środa, 24 grudnia 2014

Epilog

Zaryzykowałam związek z Fabianem i to mi się w 100% opłaciło. Zmiana Drzyzgi nie okazała się czymś chwilowym i niestałym. Mogę zawsze liczyć na bruneta. Sama też wspieram go w jego karierze, rozwijającej się w zawrotnym tempie. Jestem niesamowicie szczęśliwa, gdy czytam opinie na temat gry mojego chłopaka. Znawcy porównują go z największymi rozgrywającymi na świecie, a ja wiem, że te opinie nawet w najmniejszym stopniu nie są przesadzone. Fabian ma poprowadzić grę zespołu podczas tegorocznej Ligi Światowej. Z racji tego, że finały będę rozgrywane w Polsce, nasza reprezentacja nie musi grać na maksa w fazie grupowej, dlatego też obecny szkoleniowiec naszej kadry Sebastian Świderski postanowił postawić na młodych, bo tylko wtedy może ograć ich w starciu z najlepszymi drużynami na świecie. Od lat Polska uznawana jest za jedną z najlepszych reprezentacji, nie schodzimy też z podium największych międzynarodowych imprez. Trzeba też sobie jasno powiedzieć, że imprezą docelową tego roku są Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Chęć zdobycia medalu z najcenniejszego kruszcu sprawia, że wszystkie siły zostały rzucone na jeden pokład. Do gry na ten jeden sezon wrócili ci, którzy kiedyś stanowili o sile zespołu. Chociaż nie udało się namówić do powrotu Mariusza Wlazłego, to wrócili ci, którzy z różnych względów mieli rozbrat z reprezentacją. Taką postacią na pewno jest Zbyszek. Po naszym rozstaniu przestałam się interesować jego karierą. To znaczy interesowałam się, ale w ukryciu. Nie pytałam o nic ani jego, ani Fabiana. Uznałam, że nie powinnam wtrącać się w jego życie, a już zwłaszcza w kwestię jego siatkarskich wyborów. Trochę zawiódł mnie fakt, że po naszym rozwodzie Bartman wybrał zagraniczną opcję i na dwa lata wyprowadził się do Rosji. Z jednej strony starałam się zrozumieć, że stara się zapomnieć o wszystkim z dala od Rzeszowa i ode mnie, ale przecież w tym wszystkim gdzieś były dzieci. Najgorzej przeżyła to Ala. Zaraz po jego wyjeździe zaczęły się problemy wychowawcze, z którymi musiałam się uporać razem z Fabianem. Po rozwodzie mała Wolska przestała akceptować Drzyzgę. Uciekała do koleżanek, raz udało mi się ją złapać na dworcu, bo umyśliła sobie w główce, że pojedzie do rodziców Zbyszka i zamieszka z nimi. Wtedy też przeprowadziłyśmy poważną rozmowę. Otwarcie jej powiedziałam dlaczego rozstałam się z Bartmanem i dlaczego związałam z Fabianem. Nie ukrywałam przed nią faktu, że w przeszłości tworzyłam związek z Drzyzgą. Nie mogłam wymagać od niej, że zrozumie do końca całą tę sytuację, ale ona po raz kolejny mnie zaskoczyła. Kiedy zapytałam czy chciałaby mieszkać ze Zbyszkiem, ona wtuliła się we mnie i powiedziała, że widocznie tak musi być. Ja wiem, że ona bardzo kocha bruneta.
-Tosiu! Mela bawi się z Fabianem, a czy ja mogę iść do Zbyszka?- nie mam z tym żadnego problemu, więc ochoczo kiwam głową na znak aprobaty. Wszyscy spotkaliśmy się w Krakowie przy okazji pierwszego finaLigi Światowej. Wcześniej jakoś nie było okazji, bo chłopcy ciężko trenowali w Spale oraz odbyli zagraniczny wyjazd treningowy. Z każdym rokiem coraz gorzej znoszę te wyjazdy Fabiana i gdybym tylko mogła to poprosiłabym go o to, by dał już sobie z tym wszystkim spokój i został ze mną w naszym mieszkaniu w Warszawie. Ostatni rok był dla nas bardzo trudny. Zostaliśmy z Fabianem weekendową parą. Nie zdecydowałam się na wspólny wyjazd do Włoch. Po pierwsze nie znałam jeszcze wtedy włoskiego, a po drugie serduszko Amelki wymagało i nadal wymaga ciągłych wizyt kontrolnych i badań. Na nic zdały się tłumaczenia Drzyzgi, że tam na miejscu znajdzie jeszcze lepszych specjalistów niż tu w Polsce, którzy zajmą się sercem mojego dziecka. Nic na to nie poradzę, że wtedy zaufanie miałam tylko do doktora Zalewskiego i dopóki on mówił mi, że powinnam poczekać z podróżą, ja potulnie słuchałam jego wskazań i zaleceń. Z Fabianem podczas ostatniego roku widywałam się dwa razy w miesiącu. Raz ja leciałam do Włoch, raz on przylatywał do Polski. Byłam już wykończona takim życiem na walizkach, ale w momencie kiedy odebrałam go z lotniska i wiedziałam, że nie będę musiała go odwozić w niedzielę po południu, poczułam niewysłowioną radość. Choć odzyskałam go dla siebie tylko na dwa tygodnie to wiedziałam, że już w kolejnym sezonie spakuję walizki swoje i dzieci, jadąc z nim na koniec świata.
-O czym myślisz?- obok mnie siada Wojtek, ojciec Fabiana. Kazał mi się zwracać do siebie po imieniu. Choć długo nie mogłam się na to zgodzić, w końcu uległam jego namowom. Mam do niego ogromny szacunek i traktuję go niemalże jak ojca, którego tak rzadko znów widuję. Mama pojawia się u nas częściej od kiedy pogodziła się z faktem, że jej córka rozwiodła się z mężczyzną, któremu ślubowała miłość przed Bogiem.
-A o niczym szczególnym. Już gotowy do meczu?- uciekam jak mogę od rozmowy na temat moich rozmyślań, bo nie chcę się wygadać przed seniorem Drzyzgą. O czym myślę? Myślę o tym jak mam powiedzieć Fabianowi, że jestem w ciąży. Gdzieś cały czas mam w głowie ten moment z przed lat i jego ucieczkę. Teraz się tego nie boję, ale nie wiem jak to wszystko ubrać w słowa. Nie staraliśmy się specjalnie o dziecko, ale też nie przywiązywaliśmy większej wagi do zabezpieczenia. Ja od razu zapowiedziałam brunetowi, że nie decyduję się na tabletki, a on przyjął to do wiadomości bez zastrzeżeń.
-Nie musisz mnie zbywać Tosiu, bo ja chyba wiem o czym myślisz i zanim powiesz o tym Fabianowi to wiedz, że jestem teraz najszczęśliwszym przyszłym dziadkiem na świecie. Wiesz, że traktuje dziewczynki jak swoje wnuczki i pokochałem je od pierwszego wejrzenia, ale teraz cieszę się, że zostanę takim 100% dziadkiem.- tonę w ramionach Wojtka oszołomiona i zaskoczona. Skąd on o tym wie? W mojej głowie zapala się natychmiast czerwona lampka. Pewnie nie wyrzuciłam opakowania po teście ciążowym, który robiłam w domu Drzyzgów. To był mój trzeci test, który miał rozwiać wszelkie wątpliwości. Ręce mi się trzęsły i przez nieuwagę tekturowe pudełko wpadło za muszlę klozetową. Miałam cały czas w głowie, by wyrzucić to pudełko za pamięci, ale kiedy zobaczyłam dwie kreski to wyszłam z łazienki jak strzała i zapomniałam. Pewnie Mariola sprzątała i znalazła opakowanie. I tak miło z ich strony, że nie powiedzieli nic synowi.
-Myślisz, że się ucieszy?- patrzę w kierunku boiska, gdzie Fabian podrzuca do góry Amelkę. Moje serce zamiera na chwilę, gdy mała znajduje się wysoko w górze, by po chwili odetchnąć z ulgą, kiedy już znajduje się w ramionach bruneta. Chyba nie powinnam mieć złudzeń. Fabian dorósł do tego, by zostać ojcem.
-Jestem o tym przekonany. Kiedyś zachował się beznadziejnie, ale teraz to zupełnie inny facet Tosiu i to dzięki tobie. Leć i powiedz mu teraz o wszystkim. Na pewno ta wiadomość go uskrzydli i pozwoli rozegrać fantastyczne spotkanie.- całuje moje czoło i wypycha z krzesełka. Ma rację. Wezmę się w garść i powiem mu o wszystkim. Macham do niego, gdy spogląda z uśmiechem w moją stronę. Zostawia chodzącą na własnych nogach Melę na parkiecie i podchodzi do bandy.
-Widziałem, że rozmawiałaś z teściem? Aż miło na was popatrzeć. Szkoda, że twoja mama się jeszcze do mnie nie przekonała, ale mam nadzieję, że to się nie długo zmieni.
-Jestem w ciąży Fabian.-zero reakcji. Drzyzga odchodzi ode mnie, a ja mam łzy w oczach. Znowu to samo?! Po chwili wraca do mnie i chwyta w pasie, przenosząc przez bandy reklamowe na środek boiska. Wszyscy patrzą na nas jak na wariatów. Całe szczęście to tylko trening i nie ma tu żadnych przypadkowych osób. Rozgrywający wiruje ze mną, śmiejąc się jak to tylko on poprawi. Po prostu szczerze i pełną buzią.
-Myślałem, że się nigdy nie doczekam. Już miałem się martwić, że coś z moimi wojownikami jest nie tak, a tu taka wiadomość! Ludzie! Będę ojcem!!!- krzyknął na całą halę, zwołując wokół nas niemałe zgromadzenie. Wszyscy chcieli nam pogratulować. Trochę się obawiałam, że środowisko siatkarskie, to najściślejsze grono, nie będzie potrafiło zaakceptować mojego związku z Fabianem, a wszyscy przyjęli je bez większych problemów. Nie mam prawa wymagać cudów od Kubiaków, bo oni zawsze będą sympatyzować ze Zbyszkiem i to się raczej nigdy nie zmieni.
-Życzę ci szczęścia Tosiu. Mam nadzieję, że tym razem wszystko będzie dobrze z maleństwem, bo na to zasługujesz. Zbyszek zawsze będzie moim przyjacielem i to się raczej nie zmieni, ale to nie znaczy, że źle życzymy z Moniką tobie i Fabianowi. Widać tak musiało być.-bardzo brakuje mi kontaktu z dobrze znanym mi małżeństwem. Może to się zmieni w najbliższym czasie, na pewno bym sobie tego życzyła z całego serca.
-Też chciałbym pogratulować…-przede mną staje Zbyszek, a wszystkie oczy skupiają się tylko na nas. Ta konfrontacja była nieunikniona i ja przed nią nie zamierzam uciekać…

~*~

Nie miałem i nie mam żadnych argumentów, by zatrzymać przy
sobie Antosię. Czułem, że się od siebie oddalamy. Moje miejsce w jej sercu zajmował Fabian i musiałem się z tym pogodzić, choć nie było to wcale takie proste, jak mogło się wydawać. Decyzje o rozwodzie podjąłem szybko bo wiedziałem, że przedłużanie tego na siłę nie przyniesie nam niczego dobrego, a takie zawieszenie między małżeństwem a separacją nie będzie dobre przede wszystkim dla dzieci. Ala nie mogła na początku pogodzić się z wiadomością o rozwodzie i o wszystko obwiniła Tosię, bo przecież to szatynka od razu znalazła sobie kogoś innego. Starałem się jej tłumaczyć, że czasem tak w życiu bywa, że dwoje ludzi nie może być ze sobą, choć wcześniej wszystko wskazywało na to, że będą ze sobą do końca życia. Od razu postawiłem sprawę jasno mówiąc, że to ja jestem i będę dla niej ojcem, ale nie mogłem też zniechęcać jej do Fabiana, bo wiedziałem, że dziewczynki będą musiały zostać pod opieką byłej żony. Nie byłem i nie jestem w stanie zapewnić im opieki, by mogły przebywać ze mną cały czas. Jestem sam, nie mam nikogo. Nie zanosi się też na to, bym w przyszłości miało się to zmienić. Nie zamykam się na nowe znajomości, ale też nie szukam na siłę. Będzie co ma być, zapisanego na górze losu nie przeskoczę. Nie przeskoczę też tego, że była żona układa sobie życie i jest po prostu szczęśliwa. Nie zazdroszczę, ale gdzieś w sercu jest nutka smutku, że ten uśmiech nie jest spowodowany radością z oczekiwania wspólnego potomka.
-Oby oczekiwanie na maleństwo wyglądało inaczej niż w przypadku Amelki. Najważniejsze by dziecko urodziło się zdrowe.-nam tego zabrakło. Amelka to skarb od losu, ale gdzieś w robionym przeze mnie rachunku z dotychczasowego życia doszedłem do wniosku, że właściwie ta choroba nas od siebie oddaliła. Wydawać by się mogło, że taka sytuacja powinna zbliżać małżonków, a w naszym wypadku zadziało się zupełnie odwrotnie.
-Nawet nie wiesz ile znaczą dla mnie twoje słowa bo wiem, że są szczere. Tego nigdy nie można było ci odmówić. Mam nadzieję, że spotkasz kogoś, z kim będziesz szczęśliwy. Wiedz, że z całego serca ci tego życzę, bo jak nikt na to zasługujesz.-wiem, że przesadza. Nie jestem święty, ale cieszę się, że to mówi. To ważne, że mimo wszystko potrafimy normalnie rozmawiać. Nie zamierzam uchodzić w cień, jeśli chodzi o życie naszych córek. Już sobie zaplanowałem, że za rok, dwa zastanowię się nad rozbratem z kadrą, by móc więcej czasu poświęcić dziewczynkom.
-Powodzenia Fabian.-podchodzę też do Drzyzgi. Niech wie, że stać mnie na ten gest. Wyciągam do niego rękę. Nie robiłem tego przez ostatni czas. Obwiniałem go o rozpad naszego małżeństwa cały czas mając w pamięci jak podle zachował się w przeszłości. Na początku nie potrafiłem sobie uzmysłowić jak Tosia mogła mu to wszystko wybaczyć, ale teraz wiem, że jak się kogoś kocha, to jest się zdolnym do wszystkiego. Czerwona lampka powinna mi się zapalić już wtedy, gdy Łukowska mówiła mi o odnowionym romansie z Drzyzgą. Zbagatelizowałem to i uznałem za sprawę zamkniętą. Czas pokazał, że niepotrzebnie.
-Wzajemnie Zbyszek.-ściskam dłoń rozgrywającego i odchodzę od rozpromienionej pary. Kubiak bije brawo. Wiem, że tego ode mnie oczekiwał. Moje zachowanie ma oczyścić atmosferę wokół mnie i Tosi. Przyjacielowi i jego żonie brakuje kontaktów z Tosią. Relacja się urwała, bo przyjaciele chcieli w ten sposób być fair wobec mnie. Początkowo byłem im za to wdzięczny, ale teraz doszedłem do wniosku, że takie zachowanie jest dziecinne. Nie mam prawa nikomu dobierać znajomych. Coś się skończyło i nie wróci już bezpowrotnie. Im szybciej to przyswoję, tym lepiej dla mnie i dla nas wszystkich…
~*~

-Myślałam Zbyszek, że będziesz dłużej walczył o Tosię. Czemu tak łatwo się poddałeś?
-Oj Anka! Dobrze wiesz, że od zawsze lubiłem jasne sytuacje. Ona mnie nie kochała, nie wiem czy kiedykolwiek mnie kochała. Ty powinnaś to lepiej wiedzieć, w końcu tyle lat patrzyłaś na nas z góry. Nie mogłaś załatwić jakiegoś lepszego zakończenia dla tego związku?
-Próbowałam coś zrobić, ale moje działania na nie wiele się zdały. Pamiętasz jak przychodziłam do ciebie w snach? Pewnego razu powiedziałam ci, że nie możesz się poddać, a ty nazajutrz pojechałeś do sądu i złożyłeś pozew rozwodowy. Potem przyglądałam się Tosi, chciałam coś wskórać, ale zobaczyłam jej szczęście u boku Fabiana. Spasowałam Zbyszek i sprowadziłam na twoją drogę Milenę.
-Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia ani żadne płomienne uczucie, ale spokój jaki odnalazłem u jej boku sprawił, że nie bałem się po raz drugi założyć rodzinę. Potem na świat przyszły bliźniaki, Dawid i Dagmara. Świat odwrócił się o 180 stopni, ale niczego bym nie zmienił. Wiesz siedzę tu z tobą i myślę, że dobrze przeżyłem swoje życie. Wiadomo, rozwodem nie ma co się chwalić, ale moje dzieci wyrosły na porządnych ludzi, a Milena pozwoliła się zestarzeć u swojego boku, do końca w poczuciu miłości i rodzinnego ciepła.
-Nie boisz się, że dzieci po twoim odejściu sobie nie poradzą?
-Nie, jestem dziwnie spokojny, że wszystko będzie dobrze. Zresztą, są dorosłe. Wszyscy mają szczęśliwe rodziny. Martwię się tylko o Milenę, bo została sama w naszym domu. Wiesz, dzieci ją odwiedzają, a najwięcej twoja Ala. Wspaniałą wydałaś córkę na świat Aniu. Powiesz mi teraz kto był jej ojcem?
-To bez znaczenia Zbyszku kto był biologicznym ojcem Ali. Tak naprawdę to ty i Tosia byliście jej rodzicami. Wprowadziliście ją w dorosłe życie i pomogliście jak tylko potrafiliście, by się usamodzielniła i wyrosła na mądrą kobietę. Zawsze będę wam za to wdzięczna. Nie mogę też zapomnieć o Fabianie, bo pomagał jak mógł. Ty nie wszystko widziałeś, ale było wiele sytuacji w których to on ratował moją córkę z opresji. Naprawdę się zmienił.
-Wiem Aniu. Może nie zawsze byłem zadowolony ze swojego życia, ale każda lekcja pokory czegoś mnie nauczyła. Najpierw mocno przeżyłem twoją śmierć, potem ten rozwód, ale na koniec i tak mogę ci powiedzieć, że nie zamieniłbym tego życia na żadne inne. Choć mogłem pożyczyć jeszcze te kilka lat, to przecież zostawiłem po sobie ślad. Odniosłem wiele sukcesów w siatkówce, wychowałem czwórkę dzieci i starałem się, by nikt nigdy przeze mnie nie płakał. Nie wszystko zawsze się udawało, ale się starałem. Widziałaś to?
-Widziałam, zresztą nie tylko ja. Dlatego nie będziemy tu ze sobą zbyt długo, by ty idziesz tam, gdzie twoje miejsce. Ja poczekam tu na wszystkich. Chcę jeszcze porozmawiać z Alą i Tosią.
-Potem znów się spotkamy?
-Pewnie. Zaopiekujesz się mną?

-Już na wieczność. 




~*~
Moje drogie! 
Z ulgą mogę Wam napisać, że kolejne z opowiadań, po wielu przeciwnościach losu i upadkach, doprowadziłam do końca. Właśnie stąd wynika moja ulga, bo choć czasem czuję, że już wyrosłam z opowiadań i nie odnajduję się w tej rzeczywistości, to przychodzą dni, że mam chęć by coś napisać, by czymś się z Wami podzielić. Chcę Wam powiedzieć, że jeszcze się z Wami nie żegnam, że będę starała się w miarę możliwości w tym świecie funkcjonować, choć jest to już coraz mniej mój świat, bo zupełnie inny niż ten, w który wchodziłam kilka lat temu, a to głównie przez to, że wiele autorek już nie publikuje swoich opowiadań. W ubiegłym tygodniu miałam sen, w którym jedna z Was(napiszę wiadomość prywatną do niej) wróciła do pisania, a ja z niepohamowaną radością odczytałam powiadomienie o nowym blogu. Staram się także szukać nowych autorek i nowych blogów, ale teraz jest boom na bohaterów, do których ja do końca nie jestem przekonana. 
Teraz może kilka słów o tym zakończeniu. Wiem, że nie wszystkim ono się spodoba, może nawet każda z Was powie, że zwariowałam i urwałam się z choinki(tak tematycznie nawiążę), ponownie łącząc w parę Tosię i Fabiana, ale tak mi się to przedstawiło w głowie,że trochę wykolegowałam Zbyszka. Chcąc mu tu jakoś wynagrodzić, związałam go z Mileną, choć nie opisałam dokładnie jego dalszych losów. Stawiam tu ostatnią i definitywną kropkę.
A teraz mam do Was serdeczną prośbę. Chciałabym przeczytać coś, niekoniecznie przyjemnego a szczerego, o tym opowiadaniu. Szczerość najważniejsza.Chciałabym Was zaprosić na Dianę i Łukasza, bo na blogu<klik> o nich pojawił się nowy odcinek i myślę, że to będzie opowiadanie na którym się teraz skupię, kończąc równocześnie zakazanych. 
Na koniec życzę Wam moje drogie zdrowia, bo bez niego nie wiele można zdziałać, o czym się boleśnie przekonałam w tym roku. Po drugie życzę Wam zadowolenia z życia, byście zawsze robiły to, co dyktuje Wam serce, nigdy nic wbrew niemu i sobie. A po trzecie życzę nam, kibicom siatkówki szczęśliwych chwil w nadchodzącym 2015 roku. Jest o co się bić i jest o co walczyć.


wtorek, 2 grudnia 2014

Dwudziestkadziewiątka

Zrobiłem tysiące głupot w swoim życiu, ale ta sprzed dwóch tygodni przebiła wszystkie. Nie wiem jak mogłem posądzić Tosię o zdradę i poprosić ją o przeprowadzenie badań genetycznych. Nie wiem jak mogłem dać wiarę słowom Nastki, która specjalnie starała się we mnie zasiać ziarnko niepewności, by nawet z więzienia zaszkodzić mi i mojej rodzinie. Nie wiem jak mogłem pozwolić wyprowadzić się mojej żonie i dzieciom do jej byłego chłopaka. NIC JUŻ NIE WIEM. Siedzę na poczekalni i czekam na odbiór badań DNA. Kiedy uświadomiłem sobie, że zrobiłem jedną z najgorszych rzeczy w życiu, chciałem to wszystko jakoś odkręcić, ale później to już moja żona nalegała na te badania. Uparła się, że tylko w taki sposób będę w stanie zobaczyć, że nie okłamała mnie w żadnej sytuacji. Teraz wiem to już i bez tych badań, ale popełnionych głupot już się nie cofnie. Przez te dwa tygodnie oczekiwania na wynik widziałem się ze swoimi dziewczynami tylko dwa razy i to przelotnie na mieście. Nie mogę się pogodzić z tym, że Tosia zatrzymała się u Fabiana. Na samą myśl, że są pod jednym dachem skręca mnie ze złości, ale wiem też, że sam jestem sobie winien i nie mogę się teraz wykazać po raz kolejny brakiem zaufania, bo raz na zawsze stracę szansę na to by odbudować to, co zniszczyłem przez własną głupotę.
-Pan Zbigniew Bartman? Zapraszam do środka.-na całe szczęście warunki przeprowadzenia takich testów są naprawdę przeprowadzone bez zbędnego zamieszania i z uszanowaniem prywatności. Jeszcze by mi tego brakowało, by w prasie pojawiały się tytuły, że Zbigniew Bartman nie wierzy swojej żonie, że jest ojcem jej dziecka.
-Proszę otworzyć wynik i sprawdzić przy mnie, bym w razie wszelkich wątpliwości mógł udzielić panu stosownych odpowiedzi na nurtujące pana pytania.-pospiesznie rozrywam kopertę i śledzę wyrazy, układające się w zadania, z których jasno wynika, że Amelia Bartman, córka Antoniny i Zbigniewa Bartman jest moją córka.
-Dziękuję, nie mam żadnych pytań. Do widzenia.- wypadam z lekarskiego gabinetu jak wariat, próbując zaczerpnąć orzeźwiającego powietrza pełną piersią. Co ja mam teraz zrobić? Jak można być takim idiotą?! Nie znajduję na to pytanie odpowiedzi i nie ma takiej instytucji na całym świecie, która mogłaby mi z tym pomóc. Powinien pojechać do Tosi? Wiem, że nie będzie chciała ze mną rozmawiać. Powinien pojechać i przynajmniej zobaczyć się z dziećmi? Nie wiem czy będę potrafił Amelce spojrzeć w jej śliczne oczy… Oczy, które przecież ma po mnie. Siedzieć w samochodzie w nieskończoność też nie mogę, bo chowanie głowy w piasek nie przystoi dorosłemu mężczyźnie. Odpaliłem silnik i szybko znalazłem się pod mieszkaniem Fabiana. Nawet nie zdążyłem się zastanowić dobrze czy powinienem tam iść, gdy przed blokiem rzeszowskiego rozgrywającego pojawił się brunet, pchający wózek i niosący na plecach Alę. Obok niego idzie Tosia, śmiejąca się od ucha do ucha, poprawiająca sweterek Amelki. Moje serce ogarnęła fala boleści, porównywalna do bólu spowodowanego ściskaniem w imadle. Tak, jakby ktoś mnie odciął od rodzinnego obrazka i wymienił na Fabiana. Zaraz, zaraz… Sam się od niego odciąłem swoim beznadziejnym zachowaniem? Na to wychodzi.
-Zbyszek!!!-Ala pierwsza spostrzegła moje auto, stąd jej okrzyk radości. Nie trudno poznać wóz z charakterystyczną rejestracją. Drzyzga postawił ją na ziemi, a ja biegiem ruszyłem w jej kierunku. Jej wątłe ciałko znalazło schronienie w moim ciele. Tak bardzo tęskniłem za swoimi dziećmi, za swoją żoną. Nie wiem jak mogłem pozwolić Tosi na to, by ode mnie odeszła?
-Co ty tu robisz?- powitanie żony nie napawa mnie optymizmem. Nie chcę rozmawiać przy rozgrywającym. Podchodzę do wózka i kucam przy Meli. Boję się, że mnie nie pozna, ale nic takiego nie ma miejsca. Podnosi swoją małą rączkę i uśmiecha się do mnie. Moja córka, moje szczęście. Jak mogłem w to zwątpić? Wierzyć mi się nie chce, a w oczach pojawiają się łzy bezsilności.
-Fabian zabierz dziewczynki do domu. Ja zaraz przyjdę.- podaje brunetowi klucze i torbę z zakupami. Wzrok Tosi kieruje się w stronę stojącej przed blokiem ławki. Siadamy na niej, a między nami jest wyraźna przerwa. To przepaść, to jakaś niewidzialna granica, którą ciężko będzie nam pokonać.
-Odebrałem wyniki. Tosiu, nie wiem jak mam z tobą rozmawiać…- chcę spojrzeć w jej oczy, ale to trudne, bo szatynka ucieka wzrokiem, nie chce patrzeć w moją stronę.
-Gdybyś mnie słuchał, nie prowadzilibyśmy tej rozmowy. Zbyszek ja nie jestem jeszcze gotowa na tą rozmowę i myślę, że ty też. Musisz zrozumieć jak wielkim brakiem zaufania wykazałeś się jeśli chodzi o moją osobę. Przemyśl to wszystko.-już to zrobiłem. Mam świadomość tego, że swoim zachowaniem naraziłem nasze małżeństwo na kryzys, ale nie zamierzam się poddać.
-Dlaczego mieszkasz u Fabiana? Skoro nie chcesz mieszkać ze mną pod jednym dachem, to ja się wyprowadzę na jakiś czas do Kubiaków albo Ignaczaków. Wszystkie opcje są lepsze niż twój pobyt z dziewczynkami u Drzyzgi. Nie sądzisz, że Ala może się poczuć trochę skołowana? To już nie jest mała dziewczynka i dużo rozumie.-wszystko rozchodzi się o to, że ja po prostu szaleję z zazdrości na myśl o tym,  że moja żona mieszka pod jednym dachem z byłym facetem, z którym stosunkowo nie dawno miała jeszcze przelotny romans.
-Nie wydaje mi się, by Ali bardzo przeszkadzało to, że mieszkamy chwilowo u Fabiana. Ma świetny kontakt z dziewczynkami, zwłaszcza Amelka za nim szaleje.
-A ty?
-Co ja?
-Też za nim szalejesz?- szybko pożałowałem tego pytania, gdy dłoń Tosi wylądowała na moim policzku.
-Przyjeżdżasz tu po to, by mnie przeprosić za brak zaufania, by po chwili podejrzewać mnie o romans z Fabianem?! Nie chce mi się z tobą rozmawiać Zbyszek, daj mi spokój!

~*~

Siedzę w łazience w kabinie prysznicowej, zanosząc się płaczem.
Nie chcę, by dzieci widziały mnie w takim stanie. Fabian włączył im jakiś film dla dzieci. Z tego co mówi, zainteresowana nim jest tylko Ala.
-Nie mogę patrzeć jak cierpisz przez tego kretyna, a z drugiej strony wiem, że takim samym kretynem byłem ja kilka lat temu.-o tak, nie mam szczęścia do mężczyzn, bo obaj po jakimś czasie pokazali mi na co ich stać. Ze Zbyszkiem jest trochę inaczej niż z Fabianem, bo są dzieci i przede wszystkim muszę brać pod uwagę. Z drugiej strony czy mam żyć z mężczyzną pod jednym dachem, który mi nie ufa? Z tym Fabianem to już naprawdę przesadził. Aż przez chwilę to miałam ochotę mu powiedzieć, że mamy romans, śpimy ze sobą i jest nam ze sobą dobrze. No jak on tak mógł?!
-Co jest ze mną nie tak co?! Najpierw ty mnie zostawiłeś, gdy potrzebowałam cię najbardziej na świecie. Teraz Zbyszek traktuje mnie tak, jakbym była pierwszą latawicą Rzeszowa. Najlepiej będzie jak będę sama.-podkulam kolana pod siebie i chowam twarz między kolami, by ukryć jakoś przed Drzyzgą kolejną falę łez. Czy mi się udało? Jasne, że nie. Brunet przyciągnął mnie do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Ja taka już jestem, że potrzebuje silnego, męskiego ramienia. Po tym wszystkim co przeszłam potrzebuję, by ktoś się mną zaopiekował. Myślałam, że znalazłam to w ramionach Zbyszka, ale to chyba nie było to. Czy możliwym jest, bym przez ten cały czas czekała na to, by Fabian się opamiętał i zaczął być mężczyzną, z którym chciałabym spędzić resztę życia? To nie możliwe! Kiedy jednak patrzę na niego i dzieci to wokół mojego serca rozlewa się takie przyjemne ciepło. Przy Zbyszku tego nie czułam? Coś czułam, ale nie z taką intensywnością. Stara miłość nie rdzewieje? Tak bym chciała, żeby ten scenariusz się nie sprawdził! Nie w tym momencie, kiedy jestem żoną Zbyszka i mamy dwie córki, które na nas liczą.
-Nie możesz być sama Tośka. Musisz mieć kogoś kto ci pomoże. Jeśli tylko dałabyś mi szansę…-już gdzieś to słyszałam. Przecież już mi to mówił, a ja wtedy twardo chciałam walczyć o Zbyszka i byłam święcie przekonana, że kocham tylko jego. Teraz już nie jestem. Teraz mam ochotę na to, by Fabian mnie pocałował tak, jak całował mnie przed liceum po wynikach matur. Chciałabym by całował mnie tak, jak w śnieżnej zaspie na jednym ze stoków włoskich Alp. Chciałabym…Właśnie to robi. Trzyma moją twarz w swoich dłoniach i całuje ją od czoła po szyję, składając delikatne jak mgła pocałunki. Nigdzie się nie spieszy. Nawet w tej kwestii się zmienił. Kiedyś właściwie od razu przechodził do sedna sprawy, a teraz? Teraz oboje delektujemy się tą chwilą. Fabian opiera się plecami o wannę i sadza mnie na swoich kolanach.
-Już nigdy mnie nie skrzywdzisz?-między jednym a drugim pocałunkiem chcę, by złożył deklarację. Już nie chcę płakać. Jeśli mam mu zaufać po raz drugi to muszę być pewna, że mnie nie skrzywdzi. To pytanie jest mocno naiwne, ale chciałabym by powiedział „TAK”.
-Nie skrzywdzę cię. Nie zmarnuję szansy, którą mi dajesz. Kocham cię i dla ciebie się zmienię. Będę cię nosił na rękach, będziesz miała wszystko, czego tylko zapragniesz, ale przede wszystkim będę dojrzały i odpowiedzialny. Nie mam wyjścia, bo za bardzo cię kocham, żeby drugi raz tracić.- ma rację, musi być odpowiedzialny, jeśli chce się związać z kobietą po przejściach. Nie wyobrażam sobie życia bez dziewczynek, dlatego będzie musiał wziąć odpowiedzialność nie tylko za nasz związek, ale i za nie. Nie zamierzam wmawiać córkom, że Fabian to ich nowy tata, bo zawsze będzie nim Zbyszek i to się nie zmieni, ale chcę by Drzyzga pomagał mi w ich wychowaniu, gdy będą potrzebowały większej uwagi i zrozumienia.
-Zaopiekuj się mną Fabian. Zaopiekuj się mną i dziewczynkami.-najpierw mną, bo potrzebuje tego tu i teraz. Jego twarz ginie w moich rozpuszczonych włosach, a ja wtulona w jego szyję, chłonę zapach perfum, które tak dobrze znam. Brunet nie zmienił gustu od dnia, w którym wręczyłam mu perfumy z okazji świąt. Pamiętam, że były cholernie drogie, a ja wiele musiałam sobie odmówić, by sprawić ukochanemu mężczyźnie przyjemność. Dopiero teraz widzę, że ten etap między naszym związkiem a dniem dzisiejszym był tak naprawdę przejściowy. Szkoda tylko, że zranię Zbyszka mówiąc mu, że go nie kocham. Właściwie to w jakiś sposób go kocham i zawsze będzie mi bliski, ale to na Fabiana czekało moje serce. Jestem tego pewna.
-Zaopiekuję się tobą od jutra. Dziś będę się z tobą kochał.-pasuje mi ten układ. Nasze usta znów złączyły się w płomiennym pocałunku. Nie oderwaliśmy się do siebie, gdy Fabian prawie po omacku szukał na ścianie ręczników, by móc je rozłożyć na zimnych płytkach. Może lepiej byłoby napuścić wodę do wanny i kochać się w pianie? Nie, na to przyjdzie jeszcze czas. Jestem skłonna w pełni oddać się pomysłom Fabiana, bo jeśli chodzi o te sprawy, nigdy się nie zawiodłam. Powoli pozbywamy swoich ubraniach. Nie zapomniałam, jak działa na mnie widok jego nagiego torsu. Paznokciem przejechałam od szyi po guzik ciemnych jeansów. Nie będą mu dziś potrzebne. Spojrzał w moje oczy i z lubieżnym uśmiechem zrozumiał o co mi chodzi. Już miałam rozpinać stanik, gdy za ścianą rozległ się płacz Amelki. Znieruchomieliśmy oboje. Nie teraz. Nie w momencie, gdy moje pożądanie osiągnęło wysoki poziom. Chciałam się podnieść, ale Fabian mnie ubiegł.
-Ja do nich pójdę i położę spać, a Ty idź do m…naszej sypialni.-pocałował moje czoło i bez słowa wyszedł z łazienki, zabierając z podłogi koszulkę. On naprawdę się zmienił, a już na pewno próbuje to zrobić. Mam nadzieję, że dobrze robię, dając mu trzecią i już ostatnią szansę. Coś mi podpowiada, że z niej skorzysta i nie będzie musiał prosić o kolejne. Muszę coś jeszcze załatwić zanim pójdę do sypialni.
-Zbyszek? Wiem, że jest trochę późno, ale chcę się z tobą spotkać. Możesz przyjechać pod mieszkanie Fabiana?-mam w sobie jeszcze tyle przyzwoitości, by nie kończyć małżeństwa przez telefon. Chcę spojrzeć mu prosto w oczy i wytłumaczyć dlaczego podjęłam taką, a nie inną decyzję.

Wiem co chcesz mi powiedzieć, dlatego ci tego oszczędzę. Spotkajmy się jutro za dnia i omówmy szczegóły rozwodu. Nie będę ci robił problemu. Najważniejsze są dla mnie dzieci i dla ich dobra powinniśmy się dogadać, by dziewczynki nie ucierpiały. Nie chcę się nimi dzielić jak przedmiotami, więc myślę, że powinny zostać przy tobie, a ja będę się nimi zajmował, jak tylko będę miał ku temu sposobność.

Jego słowa zbijają mnie z tropu. Nie przypuszczałam, że zachowa się w ten sposób. Byłam raczej przygotowana na to, że będzie walczył. Jeśli nie o mnie, to przynajmniej o dzieci. Ma rację, że dla ich dobra powinniśmy wyjść z tego wszystkiego z twarzą. Nie wiem jak na to wszystko zareaguje Alicja. Ona jest bardzo związana ze Zbyszkiem i może mieć do mnie żal o to, że zostawiłam przyjaciela jej zmarłej matki. Czeka mnie wiele ciężkich rozmów, ale za swoje czyny należy brać pełną odpowiedzialność. Zamierzam to zrobić, nie będę chować głowy w piasek.
-Wszystko w porządku? Myślałem, że w sypialni dokończymy to, co zaczęliśmy tutaj. Dziewczynki już śpią, więc mamy czas dla siebie.-Fabian siada obok mnie. Oboje wiemy, że przeszła nam ochota na seks.
-Rozmawiałam ze Zbyszkiem. Rozwiedziemy się. Nie wiem tylko jak wytłumaczyć to wszystko Ali. Amelka jest mała, ale Ala?
-To mądra dziewczynka. Możesz być pewna, że nie będę na siłę starał się zastąpić jej Zbyszka, bo to bez sensu. Bartman zawsze będzie mile widzianym gościem w naszym domu, nawet jeśli obydwaj nie darzymy się większa sympatią. Chcę żebyś wiedziała, że ci we wszystkim pomogę i wspólnie jakoś to wszystko przetrwamy.-mówi to tak pewnie, że powoli zaczynam w to wszystko wierzyć. No cóż, ludzie się rozwodzą i pewnych spraw nie można uniknąć. Nie mam czystego sumienia, bo to ja w tym wszystkim zawiniłam najwięcej, ale z drugiej strony krzywdziłabym Zbyszka bardziej gdybym udawała, że kocham go ponad życie. Oboje musimy sobie ułożyć życie na nowo. Mi przyjdzie to łatwiej, ale pewnie i Zbyszek nie będzie długo cieszył się samotnością. Zasługuje na to, by być szczęśliwym w pełni, a przy moim boku by tego nie zaznał.


~*~
To już ostatni rozdział moje drogie. W okolicach Wigilii pojawi się epilog.
Pozdrawiam :***



sobota, 8 listopada 2014

Dwudziestkaósemka

Postanowiłam, że natychmiast wrócę do Rzeszowa i nie będę czekać aż skończy się przymusowy urlop od rodzinnego życia, który otrzymałam od Zbyszka. Rodzice zgodzili się pożyczyć mi swój nowy samochód, który mąż sprezentował im na gwiazdkę. Mówiłam, że nie będą zachwyceni tym podarunkiem, ale w tym momencie dobrze się stało, że auto stoi na podwórku. Wizyta Fabiana tutaj całkowicie mnie rozstroiła. Od tamtej pory nie przespałam dobrze ani jednej nocy. Cały czas myślę o jego słowach oraz o tym jak teraz wygląda moje małżeństwo. Paradoksalnie dzięki Drzyzdze zrozumiałam, że muszę walczyć o mnie i Zbyszka. Jeśli oboje będziemy uciekać i udawać, że nie ma problemu, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Ktoś musi wziąć sprawy w swoje ręce i to mogę być ja, nie przeszkadza mi to. Kocham Bartmana i nie pozwolę, by to uczucie tak po prostu się skończyło. Oboje popełniliśmy błędy, ale ktoś pierwszy musi wyciągnąć wnioski i zabrać się do działania.
-Może poczekaj do jutra? Warunki na drodze dziś nie są najlepsze.- na jutro też zapowiadają opady śniegu i siarczysty mróz. Nie mogę już dłużej czekać. Umieszczam Melę w samochodowym foteliku, a Alę na odpowiedniej podkładce. Trochę się boję tej podróży, bo jeszcze nie poruszałam się po drodze w takich warunkach, ale w końcu kiedyś musi być ten pierwszy raz.
-Muszę jechać dziś mamo. Nie martw się, będę jechać ostrożnie. Zadzwonię jak będę na miejscu.- trochę czasu mi to zajmie. Będę też musiała się zatrzymać na jakiejś stacji benzynowej czy przydrożnej restauracji, by nakarmić dziewczyny i przebrać najmłodszą latorośl. Kiedy bym nie dojechała do Rzeszowa, to muszę coś robić. Nie mogę siedzieć bezczynnie i czekać aż sprawa sama się wyjaśni, bo jeśli tak będę postępować, to mogę już powoli wyobrażać sobie siebie na sali rozpraw podczas sprawy rozwodowej.
-Uważajcie na siebie i pozdrówcie Zbyszka. Mam nadzieję córeczko, że wszystko się między wami ułoży.-ja też mam taką nadzieję. Gdybym jej nie miała, to nie decydowałabym się na tą podróż. Wsiadłam za kółko, zapięłam pasy i przeżegnałam się na drogę. Św. Krzysztof musi mi dopomóc szczęśliwie dojechać do celu…

…dziewczyny mi się pospały na kilka kilometrów przed Rzeszowem. Czy ja mogę się im dziwić? Jesteśmy już w drodze prawie 10 godzinę, mi samej kleją się oczy, ale jeszcze chwilę jestem w stanie wytrzymać. Gdy mijam zieloną tablicę z napisem „Rzeszów”, oddycham z ulgą. Udało mi się dojechać, a po drodze nie miałam większych problemów. Może parę razy wpadłam w delikatny poślizg, ale udało mi się wyjść za każdym razem obronną ręką.
-Ala! Ala obudź się i małą, bo jesteśmy już prawie na miejscu.- poprosiłam starszą córkę, by obudziła Amelkę, bo ja nie chcę się rozpraszać podczas jazdy. Chciałam zaparkować obok samochodu Zbyszka, ale miejsce zajęte było przez samochód Michała. Szukanie wolnego miejsca nie zajęło mi wiele czasu, bo prawie po sąsiedzku udało mi się zaparkować auto rodziców. Wzięłam Amelię do nosidełka i Alę za rękę. Na razie zostawię walizki w samochodzie, później się nimi zajmę. Nie ma w nich końcu rzeczy, bez których przez najbliższy czas nie mogłybyśmy się z dziewczynami obejść.
-Myślisz, że wujo Michał przyjechał z ciocią i Krzysiem?- spojrzałam na zegarek. Dochodzi 23 i nie chcę mi się wierzyć, że Monika trzymałaby swojego synka do tej godziny poza domem. Może Kubiak po prostu przyjechał w odwiedziny do przyjaciela, napili się piwa bądź innego trunku i musiał zostawić samochód pod blokiem, wracając do domu taksówką. Ledwo weszłam po schodach, mała Amelia już swoje waży, a ja jestem raczej słabą kobietą. Z radością dotarłam pod drzwi i wygrzebałam klucze. Z mieszkania nie dochodzą mnie żadne dźwięki, więc pewnie moja wersja z balującymi kolegami jest prawdziwa. Zbyszek pewnie teraz śpi, więc nie będę walić do drzwi. Otworzyłam je sama i weszłam do środka. Ala od razu pobiegła do łazienki, bo jeszcze w samochodzie mówiła, że chce jej się siku. Tak szybko biegła do łazienki, że potrąciła stojak na ubrania, który upadł z hukiem na podłogę. Amelka się rozpłakała, Ala się rozpłakała, a w przedpokoju pojawił się Zbyszek, kompletnie pijany.
-O proszęęeee, rodzinka wróciła…- sepleni się jak zawsze po alkoholu. Minęłam go i zaniosłam Amelkę do sypialni. Rozebrałam i położyłam na łóżku. Momentalnie obok mnie pojawił się Zbyszek. Odór alkoholu bije od niego na znaczną odległość.
-Co tam słychać u Łukaszka? Może go zaprosisz do nas i spotkamy się we trójkę? Porozmawiamy, poznamy się lepiej…- podchodzi do mnie blisko, bardzo blisko. Jest tak blisko mnie, że czuję jego oddech na swojej szyi. Czuję jeszcze jego nieświeży oddech z powodu wypitego alkoholu. Dziwnie się zachowuje i jeszcze wyjeżdża z tym Łukaszem. Ja naprawdę nie mam z nim takiego kontaktu, o jaki posądza mnie mój mąż. Raz czy dwa do mnie zadzwonił, ja potem oddzwoniłam i nic poza tym.
-Myślę, że powinieneś się położyć i trochę odpocząć. Wcześniej może weź prysznic. Idę do dziewczynek, położę je spać, a my porozmawiamy jutro.-chcę go wyminąć, ale mi na to nie pozwala. Zachodzi mi drogę i podnosi podbródek do góry.
-Możesz mi powiedzieć jaką masz grupę krwi?- nie rozumiem skąd to pytanie. Zresztą jestem przekona, że kiedyś już mu o tym mówiłam, a nie tak trudno zapamiętać „BRh+”. Ja przynajmniej pamiętam o tym jaką on ma grupę krwi, w razie jakiegoś nieszczęścia.
-Jeśli aż tak bardzo potrzebujesz tej informacji to ci powiem. Mam grupę krwi BRh+.
-A ja mam ARh+. Amelka? Amelka ma 0Rh-. Nie uważasz, że powinnaś mi coś powiedzieć kilkanaście miesięcy temu?- że niby co, że Mela nie jest jego córką?! Nie wiem co on pił z Michałem, ale dobrze to na niego nie zadziałało. Potraktowałabym jego słowa jako głupi dowcip i efekt wypitego alkoholu, ale ten jego wzrok, te jego oczy. Coś jest w nich nie tak, coś w jego zachowaniu jest nie tak.
-Połóż się spać Zbyszek, porozmawiamy kiedy będziesz mówił mądrzejsze rzeczy, bo dzisiaj to my się raczej nie dogadamy.-chciałam iść do dziewczynek, by położyć je spać, ale mój mąż zastawił mi drogę. Coraz mniej mi się to podoba, naprawdę coraz mniej.
-Wiem co mówię. Nigdy wcześniej o tym nie rozmawialiśmy, a przecież wtedy gdy cię porwali i przetrzymywali, to ty może z którymś z tych, może Ty z tym Łukaszem...- z moich oczu popłynęły łzy, grube i gęste. Starałam się za wszelką cenę wymazać tamte wydarzenia z głowy, bo wspomnienia o nich są dla mnie bardzo bolesne. Na całe szczęście oprócz obmacywania i bicia nie spotkało mnie nic gorszego, bo nie wiem czy umiałabym żyć ze świadomością, że zostałam zgwałcona. Po drugie nie wierzę, że Zbyszek podejrzewa, że nie jest ojcem Amelii. Przecież mała ma jego oczy, włoski i uśmiech. Podejrzewam, że gdy podrośnie będzie się do niego upodabniać coraz bardziej. Co on nigdy na biologii nie rozwiązywał krzyżówek genetycznych?!
-Przecież ci mówiłam, że do niczego złego nie doszło i mówiłam najszczerszą prawdę.
-No to może to nie było na siłę co? Może ten kontakt z Łukaszem to nie jest wcale tylko od tak sobie co? Może po prostu Amelka to jego dziecko tylko boisz się do tego przyznać i przez cały czas mnie oszukiwałaś? Ja nie jestem głupi Tosia i wiem, że dziecko nie musi mieć takiej samej grupy krwi jak rodzice, bo pamiętam z biologii krzyżówki, ale za dużo tu rzeczy układa się w całość. Ten ożywiony kontakt z Łukaszem, ta grupa krwi i to, że po narodzinach małej tak się ode mnie odsunęłaś. Ja tłumaczyłem to sobie, że to przez strach o dziecko, ale teraz już sam nie wiem co mam o tym myśleć. Wiesz dlaczego chciałem wyjechać do Rzeszowa sam? Byłem w areszcie u Nastki. Poprosiła o spotkanie, więc postanowiłem, że ją odwiedzę. Wiedziałem, że nie będziesz tym pomysłem zachwycona, dlatego ci nic nie powiedziałem. Chciałem też spotkać się z tym Łukaszem i jasno i wyraźnie mu wytłumaczyć by się od ciebie odczepił bo ja nie dopuszczę do tego by moje małżeństwo się rozpadło. Od tego czasu wszystko się zmieniło, nie wiem co mam myśleć...-jego słowa przeszyły mnie na wylot, a serce rozpadło się na miliony drobnych kawałeczków, które trudno będzie poskładać w całość, o ile w ogóle da się je poskładać. Tyle przykrych słów, tyle oszczerstw pod moim adresem i do tego jeszcze ten piekielny brak zaufania i sugerowanie się opiniami innych. Jak on może brać pod uwagę słowa kobiety, która przez pewien czas była źródłem wszystkich naszych nieszczęść. Insynuacje o tym, że Amelia nie jest jego córką są dla mnie po prostu chore. Był ze mną od momentu, w którym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Starał się być na każdym badaniu USG, by następnego dnia nieść chłopakom na trening jego wydruk, chwaląc się pierwszym paszportowym zdjęciem swojej córki.
-Nie mogę uwierzyć, że po raz kolejny dajesz się zmanipulować Nastce? Jak możesz po tym wszystkim jej wierzyć? Powiedziałam ci o wszystkim co miało związek z porwaniem, widziałeś szramy po przypaleniach na moim brzuchu. Byłeś świadkiem wielu nocy, które przespałam niespokojnie, płacząc do poduszki. Nie wiem co miałam zrobić, byś wierzył, że to co przeżyłam było dla mnie traumą. Ja taka już jestem, że staram się szybko podnosić po życiowych porażkach i tragediach. Gdyby mnie ktoś zmusił do seksu na pewno bym ci o tym powiedziała. Twoje domysły na temat rzekomego ojcostwa Łukasza są chore i radzę ci się dobrze zastanowić nad tym co mówisz!- podniosłam głos, wypowiadając ostatnie zdanie. Wiem, że Zbyszek szybko otrzeźwiał, prowadząc ze mną tę rozmowę, dlatego nie muszę się martwić, że jutrzejszego dnia nie będzie niczego pamiętał i udawał, że nic się nie stało. Możemy sobie powiedzieć wszystko, co mamy do powiedzenia.
-Chcę żebyśmy zrobili testy na moje ojcostwo. Nie będę potrafił funkcjonować ze świadomością, że być może wychowuję nie swoje dziecko.- mój żołądek się zacisnął. Gdybym miała w nim więcej treści, to kto wie czy bym nie zwymiotowała. W oczach stanęły przezroczyste kropelki łez. Staram się je powstrzymywać, by nie płynęły ciurkiem po mojej twarzy, ale to takie trudne w takiej chwili, gdy mąż posądza o takie rzeczy i wykazuje się tak wielkim brakiem zaufania.
-Dobrze, jeśli chcesz tych badań to zrobimy je, ale ja też mam ci coś do powiedzenia. Pamiętasz jak składaliśmy przysięgę małżeńską. Tam padły takie słowa o ślubowaniu wierności. Ja przysięgi danej Bogu nie złamałam. Ksiądz mówił też coś o uczciwości. Uczciwie przyznałam ci się do tego co działo się podczas tamtych dni, gdy mojemu życiu zagrażało niebezpieczeństwo. Mówił też coś ksiądz o tym, że mamy się nie opuścić aż do śmierci. Tego ci nie obiecam, bo ja nie będę potrafiła żyć w obliczu twojego braku zaufania. Niezależnie od wyniku badań nie możemy być razem, już nie możemy być razem. Nie po słowach, które dziś tu padły. Jestem przekona, że badania potwierdzą twoje ojcostwo, ale czasu i powiedzianych słów już się nie cofnie. Odchodzę Zbyszek…- kurwa, tylko gdzie ja mam odejść?! Mam wrócić do rodziców i powiedzieć im o wszystkim? Za duże upokorzenie jak na jednego człowieka. Mam iść do Kubiaków? Będę mnie namawiać do tego, bym wybaczyła Zbyszkowi te głupoty, które wypowiedział. Pewnie padną słowa, że sama jestem sobie winna, bo go od siebie odpychałam, aż w końcu nabrał podejrzeń, że coś jest nie tak. To moja wina, że nasze małżeństwo się rozpada. Po części na pewno tak, bo wina nigdy nie leże po jednej stronie.
-Chcesz odejść? Po tym wszystkim co przeszliśmy?- no i to mnie właśnie najbardziej boli, że tyle potrafiliśmy przetrwać, a teraz rozdziela nas taka przepaść. Staje między nami sprawa, która jest niedorzeczna, a budzi tyle negatywnych emocji.
-Mam inne wyjście? Myślisz, że po wyniku tych badań wrócę do ciebie i powiem „No widzisz kochanie, Amelka to twoja córka, więc wszystko jest w normie. Już możemy być szczęśliwym małżeństwem, możemy sobie ufać”. Zbyszek ty ufasz bardziej obcym ludziom niż mi. Już przerabialiśmy to, gdy Fabian robił ci jakieś głupie docinki podczas treningów. Też wtedy myślałeś, że nadal coś nas łączy, choć od razu ci powiedziałam, że w momencie, gdy związaliśmy się na dobre, zakończyłam z nim ten chory układ. Potem dałeś się wpuścić Anastazji i uwierzyłeś w jej przemianę, choć od razu było wiadome, że ludzie jej pokroju nigdy się nie zmieniają. Teraz znów jej brednie sieją między nami niepewność, ale już tak dużego kalibru, że ja nie mogę się pogodzić z takim brakiem zaufania z twojej strony. Nie poznaję cię Zbyszek. Kiedyś miałeś swoje zdanie, byłeś pewny siebie, a dziś chwiejesz się jak chorągiewka na wietrze, a ja tak nie potrafię i nie chce.- puścił moją rękę niechętnie, gdy delikatnie ją szarpnęłam. Tylko gdzie ja się teraz podzieję w środku nocy z dwójką śpiących jak susły dzieci?..

