sobota, 19 lipca 2014

Dwudziestka

Siedzę na poczekalni, trzymając w swojej dłoni dłoń Moniki. Po policzkach spływają mi łzy. Strzał, który padł w tej szopie sprawił, że umarło we mnie serce. Zatrzymało się. Przywieziono nas do szpitala osobnymi karetkami, a teraz nikt nie chce mi udzielić informacji na temat stanu jego zdrowie. Wiem też, że w szpitalu jest Zyga. Może to jego trafił strzał? Nikomu nie życzę źle, ale niech go trafi jasny szlag! Dopiero teraz do mnie dociera co się stało i w jak poważnych tarapatach byłam. Oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę już wcześniej, ale teraz to wszystko do mnie dociera z podwójną siłą. Do tego jeszcze nie wiem co ze Zbyszkiem!
-Nie wytrzymam! Idę tam!- podniosłam się gwałtownie z krzesła, zapominając o podłączeniu do kroplówki. Właściwie nic mi nie jest. Pobrano mi krew, zrobiono opatrunki na ciele i dano witaminy na wzmocnienie.
-Uspokój się. Na pewno nic mu nie jest.- Monia stara się dodać mi otuchy i gdyby nie ona to pewnie już dawno bym oszalała z nerwów. No nic, musimy siedzieć i czekać.
-Zapraszam panią do środka. Mamy już pani wyniki badań.- Kubiak siłą wpycha mnie do gabinetu i wchodzi do niego ze mną. Siadamy przed biurkiem lekarza. Podobno za chwilę mam złożyć jakieś zeznania. Widziałam już policjanta na korytarzu i pewnie to z nim będę musiała rozmawiać.
-Panie doktorze może mi pan powiedzieć co z mężczyzną, który przyjechał tu ze mną? Właściwie przyjechało ich dwóch, a mi chodzi o Zbyszka Bartmana. Pan na pewno ma jakieś informacje.- spojrzałam na niego z wdzięcznością. Pokręcił głową, jakby nie mógł mi powiedzieć nic szczególnego. Pokazałam mu pierścionek zaręczynowy.
-Przed chwilą jeden z mężczyzn zmarł na stole operacyjnym. Przykro mi. Pani Antosiu, ale  mam dla pani inną wiadomość. Z wyników krwi wynika, że jest pani w ciąży. Musimy panią położyć na oddziale, by sprawdzić czy poniesione przez panią obrażenia nie zaszkodziły dziecku…- zamknęłam oczy. Wyciągnęłam igłę z żyły i wyszłam na korytarz. Ze słów lekarza dotarły do mnie tylko pojedynczy słowa. Zgon, ciąża, obrażenia i zagrożenie dziecka. Monika właśnie tłumaczy lekarzowi, że jeden z mężczyzn przywiezionych ze strzelaniny to ojciec dziecka, dlatego dobrze byłoby to wyjaśnić czy aby na pewno chodzi o Zbyszka. Nie może o niego chodzić! Ja się nie zgadzam, by to Zbyszek zginął od tego strzału.
-Proszę usiąść i się nie ruszać. Wszystkiego się postaram dowiedzieć i zaraz do pani wrócę. Proszę się uspokoić, bo to nie jest normalny stan dla dziecka.- nie dociera do mnie fakt, że jestem w ciąży. Najpierw muszę się dowiedzieć co ze Zbyszkiem. Monika na początku była pewna, że nic mu się nie stało, a teraz sama ociera z twarzy łzy i dzwoni do męża by powiedzieć mu, że prawdopodobnie jego przyjaciel nie żyje. Czy ktoś poinformował jego rodziców? Przecież oni powinni tu przyjechać. Na jednej z sal leży ich syn. Żywy lub martwy. Nie, on na pewno żyje. Nie zostawiłby mnie. On jest zbyt dobrym człowiekiem, by miał teraz odejść. Wiem, że wielu dobrych ludzi odchodzi zbyt wcześnie z tego świata, ale on nie może. Nie teraz, nie w taki sposób. Nie przeze mnie. Tak, to moja wina. Jeśli Zbyszek zginął od tego strzału, to ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Zrobił to w mojej obronie. A może gdyby przyjechał sam a nie z policją to nic by się nie stało? Może to jego wina? Kogo ja obarczę winą za jego śmierć, gdy przyjdzie mi ostatni raz spojrzeć na jego twarz?
-To nie chodziło o pana Bartmana. Pani narzeczony leży na sali. Co prawda jest draśnięty, ale to nic poważnego. Udało mi się załatwić, żeby mogła pani do niego wejść, ale naprawdę tylko na chwilę.- korzystam z uprzejmości lekarza czując, że cały ciężar tych ciężkich godzin w moim życiu odpływa ze mnie. Zyga nie żyje, a co za tym idzie skończy się koszmar tych wszystkich ludzi, którzy byli przez niego zastraszani i zmuszani do pracy dla niego. Skończy się ciężki okres dla młodych dziewcząt, oszukiwanych i wykorzystywanych pod pretekstem zatrudnienia w barze. No i najważniejsza wiadomość jest taka, że nic poważnego nie stało się Zbyszkowi. Prawie biegnę do niego, by móc jak najszybciej zobaczyć jego twarz i upewnić się, że oby na pewno wszystko jest w porządku.
-Zbyszek!- dopadam do jego łóżka i rzucam się na niego jak ćpun na głodzie, który zdobył pieniądze na kolejną dawkę narkotyku. Ściskam go z całych sił, całując jego twarz i usta. Tak się cieszę, że nic mu nie jest. Z tej radości, ale i przytłoczenia tym wszystkim zaczynam płakać. Może płaczę też dlatego, że jestem w ciąży? Matko! Muszę mu powiedzieć jak najszybciej. Ucieszy się? Nie mam pojęcia. Nie rozmawialiśmy jeszcze o dzieciach na poważnie. Priorytetem jest dla nas adopcja małej, a w obliczu tego co się stało i jaka prawda o Nastce wyszła na jaw myślę, że sąd odda nam opiekę nad Alą z pocałowaniem ręki. Za dużo tego wszystkiego, aż momentami kręci mi się w głowie!
-Już dobrze kochanie. Jesteś bezpieczna, mi też nie stało się nic złego. Najważniejsze, że ten łobuz już nie będzie nikomu zagrażał, a cała ta ich szajka zostanie złapana.- tuli mnie do siebie mocno, a ja chłonąc jego ciepło przypominam sobie o Łukaszu. Właściwie nie wiem co się z nim stało, gdzie teraz się znajduje. Na pewno nie uniknie odpowiedzialności, a przecież tak naprawdę nic złego tam nie robił. To znaczy godził się na ten przestępczy proceder, ale sam nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy. Był zastraszany, groziło mu niebezpieczeństwo, a mimo to potrafił zorganizować mi dodatkowy koc na noc i ciepłą herbatę ze słodką bułką.
-Pani Tosiu, muszę panią porwać, bo już upominają się o panią na ginekologii, gdzie umówiłem pani badanie USG.- przy łóżku Zbyszka pojawia się przyjmujący mnie lekarz, a moje policzki płoną purpurą. Czuję się tak, jakbym nie powiedziała rodzicom o grążącej mi jedynce na koniec roku. Brunet patrzy na mnie wyczekująco, a ja nie wiem co mam mu powiedzieć. No bo właściwie wszystko chyba zostało już powiedziane.
-Też jestem tak samo zaskoczona jak ty, dowiedziałam się jakieś 20 minut temu, ale ze strachu o ciebie jakoś nie przyswoiłam jeszcze do siebie tej wiadomości.- będę matką!
-Boże Tośka! Tak się cieszę! Z dzieckiem na pewno wszystko w porządku? Nic mu nie grozi po tym co się stało?- wyczekująco spojrzał na mnie lekarz.
-Chcielibyśmy właśnie to sprawdzić. Możemy już iść?- chciałabym się jeszcze nacieszyć Zbyszkiem, ale lekarz jest nieustępliwy i w ekspresowym tempie każe mi się znaleźć na zdecydowanie innym oddziale. Ostatni raz przed odejściem całuję jego usta i wychodzę, przysyłając do mojego narzeczonego Monikę. Szczęście w nieszczęściu?

