowie telefonicznej z Tobą wsiadła do samochodu i chciała pojechać do Warszawy! Wcześniej zadzwoniła do mnie i odwołała nasze spotkanie. Zawsze byłeś ważniejszy! Gdyby wtedy zechciała przyjechać do mnie na babskie pogaduchy, dziś nie musiałabym oglądać jej zdjęcia na marmurowej tablicy!- boli. Cholernie boli. Dopiero teraz wszystko zaczyna układać się w całość. Wypadek miał miejsce 30 kilometrów na północny-zachód od Rzeszowa. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Fakt, kilka godzin przed tragicznym wypadkiem rozmawiałem z nią przez telefon, ale nawet słowem nie wspomniałem o tym, by do mnie przyjeżdżała. Gadałem wtedy głupoty. Byłem trochę pijany.
-Ja…ja nie chciałem, nie wiedziałem…- samotna łza zjeżdża po moim policzku. Czuję się sprowadzony do parteru, malutki i winny wszystkiemu. Mijam zdziwioną Antosię i wychodzę. Gdy jestem już na dole, czuję szarpnięcie za rękę. Odwracam się i wpadam prosto w ramiona Łukowskiej. Jest mi…jest mi dobrze. Nie przejmuję się tym, że jestem mężczyzną, a płaczę jak bóbr w objęciach kobiety. Chcę jak najszybciej znaleźć się na cmentarzu, ale w tym stanie nie mogę kierować. Nekropolia nie jest daleko, mogę iść na pieszo. Nie chcę iść sam, nie dam rady.
-Pójdziesz ze mną na grób Ani?- kiwa głową na znak przyjęcia propozycji. Zapina mi kurtkę, poprawia czapkę na głowie, po czym bierze pod ramię i prowadzi. Na bok schodzi Joanna i Fabian. Cieszę się, że nie jestem teraz sam. Cieszę się, że Antonina jest tu ze mną…

~*~
 Mam nadzieję, że nie ma błędów, bo już nie chce mi się ich poprawiać. Dacie mi znać, jakby się coś trafiło, to poprawię? Dziś wieczór z siatkarską LM! Go Jastrzębski! :D
Pozdrawiam, Paulinkaa



8 komentarzy:

  1. Na końcówce się wzruszyłam. Zrobiło mi się żal Zbyszka i Alicji. Może dla tego rodzina Anki tak go nienawidzi i woli niszczyć Alę tylko po to żeby zemścić się na przyjacielu zmarłej córki. Antosia pozwoliła mu się wypłakać i to chyba dobrze, że go nie oceniała tylko przytuliła. Teraz dopiero będzie miał wyrzuty sumienia, aż ciężko mi sobie to wyobrazić!

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak nie pałałam sympatią do tej całej ciotki klotki, ale teraz to przesadziła. W traktowaniu Alicji i w traktowaniu Zbyszka. Już o zarzutach do Antoniny nie wspomnę. Ta kobieta naprawdę ma coś z mózgiem, może jak ją przebadają, to sąd przyzna opiekę Zbyszkowi? na pewno by coś wykryli!
    Biedna mała, nie dostaje miłości, a w dodatku chcą jej odebrać polskie święta. Nie dziwię się, że uciekła, ech.
    A Zibi to kompletnie się rozleciał. Dobrze, że Tośka poszła za nim :) Naprawdę teraz jest wielkim wsparciem w potrzebie i myślę, że to naprawdę łączy ludzi :)
    Z kolei dziewczyna Fabiana jak najbardziej ludzka i chyba Drzyzga kolejnej kobiety nie jest wart.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam ochotę wziąć skrępować Anastazję, wsadzić ją w rakietę i wysłać na księżyc! Przecież widać, że Alicja nie chcę z nią mieszkać, że woli być ze Zbyszkiem! A Anastazja nie powinna była obwiniać Zbyszka o śmierć swojej siostry. Przecież on nie wiedział o zamiarach przyjaciółki. Mam nadzieję, że chociaż raz w roku Anastazja przemówili ludzkim głosem i pozwoli małej spędzić święta ze Zbyszkiem, a coś mi się zdaję, że mimo wszystko i Tosia sama tych świąt nie spędzi.

    Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Najgorszą rzeczą jest obwinianie kogoś o śmierć innej osoby. Jeszcze wtedy gdy jego winy nie ma w tym wcale. Ok Anka wybrała że pojedzie do Zbyszka, że go wspomoże, ale nie jest powiedziane że nie zginęła by w innym wypadku i okolicznościach. Anastazja to zło wcielone, ja nie rozumiem jak ta kobieta może chodzić po świecie. Jeszcze gdy udaje że tak bardzo zależy jej na Ali, przecież dla jej wygody oddała by ją Zbyszkowi. Jedyne wyjaśnienie jest takie że chce mu zrobić na złość, a nie patrzy w ogóle na uczucia siostrzenicy. Ali jest mi zwyczajnie żal, bo dziewczynka nie potrafi odnaleźć się w świecie bez mamy. Szuka osób które się nią zaopiekują pokochaną.
    Jeszcze by tego brakowało żeby Tośka zaprzyjaźniła się z Monika, wtedy Fabian chyba by wyszedł z siebie i stanął obok, ale to mogłoby być zabawne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ona może mówić Zbyszkowi, że to z jego winy zginęła Asia ? Szczyt chamstwa ! Mam nadzieję, że mała będzie mogła zostać na święta u niego. Czekam z niecierpliwością na kolejny i zapraszam do Siebie :)
    http://forever-like-a-dream.blogspot.com/2013/10/rozdzia-4.html

    OdpowiedzUsuń
  6. Wzruszyłam się na końcu. Uwielbiam ten moment gdy wchodzę na Twojego bloga i jest nowy rozdział ;3 Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej. Pisz szybko, weny życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nagromadziło mi się zaległości, ale przy domowym obiadku prędko to nadrobię. Zaczynam tutaj :)
    Podzielam zdanie jednej z czytelniczek. Anastazję to w kosmos można wysłać, no jak ona może tak obwiniać Zbyszka o śmierć Ani. Myślę że przez nią przemawia zazdrość że to Zbyszek był ważniejszy od niej, że to w nim Anka miała oparcie i sama go wspierała, a Ana zawsze była tą drugą, chociaż powinna być ważniejsza bo była siostrą Anki. Normalnie aż mnie w dołku ściska że Ala musi dorastać w tak toksycznej atmosferze. Sama już nei wiem jak mam odczytywać zachowanie Anastazji. Z jednej strony nie chcę dać przebywać Ali ze Zbyszkiem ,a z drugiej sprawia wrażenie że siostrzeńca jest dla niej kulą u nogi. He jej osobowość jest chyba idealnym materiałem dla studentów psychiatrii. Co do Tośki to myślę że warto by było zajrzeć w rodzinne strony i na dobre pojednać się z rodzicami. Ok ona nigdy skłócona z nimi tak na poważnie nie była, ale myślę że byli by bardzo dumni z córki gdyby zobaczyli ze wyrosła z niej taka kobieta, niezależna, może troszkę pogubiona ale radząca sobie w życiu.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ania nie zginęła z powodu Zbyszka. Nawet jeśli był ważny odwołała spotkanie to podjęła decyzję samodzielnie.
    Oby Zbyszek zaopiekował się małą bo taka 'ciocia' zostawi ślady na psychice małej

    Zapraszam do siebie: http://otworz-sie-na-nowe.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń