niedziela, 22 grudnia 2013

Jedenastka

Jest dziwnie spokojnie. Wszystko w moim życiu zaczęło się
układać. Może i dni lecą za szybko, a ukochana pora roku przestaje się już podobać za sprawą topniejącego śniegu i chlapy na drogach, ale przynajmniej jest do kogo przytulić się w jeszcze mroźne wieczory i ponarzekać na całe zło świata. Przy Zbyszku znalazłam spokój. I choć uważam, że to szalony człowiek i ciężko za nim nadążyć, to mimo wszystko czuję się przy nim bezpiecznie i naprawdę zaczynam myśleć o nim poważnie. Pierwsza faza związku już za nami. Jesteśmy ze sobą trzy miesiące. Jak to mawiała moja nauczycielka od polskiego, faza fascynacji już dawno powinna minąć i albo zostaje po niej jakieś uczucie albo nie zostaje nic. Mi zostało i myślę, że śmiało na tym można coś fajnego zbudować w kontekście wspólnej przyszłości naszej trójki, to znaczy mojej, Zbyszka i Ali, bo nie wyobrażam sobie, że jeśli udałoby się nam założyć rodzinę, to nie będziemy się starali adoptować małej i stworzyć jej prawdziwej rodziny. Zdążyłam już na własnej skórze odczuć, że Anastazja Wolska jest potworem, który bezpodstawnie oskarża Zbyszka za śmierć swojej siostry i robi wszystko, by mu dopiec. Ostatnio pofatygowała się również na wywiadówkę i równając mnie z błotem powiedziała co myśli o mojej relacji z jej wychowanką. Nie muszę chyba tłumaczyć jak do tego wszystkiego sceptycznie odnieśli się rodzice pozostałych dzieci? Pojawiły się słuchy, że mogę traktować Alicję lepiej niż inny dzieci i, że do takiej sytuacji w ogóle nie powinno dojść. Na całe szczęście dyrektor szkoły okazała się zupełnie wyrozumiała w tej sprawie i jasno dała mi do zrozumienia, że nie zamierza wyciągać żadnych konsekwencji. No kurde, nie mam prawa być szczęśliwa z Bartmanem tylko dla tego, że jakiejś histeryczce to się nie podoba?!
-Ann co myślisz o tym, byśmy w te święta pojechali do moich rodziców?- odsuwam się od niego, patrząc zdziwionym spojrzeniem. Nie uważam, żeby było to najszczęśliwszy pomysł. Jesteśmy ze sobą zbyt krótko, bym miała poznawać jego rodziców. Już raz w życiu nasłuchałam się, że jestem wymarzoną kandydatką na synową i nic z tego nie wyszło. Nie mówię, że nigdy nie będę chciała poznać rodziców Zbyszka, ale na pewno nie teraz i nie na pewno przy okazji świąt Wielkanocnych. Zresztą obiecałam już rodzicom, że przyjmę ich u siebie w Rzeszowie. Może w moim mieszkaniu nie ma warunków na to, by urządzać jakieś przyjęcia, ale we troje na pewno sobie poradzimy.
-Nie obraź się Zbyszek, ale nie pojadę z tobą do Warszawy. Zależy mi na tobie i chcę z tobą być, ale uważam, że powinniśmy się lepiej dotrzeć, by podejmować aż tak poważne kroki. Ty niedawno miałeś jeszcze narzeczoną i uważam, że to nie czas na to, by przedstawiać mnie jako swoją dziewczynę w czasie świąt. Dajmy sobie więcej czasu, dobrze?- staram się brzmieć tak, by Bartman nie wysnuł po mojej odmowie jakiś pochopnych wniosków. To w żadnym wypadku nie chodzi o niego czy nawet i o nas. Po prostu to nie jest według mnie najlepszy czas na to, bym miała już wejść tak poważnie do jego rodziny.
-Ale ja te wolny dni chciałbym spędzić z tobą kochanie…- mruczy mi do ucha, szepcąc miłe słówka. Ja również chciałabym spędzać z nim jak najwięcej czasu, ale w sumie te dwa dni nas nie zbawią. Obiecaliśmy sobie, że jeden z weekendów przed jego zgrupowaniem w Spale spędzimy w Pradze.
-Zbysiu nie utrudniaj i uszanuj moją decyzję. Jestem starsza i chociażby przez wzgląd na szacunek dla starszych powinieneś mnie posłuchać.- zawsze się tak z nim drażnię, gdy nie chce się przychylić do mojego zdania. I na razie nie mogę narzekać, bo najczęściej staje na moim. W tym przypadku Zbyszek także odpuszcza i oboje zajmujemy się rozgrywanym przed naszymi oczami na ekranie telewizora filmie. Nawet w tym przypadku stanęło na moim, bo zamiast filmu akcji, oglądamy melodramat. Zatapiamy się w najważniejszej części „Odrobiny nieba”. Bohaterowie żyją ze świadomością, że jedno z nich w najbliższym czasie będzie musiało umrzeć. Oglądałam ten film już kilka razy i za każdym razem zastanawiam się jak ja postąpiłabym w takiej sytuacji. Biorąc pod uwagę osobę Fabiana to na pewno nie mogłabym na niego liczyć. On jest nadal strasznie dziecinny. Pokazał mi to, gdy spotkałam się z nim, by wyjaśnić naszą sprawę i ostatecznie zakończyć ten chory układ między nami. Im dalej to brnęło, tym gorzej się czułam ze świadomością co robię. Nadal mam myśli, że powinnam o wszystkim powiedzieć Zbyszkowi, ale z drugiej strony nie byliśmy razem, gdy Fabian zbyt często pojawiał się w moim mieszkaniu. To raczej rozgrywający ma problem, bo każdego dnia patrzy swojej dziewczynie w oczy i udaje, że nic się nie stało. Właściwie nic się nie stało, a ja tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że między nami nie ma już nic. Było kilka chwil cielesności i seksualnych uniesień, ale nic poza tym. O czym jak w ogóle myślę?! Zbyszek zagarnia mnie do siebie bliżej, otulając silnym ramieniem.
-Nigdy nie chciałbym przechodzić przez to co on…- patrzymy oboje w telewizor. Scena, w której grana przez Kate Hudson bohaterka umiera, jest najbardziej dobijającym momentem w filmie. I co ja mam powiedzieć na słowa bruneta? Chciałabym powiedzieć, że nigdy go nie zostawię, ale przecież nie jestem w stanie mu tego obiecać, bo to nie leży w mojej mocy.
-Nie myślmy o tym. Obiecałeś, że pomożesz mi sprawdzić sprawdziany…- przypominam mu, że po skończonej projekcji mieliśmy zająć się pracą, ale Zibi ma zupełnie inny pomysł na dalszą część wieczoru. Odgarnia moje włosy z szyi i całuje ją kawałek po kawałku, dochodząc do odkrytego obojczyka. Choć rozum mówi, że powinnam to przerwać i zabrać się do roboty choćby sama, to serce zupełnie oddaje się tym pieszczotom. Z każdą chwilą czuję narastające pożądanie względem jego osoby, a on nie zwykł marnować takich okazji.
-Kocham cię.-mówi, patrząc na mnie z czułością. Widzę w jego oczach tę miłość i oddanie mojej osobie. Każdy jego gest jest jakby zmaterializowaniem jego ciepłych słów. Podnosi delikatnie moje ręce do góry, by pozbyć się swetra. Poddaję mu się w całości, nie opierając się. Nie mam najmniejszej ochoty, by bawić się z nim w jakieś przydługie gry wstępne bo i tak wiem, że przegram z nim i z pożądaniem. Podczas gdy on stara się wyswobodzić moje piersi z pancerzu biustonosza, ja szukam po omacku paska jego spodni. Zbyszek trąca mnie do tyłu w ten sposób, że leżę przed nim tylko w spodniach. Na razie tylko, bo już jeden z guzików został przez niego odpięty.
-Jesteś piękna. Mam cholerne poczucie, że właśnie na ciebie czekałem.- czy to niezbyt górnolotne słowa? Nie czas i miejsce by się o tym zastanawiać. Ja też uważam, że jest piękny. Cały od góry do dołu, dlatego nie chcę patrzeć na niego przez pryzmat jego koszuli i spodni. Rozpinam guziki jego wierzchniego odzienia. Uwielbiam widok jego wyrzeźbionego torsu. Palcem wskazującym znaczę ślad od klatki piersiowej po pasek od spodni. Jego pozbycie się nie zajmuje mi dużo czasu.
-Jesteś piękny.-uśmiecham się lubieżnie, powodując uśmiech i na zbyszkowej twarzy. Sytuacja, w której jestem ubrana w spodnie nie trwa długo. Zbyszek rozprawia się z nimi w sposób bestialski, rzucając kawałek jeansu gdzieś za nas. Najgorzej w tym wszystkim ucierpiały moje figi, ale nie będę podnosić alarmu o niewielki skrawek materiału.
Brunet nachyla się nade mną i odnajduję drogę do moich ust. Zaabsorbowana tym faktem nie zauważam, że znajduje się już we mnie. Pierwszy ruch niezbyt mocny, ale kolejne już bardziej zdecydowane. Bartman koryguje nasze ułożenie na kanapie. Teraz to on siedzi, a ja opadam bezwładnie na jego członka. Niby kontroluje sytuację, ale jestem zupełnie poddana jego woli. Mógłby teraz zrobić ze mną wszystko i myślę, że ma taki pomysł w głowie…

…gdy przychodzę za łazienki Zbyszka nie ma łóżku. Wcale mu się nie dziwię, że nie chciał się położyć, bo alkowa przypomina raczej pobojowisko, a nie miejsce do spoczynku. Staram się jakaś to wszystko uprzątnąć, ale jestem tak zmęczona, że układam się do poduszki nie zważając na to, że prześcieradło we zdecydowanie części leży po drugiej stronie łóżka, a mój partner błąka się gdzieś po mieszkaniu i dobrze byłoby zasnąć w jego ramionach.
-Zbyszek! Chodż, jestem w sypialni!- nawołuję go, ale nie uzyskuję żadnego odzewu. Podnoszę się niechętnie z łóżka i wtedy moją uwagę przykuwa biała kartka oparta o budzik na szafce nocnej. Biorę ją do ręki i czytam.

Przepraszam, ale musiałem wyjść. Zadzwoniła Nastka i powiedziała, że coś złego dzieje się z Alą. Chyba jest przeziębiona i muszę ją zawieźć na pogotowie. Nie chciałem cię martwić, nie po takiej nocy. Śpij dobrze, a ja jutro rano zadzwonię do Ciebie i powiem co z małą.
Słodkich snów kochanie
ZB

No i on myśli, że ja teraz usnę tak bez problemu? Przecież to oczywiste, że będę się zamartwiać. Jeszcze dziś w szkole nic nie wskazywało na to, że Alicja może paść ofiarą przeziębienia, choć w sumie choróbsko potrafi wyjść w przeciągu kilku godzin, więc może rzeczywiście Ala się rozchorowała. Myśląc o tym, ale i nie tylko, moja głowa opadła w końcu na poduszkę i poddała się. Trzymałam ciągle telefon w ręku na wypadek tego, gdyby Zbyszek zdecydował się zadzwonić wcześniej, ale nic takiego nie miało miejsca.

~*~

Przyjechałem do mieszkania Anastazji najszybciej jak tylko potrafiłem. Otworzyła mi mocno zdenerwowana, ale nie odezwała się ani słowem. Nie zdjąłem nawet kurtki, bo być może zaraz ubiorę Alicję i pojadę z nią na pogotowie. Kiedy wszedłem do jej pokoju leżała z jakimś okładem na czole, ale poza tym nie wyglądała na chorą. Nie miała kataru, jej policzki nie były oblane purpurą.
-Myszko co się dzieje? Jesteś chora?- dostrzegłem na biurko 
termometr. Jest elektroniczny, więc bez problemu można rzucić okiem na ostatni pomiar. Wynik 39,4 budzi duży niepokój, ale czemu ja mam wrażenie, że to tylko ściema? Alicja zaczyna się do mnie uśmiechać, ściągając z czoła mokrą ścierkę.
-Nie patrz tak na mnie Zbyszku. Chciałam cię po prostu zobaczyć i taki pomysł wpadł mi do głowy.- nigdy się na nią nie denerwowałem. Nawet nie krzyczałem za to, że biła się w szkole z rówieśnikami. To co zrobiła teraz kompletnie mi się nie podoba. Nie lubię kłamstw i takich podchodów. Gdyby do mnie zadzwoniła i powiedziała, że chce się ze mną zobaczyć, na pewno bym temu zaradził.
-Wiesz, że nie lubię gdy kłamiesz? Ala dlaczego to zrobiłaś? Jechałem do ciebie w strachu, że coś się stało, a ty mnie oszukałaś? Chcesz żebyśmy się pogniewali?- błysk w oku zamienia się na smutek. Jeszcze przed chwilą cieszyła się, że udało się jej wymyślić taki przekręt, a teraz chlipie w poduszkę. Cholera jasna, przesadziłem.
-Aluś nie płacz. Przepraszam, nie powinienem tak mówić-nie przestaje płakać. Zdejmuję kurtkę i układam się obok niej na tym maleńkim łóżku. Bez mała połowa ciała wystaje mi za jego powierzchnię, ale to nie jest teraz istotne. Głowa Wolskiej ląduje na moim ramieniu. Zapalona lampka nocna delikatnie oświetla jej pokój. Tak właśnie wyobrażałem sobie wieczory, w które będę układał swoje dzieci do snu. Ala nie jest moim dzieckiem, ale tak właśnie ją traktuję i kocham jak córkę.
-Ciocia powiedziała, że wyjeżdża za granicę i zabiera mnie ze sobą. Nie chcę z nią jechać, chcę zostać z tobą!- jej cieniutki głosik łamie się, a z oczu płyną małe perełki łez. To stąd jej zachowanie i próba zainteresowania mnie swoją osobą. Chce zrobić wszystko, by mogła ze mną zostać. Nie wyobrażam sobie, że Ala nie będzie obecna w moim życiu. Może nie spędzam z nią tyle czasu ile bym chciał, ale jestem przyzwyczajony do naszych spotkań i wspólnego spędzenia czasu. Ostatnio dołączyła do nas Antosia. Razem chodzimy do kina i na plac zabaw przy moim osiedlu. To nie może tak po prostu się rozpaść tylko dlatego, że Nastka postanowiła pobawić się trochę za granicą.
-Kochanie nie płacz. Nigdzie nie pozwolę ci wyjechać. Myślisz, że zrezygnowałbym z naszych naleśnikowych spotkań?- staram się ją jakoś pocieszyć i chyba mi się udaje, bo uspokaja się, a następnie zasypia. Wyswobadzam się z jej objęć i wychodzę z pokoju, by porozmawiać z Anastazją. Czeka w kuchni, ale nie wiem czy na mnie. Odpala drugiego papierosa, gdy zauważa mnie. Ironicznie się uśmiecha.
-Pogotowie nocne zakończone?- siadam z nią przy stole. Sam jestem w takim nastroju, że wyciągam z jej paczki fajkę i odpalam ją w buzi. Próbuję zgrywać twardego faceta, ale kompletnie mi to nie wychodzi. Lubię się napić, lubię się powygłupiać, ale palić nigdy nie lubiłem. Dusi mnie dym, nieprzyjemnie drażni płuca.
-Nie zgadzam się na to byś wyjechała gdzieś z Alą. Wiem, że nie mam do niej żadnych praw, ale ją kocham i chcę uczestniczyć w jej życiu.-nie lubię tego jej uśmiechu.
-Ty już masz kogoś do kochania. Ta twoja lok piękność nie ma nic przeciwko?
-Nie, nie ma. Myślę też, że w przyszłości będziemy mogli się zmierzyć z tym, by na stałe zająć się Alą. Będziesz wtedy mogła robić to, na co tylko będziesz miała ochotę, a ja wreszcie będę mógł w pełni wywiązać się z tego, co obiecałem Ance.- zaciska nerwowo pięści na stole, by po chwili podnieść i zacząć na mnie krzyczeć.
-Jak śmiesz wspominać o Ance?! To przez ciebie nie żyje! Gdyby wtedy spotkała się ze mną, a nie jechała jak na złamanie karku by cię pocieszyć, to dziś ona zajmowałaby się swoją córką i patrzyła jak dorasta! Chyba już czas, by mała poznała prawdę i zobaczyła, że jej ukochany Zbyszek stoi za śmiercią jej matki?!- podniosła głos do tego stopnia, że Alicja pojawiła się w drzwiach. Znów miała łzy w oczach, ale nie chciała już do mnie podejść. Nie chciała w moich ramionach uspokoić się i odgonić złe myśli. Spojrzałem na Nastkę z wyrzutem w oczach. Odegrała się na mnie najlepiej jak tylko potrafiła…
-Kotku nie wiesz cioci, bo to nie prawda…- jak mam wytłumaczyć 7-letniemu dziecku, że jej mamusia zginęła w wypadku, a ja nie miałem z tym nic wspólnego?

