sobota, 19 lipca 2014

Dwudziestka

Siedzę na poczekalni, trzymając w swojej dłoni dłoń Moniki. Po policzkach spływają mi łzy. Strzał, który padł w tej szopie sprawił, że umarło we mnie serce. Zatrzymało się. Przywieziono nas do szpitala osobnymi karetkami, a teraz nikt nie chce mi udzielić informacji na temat stanu jego zdrowie. Wiem też, że w szpitalu jest Zyga. Może to jego trafił strzał? Nikomu nie życzę źle, ale niech go trafi jasny szlag! Dopiero teraz do mnie dociera co się stało i w jak poważnych tarapatach byłam. Oczywiście zdawałam sobie z tego sprawę już wcześniej, ale teraz to wszystko do mnie dociera z podwójną siłą. Do tego jeszcze nie wiem co ze Zbyszkiem!
-Nie wytrzymam! Idę tam!- podniosłam się gwałtownie z krzesła, zapominając o podłączeniu do kroplówki. Właściwie nic mi nie jest. Pobrano mi krew, zrobiono opatrunki na ciele i dano witaminy na wzmocnienie.
-Uspokój się. Na pewno nic mu nie jest.- Monia stara się dodać mi otuchy i gdyby nie ona to pewnie już dawno bym oszalała z nerwów. No nic, musimy siedzieć i czekać.
-Zapraszam panią do środka. Mamy już pani wyniki badań.- Kubiak siłą wpycha mnie do gabinetu i wchodzi do niego ze mną. Siadamy przed biurkiem lekarza. Podobno za chwilę mam złożyć jakieś zeznania. Widziałam już policjanta na korytarzu i pewnie to z nim będę musiała rozmawiać.
-Panie doktorze może mi pan powiedzieć co z mężczyzną, który przyjechał tu ze mną? Właściwie przyjechało ich dwóch, a mi chodzi o Zbyszka Bartmana. Pan na pewno ma jakieś informacje.- spojrzałam na niego z wdzięcznością. Pokręcił głową, jakby nie mógł mi powiedzieć nic szczególnego. Pokazałam mu pierścionek zaręczynowy.
-Przed chwilą jeden z mężczyzn zmarł na stole operacyjnym. Przykro mi. Pani Antosiu, ale  mam dla pani inną wiadomość. Z wyników krwi wynika, że jest pani w ciąży. Musimy panią położyć na oddziale, by sprawdzić czy poniesione przez panią obrażenia nie zaszkodziły dziecku…- zamknęłam oczy. Wyciągnęłam igłę z żyły i wyszłam na korytarz. Ze słów lekarza dotarły do mnie tylko pojedynczy słowa. Zgon, ciąża, obrażenia i zagrożenie dziecka. Monika właśnie tłumaczy lekarzowi, że jeden z mężczyzn przywiezionych ze strzelaniny to ojciec dziecka, dlatego dobrze byłoby to wyjaśnić czy aby na pewno chodzi o Zbyszka. Nie może o niego chodzić! Ja się nie zgadzam, by to Zbyszek zginął od tego strzału.
-Proszę usiąść i się nie ruszać. Wszystkiego się postaram dowiedzieć i zaraz do pani wrócę. Proszę się uspokoić, bo to nie jest normalny stan dla dziecka.- nie dociera do mnie fakt, że jestem w ciąży. Najpierw muszę się dowiedzieć co ze Zbyszkiem. Monika na początku była pewna, że nic mu się nie stało, a teraz sama ociera z twarzy łzy i dzwoni do męża by powiedzieć mu, że prawdopodobnie jego przyjaciel nie żyje. Czy ktoś poinformował jego rodziców? Przecież oni powinni tu przyjechać. Na jednej z sal leży ich syn. Żywy lub martwy. Nie, on na pewno żyje. Nie zostawiłby mnie. On jest zbyt dobrym człowiekiem, by miał teraz odejść. Wiem, że wielu dobrych ludzi odchodzi zbyt wcześnie z tego świata, ale on nie może. Nie teraz, nie w taki sposób. Nie przeze mnie. Tak, to moja wina. Jeśli Zbyszek zginął od tego strzału, to ja nigdy sobie tego nie wybaczę. Zrobił to w mojej obronie. A może gdyby przyjechał sam a nie z policją to nic by się nie stało? Może to jego wina? Kogo ja obarczę winą za jego śmierć, gdy przyjdzie mi ostatni raz spojrzeć na jego twarz?
-To nie chodziło o pana Bartmana. Pani narzeczony leży na sali. Co prawda jest draśnięty, ale to nic poważnego. Udało mi się załatwić, żeby mogła pani do niego wejść, ale naprawdę tylko na chwilę.- korzystam z uprzejmości lekarza czując, że cały ciężar tych ciężkich godzin w moim życiu odpływa ze mnie. Zyga nie żyje, a co za tym idzie skończy się koszmar tych wszystkich ludzi, którzy byli przez niego zastraszani i zmuszani do pracy dla niego. Skończy się ciężki okres dla młodych dziewcząt, oszukiwanych i wykorzystywanych pod pretekstem zatrudnienia w barze. No i najważniejsza wiadomość jest taka, że nic poważnego nie stało się Zbyszkowi. Prawie biegnę do niego, by móc jak najszybciej zobaczyć jego twarz i upewnić się, że oby na pewno wszystko jest w porządku.
-Zbyszek!- dopadam do jego łóżka i rzucam się na niego jak ćpun na głodzie, który zdobył pieniądze na kolejną dawkę narkotyku. Ściskam go z całych sił, całując jego twarz i usta. Tak się cieszę, że nic mu nie jest. Z tej radości, ale i przytłoczenia tym wszystkim zaczynam płakać. Może płaczę też dlatego, że jestem w ciąży? Matko! Muszę mu powiedzieć jak najszybciej. Ucieszy się? Nie mam pojęcia. Nie rozmawialiśmy jeszcze o dzieciach na poważnie. Priorytetem jest dla nas adopcja małej, a w obliczu tego co się stało i jaka prawda o Nastce wyszła na jaw myślę, że sąd odda nam opiekę nad Alą z pocałowaniem ręki. Za dużo tego wszystkiego, aż momentami kręci mi się w głowie!
-Już dobrze kochanie. Jesteś bezpieczna, mi też nie stało się nic złego. Najważniejsze, że ten łobuz już nie będzie nikomu zagrażał, a cała ta ich szajka zostanie złapana.- tuli mnie do siebie mocno, a ja chłonąc jego ciepło przypominam sobie o Łukaszu. Właściwie nie wiem co się z nim stało, gdzie teraz się znajduje. Na pewno nie uniknie odpowiedzialności, a przecież tak naprawdę nic złego tam nie robił. To znaczy godził się na ten przestępczy proceder, ale sam nikomu nie wyrządził żadnej krzywdy. Był zastraszany, groziło mu niebezpieczeństwo, a mimo to potrafił zorganizować mi dodatkowy koc na noc i ciepłą herbatę ze słodką bułką.
-Pani Tosiu, muszę panią porwać, bo już upominają się o panią na ginekologii, gdzie umówiłem pani badanie USG.- przy łóżku Zbyszka pojawia się przyjmujący mnie lekarz, a moje policzki płoną purpurą. Czuję się tak, jakbym nie powiedziała rodzicom o grążącej mi jedynce na koniec roku. Brunet patrzy na mnie wyczekująco, a ja nie wiem co mam mu powiedzieć. No bo właściwie wszystko chyba zostało już powiedziane.
-Też jestem tak samo zaskoczona jak ty, dowiedziałam się jakieś 20 minut temu, ale ze strachu o ciebie jakoś nie przyswoiłam jeszcze do siebie tej wiadomości.- będę matką!
-Boże Tośka! Tak się cieszę! Z dzieckiem na pewno wszystko w porządku? Nic mu nie grozi po tym co się stało?- wyczekująco spojrzał na mnie lekarz.
-Chcielibyśmy właśnie to sprawdzić. Możemy już iść?- chciałabym się jeszcze nacieszyć Zbyszkiem, ale lekarz jest nieustępliwy i w ekspresowym tempie każe mi się znaleźć na zdecydowanie innym oddziale. Ostatni raz przed odejściem całuję jego usta i wychodzę, przysyłając do mojego narzeczonego Monikę. Szczęście w nieszczęściu?

