wtorek, 19 listopada 2013

Dziewiątka

Nowy rok kalendarzowy zawsze przynosi nowe nadzieje na lepsze życie. Zamieszanie związane z chorobą Zbyszka nie pozwoliło mi nawet porządnie go rozliczyć i powziąć postanowień do realizacji na najbliższych dwanaście miesięcy. Na pewno chciałabym zagrzać w Rzeszowie na dłużej, bo jeśli w czerwcu przyjdzie mi zawinąć manatki i znów zaczynać wszystko od nowa, to chyba popadnę w depresję. Pod koniec stycznia na pewno chcę jechać do rodziców. I to chyba tyle. Życie nauczyło mnie, by nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość, bo jej planowanie często okazuje się zajęciem zupełnie niepotrzebnym.
Do mojej głowy wpadł też pewien pomysł, ale do jego realizacji będzie mi potrzebny Zbyszek. Nie, nie planuje ślubu w najbliższym czasie i nie szukam potencjalnego kandydata. Po prostu chciałabym do swojej rodzinnej miejscowości zabrać Alę, a bez pomocy siatkarza mi się to nie uda. Dlaczego? Bo ja nie mam prawa jej nigdzie zabrać. Jest na to jednak inne rozwiązanie. Poproszę bruneta, by on udawał, że wziął do siebie Alicję, a w między czasie ja będę się nią opiekować, zażywając natury na wsi. Myślę, że będzie zdecydowanie bardziej zadowolona z dużej ilości śniegu, niż promieni słonecznych w jakimś innym miejscu świata. Ta cała Nastka to chyba musi nie lubić zimy, skoro robi wszystko, by każdy możliwy wolny czas spędzać w ciepłych krajach.
O swoim pomyśle będę mogła z Bartmanem porozmawiać zaraz po meczu Resovii z Politechniką Warszawską, bo umówiłam się z nim na kolacje. Czysto koleżeńską i nic poza tym. Od sylwestra się nie widzieliśmy. Wydaje mi się, że oboje nie wiemy jak mamy odnieść się do tego co się wtedy wydarzyło. Cóż, wypadałoby przejść nad tym do porządku dziennego, ale mi się to nie udaje. Każdego dnia łapę się na tym, że o tym rozmyślam i analizuję. Zastanawiam się czemu tak dobrze mi się z nim rozmawia i dlaczego lubię z nim spędzać czas. Ostatnio też mogę się pochwalić, że zaprzestałam tego toksycznego układu z Fabianem. Cóż, Drzyzga jest zawiedziony i stara mi się pokazać, że zrobiłam duży błąd, ale nie zważam na to. Mam czyste sumienie względem jego dziewczyny. Może za nią nie przepadam, ale to nie znaczy, że za jej plecami mam pieprzyć się z jej chłopakiem. Ja taka nie jestem, a te kilka spotkań z finałem w łóżku to chwila słabości i nic więcej.
-Widzę, że wkręciłaś się w kibicowanie z nami co?- no tak, można tak powiedzieć. Wcześniej raczej siadałam gdzie popadnie, byleby tylko być na meczu i czuć tę atmosferę sportowej rywalizacji. Od jakiegoś czasu regularnie siadam w towarzystwie drugich połówek rzeszowskiego zespołu, a Iwona Ignaczak stara się mi uzmysłowić, że to nie jest przypadek. Dla niej i wielu innych dziewczyn jestem związana ze Zbyszkiem. Nie boją się nawet używać tych określeń, gdy w pobliżu siada Aśka. Robi to wyjątkowo rzadko, bo częściej można ją zobaczyć w towarzystwie państwa Bartman. Też raz siedziałam ramię w ramię z Leonem Bartmanem, ale tylko dlatego, że Alicja mnie tam zaprowadziła. Dziewczynka dziś jest u dziadków i nie mogła przyjechać na mecz.
-No nie powiem, żeby kibicowanie w doborowym towarzystwie nie sprawiało większej przyjemności.- uśmiecham się do niej kokieteryjnie, jakbym chciała się podlizać. Oczywiście robię to dla żartu. Nie mam potrzeby wkupienia się w łaski dziewczyn, bo między mną a Zbyszkiem niczego nie ma. Na jednym pocałunku nie można budować przyszłości, życie to nie film.
Mecz tradycyjnie już kończy się zwycięstwem naszych „pasiaków”. To, że mieszkałam tyle lat w Warszawie wcale nie obligowało mnie do tego, bym kibicowała stołecznemu klubowi. Zresztą, jak ktoś choć raz był na Podpromiu wie, że w tak magicznym miejscu czuje się po prostu jedność tylko z jednym zespołem. Wszyscy patrzą w jednym kierunku z nadzieją na kolejny zwycięstwa, na kolejne sukcesy. Dziewczyny nie raz mówiły mi, że to dopiero początek, bo to runda zasadnicza. Prawdziwe cuda zaczynają się podobno dopiero w fazie play-off, więc już dziś z utęsknieniem na nią czekam. Obok mnie zdążyło się już przewinąć kilku siatkarzy, którzy przyszli podziękować swoim partnerką za doping. Ja nie mam takich zmartwień, więc grzecznie czekam na to, aż Zbyszek się z wszystkim upora i będzie mógł wyjść z hali. Pewnie teraz rozmawia ze swoimi rodzicami i nie mogę się mu dziwić. To piękne, że jeżdżą w sumie zanim na każdy mecz po całej Polsce i wspierają go. Nie mogę mieć do niego żalu o to, że nie podchodzi do mnie. Jestem tylko znajomą, dobrą koleżanką.
-Mogę liczyć na buziak w ramach gratulacji? W końcu dostałem nagrodę najlepszego zawodnika meczu.- nie wierzę, że pojawia się obok mnie i jak gdyby nigdy nic siada na jednym z krzesełek, zagarniając mnie do siebie ramieniem. Jestem tak zaskoczona, że wręcz machinalnie przyklejam usta do jego policzka. Na jego twarzy pojawia się uśmiech.
-Myślałam, że rozmawiasz z rodzicami.- kręci głową. Dopiero teraz zauważam, że jest już przebrany w cywilne odzienie i można powiedzieć, że gotowy do wyjścia.
-Chcę cię przedstawić rodzicom. Moja mama chce koniecznie poznać sanitariuszkę, która postawiła na nogi jej ukochanego synka.- zamieram, gdy wstaje i podaje mi rękę. Na coś takiego to my się nie umawialiśmy. Ja nie wiem w ogóle co mam myśleć o nas, o on chce mnie przedstawiać swoim rodzicom?! Jako kogo?! Dobrze wiem co sobie o mnie pomyślą. Łowczyni posagów, która poleciała na ich bogatego synka, jak tylko jego drogi z narzeczoną się rozeszły. Ja widziałam ich zdjęcia z blondyną i widać było na nich, że uwielbiają przyszłą synową. Nie chcę być porównywana do niej.
-Przepraszam Zbyszek, ale to nie jest najlepszy pomysł. Idź sam, a ja na ciebie poczekam na zewnątrz.-tchórzę, ale nie potrafię inaczej. My najpierw między sobą musimy wszystko wyjaśnić, bym mogła robić zapoznania z jego rodzicami. Nie jest tym faktem pocieszony, ale nie naciska na mnie. Wygrzebuje z kieszeni spodni kluczyki do samochodu i mi je daje. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraził i zrozumiał, dlaczego tak postąpiłam.
Gdy wychodzę na parking nie muszę się zbytnio wysilać, by odnaleźć jego wóz. Wyróżnia się dość wyraźnie spośród aut innych siatkarzy. Do tego jeszcze ta rejestracja. Nie mogę mieć wątpliwości, że wsiadam do właściwego wozu. Nie czekam na niego zbyt długo. Pojawia się na miejscu kierowcy za jakieś 15 minut. Nie wraca do rozmowy na hali. Zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Ja tak nie umiem, choć sama też nie podejmuje próby wyjaśnienia tego.
-To gdzie jedziemy? Mam jakieś preferencje co do narodowości kuchni?- o matko! Nie mam żadnych preferencji. Zapomniałam, że on dużo jeździ po świecie i jestem naprawdę mądrym człowiekiem. Ja zadowalam się schabowym z ziemniaki, a on jak mi kiedyś zapadał włoską nazwę swojej ulubionej potrawy, to nawet nie umiałam jej powtórzyć.
-Zdaję się na ciebie.-tak najłatwiej. Gorzej jak wywiezie mnie na jakieś sushi albo nie wiadomo co, to na pewno się nie najem, bo aż tak eksperymentować z jedzeniem to ja nie lubię. Zbyszek przyjmuje wyzwanie i zawozi mnie w miejsce po prostu żywcem wyjęte z moich myśli. Już od jakiegoś czasu chodziła za mną grillowana kiełbasa, a on przywozi mnie do oberży kilkaset metrów za Rzeszowem. Wysiadam ze święcącymi oczami, czując już zapach swojskiego jadła. Dzisiaj to sobie chyba nawet pofolguje z dietą, a co!
Zajmuje jeden ze stolików, uprzednio zapierając kartę dań z baru. Już od samego początku wiem, co padnie moim łupem. Zapach dobrze grillowanej kiełbasy przyjemnie drażni moje nozdrza, a żołądek daje o sobie znać zapominając, że to nie ładnie tak burczeć w obecności innych na głos.
-Widzę, że ktoś tu pościł cały dzień, by zjeść kolację.- coś w tym jest. Od zawsze tak mam, że jeśli umawiam się z kimś na kolację to staram się przegłodzić, by potem nie wybrzydzać i jeść więcej niż zwykle. Tak jest i teraz. Gdy na moim talerzu ląduje spory kawałek soczystej kiełbaski, milknę i zajmuję się jedzeniem. Kończę po jakiś 15 minutach z uśmiechem na twarzy i pełnym żołądkiem. Odsuwam od siebie talerz, popijając wszystko szklanką coca coli. Jestem w niebie, mogę rozmawiać o Ali.
-No to chcę ci powiedzieć, że chciałabym zabrać Alicję na ferie do moich rodziców. Chyba rozumiesz, że twoja pomoc jest nieodzowna, bo Anastazja na pewno nie pozwoliłaby na coś takiego.- cóż, nie dziwiłabym się, gdyby ona interesowała się córką swojej zmarłej siostry. W tym przypadku tak nie jest, a ja nie mogę patrzeć jak ten dzieciak z dnia na dzień traci entuzjazm i wiarę w to, że kiedyś i do niej uśmiechnie się szczęście. Wiem, że przy Zbyszku byłaby bardziej szczęśliwa dlatego chciałabym mu jakoś pomóc, by to on mógł starać się o uzyskanie prawo do opieki nad małą Wolską.
-Mówiłem ci już, że jesteś wyjątkowa?

***

Coraz więcej czasu chciałbym spędzać z Antosią. Świetnie się dogadujemy i rozumiemy. Mogę rozmawiać z nią prawie tak swobodnie jak z Anią. Dlaczego prawie? Bo w przypadku Wolskiej byłem pewien, że nie czuję do niej nic prócz miłości przyjacielskiej. Miałem wrażenie, że jest moją siostrzyczką, którą muszę się opiekować i pomagać jej, gdy tylko zajdzie taka potrzeba. Z Łukowską jest inaczej. Pierwszy raz od bardzo dawno czuję się przy niej sobą. Kiedy byłem z Joanną musiałem zważać na to co mówię i robię, bo nie wszystkie moje zachowania i nawyki słowne podobały się narzeczonej. Szatynka na większość rzeczy nie zwraca nawet uwagi. Do tego jeszcze troszczy się o Alicję. Podoba mi się jej pomysł, dlatego pomogę jej we wszystkim, w czym tylko będzie chciała.
-Mówiłem ci już, że jesteś wyjątkowa?- dotykam jej dłoni, patrząc głęboko w oczy. Nie ucieka. Nie chcę tu już byś w towarzystwie innych. Chciałbym ją zabrać gdzieś w ustronne miejsce i znów skosztować jej ust. I zrobiłbym wszystko, żeby już nie uciekła.
-Nie Zbyszek, ja wcale nie jestem wyjątkowa. To ty jesteś wyjątkowy. Nawet bym nie pomyślała szczerze mówiąc no bo wiesz, w Częstochowie to raczej żyłeś w stylu macho… - ma rację, nie mogę mieć o to pretensji. Zmieniłem się, wiele osób mi to już mówiło. Śmierć Anki mnie zmieniła, a Alicja jest dla mnie takim ograniczeniem, bym nigdy nie wrócił już do tamtego życia. Patrząc na nią, zapragnąłem założenia rodziny, zostania mężem i ojcem. To, że nie udało się z Joanną nie znaczy, że się poddam. Nie poddam się.
-Chodź.- impulsywnie wstaję z miejsca i podaję rękę Łukowskiej. Wychodzimy z karczmy, kierując się do samochodu. Nie wsiadamy jednak do niego. Przypieram ciało Antosi do maski auta i raptownie napieram na jej usta. Odgarniam jej włosy, które kaskadami spadają na jej twarz. Trzymając w ręku kluczyki do samochodu, automatycznie otwieram zamki. Po omacku szukam klamki tylnych drzwi, nie przestając całować Antoniny. Otwieram je i wpycham szatynkę do środka. Siedzenia z tyły w moim samochodzie są dość duże, więc nie powinno być problemu, byśmy tu i teraz mogli cieszyć się sobą w pełni. Chcę tego, a i Tośka  nie wnosi żadnych sprzeciwów. Schodzę pocałunki wzdłuż jej szyi, odpinając guziki jej płaszcza. O pełnym roznegliżowaniu w takich warunkach nie może być mowy, ale to nic.