…zadziałałam impulsywnie. Zostawiłam dzieci pod opieką Zbyszka do rana, upewniając się, że jest na tyle trzeźwy by sprostać temu zadaniu. Wiem, że nie stanie im się żadna krzywda. Sama błąkałam się po ulicach Rzeszowa przez prawie 3 godziny, szukając sensownego wyjaśnienia całej tej sytuacji. Najlepsze jest to, że nic nie przyszło mi do głowy. Zmarznięta i zmęczona zapukałam do drzwi, do których nie powinnam pukać o 4 rano. Po pierwsze jest bardzo późno i normalni ludzie o tej porze śpią, a nie rozmyślają nad swoim życie. Po drugie nie powinnam mu robić żadnych nadziei, bo nic z tego nie wyjdzie, a mimo to stanęłam przed drzwiami Fabiana i gdy tylko pojawił się zaspany w ich progu, podeszłam do niego, znajdując wsparcie w jego silnych ramionach. Wprowadził mnie do mieszkania, a ja wybuchłam takim szlochem, że jak nic obudziłam najbliższe sąsiedztwo Drzyzgi.
-Tosia co się stało? Dlaczego ty płaczesz i dlaczego przychodzisz do mnie o 4 nad ranem?- bo mój poukładany misternie świat legł w gruzach? Bo nie miałam do kogo pójść? Bo potrzebuję, by ktoś mnie przytulił właśnie tak ja Fabian i po prostu ze mną był, nie pytając o nic. Nie chcę mu teraz mówić o tym co się stało, bo jestem zmęczona, że ledwo trzymam się na nogach.
-Mogę dziś u ciebie przenocować? Chociaż te kilka godzin, bo muszę wracać koło 9 do dzieci.- wiem, że się zgodzi. Nie chcę tylko spać w jego łóżku, więc rozkładam się na kanapie, wyciągając spod poduszek koc. Znam ten koc. Przykrywałam się nim jeszcze w fabianowym mieszkaniu w Warszawie. Nawet nie poczekałam na odpowiedz Fabiana.
-Powiesz mi co się stało?

-Rozstałam się ze Zbyszkiem…



~*~
I tak to się wszystko przedstawia na kilka rozdziałów przed zakończeniem. Wiem, że daje du*y po całości, ale ja nigdy w zakończeniach nie byłam najlepsza, musicie mi wybaczyć i jeszcze trochę się pomęczyć...
Pozdrawiam :***

piątek, 24 października 2014

Dwudziestkasiódemka

Święta się skończyły, Zbyszek wyjechał z samego rana zaraz po świętach i nawet nie zdążyłam się z nim zobaczyć. Z tego co mówiła moja mama, od samego rana był jakiś dziwny i zachowywał się jak nie on. Boję się nawet pomyśleć o tym co on pojechał załatwiać do Rzeszowa. Wiem, że trochę przegięłam z tym pytaniem czy ma kogoś, ale nic nie poradzę na to, że takie myśli przychodzą mi do głowy i myślę, że nie jest to nic dziwnego, gdy mąż robi z wyjazdu tak wielką tajemnicę jak Zbyszek. Rodzice mówią, że nie powinnam panikować, bo lekkie kryzysy zdarzają się w każdym, nawet najbardziej kochającym się małżeństwie. Wiem to wszystko, ale jakoś tak mi ciężko na sercu, że on tam, a ja tu siedzę w fotelu i przyglądam się łzami w oczach bawiącym się dzieciom. Ala tłumaczy właśnie Amelce, że jak wrócimy do Rzeszowa, to pójdziemy na górkę i będziemy zjeżdżać wspólnie na jabłuszku albo sankach.
-Czy Mela może jeździć na sankach Tosiu?- uśmiecham się do niej ciepło i kiwam głową z aprobatą. Lekarze co prawda każą uważać na nią, ale też bez przesady, by mała złapała odporność. Na całe szczęście nie przeziębia się częściej jak dzieci w jej wieku, więc nie ma powodu do obaw.
-Kochanie wiesz, że po powrocie do Rzeszowa jesteśmy umówieni na wizytę u ortodonty? Mam nadzieję, że zmieniłaś zdanie co do tego aparatu i dasz go sobie założyć bo wiesz, że to dla twojego dobra.- uśmiech znika z jej twarzy. Panicznie boi się aparatu korygującego stan jej uzębienia, ale jest mądrą dziewczynką i na pewno da się przekonać.
-A pogodzisz się ze Zbyszkiem?- opada mi szczęka. Robiliśmy z mężem wszystko, by dzieci nie odczuły naszych problemów na własnej skórze, ale najwyraźniej się nie udało.
-Chodź tutaj do mnie skarbie.-Ala podniosła się z podłogi i przyszła do mnie na kolana. Nigdy bym nie pomyślała, że można aż taką miłością obdarzyć dziecko, którego nie nosiło się pod sercem. Nie widzę żadnej różnicy między uczuciem jakim darzę do dwóch córek. Obie kocham tak samo mocno i ich szczęście jest dla mnie najważniejsze. Muszę się tylko zastanowić co mam jej powiedzieć odnośnie naszej sytuacji ze Zbyszkiem. Prawdę? Sama dokładnie nie wiem jaka jest prawda.
-My się ze Zbyszkiem nie kłócimy, tylko mamy pewne problemy. Nie martw się kotku, wszystko sobie wyjaśnimy i jakoś to się ułoży. To jak będzie z tym aparatem, dogadamy się?- rączki małej zaplatają się szczelnie wokół mojej szyi, a usta lądują na policzku. Chwile szczęścia przerywa nam stojąca w drzwiach mama.
-Masz gościa córeczko.- gościa? Tutaj? Nikogo się nie spodziewam. Obok matki pojawia się Fabian. Prędzej spodziewałabym się diabła niż byłego chłopaka tutaj. Jak on w ogóle tu trafił? Nie przypominam sobie żebym mówiła mu o mojej rodzinnej miejscowości, bo przy jego miejscu zamieszkania wydawało mi się to wtedy mało istotne. Drzyzga w ręku trzyma pakunki, które zapewne są świątecznymi upominkami dla moich dzieci.
-Przepraszam za niespodziewaną wizytę, ale musiałem się z tobą zobaczyć. Proszę, to coś dla dziewczynek.- wręczył mi prezenty, które nieśmiało przejęła Ala. Zapakowałam Amelkę do wózka i poprosiłam starszą córkę, by zabrała ją do drugiego pokoju. Skoro rozgrywający zadał sobie tyle trudu, by mnie odnaleźć, to przynajmniej zapewnię nam dobre warunki do rozmowy.
-Dziękuję za prezenty dla dziewczynek, ale nie musiałeś się wykosztowywać. Możesz mi powiedzieć co cię do mnie sprowadza?
-Nie wiem jak mam ci o tym powiedzieć. Może zacznę od początku. Od momentu, w którym znów stanęłaś na mojej drodze. Myślałem, że już dawno wywietrzałaś mi z głowy, ale to nie prawda. Przez cały ten czas oszukiwałem się, że mogę pokochać kogoś innego, ale nigdy mi się nie udało. Miałem tyle dziewczyn, ale żadna w żaden sposób nie dorównała tobie. Z Moniką też się rozstałem. Nie mogłem jej dłużej oszukiwać, nie zasługuje na to. Rozstaliśmy się przed świętami. Nie zdążyłem jej przynajmniej skrzywdzić tak, jak skrzywdziłem ciebie. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia i nadal możesz mieć do mnie żal, a przede wszystkim masz męża i rodzinę. Co ja mam zrobić żebyś dała mi drugą szansę? Co mam zrobić byś zamieniła dotychczasowe życie na to, które było kiedyś?- złapał moje dłonie i schował w swoich. Jakoś dziwnie przeszył mnie jego dotyk, nadzwyczaj dziwnie. Od tych jego słów zakręciło mi się w głowie. Jak on to sobie wyobraża? Mam zostawić dla niego rodzinę i męża i tak po prostu wrócić? Nie trzyma się to kupy, to raz. Dwa, Fabian za bardzo mnie skrzywdził bym miała do niego wrócić. A po trzecie, przez chwile mi się wydawało, że mogłabym do niego wrócić, ale okazało się, że Drzyzga jest świetnym kochankiem, a nie materiałem na męża i ojca. Jak tak się dłużej zastanowić, to Zbyszek też ostatnio w tej roli nie sprawdza się szczególnie.
-Fabian ja mam nadzieję, że spotkasz kiedyś kobietę, którą pokochasz szczerym uczuciem, ale to nie mogę być ja. Mam rodzinę, męża i dzieci. Nie zostawię ich dlatego, bo tego ode mnie oczekujesz. Mieliśmy swoją szansę, może nawet dwie i żadnej nie wykorzystaliśmy. Nie wierzę w przeznaczenie, ale najwyraźniej my nie jesteśmy sobie pisani.-podchodzę do okna, za którym pada srebrzysty śnieg. Jest prawie tak pięknie jak wtedy, gdy byliśmy razem z Fabianem we włoskich Alpach…

Zawsze marzyłam o przebywaniu w górach podczas siarczystych mrozów i srogiej zimy. W końcu moje marzenie się spełniło. Do tej pory takie obrazki oglądałam tylko w książkach od geografii czy kolorowych pocztówkach. Wystarczyło, że raz powiedziałam o tym Fabianowi o ten wariat zamówił Last Minute i leżymy teraz w zaspie śniegu, nieustannie się całując.
-Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa?
-Przy tobie? Nieustannie każdego dnia.- obróciliśmy się tak, że to ja teraz leżałam na plecach, a Drzyzga na mnie, obsypując moją twarz pocałunkami. Coś czuję, że już nie długo zabawimy na dworze, bo z każdą chwilą wzmaga się w nas pożądanie. Fabian się podniósł i wziął mnie na ręce, niosąc w kierunku przytulnego pensjonatu, w którym wynajęliśmy apartament. Pani w recepcji tylko się uśmiechnęła, widząc nasze spojrzenia przepełnione uczuciem. Wpadliśmy do pokoju jak szarańcza z plag egipskich, demolując wszystko co spotkaliśmy po drodze. Rzucił mnie na łóżko i zaczął pozbawiać ubrań. Nie wiem nawet czy zdążył założyć prezerwatywę, gdy znalazł się we mnie. Mocno i głęboko, aż z początku zabolało, ale tylko trochę. Wzdrygnęłam się, ale on wiedział, że nie musi przestawać, bo to tylko chwilowe uczucie dyskomfortu. Wcześniej wiele razy rozmawialiśmy na ten temat.
-Kocham cię wiesz?- wzniósł się ponad mnie i spojrzał głęboko w oczy. Jego głos zabrzmiał niesłychanie pewnie. Z tą samą pewnością odpowiedziałam.
-Wiem i też cię kocham. Kocham cię najbardziej na świecie!- krzyczałam ile sił w płucach, nawet nie zastanawiając się, że być może wszyscy przebywający w pensjonacie domyślą się, że uprawiamy seks. Człowiek z miłości jest w stanie robić wszystko, nawet największe wariactwa. Jeszcze z takiej miłości…

-Myślisz, że gdybym wtedy nie zachował się jak szczeniak to byłbym na miejscu Zbyszka?- jest to wysoce prawdopodobne. Być może nie straciłabym dziecko, być może wzięlibyśmy ślub i byli rodziną jak z obrazka. Ja go naprawdę kochałam. KOCHAŁAM. Jest to zdecydowanie czas przeszły?
-Proszę cię Fabian, nie wracajmy do tego. Żałuję tylko, że nie udało mi się donosić ciąży, bo nawet jeśli nie bylibyśmy razem, to dziecko zasługiwało na to, by żyć i się rozwijać. Bóg chciał jednak inaczej…
-Wiesz, że nie wierzę w Boga. To moja wina…
-Nie chcę uważać, że to twoja wina. Gdybym tak myślała, to dziś nie rozmawiałabym z tobą. Idź już Fabian i bądź szczęśliwy. Szczerze i z serca ci tego życzę.- podeszłam do niego, chcąc przytulić go po raz ostatni. Niefortunnie postawiłam nogę, wpadając w jego ramiona. Wykorzystał to, atakując moje usta. Chciałam się odsunąć, ale mocno mnie przytrzymał. Jego piekielny uścisk ramiona sprawił, że w końcu mu się poddałam, oddając temu pocałunkowi bez reszty. Wiem, że robię źle, ale nie przestaję. Oddaję pocałunki i przejmuję inicjatywę. Dopiero, gdy ręka Fabiana wędruje po moich plecach w kierunku pośladków, odpycham go od siebie.
-Wyjdź Fabian i nigdy już mnie nie odwiedzaj!

~*~

Stoję pod zakładem karnym w którym osadzona jest Anastazja i zastanawiam się co ja właściwie tu robię w tajemnicy przez żoną. W sumie można powiedzieć, że jej podejrzenia dotyczące innej kobiety mają w sobie jakieś ziarnko prawdy, ale ja przecież nie spotykam się z nią po kryjomu w lubieżnych celach. Na tydzień przed świętami dostałem od niej list. Nie pisała o tym co słychać w więzieniu. Po prostu w kilku słowach oznajmiła, że ma mi coś ważnego do powiedzenia, co może mieć wpływ na moje życie rodzinne. Od razu pomyślałem, że może chodzić o bezpieczeństwo Tosi i dziewczynek, a z tym nie mogę igrać.
-Pan w jakim celu tutaj?
-Do osadzonej Anastazji Wolskiej. Mam mieć z nią widzenie.- kiedyś byłem w ramach propagowania siatkówki w zakładzie karnym, ale teraz to jest zupełnie inna sytuacja. Aż się boję pomyśleć jak wstyd byłoby Ance, gdyby była tutaj z nami i musiała się mierzyć z tym, że jej siostra siedzi w więzieniu i to jeszcze za handel kobietami. Wolscy jakoś mocno się tym nie przejęli, ale na wszelki wypadek odcięli się od córki. Mają w tym doświadczenie… Po kontrolnym przeszukaniu mojej osoby wszedłem do środka za metalowe drzwi. Jakiś policjant ze służby więziennej zaprowadził mnie do miejsca, w którym było już kilku więźniów, jak się domyślam z członkami rodzin. Wszyscy mają jakieś paczki, a ja przyszedłem z gołą ręką. Nie pomyślałem, a w końcu nie dawno były święta…
-Czułam, że przyjdziesz.- o kurwa. Przede mną stanęła Nastka. W pomarańczowym uniformie, w kajdankach. Nie wygląda tak, jak wyglądała przed więzieniem. Jest po prostu najzwyczajniej w świecie zaniedbana. Nie widziała już dawno fryzjera, kosmetyczki. W najmniejszym stopniu nie jest mi jej żal, bo sama sobie na to zasłużyła. Czemu winne były te dziewczyny, które z nadzieją na pracę barmanki szły do ich klubu i już nigdy stamtąd nie wracały? Nie obchodzą mnie tłumaczenia, że Wolska była szantażowana. Chciała żyć ponad stan niż inni, to ma za swoje.
-Jestem ciekaw co masz mi do powiedzenia… Wszyscy twoi koledzy siedzą i nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie mieli opuścić zakład karny, więc nie wiem co ty możesz mi mieć do powiedzenia. Radzę ci tylko żebyś w końcu przestała knuć, bo to już nie przejdzie.
-Zastanawiałeś się czy aby na pewno jesteś ojcem dziecka Amelki?- spociły mi się ręce. Momentalnie na czole wystąpił pot. Co ona w ogóle wygaduje?! Kazała mi przyjść tutaj, by gadać takie głupoty? Niby czyim dzieckiem ma być Amelka jak nie moim? Przecież to ja słyszałem pierwsze bicie serduszka, przyglądałem się zdjęciom USG. Mała ma moje włosy, mój nos i uśmiech. Tak mówi Tosia…
-Rozumiem, że to miejsce nie działa na ciebie najlepiej, ale są pewne granice. Jeśli ściągnęłaś mnie tu dla takich rewelacji, to naprawdę tracę czas.-chciałem się podnieść, ale złapała mnie za rękę. Spojrzał na mnie jakiś policjant z karabinem i z czystego strachu usiadłem ponownie na swoim miejscu.
-A jeśli to dziecko któregoś z tych, którzy wykorzystali ją podczas porwania. Nie możesz mieć pewności…- co ona w ogóle mówi! Nie mogę tego słychać! Podniosłem się i jak strzała wybiegłem z więzienia. Powiew wiatru ostudził moje emocje. W głowie zaczęły przelatywać obrazki z tamtych dni. Przecież to nie możliwe, by tak szybko doszło do zapłodnienia. A może możliwe, a ja się nie znam? Kiedy oboje pojechaliśmy do szpitala, Tosia już została przewieziona na ginekologię. Nikt nie mówił który to tydzień, a bynajmniej ja nie mogę sobie tego przypomnieć. No, ale przecież Melka jest do mnie podobna, wszyscy to mówią. Moja mama pierwsza zauważyłaby jakąś nieprawidłowość, gdyby uważała, że mała nie jest moją córką. Mam zachwiać szczęściem swojej rodziny tylko dlatego, że Anastazja sobie coś wymyśliła?! Nie trzyma się to kupy. W ogóle nie chcę o tym myśleć. Wrócę do domu, zadzwonię do Tosi i przeproszę za te tajemnice i obiecam, że już nigdy nic takiego się nie powtórzy. Jutro po nich pojadę, przywiozę do Rzeszowa i wszystko wróci do normy.
-Muszę coś sprawdzić…- powiedziałem do siebie pod nosem, gdy parkowałem po naszym mieszkaniem. W domu jest książeczka zdrowia Amelki. sprawdzę grupę jej krwi. Przecież musi mieć albo grupę krwi matki albo ojca. Ja mam ARh-, a Tosia BRh+. Wbiegłem do mieszkania jak wariat. Szybko kartkowałem strony medycznej dokumentacji aż w końcu znalazłem.

-0Rh-…To nie jest moje dziecko…



~*~
Pochłania mnie studiowanie bez reszty, a myślałam, że w październiku to ja będę zwiedzać Łódź i poznawać nowych ludzi, a wyszło na to, że nie mam czasu na nic. Z pisaniem też jest kiepsko, bo miałam problemy z laptopem, ale już na tym polu powinno być lepiej. Nadrabiać zaległości u Was, starając się dotrzeć wszędzie.
Pozdrawiam :***

wtorek, 30 września 2014

Dwudziestkaszóstka

Boże Narodzenie rok później…

Wszystko się udało. Teraz choroba Amelki jest już dla nas wspomnieniem. Przykrym, ale na szczęście tylko wspomnieniem. Wiele rzeczy przez ten czas udało się nam rozwiązać na naszą korzyść. Jedną z ważniejszych jest ta, że policja złapała i rozprawiła się z przestępcami, którzy zajmowali się handlem kobietach w celach prostytucji. Wielu bandziorów dostało wyroki, a my mogliśmy odetchnąć z ulgą. Wyjaśnił się również udział Anastazji w tym procederze. Otóż dziewczyna odpowiedziała kiedyś na ogłoszenie w gazecie. Miała zostać hostessą i brać udział w jakiś pokazach na terenie miasta. Poszła i szybko okazało się w czym ma brać udział. Niestety nie mogła się z tego wymiksować, bo podpisała umowę. Do tego bała się, że coś jej się stanie za niestosowanie się do umowy. Na własnej skórze poznałam co to znaczy mieć do czynienia z tymi ludźmi. Zbyszek jest na mnie trochę zły, że utrzymuję kontakt z chłopakiem, który brał udział w moim porwaniu, ale ja widzę w nim po prostu dobrego człowieka, który pogubił się w życiu. Ja i Zbyszek też się pogubiliśmy i to dość poważnie. Jesteśmy razem, ale jakby obok siebie. Miałam nadzieję, że rodzinne święta Bożego Narodzenia spędzone w malowniczej zimowej scenerii w mojej rodzinnej miejscowości sprawią, że coś drgnie w naszych relacjach, ale jak na razie nic takiego nie ma miejsca. Mój mąż krząta się z pokoju do pokoju, jakbym mnie tu nie było. Ja pomagam mamie w kuchni i doglądam Melkę, on siedzi z Alą i ogląda telewizję. Na 19 mają przyjechać rodzice i siostra Zbyszka. Nie sądziłam, że zamienią swoje wygodne mieszkanie na zabitą dechami wioskę, ale dali się namówić swojemu synowi właściwie bez szemrania.
-Tosiu co się dzieje?- moja mama w mig zauważa, że coś między nami zgrzyta, ale nie mam siły w wigilijny dzień opowiadać jej o tym, że moje małżeństwo ze Zbyszkiem przechodzi kryzys właściwie od momentu, w którym urodziła się Amelka i rozpoczęliśmy walkę o jej zdrowie. Fakt, wtedy to ja odsunęłam się od niego, ale kiedy wróciliśmy do domu po wszystkich operacjach i zabiegach, chciałam to zmienić. Wtedy to on chodził spać momentalnie, gdy kładliśmy się do łóżka. Nasz seks nie przypomina seksu, jest raczej próbą wypełniania małżeńskiego obowiązku.
-Nie mamo, wszystko w porządku. Trochę się denerwuję wizytą rodziców Zbyszka. Wiesz, niby mi już odpuścili, ale oni są jakby z innego świata…- czasami mi się wydaje, że Zbyszek jest z innego świata, zupełnie innego niż ja.
-Przestań kochanie. Jeśli możesz to skręć mak, bo do zrobienia został nam jeszcze makowiec. Zrobimy naprawdę porządną wigilijną wieczerzę, a i jutrzejszy obiad zapowiada się nie gorzej. Zobaczysz, że rodzina Zbyszka jeszcze zakocha się w tym co to zobaczy, bo nie chce mi się wierzyć, że w Warszawie święta mają taki urok jak tutaj.-może ma rację? Chciałabym, by tak było.
-Tosiu mogę ci pomóc?- Ala znudziła się już oglądaniem telewizji i przyszła do kuchni, by mi pomagać. Dziewczynka jest cudowna. Stara mi się pomagać na każdym kroku. Czasem mi się wydaje, że jest dla mnie większym oparciem niż Zbyszek, ale może mam po prostu już paranoję i szukam problemów gdzie ich nie ma.
-Jasne. Weź miskę z makiem, która stoi na stole i przynieś ją tutaj. Pokaże ci jak się robi makowiec.- to normalne, że matka z córką piecze ciasto. Warto dla takich chwil być rodzicem. Czas tak szybko leci, więc pewnie już niedługo Melka będzie biegała po kuchni i przeszkadzać w gotowaniu. Szukałam maszynki do mielenia maku, gdy w drzwiach pojawił się Zbyszek. Nie wszedł do środka, oparł się o futrynę i przyglądał się nam z zamyśloną miną. Wyraźnie chce mi coś powiedzieć, ale nie do końca chyba wie jak ma to zrobić. Może oboje przemówimy do siebie wieczorem ludzkim głosem? Prawie jak zwierzęta.
-Może wybralibyśmy się na spacer? Mama dokończy ciasto z Alą, a my w końcu porozmawiamy.- spojrzałam na rodzicielkę, a ta tylko z aprobatą pokręciła głową. Otrzepałam ręce z mąki, obcierając je o kuchenny fartuch. W przedpokoju zdjęłam z wieszaka swój płaszcz i dałam go sobie założyć Zbyszkowi.
-Jak zawsze gentleman…

…spacerowaliśmy prawie 2 godziny. Mieliśmy rozmawiać, a milczeliśmy jak zaklęci. Nerwowo spojrzałam na zegarek.
-Zbyszek wracajmy do domu, bo jest już prawie 18. Zostawiłam mamę z ostatnimi przygotowaniami i źle się z tym czuję.- wymownie na niego spojrzałam. Chciał rozmawiać, a nie odezwał się do mnie ani słowem.
-Tosia co się z nami stało?
-Nie wiem Zbyszek, ale coraz bardziej ta sytuacja zaczyna mi ciążyć. Małżeństwem jesteśmy tylko z nazwy, a ja tak nie chcę. Albo wszystko wróci do normy…
-Albo się rozwiedziemy?- przystanęłam z wrażenia. Te słowa tak lekko wyszły z jego ust, że aż się przeraziłam. Tak łatwo to się skończy? Bez walki? Bez podjęcia próby utrzymania naszego małżeństwa przy życiu?
-Nie pomyślałam o tym…Ja yyy, ja…- chciałam powiedzieć, że go kocham, ale nie przeszło mi to przez gardło, gdy zmroził mnie chłód jego oczu.
-Myślę, że na jakiś czas powinniśmy się rozstać, dać sobie czas, by przemyśleć nasze małżeństwo. Zaraz po świętach pojadę do Rzeszowa, a ty zostaniesz u moich rodziców w Warszawie. Rozmawiałem z nimi i powiedzieli, że nie będzie z tym żadnego problemu. Wiem, że gdybyś była w Rzeszowie, to nie zniósłbym twojej obecności, by do ciebie nie przyjechać. Kocham cię i nie chcę cię stracić, ale muszę odpocząć…- odpocząć od bycia mężem i ojcem? Przecież to jest dziecinne i nieodpowiedzialne. Już kiedyś byłam w związku z nieodpowiedzialnym i egoistycznym mężczyzną. Obiecałam sobie, że nigdy więcej nie powtórzę tego błędu i co? Nie miałam pojęcia, że Zbyszek taki jest, że ma drugą stronę. Jest jak medal. Z jednej strony kochany i czuły, ale gdy tylko pojawiają się problemy, to ucieka i chowa głowę w piasek niczym struś. I co to jeszcze za pomysł, bym zatrzymała się u jego rodziców w Warszawie? Jeśli tak bardzo nie może na mnie patrzeć, to zostanę z dziećmi tutaj, u swoich rodziców.
-Nie pomyślałeś o tym, że Ala musi chodzić do szkoły? Po 6 stycznia muszę wrócić do Rzeszowa, bo mała musi chodzić do szkoły. Pogadam z Moniką, może będę mogła zatrzymać się u nich.-obróciłam nerwowo obrączkę w placu. Nagle zaczęła mnie uwierać?
-Tyle czasu myślę, że nam wystarczy. Tosia nie myśl, że ja się poddam bez walki, ale jeśli czegoś nie zrobimy, jeśli nie zatęsknimy za sobą to znaczy, że naszego małżeństwa nie można ratować, że to nie ma sensu…

~*~

Nie wierzę, że to się dzieje naprawdę, ale nie potrafię mówić, że pada deszcz, gdy ktoś pluje mi w oczy. Antosia zaczęła się ode mnie odsuwać od momentu narodzin naszej córki. Choroba Meli przyćmiła jej wszystko. Starałem się to zrozumieć, ale w pewnej chwili stało się to już nie do zniesienia. Boję się do niej zbliżyć, by mnie nie odepchnęła.
-Rozumiem, że przy wigilijnym stole mamy udawać szczęśliwą rodzinkę? Przepraszam cię Zbyszek, ale ja nie zamierzam brać udziału w takiej szopce. Jeszcze dziś powiemy rodzicom co się u nas dzieje, jesteśmy im to winny. Moja mama zauważała, że między nami jest coś nie tak, a i pewni twoi rodzice nie uwierzą, że ze względów rodzinnych mam się u nich zatrzymać na jakiś czas z dziećmi.
-Po co ich denerwować? Może wszystko się ułoży? Nie mieszajmy w to wszystkich, bo potem będziemy się z tego tłumaczyć.- no tak. Lepiej z dnia na dzień oznajmić wszystkim, że się rozwodzimy? Podszedłem do niej i przytuliłem. Tak jak kiedyś, jak dawniej.
-Przepraszam…- rozdzwonił się Tosi telefon. Spojrzała na wyświetlacz i zdziwiona odebrała połączenie. Odeszła na bok. Nie wiedziałem z kim rozmawia dopóki nie padło z jej ust imię „Łukasz”. Od razu wiedziałem o kogo chodzi. Moje nerwy urosły do monstrualnych rozmiarów. Robię wszystko by raz na zawsze odciąć się od przeszłości, a ona wbrew mojej woli ucina sobie pogaduszki z kolesiem, który brał udział w jej porwaniu i jeszcze mi będzie gadać, że jest dobrym człowiekiem i każdy zasługuje na drugą szansę.
-Nie mów mi, że wy cały czas macie ze sobą kontakt? Tośka do kurwy nędzy, on jest niebezpieczny!- podniosłem głos. Czuję, że to nie będą udane święta w naszym wykonaniu. Już w drodze do rodzinnej miejscowości mojej żony zdążyliśmy się porządnie pokłócić o prezent jaki kupiłem dla jej rodziców. Może faktycznie powinienem to uzgodnić z Antosią, bo to w końcu jej rodzice, ale ten samochód trafił się w naprawdę rozsądnej cenie. Od dłuższego czasu nie mogłem patrzeć na dotychczasowy samochód teściów, ponieważ jego stan techniczny pozostawiał wiele do życzenia, a przede wszystkim był dla nich samych zagrożeniem. Nadejdzie kiedyś taki czas, że Ala i Mela przyjadą tu na ferie czy wakacje i chcę mieć po prostu pewność, że będą jeździć w bezpiecznym samochodzie. Żona uznała, że tak drogi prezent jest nie na miejscu, a rodzice poczują się urażeni, gdy będą musieli go przyjąć. Co w tym złego, że chcę w ten sposób wyrazić wdzięczność chociażby mamie za to, że pomagała nam w najtrudniejszym dla nas okresie? Tata też nie miał lekko, gdy na kilka miesięcy został sam z całym gospodarstwem na głowie.
-Tyle razy ci mówiłam, że on nie jest taki jak cała reszta tej bandy. Nawet nie wiesz jak on mi pomagał, gdy byłam przetrzymywana w tym okropnym miejscu. Dzięki nie mu miałam tam koc więcej i dodatkowe porcje jedzenia. Pragnę ci przypomnieć, że już wtedy byłam w ciąży i nie możesz wiedzieć czy te kroki z jego strony nie pomogły przetrwać naszej córce tego najtrudniejszego czasu.
-Wiem, ale nie podoba mi się to, że cały czas wracasz do tego co było. Robię wszystko byś zapomniała o tym co się stało, być czuła się bezpiecznie, a ty za wszelką cenę robisz wszystko, by my moje działania szły psu na budę. Od dłuższego czasu właśnie w ten sposób wygląda nasze małżeństwo, ja w prawo, ty w lewo. Uważam, że ta przerwa na odpoczynek od siebie dobrze nam zrobi.- nie czuję się najlepiej z tym pomysłem, ale nie mam innego wyjścia. Mam w Rzeszowie do załatwienia takie sprawy o których Antosia nie może w żadnym wypadku się dowiedzieć. Na pewno jeszcze nie teraz.
-I tak moje zdanie się nie liczy, bo wszystkie decyzje podejmujesz samodzielnie, więc nie zamierzam już wypowiadać swojego zdania na temat tej przerwy. Zrobisz jak ze chcesz, ale ja do twoich rodziców się nie przeniosę to możesz być tego pewien. Zostanę tutaj do momentu aż zaczniesz nas potrzebować. Wracam do domu, a ty jak chcesz to już od teraz zacznij się ode mnie odizolowywać. Może wcześniej te głupoty ci wylecą z głowy.- szatynka odwróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną do domu. Z tym jednym się z nią zgadzam. Chciałbym już dziś pojechać do Rzeszowa i rozwiązać pewny sprawy, od których będzie zależeć nasza przyszłość.
-Zbyszek ty kogoś masz prawda?
-Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?! Skończmy lepiej tę rozmowę bo zaraz powiemy sobie coś, czego będziemy żałować i czego nie da się wybaczyć. Powiedzmy, że tego pytania nie było, bo musiałbym cię posądzić o brak zaufania, a tego bym nie chciał.- jak my w ogóle rozmawiamy? Wracamy do domu w podłych nastrojach. Moi rodzice już są, ale nie mam ochoty z nimi rozmawiać i tłumaczyć dlaczego trzasnąłem drzwiami, gdy wchodziłem do łazienki. Po szybkim prysznicu emocje trochę mi opadły, ale ciężko będzie mi usiąść do wigilijnego stołu, bo nie jestem w stanie się zresetować i przestać myśleć.
-Możemy zasiadać już do kolacji?- przy stole pojawia się teść razem z Alą i Amelią na rękach oznajmiając, że na niebie właśnie rozbłysła pierwsza gwiazda, a wraz z tymi słowami rozbłysły oczy mojej mamy. Czy ona kiedykolwiek w Warszawie czekała na znak od gwiazdy? Nie, bo w naszym domu nikt nie stał w oknie, a kolacja zaczynała się od momentu, w którym mama zdążyła wszystko przygotować. Tu jest tak inaczej, tak tradycyjnie. Odczytany fragment ewangelii według św. Łukasza przez głowę rodziny, ogólne życzenia i przełamanie się opłatkiem. W tym domu naprawdę składa się sobie życzenia, a nie powtarza utarte slogany „Wesołych świąt i Szczęśliwego Nowego Roku”. Przyszła kolej na mnie i Tosię. Stanęliśmy gdzieś na uboczu, by nikt nie słyszał naszych wymuszonych życzeń.
-Wiem, że nie wygląda to na razie dobrze, ale pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, to ja cię kocham i to się nigdy nie zmieni. Nie pytaj mnie więcej o inną kobietę, bo ja już swoją wybrałem…


~*~
Już jutro ruszam na podbój Łodzi. Strasznie się denerwuję, ale może będzie dobrze. Jak mi będzie źle, to zawsze mogę jechać sobie pod Atlas Areny i przypominać sobie drugą fazę MŚ ;)
Pozdrawiam :***


czwartek, 25 września 2014

Dwudziestkapiątka

Nigdy nie czułam się tak bezradna jak teraz. Już nawet wtedy, gdy byłam więziona i przetrzymywana w jakiejś norze nie czułam takiego strachu jak teraz. Mela złapała zapalenie płuc. Już nawet nie mam siły myśleć czy to przez niedopatrzenie lekarzy czy przez jej osłabiony układ odpornościowy. Wiem natomiast tyle, że w każdej chwili moje dziecko może umrzeć. Lekarz nie owijał w bawełnę podczas ostatniej rozmowy, że nadchodzące godziny będą decydować o życiu i zdrowiu naszego dziecka. Muszę to podkreślać, że to nie tylko moje dziecko, ale też i Zbyszka. Mam świadomość, że wybudowałam między nami mur, jakąś niewyobrażalną przeszkodę, która uniemożliwia nam normalny kontakt. Wiem, że on też cierpi, że przeżywa, a mimo to nie zachowuję się tak jak żona, która jednoczy się ze swoim mężem we wzajemnej tragedii. Nawet teraz nie siedzimy razem. On wpatrzony w szpitalną szybę obserwuje Amelkę, a ja rozmawiam z mamą. Właściwie nie wiem czy można to nazwać rozmową. Mama mnie pociesza i podtrzymuje na duchu. Wręcz nakazuje mi bym nie traciła ducha.
-Bardzo przepraszam, że przeszkadzam, ale mam pewną sugestię. Oczywiście nie wolno zakładać najgorszego, ale w takiej sytuacji może zechcieliby państwo ochrzcić dziecko? Z doświadczenia wiem, że w takiej sytuacji rodzice nie mają do tego głowy, a jeśli dochodzi już do najgorszego, to mają do siebie o to pretensje. Z tego co wiem ksiądz kapelan jest na terenie szpitala, więc mógłby ochrzcić Amelkę.- zupełnie wyleciało mi to z głowy, ale w tej sytuacji od razu kiwam głową. Po mojej twarzy spływają łzy. Już nie mam siły płakać głośno. One same pojawiają się pod powiekami, a ja nie mam nad tym kontroli.
-Dobrze, proszę sprowadzić księdza. Ochrzcimy małą.- no właśnie, ochrzcimy. Ja i Zbyszek. Podjęłam tak ważną decyzję bez jego wiedzy. Tak nie zachowuje się żona. Tak zachowuje się zapatrzona w siebie i egocentryczna idiotka, skupiona tylko na swoim nieszczęściu.
-Zbyszek?- podchodzę do niego i trącam go w ramię. Podnosi zapłakaną twarz, spoglądając na mnie tymi swoimi smutnymi, zielonymi oczami. Serce znów dzisiejszego dnia rozpada mi się na kawałki. Tak go zaniedbałam, najzwyczajniej w świecie go opuściłam w cierpieniu.
-Może ochrzcilibyśmy Amelkę? Ksiądz może przyjść i to zrobić. Co prawda nie myśleliśmy jeszcze o chrzestnych, ale oboje na pewno chcielibyśmy, by była to Monika i Michał. Może do nich zadzwonisz co?- siadam obok niego. Wyciąga telefon i dzwoni, a ja trzymam jego drugą dłoń w swojej. Jestem przekonana, że nasi przyjaciele chętnie się zgodzą na tę propozycję.
-Załatwione. Zostawią tylko Krzyśka u Ignaczaków i przyjadą tutaj. Tosiu proszę, wróć do mnie. Za ścianą o życie walczy nasza córka, ja nie wiem co mam robić, a do tego jeszcze ty zupełnie się ode mnie oddaliłaś. Chcę żebyśmy przeszli przez to razem…- splatamy swoje palce. Tak bardzo bym chciała przełamać w sobie tę blokadę. Wiem, że odgrodziłam się od Zbyszka murem, ale nic nie mogę zrobić z tym, że najważniejsza jest dla mnie Amelka i nie mogę się skupić na niczym innym, bo cały czas głowę zaprząta mi tylko myśl o jej chorobie. Najważniejsze jest dla mnie to, by udało się wyleczyć jej serduszko. Reszta jest mało ważna. No, ale czy Zbyszek zalicza się do rzeczy do mało ważnych? Gdyby nie on, pewnie siedziałabym w swoim nauczycielskim mieszkanku i cały czas przeżywała rozstanie z Fabianem. Dzięki brunetowi przeżyłam wiele pięknych chwil. Nie mam prawa winić go za to, że nasza córka jest chora, bo to nie jest niczyja wina. Od początku musieliśmy się liczyć z tym, że mam problemy z prawidłowym przebiegiem ciąży, ale Zbyszek cały czas mnie wspierał, na każdym kroku.
-Zbyszek przepraszam…Nie umiem zachowywać się tak, jakby wszystko było w porządku. Paskudnie spisuję się jako żona i mam tego świadomość, ale teraz najważniejsze jest dla mnie bycie matką. Obiecuję ci, że jeśli Mela wyzdrowieje to wszystko wróci do normy.-pocałowałam go na znak, że tak będzie, ale kiedy to będzie to nie jestem w stanie tego przewidzieć. Na twarzy mojego męża pojawił się lekki uśmiech, ale to jeszcze nie jest ta pełnia szczęścia, którą widywałam kiedyś.
-Jesteśmy!!!- z końca korytarza dochodzi nas głos Moniki. Widać, że nasi przyjaciele pędzili tu na łeb na szyję. Przywitaliśmy się i poszliśmy do sali małej, gdzie czekał już na nas szpitalny kapelan. Inaczej wyobrażałam sobie chrzest swojego dziecka. Miał być to rzeszowski kościół do którego razem ze Zbyszkiem chodziliśmy na nabożeństwa.
- Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?
-Amelia.
-O co prosicie Kościół święty dla Amelii?
-O chrzest.
- Prosząc o chrzest dla Waszego dziecka przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?
-Jesteśmy świadomi.
- A wy, Rodzice chrzestni, czy jesteście gotowi pomagać rodzicom tego dziecka w wypełnianiu ich obowiązku?
-Jesteśmy gotowi.
- Amelio, wspólnota chrześcijańska przyjmuje cię z wielką radością. Ja zaś w imieniu tej wspólnoty znaczę cię znakiem Krzyża, a po mnie naznaczą cię tym samym znakiem Chrystusa Zbawiciela twoi rodzice i chrzestni…

…to dziwne, ale kilka godzin po chrzcie Amelka zaczęła jakby lepiej oddychać. Oczywiście nikt nie chce tu mówić o jakimś cudzie, ale coś musi być na rzeczy. Lekarz zapewnił mnie, że w najbliższym czasie wszystko powinno wracać do normy, a jak uda się ustabilizować serduszko małej, to być może już nie długo będzie można przeprowadzić operację, która pozwoli naszej córeczce normalnie funkcjonować w przyszłości. Postanowiłam, że wrócę ze Zbyszkiem dzisiejszej nocy do mieszkania, by wyspać się jak człowiek i pierwszy raz od bardzo dawna zachować się tak, jak powinna zachować się żona. Wiem, że piecze nad wszystkim trzyma moja mama i jestem jej bardzo wdzięczna, ale to ja powinnam prasować zbyszkowe koszule i pilnować by jadł to, co powinien jeść sportowiec. Eh, nie wracam jeszcze na stałe, ale kolację zrobię mu dziś taką, jakiej jeszcze dawno nie jadł.
-Moja mam zrobiła jakieś zakupy? Chciałabym zrobić coś na kolację, a nie jestem pewna czy w naszej lodówce uświadczymy coś innego prócz światła.- Zbyszek nie jest zwolennikiem zakupów i kiedyś w żartach mi powiedział, że ożenił się między innymi dlatego, by mógł mieć zakupy z głowy.
-Lodówka jest pełna. Muszę ci powiedzieć, że przemogłem w sobie tą niechęć do biegania za margaryną czy makaronem i jakoś sobie radzę. Mam dla ciebie też inną niespodziankę, ale o niej bezpośrednio już w domu.- do celu zostało nam jeszcze jakieś 10 minut jazdy i wiem, że muszę się uzbroić w cierpliwość bo raczej nie ma możliwości, by udało mi się coś wyciągnąć ze Zbyszka teraz. On jak mówi o niespodziance to nie rzuca słów na wiatr. Zaparkowaliśmy pod naszym mieszkaniem i wysiedliśmy z samochodu. Rozejrzałam się tak, jakbym nie była tu kilka lat. Wpadałam do domu, brałam prysznic, kilka rzeczy najpotrzebniejszych i wracałam do szpitala.
-Zamkniesz oczy, gdy wejdziemy do mieszkania? -spojrzałam na niego z lekkim przekąsem, ale szybko skinęłam głową. Jeśli to dla niego takie ważne, to zrobię mu tą przyjemność. Kiedy przekroczyliśmy próg mieszkania, zrobiłam to o co poprosił mnie wcześniej. Zamknęłam oczy i dałam się poprowadzić Zbyszkowi w kierunku pokoju, który przypomina graciarnię. Nie musiałam mieć otwartych oczu by wiedzieć gdzie idę. Jakoś dziwnie nie cuchnie z tego pokoju starymi butami czy różnymi odżywkami sportowymi, które powodują u mnie odruch wymiotny.
-Możesz otworzyć. To jest moja niespodzianka dla ciebie i naszej córki. Wierzę, że Amelka wyzdrowieje i już nie długo wszystko będzie tak, jak być powinno. Zobaczysz, w tym łóżeczku będzie cichutko spało nasze maleństwo, będziemy chodzić z tym wózkiem na spacery. Te książeczki będziemy czytać Meli, kiedy będzie większa. Będziemy rodziną jak z obrazka, ja w to wierzę.- jego słowa nie docierały do mnie tak, jak powinny. W momencie gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam jaką metamorfozę przeszedł ten pokój, odcięłam się od rzeczywistości. Mój mąż stworzył wspaniałe miejsce dla Amelki. W tym całym zamieszaniu zapomniałam, że nie zdążyłam nic przygotować na przyjazd córki do domu. O wszystkim pomyślał. Tyle razy zarzekał się, że posprząta w tym pokoju, ale odkładał to z dnia na dzień, miesiąca na miesiąc. W końcu się za to zabrał, a efekt jest piorunujący. Podeszłam do dębowego łóżeczka z różową karuzelą nad nim i przejechałam dłonią po barierce. Pomieszczenie utrzymane jest w różowym kolorze, idealnym dla naszej małej dziewczynki.
-Dziękuję Zbyszku. Wiem, że przez ostatni czas zachowywałam się źle wobec ciebie. Nie potrafiłam dopuścić się do siebie i spróbować razem zmierzyć się z chorobą Meli. Ty mimo wszystko się nie poddajesz i właśnie za to cię kocham. Inny na twoim miejscu już dawno by się poddał, a ty tego nie robisz. Walczysz o naszą córkę i nasze małżeństwo. Obiecuję się, że gdy to wszystko się skończy, będę dla ciebie żoną na jaką zasługujesz.- podeszłam do niego i wspinając się na palce pocałowałam go. Nie tak jak stara ciotka. Pocałowałam go tak, jak żona spragniona czułości męża. Dosłownie spragniona. Gdy poczułam ciepło jego ust na swoich wargach, moje ciało ogarnęła potrzeba czułości i bliskości. Na chwilę odrzuciłam od siebie czarne myśli i złe scenariusze. Nie mogłam się od niego oderwać. Całowałam go i całowałam, aż w końcu on przejął inicjatywę. Wziął mnie na ręce i przeniósł do sypialni. Miałam ugotować dla nas kolację.
-Zbyszek…- pisnęłam cichutko, gdy jego zęby przyjemnie drażniły mój płatek ucha. Oddałam się bez reszty pożądaniu. Postawiłam na instynkty, które potrzebowałam zaspokoić. Zaczęliśmy pozbywać się ubrań z prędkością światła. Pieściliśmy wzajemnie swoje najintymniejsze części ciała. Przez ten czas nie zapomniałam jak należy podnieść pożądanie siatkarza do granic możliwości.
-Jesteś tylko moja. Moja i tylko moja na zawsze. Nigdy nie przestawaj w to wierzyć.-wierzę i nigdy nie przestanę. Zwłaszcza w takich sytuacjach, kiedy coś nie idzie i jest pod górkę muszę wierzyć, że nie jestem sama i nie muszę przed całym światem udawać jaka jestem dzielna. Mam męża, najlepszego na świecie. Muszę poświęcić mu tyle uwagi, na ile zasługuje. Westchnęłam głośno, gdy jego członek znalazł się we mnie. Pierwsze jego pchnięcia były powolne i wyważone, ale każdy kolejny wzmagał na sile, a mi zaczynało odpowiadać takie zmienne tempo. Oboje nie jesteśmy teraz w formie, dlatego nasze miłosne igraszki nie miały prawa trwać dłużej niż trwały. Moje oczy walczyły ze snem. Oparłam głowę na ramieniu Zbyszka i wsłuchiwałam się w miarowe bicie jego serca. Jego ton uspokoił mnie na tyle, że odpłynęłam spokojnie w ramiona Morfeusza. Jeszcze przez chwilę czułam na swoim policzku jego oddech i usta na czole, ale już nie miałam siły reagować. Zasnęłam. Pierwszy raz spokojnie od dłuższego czasu. Z nadzieją, że obudzę się w lepszej rzeczywistości, już bez choroby Meli…


~*~
Skończyłam już to opowiadanie, dziś napisałam epilog. Chyba tak zadziało na mnie mistrzostwo :)))