~*~
Ktoś gdzieś narzekał, że mało jest Zbyszka w opowiadaniach, więc mam nadzieję, że poprawiłam statystykę :) 
Nie umiem składać życzeń, ale naprawdę chciałabym wszystkim Wam życzyć, byście realizowały się w swoim życiu w zdrowiu i szczęściu, bo bez tego nic nie można zdziałać. Wesołych i zdrowych świąt! :*
Pozdrawiam, Paulinkaa

niedziela, 8 grudnia 2013

Dziesiątka

Udało się! Alicja jedzie ze mną do moich rodziców, w konspiracji i
ukryciu przed Anastazją. Zbyszek powiedział jej, że mała będzie w czasie ferii znajdować się pod opieką jego rodziców. Muszę jej strzec jak oka w głowie, bo gdyby nie daj Boże coś się stało, to Zbyszek pierwsze lata naszego związku spędzałby za kratami w Rzeszowskim więzieniu. Jak to w ogóle brzmi co? Antonina Łukowska, nauczycielka w klasach 1-3 w związku ze Zbyszkiem Bartmanem, mistrzem Europy, Świata i Bóg wie czego jeszcze. Czy to się w ogóle może udać? Są dni kiedy jestem niesamowicie szczęśliwa z tego, że on jest, że mogę na niego liczyć, a i sama wspierać podczas meczów na hali. Zaraz jednak zastanawiam się czy my w ogóle mamy jakieś szanse na to, by nasz związek mógł przetrwać. Jesteśmy kompletnie z dwóch różnych światów. Już coś takiego przerabiałam w swoim życiu i nie chciałabym po raz kolejny słyszeć, że jestem nikim w odniesieniu do swojego partnera. Co prawda brunet powtarza mi ciągle, że jestem fantastyczna, ale to nie zmienia postaci rzeczy, że i tak się martwię. Zaryzykowałam i nie chciałabym się sparzyć.
W miejscowości Suche pojawiłyśmy się z Alą po 15. Nie miałam prawa liczyć na to, że uda nam się złapać jakiś środek transportu z autobusowego przystanku, ale na całe szczęście jakoś się udało, bo mój sąsiad akurat wracał z pobliskiego miasteczka i zgodził się nas podrzucić. Janek nie poznał mnie. Cóż, nie mam prawa się mu dziwić. Wyjechałam stąd zaraz po zakończeniu podstawówki, a od tego czasu wiele w moim wyglądzie się zmieniło. Urosłam kilka centymetrów, nabrałam masy i chyba wyładniałam, bo przestałam się borykać już z niedoskonałościami skóry w postaci młodzieńczego trądziku.
-To twoja córka?- oho, zaczyna się to czego się obawiałam i co mnie niewątpliwie śmieszy. Wiedziałam, że jeśli pojawię się tutaj z Alą, to wszyscy będą myśleli, że to moje nieślubne dziecko. Nie dbam o to, ale nie chciałabym, by moi rodzice na tym ucierpieli, bo na takiej wsi z której pochodzę, to ludzie potrafią zatruć życie innym.
-Nie. Wiesz co Janek jak możesz tu wysadź nas już tutaj, pokażę Alicji trochę okolicy. W końcu jak to mają być nasze ferie, to nie możemy tylko siedzieć w domu.- niezręczna sytuacja, dlatego chciałam się jak najszybciej ewakuować z samochodu kolegi z klasy, by nie tłumaczyć moich rzeszowskich zawiłości. Szatyn spełnił moją prośbę, proponując spotkanie. Odpowiedziałam wykrętnie. Nie wiem czy mam ochotę na spotkanie po latach. Ja tu dla nich jestem jak kosmita, jak ktoś obcy.
Biorę nasze bagaże do ręki i kroczę z Wolską po ośnieżonych polnych drogach. Alicja wpada nie raz po pas w zaspy śnieżne, ale nic sobie z tego nie robi. Uśmiecha się radośnie i rzuca we mnie śnieżkami, próbując trafić w moją głowę.
-Bo się pogniewamy panno Alicjo!- grożę jej palcem, ale zarówna i ona i ja wiemy, że to tylko dla żartów.
-Wie pani, że ja się bardzo cieszę, że Zbyszek panią pokochał? Tej jego Joanny to ja nie lubiłam.- zaczęła ją przedrzeźniać i choć nie powinnam tego robić, to śmiałam się do rozpuku. Jesteśmy dwie, które nie lubimy byłej dziewczyny Bartmana, a razem zawsze raźniej. Z każdym dniem Ala jest mi bliższa coraz bardziej i nie mogę powiedzieć, że traktuję ją jak każdego innego ucznia mojej klasy. Po pierwsze jej sytuacja jest inna, a po drugie to spędzam z nią dużo czasu i myśląc o przyszłości ze Zbyszkiem nie mogę zapominać, że mała Wolska będzie jej częścią. Może nawet dużą częścią?
Stajemy zmarznięte i nieco zdrożone w progu mojego rodzinnego domu. Wzrokiem omiatam teren obejścia i ze smutkiem stwierdzam, że zbyt długo mnie tu nie było. Wiele się zmieniło od dnia, w którym rodzice wywieźli mnie na autobusowy przystanek, życząc powodzenia. Smutku i łez w ich oczach nie da się zapomnieć. Do tego czasu starałam się usprawiedliwiać i szukać wymówek dla mojego postępowania. Nie mitrężyłam czasu w warszawskich klubach, nie skakałam z kwiatka na kwiatek. Ciężko walczyłam o swoją pozycję i uważam, że coś udało mi się osiągnąć. Mimo wszystko to chyba nie jest wystarczające tłumaczenie, by zostawić rodziców na pastwę losu i interesować się nimi tylko od święta. Nie mogę już nigdy do tego dopuścić, nie chcę.
-Tosieńko!- matczyne ręce obejmują mnie mocno w pasie. Mama nic się nie zmieniła poza tym, że na jej włosach pojawiło się już kilka siwych włosów. Trzymając Alę za rękę, wchodzimy obie do środka. Wyczuwam zapach ulubionego placka drożdżowego i pierogów z kapustą i grzybami. Zajadałam się nimi w dzieciństwie.
-Mamo to jest Ala o której ci mówiłam.- szatynka w ogóle się nie wstydzi, podając mojej rodzicielce rękę, a nawet nadstawiając czoło do ucałowania. Widzę, że ktoś tu będzie miał dobrze, bo mama jest tak ciepłą i opiekuńczą osobą, że z pewnością będzie chciała dać Alicji od siebie jak najwięcej ciepła, z którym teraz u niej krucho
-Chodźcie dzieci, jesteście pewne głodne po podróży.-jadłyśmy kanapki po drodze, ale mimo wszystko mój żołądek domaga się jakiejś porcji pożywienia. Ala także nie sprzeciwia się, gdy mama prowadzi ją do kuchni.
-A tata?
-Pojechał do miasta załatwić kilka spraw. Nie mógł się już was doczekać, aż w końcu wsiadł w samochód i pojechał. Nie mówiliśmy ci córeczko, ale trochę lepiej nam się zaczęło ostatnio powodzić, więc tata kupił samochód.- klaszczę w dłonie. Właśnie to chciałam usłyszeć. Sama też dookoła widzę, że standard życia się tu poprawił. Trochę mogę być zła, że dopiero teraz dowiaduje się o podjęciu przez rodziców pracy i sprzedaniu gospodarskiego elementarza. Już dawno wszyscy wiedzieliśmy, że z tak małego gospodarstwa ciężko jest się utrzymać na godziwym poziomie, a stała praca i pensja w znacznym stopniu mogą to ułatwić. Szkoda tylko, że tak późno pojawiła się dla rodziców szansa na poprawienie warunków życia, ale lepiej późno niż wcale.
-Bardzo pyszne te pierogi proszę pani.- cała Alicja, rezolutna i zupełnie niewystraszona gdy czuje, że ma wokół siebie osoby życzliwe. Mama głaszcze ją po głowie, dokładając na talerz jeszcze dwa pierogi. Sama nie wiem ile ich zjadłam, ale ledwo zapinające się spodnie są oznaką tego, że za bardzo sobie pofolgowałam.
-A co słychać u ciebie dziecko?- aż strach pomyśleć ile się działo i ile czasu musiałabym poświęcić, gdybym chciała opowiedzieć jej wszystko ze szczegółami. Trochę mi wstyd, że rodzice nie wiedzą za wiele o moim związku z Fabianem i ciąży, w której byłam. Teraz nie chcę już przed nimi ukrywać Zbyszka, więc opowiadam rodzicielce o tym jak nam się układa, jak się docieramy i staramy zbudować coś trwałego. Widać, że jest szczęśliwa, że czuje jakąś ulgę. No tak. Zapomniałam, że w naszej wsi panuje powszechny trend, że jeżeli dziewczyna nie wyjdzie za mąż do 25 roku życia to znaczy, że już trzeba okrzyknąć ją mianem starej panny.
-Nie wiem czy będą dzwonić dzwony w kościele z okazji naszego ślubu, ale mam nadzieję, że to coś poważnego.- uspokajam ją. Będzie mogła iść jutro do sąsiadek i powiedzieć im, że przyjechałam i wcale nie zanosi się na to, że zachowam swój wianek dla siebie do końca życia. Chociaż wianek to już dawno powinnam utopić w Wiśle, bo dziewicą się już legitymować nie mogę, ale tego mama nie musi wiedzieć. Zresztą czy ona się nie domyśla? Mam wrażenie, że dobrze wie na czym teraz oparty jest świat i jak to wszystko wygląda, a to całe średniowieczne podejście do życia to tylko taki pic na wodę.
-Cieszę się córeczko. A powiesz mi jeszcze jaki jest ten Zbyszek? Chciałabym go poznać, ale tu do nas to nawet nie ma jak przyjechać, bo nie mamy się czym pochwalić, ale może kiedyś i my będziemy mieli ładny dom.-oszczędzę mamie rewelacji na temat zajęcia Zbyszka. Opowiedziałam o nim najlepiej jak potrafiłam, ale bez przesadnej wazeliny. Nic nie poradzę, że on teraz zachowuje się tak, jakby był chodzącym ideałem po tym łez padole. Mama gdyby mogła, to pewnie piałaby z zachwytu. Cóż, ja też się często powstrzymuje, by nie rozpływać się nad nimi godzinami, bo to zakrawa już na jakąś obsesję…

***

Chętnie zgodziłem się na ten wyjazd, a teraz tego żałuję. Dlaczego? Bo tęsknie za dziewczynami jak diabli. Mam teraz niby czas na to, by spotykać się z kumplami na typowo męskie zajęcia, ale ja chyba już wyrosłem z oglądania filmów akcji do późnych godzin nocnych z butelką piwa w ręku i paczką chipsów na kolanach. Zresztą, paczka powoli nam się rozlatuje na poczet rodzinnych gniazdek. Cichy planuje ślub ze swoją Olą, który ma odbyć się w maju tego roku. Reszta chłopaków ma już rodziny, z którymi chce spędzać jak najwięcej czasu. Ostatnio ze składu wykruszył się Kubiak. Ześwirował w dniu, w którym na świecie powitał pierworodnego. W pełni popieram świadome i aktywne ojcostwo, ale to co wyczynia Michał czasami zakrawa na szaleństwo. Na treningi przychodzi z oczami wielkości szklanki. Kiedy pytamy go czy znów miał nieprzespaną noc z powodu płaczu Krzysia to mówi, że nie. Nie wysypia się, bo siada na fotelu obok łóżeczka małego i wpatruje się w niego godzinami, jakby nie mógł uwierzyć, że został ojcem.
-Jak kiedyś dostaniesz telefon z komendy policji, że musisz odebrać syna z komisariatu to raz dwa uwierzysz w swoje szczęście.-przerażanie wymalowane na twarzy przyjaciela sprawia mi radość. Cieszę się, że zdecydowałem się na odwiedziny Kubiaków, bo siedzenie samemu w domu kompletnie mi nie służy.
-Mój syn będzie grzeczny jak aniołek.
-Jeśli po tobie, to na pewno.- a kto w dzieciństwie podkradał ojcu fajki i popalał za kontenerem na śmieci? Kto podpalił z kolegami szkolne boisko na dużej przerwie. Aż dziw bierze, że taka słodka, pucułowata buźka Miśka ma tyle za uszami. Pewnie zmalował jeszcze więcej, ale nie do wszystkiego się przyznał.
-Oby był podobny do Moniki.- stwierdził z nadzieją, choć jeszcze 15 minut temu był dumny z tego, że Krzyś ma pieprzyk na plecach w tym samym miejscu.
-A tak w ogóle to jak ci Antośka będzie rodzić dzieci, to też cię tak będę stresował i zobaczysz jak to fajnie.- Antosia, ja i dzieci? Nie, to zdecydowanie za wcześnie, by tak radykalnie wybiegać w przyszłość. Już widziałem u swojego boku gromadkę słodkich blondynków albo brunetów, a nic z tego nie wyszło. Będzie co Pan Bóg da, planowanie wszystkiego skrupulatnie nie ma najmniejszego sensu. Nie podejmuję tematu zaczętego przez przyjaciela, więc umiera on śmiercią naturalną. Przechodzimy do salonu, gdzie Monia ogląda jakiś film dla kobiet. Przynajmniej wnioskuję tak po minie Kubiego, który zarządza ewakuację do jego gabinetu. Dacie wiarę? Kubiak ma swój gabinet, chociaż ja raczej nazwałbym to pokojem chwały, bo w tym miejscu znajdują się wszystkiego jego trofea i pamiątki z najróżniejszych części świata.
-Zrobimy po maluchu?- wyjmuje z szuflady biurka dwie szklanki i Jack`a Danielsa. Na mojej mordzie pojawia się teraz chytry uśmieszek. Cóż, samochód odbiorę jakoś jutro, do domu wrócę taksówką, choć jak dobrze nam z Miśkiem pójdzie, to będę musiał zapewne skorzystać z gościnności przyjaciół. Zacieram ręce i siadam na biurku twarzą do niego.
-To standardowo za Krzysia, by mu się zdrowo rosło.- od jego szczęśliwego poczęcia każde spotkanie z udziałem alkoholu okraszamy takim właśnie toastem. Chcę już nabierać łyk brązowej cieczy do gardła, gdy Michał wznosi inny toast.
-Myślę, że zdecydowanie bardziej trzeba wypić za ciebie, by Tosia w końcu okazała się tą właściwą dla ciebie kobietą. A za Krzysia również możemy się napić, ale następnym razem.- i tych następnych razów było zdecydowanie więcej. Wypiliśmy za wygraną w Plus Lidze, za udany sezon reprezentacyjny, za Igrzyska Olimpijskie w Rio, za udane wesele Oli i Piotrka. Film urwał mi się na wezwaniu skierowanym pod adresem Grześka Kosoka, by i jemu szczęśliwie urodził się maluszek pod koniec czerwca.
-Ale ty i Tośś…ty też byś ją mógł zapłodnić. Masz ju swoje lata panie Bartman.- obejmujemy się za szyje, próbując wyjść na korytarz. Podświadomość działa w sposób ograniczony bo zakodowała tylko, że nie możemy obudzić Kubiaka Juniora. Dobrze byłoby też, gdyby Monika nie widziała nas w tym stanie, ale niestety nie mamy tyle szczęścia.
-Oboje śpicie na kanapie. Nawet nie myśl sobie, że w takim stanie wpuszczę cię do łóżka!
-Ale kwiatuszku…-tracimy równowagę, a próby odzyskania jej spełzły na niczym. Legliśmy jak dłudzy u stóp Moniki, nie mogąc się podnieść.
-Nie wiem jak ty, ale ja doprowadziłem się już do ostateczności.- wyszeleściłem z ledwością, ale zupełnie nie potrzebnie, bo Michał śpi już jak mops na moim ramieniu. Upadliśmy nisko, ale pozostaje mieć nadzieję, że alkohol nie był pity na darmo, a wszystkie nasze toasty spełnią się w najbliższym czasie.

~*~
Dopiero dziś odzyskałam Internet po tym, jak w naszym kraju za bardzo panoszył się Ksawery. I pomyśleć, że ja myślałam poważnie o tym, by w przyszłości dać tak na imię swojemu synkowi, jeśli takowy się pojawi :)
Podoba mi się ten rozdział, bo jest taki o niczym i utrzymamy w kanonie sielankowym. Uwierzcie mi, że pisany przeze mnie kolejne części już takie nie są, ale to chyba wynika już z mojej natury, że muszę gmatwać ile się da.
Pozdrawiam