~*~
Cieszę się, że w tym momencie nie ma przy mnie nikogo. Monika pojechała do domu zwolnić opiekunkę Krzysia, Tosia zasnęła po szeregu badań i analiz. Wyciągnięty na masakrycznie niewygodnym i zdecydowanie za krótkim łóżku, mogę dać upust swoim emocjom. Nie wstydzę się łez, nie wstydzę się swojego nastroju, bo przecież nie ma czego. Jeszcze kilkanaście godzin temu wydawało mi się, że znajduję się w piekle, a teraz jestem na samym szczycie raju. Widok lufy pistoletu przy skroni Łukowskiej i wiadomość o jej błogosławionym stanie. Skrajne emocje, ale jakże prawdziwe. Mogę powtarzać każdego dnia, że przy tej kobiecie rozumiem po co żyję i może nie chciałbym znowu przeżywać takich emocji jak te z udziałem przestępców, ale nie zamieniłbym tego niespokojnego życia na życie obok innej kobiety. No i to maleństwo. Zadzwoniłem już do wszystkich przyjaciół. Otrzymałem gratulacje i słowa pociechy, bo podobno jak pojawiają się dzieci, to kończy się pewien beztroski etap w życiu człowieka. Kubiak odgrażał się do słuchawki, że dopiero teraz zrozumiem jego euforię dzieckiem i każde, mało konwencjonalne zachowanie. Mógłbym dzwonić bez końca, ale brakuje mi telefonu wykonanego do rodziców. Nawet nie wiem czy oni wiedzą o tym co się stało, że jestem w szpitalu. Dotknąłem instynktownie zabandażowanego miejsca, gdzie drasnęła mnie kula. Miałem dużo szczęścia, że skończyło się tylko na kilkunastu szwach. Ta druga kula mogła mieć taką samą moc, jak ta która zabiła Zygę.
-Zbyszek!- w moim uchu niczym strzał armatni rozbrzmiewa głos mamy. Z tego wszystkiego zapomniałem, że ktoś powinien zawiadomić moich rodziców. Nie zdążyłem jeszcze nikogo zapytać czy informacja o tym co się stało nie pojawiła się jeszcze w mediach. Mam nadzieję, że taka sytuacja nie będzie miała miejsca, bo taki rozgłos jest mi do niczego nie potrzebny. Po wyjściu ze szpitala chciałbym wstawić się na zgrupowaniu i tak jak moi koledzy, ciągnąć wózek w tą samą stronę.
-Spokojnie mamo, ja nie jestem tutaj sam.- wcześniej leżałem sam, ale tylko przez chwilę. Teraz przewieziono mnie do sali na której leżę z jakimś młodym chłopakiem, czekającym na zabieg pobrania szpiku kostnego dla swojej żony.
-Możesz nam powiedzieć co się stało? Michał zadzwonił do nas i powiedział, że porwali tą twoją dziewczynę i musiałeś jechać, by ją odbić. Czy ty w ogóle nie masz rozumu synu? Przecież mogli cię zabić, coś ci zrobić…- matka szlocha w chusteczkę, pocieszana głaskaniem po plecach przez ojca. Z jego wzroku nie mogę nic wyczytać, ale mam wrażenie, że nie jest na mnie zły. Ba! Zaryzykuję i powiem, że jest ze mnie dumny, że byłem gotów zawalczyć o swoją kobietę.
-Po pierwsze mamo Tosia jest moją narzeczoną, a teraz okazało się, że jest także matką mojego dziecka, więc może przemyśl sobie wszystko dokładnie zanim coś jeszcze powiesz.- słowo dziecko w tym momencie jest kluczem, które najprawdopodobniej zadziała na naszą korzyść.
-Dlaczego nam nic nie powiedziałeś?
-O czym? O tym, że się zaręczyliśmy? Nie sądziłem, że po ostatnim przedstawieniu w Warszawie będzie was to interesować. Jeśli chodzi o dziecko, dowiedziałem się dopiero dziś, także sami rozumiecie, nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do tej myśli.- uśmiecham się pod nosem.
-Zaskoczyłeś nas, a do tego jeszcze Joanna. Była bardzo przekonywująca. Przepraszam cię synku, że uwierzyłam jej, a nie poczekałam na twoje słowa. Rozmawiałam z nią kilka dni po waszym wyjeździe i wprost zapytałam o to jak było z waszym rozstaniem. Zaczęła kręcić, a ja wtedy zrozumiałam, że cały czas kłamała. Powinnam już wcześniej do ciebie zadzwonić, przeprosić ciebie i Antosię, ale jakoś tak nie miałam odwagi po tym co mówiłam wtedy podczas obiadu.- coś nowego. Moja matka przyznająca się do błędu to bardzo rzadkie zjawisko, ale nie pogardzę nim.
-Oboje z mamą zachowaliśmy się nie na miejscu i mamy tylko nadzieję, że zarówno ty jak i twoja narzeczona wybaczycie nam tę sytuację i zechcecie się dzielić z nami waszym życiem.- jeśli chodzi o mnie to jestem z miejsca skłonny im wybaczyć. To są moi rodzice i mimo wszystko ich kocham i chciałbym, by uczestniczyli w moim rodzinnym życiu. Nie chcę jednak podejmować decyzji za Tosię. To właściwie ona była obiektem ataków z ich strony i to ona powinna zadecydować czy dać moim rodzicom drugą szansę. Znając jej charakter mogę być pewien, że nie będzie w nieskończoność żywić do nich urazy, bo taka już jest i między innymi za to właśnie ją kocham.
-A może sami z nią porozmawiacie? Ona leży tutaj w szpitalu na oddziale ginekologicznym, więc jak się uwiniecie to zdążycie jeszcze w godzinach odwiedzin.- chytry plan z mojej strony, ale to oni zawsze mnie uczyli, że jak się nawarzyło piwa, to samemu trzeba je wypić, by mieć nauczkę na przyszłość.
-Coś nie tak z dzieckiem?
-Nie, wszystko w porządku. Po prostu przez kilkadziesiąt godzin Tosia była przetrzymywana w nieludzkich warunkach, przeżyła niewyobrażalną dawkę stresu i lekarze chcą sprawdzić czy aby na pewno nie ma to żadnych konsekwencji dla dziecka. Wierzę, że wasza troska jest szczera, więc nie zawiedźcie mnie.-spojrzałem na rodziców wymownie, by już nigdy w przyszłości nie przyszło im do głowy wtrącać się w moje życie i negować sercowe wybory.
Oddycham z ulgą. Dopiero teraz pozwalam sobie na sen. Pozostawiając za sobą przeszłość i spokojnie patrząc w przyszłość.