-Zbyszek a jakieś zabezpieczenie? Bo ja tabletek nie łykam jak tic taców, więc wiesz…- uśmiecham się lubieżnie, przejeżdżając językiem po brzegu jej ust. Wyciągam ze schowka pudełko prezerwatyw. Ściągam spodnie razem z bokserkami. Na widok mojego penisa oczy Tosi błysnęły. Z podziwu? Sam nie wiem, ale cieszy mnie ten widok.
-Ej a mogę ja to ulokować tam, gdzie trzeba?- unosi się do pozycji siedzącej, wyjmując z mojej dłoni opakowanie ogólnodostępnej antykoncepcji. Poddaję się, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. To co dzieje się później, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałem się, że mój członek wyląduje w pełnych ustach Tosi. Chwytam za nagłówek siedzenia, bo nie mogę opanować wstrząsu, jaki przechodzi przez moje ciało. Chyba jeszcze nigdy się tak nie czułem. Zawsze lubiłem patrzeć, jak kobiecie jest dobrze z mojej przyczyny. Teraz to kobieta sprawia, że jest mi nieziemsko i nie chciałbym tego przerywać, choć moje ciało jest już na skraju wytrzymałości.
-Tośka wystarczy, bo nie dam już rady!- krzyczę, w porę wyjmując z jej ust nabrzmiałą męskość. Założona prezerwatywa nie pozwala mi już dłużej czekać. Rozpinam jej jeansy, odgarniam na bok figi i bez certolenia rozkoszuję się posuwistymi ruchami w jej wnętrzu. Widzę, że jest jej dobrze, a i więc i na moją twarz znowu wpływa błogi uśmiech. Może zaczynamy od dupy strony? Może to powinny być najpierw kwiaty, kolacje przy świecach i spotkania w kinie? Chrzanić to! Owszem, tak jest pięknie, ale nikt nie powiedział, że i w naszym przypadku pięknie nie może być.
-Zbyszek!- krzyczy, wbijając mi paznokcie w szyję. Czuję, że bez zadrapań się nie obejdzie, ale co tam. Dla takich chwil warto czuć nieprzyjemne szczypanie i krew, ściekającą wąską stróżką po szyi w okolice klatki piersiowej. Nawet nie wiedziałem, że aż tak ją pożądam, aż tak bardzo jej pragnę.
Po skończonej akcji siadamy oboje na siedzeniu, wtuleni w siebie. Powinniśmy jechać teraz do domu, dla naszych ciał wskazany jest teraz zimny prysznic. Całuję czubek jej głowy, splatając moją dłoń z jej dłonią.
-I co teraz panie Bartman? Każde w swoją stroną?- ona myśli, że dla mnie to był tylko szybki numerek, jeden z wielu. A ja wcale tak do tego nie podchodzę. Nie kochałem się z nią tylko dlatego, by poprawić swoje statystyki, by poprawić swoje ego.
-Może nie od tego powinniśmy zacząć, ale to co się między nami wydarzyło to oznaka tego, że chciałbym z tobą być. Nigdy nie czułem się tak dobrze jak przy tobie. Nie chcę prorokować o naszej przyszłości, bo już raz planowałem ślub i nic z tego nie wyszło. Nie wiem jakie jest twoje zdanie na ten temat, ale ja chciałbym spróbować. Chciałbym z tobą być…- cholera! musiałem powiedzieć coś nie tak, bo w jej oczach pojawiły się łzy. Ocieram je, nie było ich wiele. Zaraz po nich na uśmiechnęła się.
-To najpiękniejsze wyznanie jakie do tej pory słyszałam. A moje odpowiedź brzmi „tak”. Nie mogę powiedzieć jeszcze, że kocham cię nad życie, ale obojętny mi nie jesteś.- całuję jej czoło. I w ten oto sposób zostaliśmy parą. Niby dziecinne, niby banalne, ale nasze. Jej i moje. WSPÓLNE!




~*~
Obiecane odejście od rzeczywistości. Na mnie Mel zawsze możesz liczyć :*
Nie mogę się pochwalić olbrzymim doświadczeniem w sprawach damsko-męskich, ale relację tej dwójki właśnie tak sobie założyłam. Szybko, intensywnie, ale jeszcze do końca nie wiem z jakim skutkiem.  Chcę Wam powiedzieć, że ten rozdział powstał 28 sierpnia, czyli w mojej głowie do tej pory przeleciało już milion scenariuszy. Jak będzie przekonacie się już za dwa tygodnie :D
Pozdrawiam, Paulinkaa



wtorek, 5 listopada 2013

Ósemka

Ostatni dzień w roku spędzony w łóżku z prawie 40-stopniową
gorączką i zapaleniem górnych dróg oddechowych nie jest niczym
przyjemnym. 
Leżę sam jak kołek w mokrym od potu łóżku bez szans na to by wstać i zmienić sobie obleczenie. Nie mogę poprosić Michała o pomoc, bo młody tatuś nie powinien lawirować między małym dzieckiem a chorym przyjacielem. Kubiak Junior rośnie jak na drożdżach, a dumny Misiek nie posiada się ze szczęścia. Wcale się mu nie dziwię, a nawet zazdroszczę, że to ma. Od kiedy on i Monia zostali rodzicami, a ja obserwuję jak dobrze sobie z tym radzą, jeszcze bardziej zapragnąłem dać dom i miłość Alicji. Od rozmowy z Nastką wiem, dlaczego nie chcą się na to zgodzić rodzice i sama Wolska. Obwiniają mnie o śmierć córki i siostry, a ja sam zacząłem wierzyć, że to moja wina. Co z tego, że nie kazałem jej do siebie przyjeżdżać, że nie miałem o tym pojęcia? Sam fakt tego, że zginęła w drodze do mnie, jadąc ze słowem pocieszenia i wsparcia sprawia, że każdego dnia walczę ze łzami i bolesnymi wspomnieniami. Chodzę jak cień samego siebie, na nic nie mam ochoty i nic mi się nie chce. Nawet na boisku odnotowałem spadek formy, ale na szczęście szybko wszyscy eksperci mnie usprawiedliwili tłumacząc, że po tak dużej i ciężkiej imprezie jaką były Mistrzostwa Świata, obniżka formy musiała kiedyś przyjść. Nikt nie pojęcia co kołacze się w mojej głowie, co się ze mną dzieje. Chociaż nie. Jest jedna osoba, która mnie rozumie i która mnie słucha. To Antosia.  Niczego na mnie nie wymusza. Nie wyciąga informacji na siłę. Po prostu daje mi tą pewność, że jak tylko poczuję się gorzej, to mogę do niej zadzwonić. Czy po tak krótkim czasie można powiedzieć, że z kimś się przyjaźni? Wydaje mi się, że nie, ale Łukowska to naprawdę wartościowa osoba.
Czuję się tak, jakby przejechał po mnie pług do odśnieżania dróg. Nie mam siły nawet choć na chwilę dźwignąć się na łóżku i czegokolwiek napić, a co dopiero wstać i iść do toalety. Potrzeba fizjologiczna nie daje mi spokoju już dłuższy czas, ale dopóki mogę, to się jej nie nadaje. Dotykam dłonią czoła. Jest gorące jak piec. Temperatura powinna mnie opuszczać, a ona daje jazzu już od rana. Jak to wszystko tak będzie wyglądać, to pewnie spełni się najczarniejszy scenariusz i wyląduje w szpitalu. Nawet nie chcę o tym myśleć. Przykrywam się kołdrą. Immanentna sprzeczność, jestem niewyobrażalnie gorący, a moim ciałem targają dreszcze, jakbym co najmniej znajdował się teraz na obrzeżach Syberii.
-Zbyszek! Zbyszek jesteś tam! To ja, Tośka!- co ona tutaj robi?! Przecież umówiliśmy się, że nie będzie mnie odwiedzać, by się nie zarazić tym paskudnym i wyniszczającym choróbskiem. Nie zdążyłem się jeszcze zorientować, że Łukowska jest upartą kobietą i jak sobie coś postanowi, to nie ma takiej siły, która by jej nie powstrzymała. Pytanie tylko jak ja mam wstać i jej otworzyć, skoro nie mam siły nawet wesprzeć się na łokciu? No nic, muszę próbować.
-Jestem! Poczekaj chwilę, bo to może potrwać!- resztkami sił próbuję zdobyć się na mocniejszy ton głosu, ale nie wiem czy osiągam swój cel. Odkrywam się i próbuję zepchnąć nogi na podłogę. Jej chłód nieprzyjemnie drażni moje stopy. Pozycja siedząca z trudem została osiągnięta. Teraz wystarczy tylko podrzucić dupę do góry i się podnieść. Próbuję to zrobić, ale za pierwszym razem z hukiem upadam obok łóżka, zrzucając za sobą lampkę z nocnej szafki. Michał mnie zabije bo to był prezent od niego z podróży poślubnej.
-Zbyszek co tam się dzieje do cholery?! Bo zaraz wyważę drzwi!- nie boję się tego. Te drzwi kosztowały mnie majątek, ale są podobno przeciwpancerne. Kolejna próba uzyskania pozycji pionowej przynosi oczekiwane rezultaty. Stoję na własnych nogach, ale ledwo. Wszystko wiruje razem ze mną. Kiedy staję przed wejściowymi drzwiami i otwieram je, czuję jakbym obszedł cały Rzeszów pieszo. Chciałem wziąć od Antosi siatki, z którymi tu przyszła, ale to był za gwałtowny ruch w moim wykonaniu. Ległem jak długi u jej stóp. Nie dość, że z czoła cieknie mi krew, bo musiałem skaleczyć się o jakiś odłamek potłuczonej lampy, to jeszcze teraz uderzyłem głową o ścianę.
-Dlaczego nie powiedziałeś, że tak źle z tobą?! To ja siedzę w domu i myślę, że dochodzisz do siebie, a z tobą z dnia na dzień jest coraz gorzej! Jak dobrze, że udało mi się znaleźć coś, co być może w szybkim czasie postawi cię na nogi. Na razie jednak musisz skorzystać z mojego ramienia.- szatynka rozpłaszcza się w ekspresowym tempie i pomaga mi wstać. Prowadzi do kuchni, gdzie na jednej z górnych półek znajduje apteczkę. Przemywa mi ranę utlenioną wodą. Jestem tak obolały, że już nie zrobiło na mnie wrażenia to nieprzyjemne pieczenie po zetknięciu z płynnym medykamentem. Do nabitego na głowie guza Tosia przyłożyła mi ostrze noża. Czuję się teraz jak uczniak, który wrócił po bójce w szkole wrócił do domu i oddał się w zbawienne ręce matki.
-Co ty masz w tych torebkach? Jeśli jedzenie to zupełnie niepotrzebnie się fatygowałaś z zakupami, bo ostatnio przyniosła mi coś na ząb Iwona i sąsiadka z dołu. Ja i tak nie mam kompletnie apetytu, więc wiesz…- mam katar, a mimo wszystko moje nozdrza przyjemnie drażni zapach jej perfum. Calvin Klein? Podobne kupowałem Joannie.
-Jak trochę cię ogarnę i napasę, to postawię ci bańki. Mam nadzieje, że słyszałeś o ich zbawiennym wpływie na osoby przechodzące ciężkie przeziębienia? Nie zawsze można je wykonywać, ale ja dzwoniłam do lekarza rodzinnego i on nie widzi przeciwwskazań.- uśmiecha się radośnie, a ja zamieram. Wiem co to są bańki i wiem też, jakie zajebiście one bolą. Babcia stawiała je mi i mojej siostrze, gdy byliśmy mali. Potem też chciała, ale ja miałem już swój rozum i umiałem się przeciwstawić. Co ja mam zrobić teraz? Przecież nie zrobię z siebie kompletnego mięczaka i nie powiem, że się boję! Już i tak z tym opatrunkiem na czole wyglądam jak ofiara losu.
-A może to jeszcze za wcześnie? Może dajmy szansę antybiotykom, skoro i tak muszę je brać?- próbuję się z tego jakoś wycofać, ale zupełnie nieskutecznie. Antosia kiwa głową jakby dając mi znak, że nie zrezygnuje z tego. Muszę więc zacisnąć zęby i pokazać, że jestem mężczyzną, choć w tym momencie kompletnie tego nie czuję.

***

Gdybym wiedziała, że Zbyszek jest w takim stanie już wcześniej pokusiłabym się o wizytę u niego. Co prawda zdawałam sobie sprawę, że jego zapalenie oskrzeli jest dosyć ciężkie, ale nie pomyślałabym nigdy, że aż tak osłabi go ta choroba. Od dnia wizyty u lekarza, na którą osobiście go dostarczyłam taksówką, myślałam o tym jak wykombinować w Rzeszowie kilka baniek chińskich, by postawić Bartmanowi "bańki". Moja mama zawsze to robiła, gdy byłam chora i nigdy moja rekonwalescencja nie trwała długo. Kiedyś pokazała mi jak to się robi na przykładzie taty i od tamtej pory uważam, że potrafię to zrobić, choć Zbyszek będzie moim pierwszym pacjentem. Cóż, nie będę mu tego mówić, bo na pewno się nie położy na brzuchu i nie odda w moje ręce.
-Jedz ten rosół, a ja pójdę do twojej sypialni i przygotuję co trzeba.- chcę zostawić go w kuchni samego, ale jak widzę wypadającą z jego ręki łyżkę wiem, że mam do wykonania jeszcze jedno zadanie. Siadam na krześle obok niego, biorę łyżkę i zaczynam go karmić, przy czym próbuje nie patrzeć mu w oczy bo sama zdaję sobie sprawę, że wygląda to dość dziwnie i jednoznacznie, a przecież robię to tylko z potrzeby serca i w imię naszej znajomości, powoli wkraczającej na tory przyjaźni.
-Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś mnie karmił. Chyba mama ponad 20 lat temu.- peszę się i zwiększam częstotliwość podawanych mu łyżek. Kiedy kończy jeść przygotowany przeze mnie bulion, zaprowadzam go do łazienki, bo kątem oka widziałam pod stołem jego skrzyżowane nogi. Nie jest to pewnie dla niego komfortowa sytuacja, ale do wszystkiego człowiek się może przyzwyczaić. Sama wchodzę do jego sypialni i nie powiem, by uderzył mnie w niej zapach jaśminu czy cytrusów. Szybko otwieram okno, by choć przez chwilę mroźne powietrze zrobiło tu porządek. Kiedy wyraźnie wzmocniony posiłkiem Zbyszek pojawia się w sypialni, pytam go o jakiś czysty komplet pościeli, bo ta jego obecna nadaje się co najwyżej do prania w krochmalu.
-Tam coś powinno być na górze.-wskazuje mi szafę, z której wyciągam nowy komplet. Szybko rozprawiam się z oblekaniem i zapraszam swojego królika doświadczalnego na łóżko.
-Zdejmij górę pidżamy.- chociaż nie wiem czy treningową koszulkę jego klubu można nazwać pidżamą, ale właśnie to atakujący ma aktualnie na sobie. Robi posłusznie to, o co go proszę i kładzie się na łóżku. On się denerwuje, ale i ja nie jestem pozbawiona obaw. Wyciągam z kieszeni zapaliczkę i zapalam małą pochodnie, uprzednio maczając ją w specjalnym, łatwo palnym roztworze. Wypełniam ciepłem wnętrze bańki i licząc do trzech w myślach przykładam ją do ciała Zbyszka. Wzdrygnął się. No cóż, mama mówiła, że bańki bolą, ale jak bolą, to dobrze. Nigdy nie lubiłam nikomu zadawać bólu, ale w tym przypadku przyświeca mi słuszny cel.
-Już ostatnia.- stawiam ją pod lewą łopatką i z podziwem patrzę na jego plecy. Nie podpaliłam go, choć w pewnym momencie nie wiele brakowało. Niektóre bańki są aż bordowe, ale to chyba nic złego, bo ja sama nie raz miałam takie na plecach i żyje do tej pory, ciesząc się zdrowiem.
-Boli?- dotykam jednej z nich opuszkiem palców. Musi boleć, bo Zbyszek nic nie mówi. Przykrywam go kołdrą, bo baniek nie wolno przeziębić. Brunet delikatnie odwraca się na plecy. Żyje, choć jego twarz nadal wykrzywiona jest w grymasie bólu. Kto by pomyślał, że on takie wrażliwy? W ostatnim czasie jednak mogę w pełni zaznajomić się z jego wrażliwością i nie powiem, by przez to Zbyszek nie zyskał w moich oczach.
-Ładnie się doprawiłem co?- mówiłam, że tak kończą wypady na cmentarz w samej bluzie, ale kto bym tam słuchał biadolenia wiecznie przewrażliwionej nauczycielki. Mam nadzieję, że Bartman będzie miał teraz nauczkę i w taką pogodę, już nigdy nie zobaczę go bez ciepłego płaszcza, czapki i szalika.
-Wiesz, właściwie to mogłabym się od ciebie zarazić, to bym sobie zaraz po nowym roku na urlop poszła i pociągnęła tak do ferii.- rozmarzam się, choć oczywiście żartuję, bo wcale nie uśmiecha mi się chorować, a już na pewno nie tak jak Zbyszek.
-To połóż się obok mnie, to może coś uda nam się załatwić.- odgarnia kołdrę na bok, a ja piorunuję go wzrokiem. Nie odpuszcza mi jednak, przesuwając się na bok i robiąc mi miejsce obok siebie. A tam. Karmiłam go, prowadziłam do łazienki i stawiałam bańki na plecach, więc to chyba nic złego, by nie miała się położyć obok niego i nie poczekała aż zaśnie? Zanim to robię, sięgam jeszcze po termometr i daję go siatkarzowi, by sprawdził stan temperatury ciała. 39 i 2.kreski nie napawa na chwilę obecną optymizmem, ale mam nadzieję, że już jutro będzie lepiej.
-Nie wiem czemu, ale uwielbiam zajmować się ludźmi. Wolę to niż zajmowanie się samą sobą.
-W przyszłości będziesz świetną matką. Ania była taka sama jak ty. Nigdy nie myślała o sobie, zawsze o innych.- Zbyszek od dnia konfrontacji z Anastazją zdążył mi przedstawić pełny obraz mamy Ali. Usłyszałam pod jej adresem tyle ciepłych słów, że nic dziwnego iż w moich oczach wyrosła ona po prostu na wzór do naśladowania. Nurtuje mnie tylko jeden fakt, o który wcześniej wstydziłam się go zapytać.
-Dlaczego nie chciałeś się z nią związać na dłużej? Nigdy nie pomyślałeś, że moglibyście być razem?- szkoda, że w żaden sposób nie mogę odtworzyć obrazu Anny w głowie, choć Zbyszek uparcie twierdzi, że w Częstochowie musiałam ją widzieć, bo ona często przyjeżdżała na jego mecze. Cóż, może i kiedyś ją widziałam, ale mimo wszystko nie wiem jak wyglądała. Nie mniej jednak na pewno tworzyliby udany związek, a Bartman nie musiałby się szlajać z pierwszymi lepszymi pannami, spotkanymi na swojej drodze.
-Byliśmy parą. Przez dwa dni. Zaraz po tym jak Ania zgodziła się zostać moją dziewczyną, poszliśmy do łóżka. Mieliśmy wtedy po 16 lat i z perspektywy czasu wiem, że właśnie o to nam chodziło. Byliśmy ciekawi jak to wygląda, o co w ogóle z tym seksem chodzi. Następnego ona doszła do wniosku, że to strasznie przereklamowana sprawa, a mi się spodobało. Razem jednak ustaliliśmy, że w naszym przypadku lepiej jest być przyjaciółmi niż parą. Kochałem ją, ale jak siostrę.- ostatnio zawsze, gdy mówi o swojej zmarłej przyjaciółce to płacze, a ja zawszę mięknę na ten widok, bo należę do grona tych kobiet, które wzruszają się za każdym razem, gdy w oczach mężczyzny lśnią łzy. Nasz wzrok się spotyka, gdy próbuję obetrzeć jego mokre policzki. Zbyszek składa muska ustami moje palce, a mnie wskroś przeszywa dreszcz. Podsuwa się do mnie bliżej, a ja się nie odsuwam. Czekam, aż jego spierzchnięte od temperatury usta, znajdą drogę do moich. Rozchyla je językiem, torując sobie drogę. Przyjemnie drażni moje podniebienie. Wkłada w to tyle siły i uczucia, że aż dziw bierze, że osoba wycieńczona chorobą może tak całować. Odsuwam się od niego, gdy przypominam sobie porównanie mnie i Ani. Jeśli traktuje mnie tylko jak przyjaciółkę to nie mogę pozwolić na to, by mnie rozkochał w sobie. Wolska przeszła do porządku dziennego po ich nieudanej próbie związku, a ja mogę nie dać rady. Nie wtedy, gdy na kimś mi zależy, a na Zbyszku właśnie zaczyna.
-Przepraszam, ale muszę już iść.- wstaję z łóżka i tak po prostu wychodzę. Przeraził mnie ten pocałunek. Przeraziła mnie skala emocji, jaka targała mną przy każdym tańcu mojego języka z jego językiem. Przeraził mnie ten dreszcz, który przeszywał mnie raz po raz, gdy jego rozgrzane dłonie dotykały moich policzków. Przeraziła mnie moja reakcja.
-Przyjdziesz jeszcze kiedyś?- słyszę jego głos, gdy zakładam płaszcz w przedpokoju. Nie odpowiadam z obawy przed tym, że spodoba mi się tu tak bardzo, że już nigdy nie będę chciała stąd wychodzić.


~*~
Napisałam rozdział o stawianiu baniek, jestem zajebista. Wiele z Was pewnie czekało na świąteczny opis, ale ja mam na chwilę obecną taką awersję na święta, że postanowiłam zrobić coś takiego.
Melody czy ja przypadkiem nie zerżnęłam z Ciebie tej sytuacji z chorym Zbyszkiem i pomocą Żanet? Jeśli tak to przepraszam. Uświadomiłam to sobie, gdy poprawiałam błędy. Wybacz mi :*
A i jeszcze jedno. Widzę, że teraz ask jest bardziej popularny niż wywiader, więc i ja dałam się w to wciągnąć. Jeśli macie jakieś pytanie, to zapraszam <klik>
Pozdrawiam, Paulinkaa