~*~
Cieszę się, że w tym momencie nie ma przy mnie nikogo. Monika pojechała do domu zwolnić opiekunkę Krzysia, Tosia zasnęła po szeregu badań i analiz. Wyciągnięty na masakrycznie niewygodnym i zdecydowanie za krótkim łóżku, mogę dać upust swoim emocjom. Nie wstydzę się łez, nie wstydzę się swojego nastroju, bo przecież nie ma czego. Jeszcze kilkanaście godzin temu wydawało mi się, że znajduję się w piekle, a teraz jestem na samym szczycie raju. Widok lufy pistoletu przy skroni Łukowskiej i wiadomość o jej błogosławionym stanie. Skrajne emocje, ale jakże prawdziwe. Mogę powtarzać każdego dnia, że przy tej kobiecie rozumiem po co żyję i może nie chciałbym znowu przeżywać takich emocji jak te z udziałem przestępców, ale nie zamieniłbym tego niespokojnego życia na życie obok innej kobiety. No i to maleństwo. Zadzwoniłem już do wszystkich przyjaciół. Otrzymałem gratulacje i słowa pociechy, bo podobno jak pojawiają się dzieci, to kończy się pewien beztroski etap w życiu człowieka. Kubiak odgrażał się do słuchawki, że dopiero teraz zrozumiem jego euforię dzieckiem i każde, mało konwencjonalne zachowanie. Mógłbym dzwonić bez końca, ale brakuje mi telefonu wykonanego do rodziców. Nawet nie wiem czy oni wiedzą o tym co się stało, że jestem w szpitalu. Dotknąłem instynktownie zabandażowanego miejsca, gdzie drasnęła mnie kula. Miałem dużo szczęścia, że skończyło się tylko na kilkunastu szwach. Ta druga kula mogła mieć taką samą moc, jak ta która zabiła Zygę.
-Zbyszek!- w moim uchu niczym strzał armatni rozbrzmiewa głos mamy. Z tego wszystkiego zapomniałem, że ktoś powinien zawiadomić moich rodziców. Nie zdążyłem jeszcze nikogo zapytać czy informacja o tym co się stało nie pojawiła się jeszcze w mediach. Mam nadzieję, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca, bo taki rozgłos jest mi do niczego nie potrzebny. Po wyjściu ze szpitala chciałbym wstawić się na zgrupowaniu i tak jak moi koledzy, ciągnąć wózek w tą samą stronę.
-Spokojnie mamo, ja nie jestem tutaj sam.- wcześniej leżałem sam, ale tylko przez chwilę. Teraz przewieziono mnie do sali na której leżę z jakimś młodym chłopakiem, czekającym na zabieg pobrania szpiku kostnego dla swojej żony.
-Możesz nam powiedzieć co się stało? Michał zadzwonił do nas i powiedział, że porwali tą twoją dziewczynę i musiałeś jechać, by ją odbić. Czy ty w ogóle nie masz rozumu synu? Przecież mogli cię zabić, coś ci zrobić…- matka szlocha w chusteczkę, pocieszana głaskaniem po plecach przez ojca. Z jego wzroku nie mogę nic wyczytać, ale mam wrażenie, że nie jest na mnie zły. Ba! Zaryzykuję i powiem, że jest ze mnie dumny, że byłem gotów zawalczyć o swoją kobietę.
-Po pierwsze mamo Tosia jest moją narzeczoną, a teraz okazało się, że jest także matką mojego dziecka, więc może przemyśl sobie wszystko dokładnie zanim coś jeszcze powiesz.- słowo dziecko w tym momencie jest kluczem, które najprawdopodobniej zadziała na naszą korzyść.
-Dlaczego nam nic nie powiedziałeś?
-O czym? O tym, że się zaręczyliśmy? Nie sądziłem, że po ostatnim przedstawieniu w Warszawie będzie was to interesować. Jeśli chodzi o dziecko, dowiedziałem się dopiero dziś, także sami rozumiecie, nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do tej myśli.- uśmiecham się pod nosem.
-Zaskoczyłeś nas, a do tego jeszcze Joanna. Była bardzo przekonywująca. Przepraszam cię synku, że uwierzyłam jej, a nie poczekałam na twoje słowa. Rozmawiałam z nią kilka dni po waszym wyjeździe i wprost zapytałam o to jak było z waszym rozstaniem. Zaczęła kręcić, a ja wtedy zrozumiałam, że cały czas kłamała. Powinnam już wcześniej do ciebie zadzwonić, przeprosić ciebie i Antosię, ale jakoś tak nie miałam odwagi po tym co mówiłam wtedy podczas obiadu.- coś nowego. Moja matka przyznająca się do błędu to bardzo rzadkie zjawisko, ale nie pogardzę nim.
-Oboje z mamą zachowaliśmy się nie na miejscu i mamy tylko nadzieję, że zarówno ty jak i twoja narzeczona wybaczycie nam tę sytuację i zechcecie się dzielić z nami waszym życiem.- jeśli chodzi o mnie to jestem z miejsca skłonny im wybaczyć. To są moi rodzice i mimo wszystko ich kocham i chciałbym, by uczestniczyli w moim rodzinnym życiu. Nie chcę jednak podejmować decyzji za Tosię. To właściwie ona była obiektem ataków z ich strony i to ona powinna zadecydować czy dać moim rodzicom drugą szansę. Znając jej charakter mogę być pewien, że nie będzie w nieskończoność żywić do nich urazy, bo taka już jest i między innymi za to właśnie ją kocham.
-A może sami z nią porozmawiacie? Ona leży tutaj w szpitalu na oddziale ginekologicznym, więc jak się uwiniecie to zdążycie jeszcze w godzinach odwiedzin.- chytry plan z mojej strony, ale to oni zawsze mnie uczyli, że jak się nawarzyło piwa, to samemu trzeba je wypić, by mieć nauczkę na przyszłość.
-Coś nie tak z dzieckiem?
-Nie, wszystko w porządku. Po prostu przez kilkadziesiąt godzin Tosia była przetrzymywana w nieludzkich warunkach, przeżyła niewyobrażalną dawkę stresu i lekarze chcą sprawdzić czy aby na pewno nie ma to żadnych konsekwencji dla dziecka. Wierzę, że wasza troska jest szczera, więc nie zawiedźcie mnie.-spojrzałem na rodziców wymownie, by już nigdy w przyszłości nie przyszło im do głowy wtrącać się w moje życie i negować sercowe wybory.
Oddycham z ulgą. Dopiero teraz pozwalam sobie na sen. Pozostawiając za sobą przeszłość i spokojnie patrząc w przyszłość.


~*~
Lubię tak radykalnie zmieniać Wasze nastroje... 

sobota, 12 lipca 2014

Dziewiętnastka

Budzę się z ogromnym bólem głowy i brzucha. Próbuję przypomnieć sobie co się stało i na samą myśl do moich zasłoniętych brudną szmatą oczu napływają łzy. Moje ciało jest skrępowane, nie mogę wykonać najmniejszego ruchu na metalowym krześle. Związali mnie zaraz po tym jak zadzwoniłam do Zbyszka. Nasza rozmowa trwała niecałe 30 sekund i tak naprawdę nie powiedziałam mu nic, więc nie mogę liczyć na to, że przyjedzie tu i mnie zabierze. Nawet ja nie wiem, gdzie jestem. Wiem tylko tyle, że przeraźliwie śmierdzi tu stęchlizną, jest wilgotno i nieprzyjemnie zimno, a ja mam na sobie tylko koszulkę na ramiączka i cienkie rybaczki. Na całe szczęście poza biciem i kopaniem mnie nic się nie wydarzyło, nikt nie skrzywdził mnie na tle seksualnym. Może nic mi nie zrobią? Jestem naiwna. Ci ludzie zajmują się handlem kobietami, więc na pewno coś mi zrobią. Wiem tylko tyle, że chcą pieniędzy. Liczą na to, że Zbyszek słono za mnie zapłaci. Na pewno będą się z nim kontaktować. Nie chcę mu stwarzać żadnych problemów. Gdybym go posłuchała, to ta sytuacja nie miałaby miejsca. Zawsze muszę robić wszystko po swojemu i mam teraz tego konsekwencje!
-Wstawaj! Zaraz się przekonamy ile jesteś warta dla tego swojego kochasia!- ktoś zdjął mi przepaskę z oczu. Kilka razy musiałam zamrugać oczami, by przyzwyczaić się do jaskrawego światła świecącego mi prosto w oczy. Tak czułam, że jestem w jakiejś piwnicy. Ten facet z mieszkania Anastazji trzyma w ręku moją komórkę i wyraźnie czegoś szuka. Próbuję krzyczeć, ale knebel w ustach skutecznie mi tu uniemożliwia. Oprócz nas nie ma tu nikogo i trochę się zaczynać bać. Co ja gadam, boję się jak jasna cholera, bo ten człowiek jest zdolny do wszystkiego.
-Ustawię rozmowę na głośnomówiący byś i ty mogła sobie posłuchać. Słuchaj, wychodzimy z kwotą 250000 tysięcy złoty. Wiemy doskonale, że stać go na taki gest, ale zobaczymy czy dla kogoś takiego jak ty będzie chciał zlikwidować oszczędnościową lokatę.  Jeśli nie to za tydzień będziesz kręcić dupą na rurze w tureckim burdelu, więc módl się do kogo tam chcesz, by Zbysiu chciał za ciebie zapłacić!- ćwierć miliona złotych. Choć nikt mnie nie uderzył czuję się tak, jakbym dostała mocne ciosy w głowę, a następnie w brzuch. Nawet nie wiem ile zarabia Zbyszek, nie wiem czy ma jakieś oszczędności. Nie interesował mnie stan jego konta, a teraz od jego zarobków zależy moje życie.

Tośka?! Na miły Bóg, gdzie Ty jesteś?! Przyjechałem do Rzeszowa tak szybko jak się dało, byłem w naszym mieszkaniu, w twojej kawalerce i w mieszkaniu Nastki! Nigdzie cię nie ma!

-Tosia jest ze mną. Świetnie się bawiliśmy tej nocy, ale nie o tym chcę z tobą rozmawiać. Jest interes do zrobienia. Zobaczysz swoją dziewczynę całą i zdrową, ale pod warunkiem, że w wyznaczonym miejscu o określonej porze znajdzie się 250000 tysięcy złoty w gotówce. Wchodzisz to czy chcesz odwiedzać ją jako turecką prostytutkę?- jest mi nie dobrze, mam ochotę zwymiotować. Próbuję dać Zbyszkowi znać, że żyję, ale ten pieprzony knebel mi nie pomaga.

Nie mam tyle pieniędzy teraz, ale postaram się je załatwić. Jaką mam pewność, że nic jej się nie stanie?

Nie ma tych pieniędzy?! Z jednej strony się cieszę, bo nie jestem godna tego, by wydawać na mnie taką fortunę, ale z drugiej strony ciskane wzrokiem spojrzenia tego goryla w moją stronę nie wróżą niczego dobrego. Jak ja mu to wszystko oddam, jeśli uda mi się stąd wyjść?!
-Masz trzy dni. I słuchaj mnie uważnie, jeśli naślesz na nas policję to pamiętaj, że te pieniążki będziesz mógł przeznaczyć na nagrobek dla ukochanej, bo żywej jej wtedy nie puścimy, możesz być pewien. I pilnuj dobrze rodziców i Ali, bo wypadki chodzą po ludziach.- co?! Z jakiej racji ma się stać coś Ali czy rodzicom Zbyszka? Nie wystarczy im to, że mają moje życie w swoich rękach? Jeszcze im mało? Pada nazwa jakiejś miejscowości, w której ma dojść do przerzutu. Ja i tyle pieniędzy. Moje życie jest teraz w rękach Zbyszka i jego pieniędzy. Mój Boże kochany, chce mi się wyć z bezsilności. Zawsze ze wszystkim radziłam sobie sama, a teraz nie mogę nic zrobić, gdy nad moją głową niebezpiecznie wisi topór zwiastujący śmierć.
-Chyba nie myślisz, że będziemy czekać, nie umilając sobie tego czasu?- o nie, proszę nie. Właśnie się dowiedziałam, że jeśli Zbyszkowi nie uda załatwić się pieniędzy na okup to stracę życie, a do tego jeszcze ten zwyrodnialec zaczyna się do mnie dobierać. Staje za mną i łapczywie chwyta za moje piersi, miażdżąc je uściskiem przez materiał cienkiej bluzki. Rozcina sznurek na moich rękach, zwalniając je z uścisku. Chwyta za brzeg bluzki i ściąga ją ze mnie. Łzy spływają ciurkiem po moich policzkach. Na początku jeszcze próbowałam się jakoś opierać, ostatkiem sił wyrywać z potwornego uścisku, ale w końcu odpuściłam, gdy ramiączka stanika zsuwały się po moich ramionach. Czuję się udręczona, chciałabym by ten koszmar już się skończył. Niech mnie zgwałci, potem najlepiej zabije, bo nie wiem czy po czymś takim będę w stanie spojrzeć w lustro.
-Auaa!- syknęłam, gdy niedopałek papierosa zgasł na moich brzuchu. Za swoją reakcję dostałam w twarz. Nie wiem co teraz boli mnie bardziej: rozcięta warga czy oparzenie od papierosa. Mięśniak chwycił moją głowę i zmusił do tego, bym spojrzała w jego oczy.
-Jeśli twój kochaś się sprawi to będziesz miała tylko trzy przypalenia, a jak nie, to nie wiem co z tobą zrobię suko!- uderza mnie jeszcze raz. Spadam z krzesła, uderzając głową o betonową posadzkę. Zamroczyło mnie, zrobiło mi się nie dobrze. Chyba zasnęłam, może zemdlałam…

… czy to normalne by w takich okolicznościach obudzić się wypoczętą? Można mnie uznać śmiało za wariatkę, ale właśnie tak się czuję. Chyba wiem dlaczego. Spałam długo, bo nie było mi zimno. Ktoś przykrył mnie kocem. Rozglądam się. Na krześle przy oknie siedzi jakiś mężczyzna. Wygląda zdecydowanie inaczej, nie zieje od niego odrazą na kilometr. Charczę, by dać mu znak, że już nie śpię. Może mi się przedstawi? Może wyciągnie mnie z tego przeklętego snu? Podchodzi do mnie i na dobrą sprawę nie wiem czego mogę się po nim spodziewać. Już nie raz zachowałam się naiwnie, źle odbierając zachowanie ludzkie.
-Mam cię pilnować. Nic się nie przejmuj, nie zamierzam cię bić, uprawiać z tobą seksu i przypalać cię papierosami. Jestem tak samo zniewolony jak ty, ale nie mogę się z tego wydostać.- jestem zszokowana, ale wyraźnie się odprężam. Przez dwa dni będę z tym człowiekiem,  ale nie do końca tylko z nim. Tamten też będzie się tu pojawiać, bo podobno nie może odmówić sobie sprawienia komuś bólu, przez zgaszenie papierosa na jego ciele. To wytrzymam.
-Dlaczego tu jesteś? Pracujesz  nimi? Jak się w ogóle nazywasz?- zadaję pytania jak automat, ale jestem mocno zszokowana jego zachowaniem. Mówi, że jest zniewolony, że nie może się wydostać z tego bagna. Mam świadomość, że jeśli Zbyszek nie załatwi tych pieniędzy to może się to dla mnie źle skończyć, a mimo to mam ochotę na rozmowy.
-Mam na imię Łukasz. Dwa lata temu wpadłem w poważne kłopoty finansowe i zapożyczyłem się u Zygi. To była spora kwota, ale zamierzałem ją oddać bez szemrania, a już na pewno nie chciałem się wciągać w to bagno. Kiedy chciałem spłacić swój dług okazało się, że kwota końcowa razem z odsetkami wynosi prawie 5 razy tyle niż pożyczyłem. Nie miałem takich pieniędzy, a dług z każdym dniem rósł i rósł. Zaproponowali mi współpracę, dzięki której miałem odpracować swój dług i jeszcze dobrze na tym zarobić. Zgodziłem się, nie miałem wyjścia. Przez pół roku rozprowadzałem narkotyki po mieście, głównie w klubach i dyskotekach. Kiedy w końcu chciałem zrezygnować zagrozili, że skrzywdzą moją matkę i młodszą siostrę. Wiesz, że porwą ją dla okupu, a potem zabiją…- zaschło mi w gardle od tych rewelacji i wcale nie wiem czy chcę o tym słuchać. Jestem tylko ciekawa co z tym wszystkim wspólnego ma Nastka, jak ona znalazła się w tej pierdolonej szajce.
-A Nastka co ma z wami wspólnego?
-Zyga się koło niej kręcił, ona się chyba zakochała. Sponsorował ją, ale w końcu się nią znudził i powiedział, że musi mu oddać wszystko, co w nią zainwestował. Zdajesz sobie sprawę ile tego wyszło przez ten cały czas? Nie miała z czego oddawać, a on stał się nieustępliwi, zaczął grozić. Nawet ostatnio powiedział jej, że jeśli nie zwerbuje jakiegoś transportu kobiet do Turcji, to on sam ją tam wywiezie, a tu na miejscu zajmie się jej siostrzenicą. Ze strachu poleciła nam ciebie…- czyli rzeczywiście wisi nade mną topór wieszczący śmierć? Ze nerwów zaciska mi się żołądek. A może to z głodu? Nie mogę sobie przypomnieć kiedy ostatnio miałam coś w buzi? Jeśli Zbyszek nie pojawi się tu z pieniędzmi to odejdę do tamtego świata z pustym żołądkiem. O czym jak w ogóle myślę?!?!?!

~*~

Nie wiem co się dzieje wokół mnie. w głowie przelatują mi setki słów, jakieś frazy, ale nie potrafię złożyć tego w sensowny komunikat. Jestem w jakimś amoku od momentu, w którym dowiedziałem się, że życiu Antosi zagraża niebezpieczeństwo. Na początku była złość, że mnie nie posłuchała i poszła do Wolskiej, ale teraz? Teraz jest tylko trwoga, że coś jej się może stać, że mogę nie zdążyć. Na całe szczęście udało mi się zebrać tak potężną sumę. Nie miałbym z nimi problemu, gdybym w ostatnich dniach nie skorzystał z intratnej oferty i nie kupił nam przestronnego, jednorodzinnego domu na obrzeżach Warszawy. Oboje kiedyś rozmawialiśmy, że Rzeszów jest wspaniałym miastem i na pewno chętnie będziemy je odwiedzać, ale nie ukrywaliśmy przed sobą, że chcielibyśmy wrócić na stare śmieci. Chciałem pierwszy raz zaplanować wszystko po kolei i z rozsądkiem. Były już zaręczyny, jest ustalona data ślubu, więc uznałem, że czas rozejrzeć się za naszym gniazdkiem, bo kolejnym punktem w moim planie na szczęśliwe życie u boku Łukowskiej jest potomstwo. Nawet już zaczynaliśmy powoli się o nie starać. Nie dopuszczam do siebie możliwości, że coś może stać się szatynce. Dam im pieniądze, zabiorę ją z rąk oprawców, a nimi zajmie się policja. Nie mogłem pozwolić na to, by takie zachowanie uszło im bezkarnie. Jeśli to jest grupa przestępcza, która działa na taką skalę i nie obce są dla niej takie zachowanie, to prawo musi zrobić z nimi porządek. Skonsultowałem się szybko ze znajomym ojca, który jest policjantem. On już wiedział kogo poinformować, by w dyskretny sposób rozpoczęli akcję. W drodze do Rzeszowa towarzyszy mi operacyjny samochód stołecznej komendy. Wiem też, że już tam na miejscu gotowy jest oddział specjalny, który pomoże odbić Tosię.
-Jest pan gotowy panie Zbyszku?- mam przy sobie specjalny zestaw, którym porozumiewam się z policjantami i który będzie mi towarzyszył przy wymianie pieniędzy za narzeczoną. W odpowiednim momencie wkroczy policja i mam nadzieję, że cały ten koszmar szybko się skończy. Dopóki takie rzeczy działy się w telewizji nie rozumiałem co to znaczy mieć do czynienia z takimi ludźmi. Teraz gdy chodzi o ukochaną kobietę, boję się jak diabli, ale też nie mogę zapominać o zdrowym rozsądku, bo od mojego zachowania w tej sprawie dużo zależy.
-Tak jestem. Zaraz będziemy na miejscu.-każdy metr bliżej umówionego miejsca sprawia, że moje dłonie pozostawiają mokre ślady potu na kierownicy. Zastanawiam się czy dobrze zrobiłem, że nie zabrałem ze sobą Michała. Z kimś na pewno byłoby mi raźniej, zwłaszcza z przyjacielem. Uznałem jednak, że nie mogę go niepotrzebnie narażać. Ma małe dziecko i jest mu potrzebny, a ja jestem dorosłym facetem, który dopiero teraz tak naprawdę ma okazję by pokazać, że jest prawdziwym mężczyzną.
-Proszę robić to, co ustaliliśmy. Żadnych pochopnych ruchów, bo może być uzbrojony. My będziemy w pogotowiu, proszę być o to spokojnym.- przytakuję i chowam słuchawkę, by nie była widoczna, a mimo wszystko słyszalna w samochodzie policji. Przeżegnałem się i wyszedłem z samochodu, zostawiając go przy jednym z opuszczonych baraków na obrzeżach Rzeszowa. Z walizką pieniędzy ruszyłem do czarnego samochodu, w którym już na mnie czekali. Zapukałem do przyciemnianej szyby jednej z wersji BMW. Po chwili odsunęła się automatycznie.
-Tak szybko?- facet siedzący w samochodzie jest mi znany. Widziałem go kilkakrotnie w mieszkaniu Nastki. Zalewa mnie krew, że ktoś taki obcował w towarzystwie Ali. Mam ochotę dobrać się do jego skóry i pokazać światu jaką opiekę sprawuje nad córką mojej przyjaciółki jej siostra.
-Gdzie jest Tosia?
-Spokojnie. Najpierw pieniążki, a potem pogadamy o Tosi. Powiem Ci, że piękna kobieta. Idealnie zna się na rzeczy.- jego szyderczy uśmiech sprawia, że mam ochotę wyciągnąć go z samochodu i po prostu obić mu ryj. Wiem jednak, że nie mogę się zdemaskować. Mięśniak wysiadł z samochodu i poprowadził mnie do jednego z baraków. Nie wiedziałem czy dobrze robię, że tam idę, ale nie mogłem teraz włożyć słuchawki do ucha i zapytać o radę.
-Tosia!!!- krzyknęłam z przerażenia na widok Łukowskiej. Wyczerpana, poobijana i zapłakana. Nie może wykonać żadnego ruchu, bo jej ciało jest skrępowane. Nie może nic powiedzieć, bo w ustach ma knebel. Nie musi nic mówić. Wiem wszystko i nie pozwolę jej skrzywdzić.
-Co ty myślisz gogusiu, że my nie wiemy, że tam pod kurtką masz podsłuch?! Tak cię prosiłem byś darował sobie ogon, bo inaczej nie zobaczysz swojej suki. Wiesz co? Zmieniłem zdanie. Przyprowadziłem cię tu byś zobaczył jak ginie!- zrzucił ją z pryczy i zmusił do tego, by przed nim uklęknęła. Chciałem do niej podbiec, ale on wtedy wyciągnął broń i wycelował nią we mnie. Struchlałem i nie ruszyłem się z miejsca licząc na to, że ktoś wreszcie nam pomoże. Do cholery, jakieś 100 metrów stąd jest specjalna grupa i nie rusza się z miejsca! Wyraźnie widziałem, że Tosia chciała coś powiedzieć, ale nie mogła tego zrobić, bo miała taśmę na ustach.
-Zostaw ją skurwysynie!- ruszyłem na ratunek narzeczonej, gdy otrzymała cios w twarz. Zaczęliśmy się szamotać. Rozległ się strzał. Znieruchomiałem. Zrobiło mi się zimno, na czole wystąpił pot. To już koniec?

~*~
W-11 wydział śledczy- mogą się inspirować na moich chorej wyobraźni, chociaż może lepiej nie, bo czuję, że skopsałam ten rozdział po całości, a i dalej nie będzie lepiej. Przy ostatniej okazji pisałam Wam, że zdałam maturę, to teraz napiszę, że jestem studentką wydziału filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego :)
Pozdrawiam :***