~*~
Lubię tak radykalnie zmieniać Wasze nastroje... 

7 komentarzy:

  1. uff jak dobrze, że nic złego się nie stało Zbyszkowi. Niech teraz już będzie tylko lepiej. Teraz będą czekać na swoje dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbyszek i Tośka zyją na jakiejś karuzeli! Raz wszystko sypie im się na głowę, żeby nagle być najszczęśliwszymi ludźmi na świecie! Wyobrażam sobie, że oni mogą być wspaniałymi rodzicami i wierzę, że tak będzie. Tośka musi teraz o siebie bardzo dbać, bo ma już za sobą poronienie i drugi raz by chyba tego nie zniosła!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję,że teraz będzie już tylko lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Po przeczytaniu zaległych odcinków jestem w dużym szoku. Przede wszystkim zdenerwowała mnie Anastazja, która dokonała najgorszego z możliwych wyborów. Do tego zaczęłam bać się o Tosię i nosiło mnie, kiedy czytałam o przypalaniu jej ciała papierosem. A potem ta wspaniała wiadomość o dziecku. Całe szczęście, że również Zbyszkowi nic się nie stało i ucieszył się na wieść o potomku, za co zyskuje u mnie dużego plusa. Ponadto rodzice Zbyszka też zrozumieli swoje błędy i mam nadzieję, że ich relacja z Tośką się ułoży. Pozdrawiam serdecznie!

    [slaad-nadziei.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  5. No nieeee! Początek rozdziału przyprawił mnie o palpitację serca!! Jak tak możesz! :D Straszliwie się cieszę, że skończyło się tak a nie inaczej :P Lubię czytać to opowiadanie więc mam nadzieję, że jeszcze nie kończysz :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Na samym początku chcę Cię bardzo, bardzo, bardzo przerosić, że dopiero teraz się pojawiłam. Remont w mieszkaniu pokrzyżował mi wszystkie z możliwych planów, więc bardzo przepraszam.

    A co do odcinka - matko, kobieto, lubisz nas doprowadzać prawie do zawału, prawda? Przez krótką, aczkolwiek jednak zawsze jakąś, chwilę byłam przekonana, że Zbyszek nie żyje! Tak, momentalnie coś mnie ścisnęło w dołku, a do oczy naszły łzy. Na szczęście moje przypuszczenia się nie sprawdziły i bardzo, bardzo dobrze! I teraz jeszcze będzie dzieciątko wiesz już w ogóle wszystko musi być dobrze. No i rodzice Zbyszka też zrozumieli swój błąd - o tak, uwielbiam taką sielankę! Teraz może być już tylko lepiej!

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń