piątek, 24 października 2014

Dwudziestkasiódemka

Święta się skończyły, Zbyszek wyjechał z samego rana zaraz po świętach i nawet nie zdążyłam się z nim zobaczyć. Z tego co mówiła moja mama, od samego rana był jakiś dziwny i zachowywał się jak nie on. Boję się nawet pomyśleć o tym co on pojechał załatwiać do Rzeszowa. Wiem, że trochę przegięłam z tym pytaniem czy ma kogoś, ale nic nie poradzę na to, że takie myśli przychodzą mi do głowy i myślę, że nie jest to nic dziwnego, gdy mąż robi z wyjazdu tak wielką tajemnicę jak Zbyszek. Rodzice mówią, że nie powinnam panikować, bo lekkie kryzysy zdarzają się w każdym, nawet najbardziej kochającym się małżeństwie. Wiem to wszystko, ale jakoś tak mi ciężko na sercu, że on tam, a ja tu siedzę w fotelu i przyglądam się łzami w oczach bawiącym się dzieciom. Ala tłumaczy właśnie Amelce, że jak wrócimy do Rzeszowa, to pójdziemy na górkę i będziemy zjeżdżać wspólnie na jabłuszku albo sankach.
-Czy Mela może jeździć na sankach Tosiu?- uśmiecham się do niej ciepło i kiwam głową z aprobatą. Lekarze co prawda każą uważać na nią, ale też bez przesady, by mała złapała odporność. Na całe szczęście nie przeziębia się częściej jak dzieci w jej wieku, więc nie ma powodu do obaw.
-Kochanie wiesz, że po powrocie do Rzeszowa jesteśmy umówieni na wizytę u ortodonty? Mam nadzieję, że zmieniłaś zdanie co do tego aparatu i dasz go sobie założyć bo wiesz, że to dla twojego dobra.- uśmiech znika z jej twarzy. Panicznie boi się aparatu korygującego stan jej uzębienia, ale jest mądrą dziewczynką i na pewno da się przekonać.
-A pogodzisz się ze Zbyszkiem?- opada mi szczęka. Robiliśmy z mężem wszystko, by dzieci nie odczuły naszych problemów na własnej skórze, ale najwyraźniej się nie udało.
-Chodź tutaj do mnie skarbie.-Ala podniosła się z podłogi i przyszła do mnie na kolana. Nigdy bym nie pomyślała, że można aż taką miłością obdarzyć dziecko, którego nie nosiło się pod sercem. Nie widzę żadnej różnicy między uczuciem jakim darzę do dwóch córek. Obie kocham tak samo mocno i ich szczęście jest dla mnie najważniejsze. Muszę się tylko zastanowić co mam jej powiedzieć odnośnie naszej sytuacji ze Zbyszkiem. Prawdę? Sama dokładnie nie wiem jaka jest prawda.
-My się ze Zbyszkiem nie kłócimy, tylko mamy pewne problemy. Nie martw się kotku, wszystko sobie wyjaśnimy i jakoś to się ułoży. To jak będzie z tym aparatem, dogadamy się?- rączki małej zaplatają się szczelnie wokół mojej szyi, a usta lądują na policzku. Chwile szczęścia przerywa nam stojąca w drzwiach mama.
-Masz gościa córeczko.- gościa? Tutaj? Nikogo się nie spodziewam. Obok matki pojawia się Fabian. Prędzej spodziewałabym się diabła niż byłego chłopaka tutaj. Jak on w ogóle tu trafił? Nie przypominam sobie żebym mówiła mu o mojej rodzinnej miejscowości, bo przy jego miejscu zamieszkania wydawało mi się to wtedy mało istotne. Drzyzga w ręku trzyma pakunki, które zapewne są świątecznymi upominkami dla moich dzieci.
-Przepraszam za niespodziewaną wizytę, ale musiałem się z tobą zobaczyć. Proszę, to coś dla dziewczynek.- wręczył mi prezenty, które nieśmiało przejęła Ala. Zapakowałam Amelkę do wózka i poprosiłam starszą córkę, by zabrała ją do drugiego pokoju. Skoro rozgrywający zadał sobie tyle trudu, by mnie odnaleźć, to przynajmniej zapewnię nam dobre warunki do rozmowy.
-Dziękuję za prezenty dla dziewczynek, ale nie musiałeś się wykosztowywać. Możesz mi powiedzieć co cię do mnie sprowadza?
-Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć. Może zacznę od początku. Od momentu, w którym znów stanęłaś na mojej drodze. Myślałem, że już dawno wywietrzałaś mi z głowy, ale to nie prawda. Przez cały ten czas oszukiwałem się, że mogę pokochać kogoś innego, ale nigdy mi się nie udało. Miałem tyle dziewczyn, ale żadna w żaden sposób nie dorównała tobie. Z Moniką też się rozstałem. Nie mogłem jej dłużej oszukiwać, nie zasługuje na to. Rozstaliśmy się przed świętami. Nie zdążyłem jej przynajmniej skrzywdzić tak, jak skrzywdziłem ciebie. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia i nadal możesz mieć do mnie żal, a przede wszystkim masz męża i rodzinę. Co ja mam zrobić żebyś dała mi drugą szansę? Co mam zrobić byś zamieniła dotychczasowe życie na to, które było kiedyś?- złapał moje dłonie i schował w swoich. Jakoś dziwnie przeszył mnie jego dotyk, nadzwyczaj dziwnie. Od tych jego słów zakręciło mi się w głowie. Jak on to sobie wyobraża? Mam zostawić dla niego rodzinę i męża i tak po prostu wrócić? Nie trzyma się to kupy, to raz. Dwa, Fabian za bardzo mnie skrzywdził bym miała do niego wrócić. A po trzecie, przez chwile mi się wydawało, że mogłabym do niego wrócić, ale okazało się, że Drzyzga jest świetnym kochankiem, a nie materiałem na męża i ojca. Jak tak się dłużej zastanowić, to Zbyszek też ostatnio w tej roli nie sprawdza się szczególnie.
-Fabian ja mam nadzieję, że spotkasz kiedyś kobietę, którą pokochasz szczerym uczuciem, ale to nie mogę być ja. Mam rodzinę, męża i dzieci. Nie zostawię ich dlatego, bo tego ode mnie oczekujesz. Mieliśmy swoją szansę, może nawet dwie i żadnej nie wykorzystaliśmy. Nie wierzę w przeznaczenie, ale najwyraźniej my nie jesteśmy sobie pisani.-podchodzę do okna, za którym pada srebrzysty śnieg. Jest prawie tak pięknie jak wtedy, gdy byliśmy razem z Fabianem we włoskich Alpach…

Zawsze marzyłam o przebywaniu w górach podczas siarczystych mrozów i srogiej zimy. W końcu moje marzenie się spełniło. Do tej pory takie obrazki oglądałam tylko w książkach od geografii czy kolorowych pocztówkach. Wystarczyło, że raz powiedziałam o tym Fabianowi o ten wariat zamówił Last Minute i leżymy teraz w zaspie śniegu, nieustannie się całując.
-Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa?
-Przy tobie? Nieustannie każdego dnia.- obróciliśmy się tak, że to ja teraz leżałam na plecach, a Drzyzga na mnie, obsypując moją twarz pocałunkami. Coś czuję, że już nie długo zabawimy na dworze, bo z każdą chwilą wzmaga się w nas pożądanie. Fabian się podniósł i wziął mnie na ręce, niosąc w kierunku przytulnego pensjonatu, w którym wynajęliśmy apartament. Pani w recepcji tylko się uśmiechnęła, widząc nasze spojrzenia przepełnione uczuciem. Wpadliśmy do pokoju jak szarańcza z plag egipskich, demolując wszystko co spotkaliśmy po drodze. Rzucił mnie na łóżko i zaczął pozbawiać ubrań. Nie wiem nawet czy zdążył założyć prezerwatywę, gdy znalazł się we mnie. Mocno i głęboko, aż z początku zabolało, ale tylko trochę. Wzdrygnęłam się, ale on wiedział, że nie musi przestawać, bo to tylko chwilowe uczucie dyskomfortu. Wcześniej wiele razy rozmawialiśmy na ten temat.
-Kocham cię wiesz?- wzniósł się ponad mnie i spojrzał głęboko w oczy. Jego głos zabrzmiał niesłychanie pewnie. Z tą samą pewnością odpowiedziałam.
-Wiem i też cię kocham. Kocham cię najbardziej na świecie!- krzyczałam ile sił w płucach, nawet nie zastanawiając się, że być może wszyscy przebywający w pensjonacie domyślą się, że uprawiamy seks. Człowiek z miłości jest w stanie robić wszystko, nawet największe wariactwa. Jeszcze z takiej miłości…

-Myślisz, że gdybym wtedy nie zachował się jak szczeniak to byłbym na miejscu Zbyszka?- jest to wysoce prawdopodobne. Być może nie straciłabym dziecko, być może wzięlibyśmy ślub i byli rodziną jak z obrazka. Ja go naprawdę kochałam. KOCHAŁAM. Jest to zdecydowanie czas przeszły?
-Proszę cię Fabian, nie wracajmy do tego. Żałuję tylko, że nie udało mi się donosić ciąży, bo nawet jeśli nie bylibyśmy razem, to dziecko zasługiwało na to, by żyć i się rozwijać. Bóg chciał jednak inaczej…
-Wiesz, że nie wierzę w Boga. To moja wina…
-Nie chcę uważać, że to twoja wina. Gdybym tak myślała, to dziś nie rozmawiałabym z tobą. Idź już Fabian i bądź szczęśliwy. Szczerze i z serca ci tego życzę.- podeszłam do niego, chcąc przytulić go po raz ostatni. Niefortunnie postawiłam nogę, wpadając w jego ramiona. Wykorzystał to, atakując moje usta. Chciałam się odsunąć, ale mocno mnie przytrzymał. Jego piekielny uścisk ramiona sprawił, że w końcu mu się poddałam, oddając temu pocałunkowi bez reszty. Wiem, że robię źle, ale nie przestaję. Oddaję pocałunki i przejmuję inicjatywę. Dopiero, gdy ręka Fabiana wędruje po moich plecach w kierunku pośladków, odpycham go od siebie.
-Wyjdź Fabian i nigdy już mnie nie odwiedzaj!

~*~

Stoję pod zakładem karnym w którym osadzona jest Anastazja i zastanawiam się co ja właściwie tu robię w tajemnicy przez żoną. W sumie można powiedzieć, że jej podejrzenia dotyczące innej kobiety mają w sobie jakieś ziarnko prawdy, ale ja przecież nie spotykam się z nią po kryjomu w lubieżnych celach. Na tydzień przed świętami dostałem od niej list. Nie pisała o tym co słychać w więzieniu. Po prostu w kilku słowach oznajmiła, że ma mi coś ważnego do powiedzenia, co może mieć wpływ na moje życie rodzinne. Od razu pomyślałem, że może chodzić o bezpieczeństwo Tosi i dziewczynek, a z tym nie mogę igrać.
-Pan w jakim celu tutaj?
-Do osadzonej Anastazji Wolskiej. Mam mieć z nią widzenie.- kiedyś byłem w ramach propagowania siatkówki w zakładzie karnym, ale teraz to jest zupełnie inna sytuacja. Aż się boję pomyśleć jak wstyd byłoby Ance, gdyby była tutaj z nami i musiała się mierzyć z tym, że jej siostra siedzi w więzieniu i to jeszcze za handel kobietami. Wolscy jakoś mocno się tym nie przejęli, ale na wszelki wypadek odcięli się od córki. Mają w tym doświadczenie… Po kontrolnym przeszukaniu mojej osoby wszedłem do środka za metalowe drzwi. Jakiś policjant ze służby więziennej zaprowadził mnie do miejsca, w którym było już kilku więźniów, jak się domyślam z członkami rodzin. Wszyscy mają jakieś paczki, a ja przyszedłem z gołą ręką. Nie pomyślałem, a w końcu nie dawno były święta…
-Czułam, że przyjdziesz.- o kurwa. Przede mną stanęła Nastka. W pomarańczowym uniformie, w kajdankach. Nie wygląda tak, jak wyglądała przed więzieniem. Jest po prostu najzwyczajniej w świecie zaniedbana. Nie widziała już dawno fryzjera, kosmetyczki. W najmniejszym stopniu nie jest mi jej żal, bo sama sobie na to zasłużyła. Czemu winne były te dziewczyny, które z nadzieją na pracę barmanki szły do ich klubu i już nigdy stamtąd nie wracały? Nie obchodzą mnie tłumaczenia, że Wolska była szantażowana. Chciała żyć ponad stan niż inni, to ma za swoje.
-Jestem ciekaw co masz mi do powiedzenia… Wszyscy twoi koledzy siedzą i nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie mieli opuścić zakład karny, więc nie wiem co ty możesz mi mieć do powiedzenia. Radzę ci tylko żebyś w końcu przestała knuć, bo to już nie przejdzie.
-Zastanawiałeś się czy aby na pewno jesteś ojcem dziecka Amelki?- spociły mi się ręce. Momentalnie na czole wystąpił pot. Co ona w ogóle wygaduje?! Kazała mi przyjść tutaj, by gadać takie głupoty? Niby czyim dzieckiem ma być Amelka jak nie moim? Przecież to ja słyszałem pierwsze bicie serduszka, przyglądałem się zdjęciom USG. Mała ma moje włosy, mój nos i uśmiech. Tak mówi Tosia…
-Rozumiem, że to miejsce nie działa na ciebie najlepiej, ale są pewne granice. Jeśli ściągnęłaś mnie tu dla takich rewelacji, to naprawdę tracę czas.-chciałem się podnieść, ale złapała mnie za rękę. Spojrzał na mnie jakiś policjant z karabinem i z czystego strachu usiadłem ponownie na swoim miejscu.
-A jeśli to dziecko któregoś z tych, którzy wykorzystali ją podczas porwania. Nie możesz mieć pewności…- co ona w ogóle mówi! Nie mogę tego słychać! Podniosłem się i jak strzała wybiegłem z więzienia. Powiew wiatru ostudził moje emocje. W głowie zaczęły przelatywać obrazki z tamtych dni. Przecież to nie możliwe, by tak szybko doszło do zapłodnienia. A może możliwe, a ja się nie znam? Kiedy oboje pojechaliśmy do szpitala, Tosia już została przewieziona na ginekologię. Nikt nie mówił który to tydzień, a bynajmniej ja nie mogę sobie tego przypomnieć. No, ale przecież Melka jest do mnie podobna, wszyscy to mówią. Moja mama pierwsza zauważyłaby jakąś nieprawidłowość, gdyby uważała, że mała nie jest moją córką. Mam zachwiać szczęściem swojej rodziny tylko dlatego, że Anastazja sobie coś wymyśliła?! Nie trzyma się to kupy. W ogóle nie chcę o tym myśleć. Wrócę do domu, zadzwonię do Tosi i przeproszę za te tajemnice i obiecam, że już nigdy nic takiego się nie powtórzy. Jutro po nich pojadę, przywiozę do Rzeszowa i wszystko wróci do normy.
-Muszę coś sprawdzić…- powiedziałem do siebie pod nosem, gdy parkowałem po naszym mieszkaniem. W domu jest książeczka zdrowia Amelki. sprawdzę grupę jej krwi. Przecież musi mieć albo grupę krwi matki albo ojca. Ja mam ARh-, a Tosia BRh+. Wbiegłem do mieszkania jak wariat. Szybko kartkowałem strony medycznej dokumentacji aż w końcu znalazłem.

-0Rh-…To nie jest moje dziecko…



~*~
Pochłania mnie studiowanie bez reszty, a myślałam, że w październiku to ja będę zwiedzać Łódź i poznawać nowych ludzi, a wyszło na to, że nie mam czasu na nic. Z pisaniem też jest kiepsko, bo miałam problemy z laptopem, ale już na tym polu powinno być lepiej. Nadrabiać zaległości u Was, starając się dotrzeć wszędzie.
Pozdrawiam :***