Nowy rok kalendarzowy zawsze przynosi nowe nadzieje
na lepsze życie. Zamieszanie związane z chorobą Zbyszka nie pozwoliło mi nawet
porządnie go rozliczyć i powziąć postanowień do realizacji na najbliższych
dwanaście miesięcy. Na pewno chciałabym zagrzać w Rzeszowie na dłużej, bo jeśli
w czerwcu przyjdzie mi zawinąć manatki i znów zaczynać wszystko od nowa, to chyba
popadnę w depresję. Pod koniec stycznia na pewno chcę jechać do rodziców. I to
chyba tyle. Życie nauczyło mnie, by nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość, bo
jej planowanie często okazuje się zajęciem zupełnie niepotrzebnym.
Do mojej głowy wpadł też pewien pomysł, ale do jego
realizacji będzie mi potrzebny Zbyszek. Nie, nie planuje ślubu w najbliższym
czasie i nie szukam potencjalnego kandydata. Po prostu chciałabym do swojej
rodzinnej miejscowości zabrać Alę, a bez pomocy siatkarza mi się to nie uda.
Dlaczego? Bo ja nie mam prawa jej nigdzie zabrać. Jest na to jednak inne
rozwiązanie. Poproszę bruneta, by on udawał, że wziął do siebie Alicję, a w między
czasie ja będę się nią opiekować, zażywając natury na wsi. Myślę, że będzie
zdecydowanie bardziej zadowolona z dużej ilości śniegu, niż promieni
słonecznych w jakimś innym miejscu świata. Ta cała Nastka to chyba musi nie
lubić zimy, skoro robi wszystko, by każdy możliwy wolny czas spędzać w ciepłych
krajach.
O swoim pomyśle będę mogła z Bartmanem porozmawiać
zaraz po meczu Resovii z Politechniką Warszawską, bo umówiłam się z nim na
kolacje. Czysto koleżeńską i nic poza tym. Od sylwestra się nie widzieliśmy.
Wydaje mi się, że oboje nie wiemy jak mamy odnieść się do tego co się wtedy
wydarzyło. Cóż, wypadałoby przejść nad tym do porządku dziennego, ale mi się to
nie udaje. Każdego dnia łapę się na tym, że o tym rozmyślam i analizuję.
Zastanawiam się czemu tak dobrze mi się z nim rozmawia i dlaczego lubię z nim
spędzać czas. Ostatnio też mogę się pochwalić, że zaprzestałam tego toksycznego
układu z Fabianem. Cóż, Drzyzga jest zawiedziony i stara mi się pokazać, że
zrobiłam duży błąd, ale nie zważam na to. Mam czyste sumienie względem jego
dziewczyny. Może za nią nie przepadam, ale to nie znaczy, że za jej plecami mam
pieprzyć się z jej chłopakiem. Ja taka nie jestem, a te kilka spotkań z finałem
w łóżku to chwila słabości i nic więcej.
-Widzę, że wkręciłaś się w kibicowanie z nami co?-
no tak, można tak powiedzieć. Wcześniej raczej siadałam gdzie popadnie, byleby
tylko być na meczu i czuć tę atmosferę sportowej rywalizacji. Od jakiegoś czasu
regularnie siadam w towarzystwie drugich połówek rzeszowskiego zespołu, a Iwona
Ignaczak stara się mi uzmysłowić, że to nie jest przypadek. Dla niej i wielu
innych dziewczyn jestem związana ze Zbyszkiem. Nie boją się nawet używać tych
określeń, gdy w pobliżu siada Aśka. Robi to wyjątkowo rzadko, bo częściej można
ją zobaczyć w towarzystwie państwa Bartman. Też raz siedziałam ramię w ramię z
Leonem Bartmanem, ale tylko dlatego, że Alicja mnie tam zaprowadziła.
Dziewczynka dziś jest u dziadków i nie mogła przyjechać na mecz.
-No nie powiem, żeby kibicowanie w doborowym towarzystwie
nie sprawiało większej przyjemności.- uśmiecham się do niej kokieteryjnie, jakbym chciała się podlizać. Oczywiście robię to dla żartu. Nie mam potrzeby
wkupienia się w łaski dziewczyn, bo między mną a Zbyszkiem niczego nie ma. Na
jednym pocałunku nie można budować przyszłości, życie to nie film.
Mecz tradycyjnie już kończy się zwycięstwem naszych
„pasiaków”. To, że mieszkałam tyle lat w Warszawie wcale nie obligowało mnie do
tego, bym kibicowała stołecznemu klubowi. Zresztą, jak ktoś choć raz był na
Podpromiu wie, że w tak magicznym miejscu czuje się po prostu jedność tylko z
jednym zespołem. Wszyscy patrzą w jednym kierunku z nadzieją na kolejny
zwycięstwa, na kolejne sukcesy. Dziewczyny nie raz mówiły mi, że to dopiero
początek, bo to runda zasadnicza. Prawdziwe cuda zaczynają się podobno dopiero
w fazie play-off, więc już dziś z utęsknieniem na nią czekam. Obok mnie zdążyło
się już przewinąć kilku siatkarzy, którzy przyszli podziękować swoim partnerką
za doping. Ja nie mam takich zmartwień, więc grzecznie czekam na to, aż Zbyszek
się z wszystkim upora i będzie mógł wyjść z hali. Pewnie teraz rozmawia ze
swoimi rodzicami i nie mogę się mu dziwić. To piękne, że jeżdżą w sumie zanim
na każdy mecz po całej Polsce i wspierają go. Nie mogę mieć do niego żalu o to,
że nie podchodzi do mnie. Jestem tylko znajomą, dobrą koleżanką.
-Mogę liczyć na buziak w ramach gratulacji? W końcu
dostałem nagrodę najlepszego zawodnika meczu.- nie wierzę, że pojawia się obok
mnie i jak gdyby nigdy nic siada na jednym z krzesełek, zagarniając mnie do
siebie ramieniem. Jestem tak zaskoczona, że wręcz machinalnie przyklejam usta
do jego policzka. Na jego twarzy pojawia się uśmiech.
-Myślałam, że rozmawiasz z rodzicami.- kręci głową.
Dopiero teraz zauważam, że jest już przebrany w cywilne odzienie i można
powiedzieć, że gotowy do wyjścia.
-Chcę cię przedstawić rodzicom. Moja mama chce
koniecznie poznać sanitariuszkę, która postawiła na nogi jej ukochanego synka.-
zamieram, gdy wstaje i podaje mi rękę. Na coś takiego to my się nie
umawialiśmy. Ja nie wiem w ogóle co mam myśleć o nas, o on chce mnie
przedstawiać swoim rodzicom?! Jako kogo?! Dobrze wiem co sobie o mnie pomyślą.
Łowczyni posagów, która poleciała na ich bogatego synka, jak tylko jego drogi z
narzeczoną się rozeszły. Ja widziałam ich zdjęcia z blondyną i widać było na
nich, że uwielbiają przyszłą synową. Nie chcę być porównywana do niej.
-Przepraszam Zbyszek, ale to nie jest najlepszy
pomysł. Idź sam, a ja na ciebie poczekam na zewnątrz.-tchórzę, ale nie potrafię
inaczej. My najpierw między sobą musimy wszystko wyjaśnić, bym mogła robić
zapoznania z jego rodzicami. Nie jest tym faktem pocieszony, ale nie naciska na
mnie. Wygrzebuje z kieszeni spodni kluczyki do samochodu i mi je daje. Mam
nadzieję, że się na mnie nie obraził i zrozumiał, dlaczego tak postąpiłam.
Gdy wychodzę na parking nie muszę się zbytnio
wysilać, by odnaleźć jego wóz. Wyróżnia się dość wyraźnie spośród aut innych
siatkarzy. Do tego jeszcze ta rejestracja. Nie mogę mieć wątpliwości, że
wsiadam do właściwego wozu. Nie czekam na niego zbyt długo. Pojawia się na
miejscu kierowcy za jakieś 15 minut. Nie wraca do rozmowy na hali. Zachowuje
się tak, jakby nic się nie stało. Ja tak nie umiem, choć sama też nie podejmuje
próby wyjaśnienia tego.
-To gdzie jedziemy? Mam jakieś preferencje co do
narodowości kuchni?- o matko! Nie mam żadnych preferencji. Zapomniałam, że on
dużo jeździ po świecie i jestem naprawdę mądrym człowiekiem. Ja zadowalam się
schabowym z ziemniaki, a on jak mi kiedyś zapadał włoską nazwę swojej ulubionej
potrawy, to nawet nie umiałam jej powtórzyć.
-Zdaję się na ciebie.-tak najłatwiej. Gorzej jak
wywiezie mnie na jakieś sushi albo nie wiadomo co, to na pewno się nie najem,
bo aż tak eksperymentować z jedzeniem to ja nie lubię. Zbyszek przyjmuje
wyzwanie i zawozi mnie w miejsce po prostu żywcem wyjęte z moich myśli. Już od
jakiegoś czasu chodziła za mną grillowana kiełbasa, a on przywozi mnie do
oberży kilkaset metrów za Rzeszowem. Wysiadam ze święcącymi oczami, czując już
zapach swojskiego jadła. Dzisiaj to sobie chyba nawet pofolguje z dietą, a co!
Zajmuje jeden ze stolików, uprzednio zapierając
kartę dań z baru. Już od samego początku wiem, co padnie moim łupem. Zapach
dobrze grillowanej kiełbasy przyjemnie drażni moje nozdrza, a żołądek daje o
sobie znać zapominając, że to nie ładnie tak burczeć w obecności innych na
głos.
-Widzę, że ktoś tu pościł cały dzień, by zjeść
kolację.- coś w tym jest. Od zawsze tak mam, że jeśli umawiam się z kimś na
kolację to staram się przegłodzić, by potem nie wybrzydzać i jeść więcej niż
zwykle. Tak jest i teraz. Gdy na moim talerzu ląduje spory kawałek soczystej
kiełbaski, milknę i zajmuję się jedzeniem. Kończę po jakiś 15 minutach z
uśmiechem na twarzy i pełnym żołądkiem. Odsuwam od siebie talerz, popijając
wszystko szklanką coca coli. Jestem w niebie, mogę rozmawiać o Ali.
-No to chcę ci powiedzieć, że chciałabym zabrać
Alicję na ferie do moich rodziców. Chyba rozumiesz, że twoja pomoc jest
nieodzowna, bo Anastazja na pewno nie pozwoliłaby na coś takiego.- cóż, nie
dziwiłabym się, gdyby ona interesowała się córką swojej zmarłej siostry. W tym
przypadku tak nie jest, a ja nie mogę patrzeć jak ten dzieciak z dnia na dzień
traci entuzjazm i wiarę w to, że kiedyś i do niej uśmiechnie się szczęście.
Wiem, że przy Zbyszku byłaby bardziej szczęśliwa dlatego chciałabym mu jakoś
pomóc, by to on mógł starać się o uzyskanie prawo do opieki nad małą Wolską.
-Mówiłem ci już, że jesteś wyjątkowa?
***
Coraz więcej czasu chciałbym spędzać z Antosią.
Świetnie się dogadujemy i rozumiemy. Mogę rozmawiać z nią prawie tak swobodnie
jak z Anią. Dlaczego prawie? Bo w przypadku Wolskiej byłem pewien, że nie czuję
do niej nic prócz miłości przyjacielskiej. Miałem wrażenie, że jest moją
siostrzyczką, którą muszę się opiekować i pomagać jej, gdy tylko zajdzie taka
potrzeba. Z Łukowską jest inaczej. Pierwszy raz od bardzo dawno czuję się przy
niej sobą. Kiedy byłem z Joanną musiałem zważać na to co mówię i robię, bo nie
wszystkie moje zachowania i nawyki słowne podobały się narzeczonej. Szatynka na
większość rzeczy nie zwraca nawet uwagi. Do tego jeszcze troszczy się o Alicję.
Podoba mi się jej pomysł, dlatego pomogę jej we wszystkim, w czym tylko będzie
chciała.
-Mówiłem ci już, że jesteś wyjątkowa?- dotykam jej
dłoni, patrząc głęboko w oczy. Nie ucieka. Nie chcę tu już byś w towarzystwie
innych. Chciałbym ją zabrać gdzieś w ustronne miejsce i znów skosztować jej
ust. I zrobiłbym wszystko, żeby już nie uciekła.
-Nie Zbyszek, ja wcale nie jestem wyjątkowa. To ty
jesteś wyjątkowy. Nawet bym nie pomyślała szczerze mówiąc no bo wiesz, w
Częstochowie to raczej żyłeś w stylu macho… - ma rację, nie mogę mieć o to
pretensji. Zmieniłem się, wiele osób mi to już mówiło. Śmierć Anki mnie
zmieniła, a Alicja jest dla mnie takim ograniczeniem, bym nigdy nie wrócił już
do tamtego życia. Patrząc na nią, zapragnąłem założenia rodziny, zostania mężem
i ojcem. To, że nie udało się z Joanną nie znaczy, że się poddam. Nie poddam
się.
-Chodź.- impulsywnie wstaję z miejsca i podaję rękę
Łukowskiej. Wychodzimy z karczmy, kierując się do samochodu. Nie wsiadamy
jednak do niego. Przypieram ciało Antosi do maski auta i raptownie napieram na
jej usta. Odgarniam jej włosy, które kaskadami spadają na jej twarz. Trzymając
w ręku kluczyki do samochodu, automatycznie otwieram zamki. Po omacku szukam
klamki tylnych drzwi, nie przestając całować Antoniny. Otwieram je i wpycham
szatynkę do środka. Siedzenia z tyły w moim samochodzie są dość duże, więc nie
powinno być problemu, byśmy tu i teraz mogli cieszyć się sobą w pełni. Chcę
tego, a i Tośka nie wnosi żadnych
sprzeciwów. Schodzę pocałunki wzdłuż jej szyi, odpinając guziki jej płaszcza. O
pełnym roznegliżowaniu w takich warunkach nie może być mowy, ale to nic.
-Zbyszek a jakieś zabezpieczenie? Bo ja tabletek nie
łykam jak tic taców, więc wiesz…- uśmiecham się lubieżnie, przejeżdżając
językiem po brzegu jej ust. Wyciągam ze schowka pudełko prezerwatyw. Ściągam
spodnie razem z bokserkami. Na widok mojego penisa oczy Tosi błysnęły. Z
podziwu? Sam nie wiem, ale cieszy mnie ten widok.
-Ej a mogę ja to ulokować tam, gdzie trzeba?- unosi
się do pozycji siedzącej, wyjmując z mojej dłoni opakowanie ogólnodostępnej
antykoncepcji. Poddaję się, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. To co dzieje
się później, przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. Nie spodziewałem się, że
mój członek wyląduje w pełnych ustach Tosi. Chwytam za nagłówek siedzenia, bo
nie mogę opanować wstrząsu, jaki przechodzi przez moje ciało. Chyba jeszcze
nigdy się tak nie czułem. Zawsze lubiłem patrzeć, jak kobiecie jest dobrze z
mojej przyczyny. Teraz to kobieta sprawia, że jest mi nieziemsko i nie
chciałbym tego przerywać, choć moje ciało jest już na skraju wytrzymałości.
-Tośka wystarczy, bo nie dam już rady!- krzyczę, w
porę wyjmując z jej ust nabrzmiałą męskość. Założona prezerwatywa nie pozwala
mi już dłużej czekać. Rozpinam jej jeansy, odgarniam na bok figi i bez
certolenia rozkoszuję się posuwistymi ruchami w jej wnętrzu. Widzę, że jest jej
dobrze, a i więc i na moją twarz znowu wpływa błogi uśmiech. Może zaczynamy od
dupy strony? Może to powinny być najpierw kwiaty, kolacje przy świecach i
spotkania w kinie? Chrzanić to! Owszem, tak jest pięknie, ale nikt nie
powiedział, że i w naszym przypadku pięknie nie może być.
-Zbyszek!- krzyczy, wbijając mi paznokcie w szyję.
Czuję, że bez zadrapań się nie obejdzie, ale co tam. Dla takich chwil warto
czuć nieprzyjemne szczypanie i krew, ściekającą wąską stróżką po szyi w okolice
klatki piersiowej. Nawet nie wiedziałem, że aż tak ją pożądam, aż tak bardzo
jej pragnę.
Po skończonej akcji siadamy oboje na siedzeniu,
wtuleni w siebie. Powinniśmy jechać teraz do domu, dla naszych ciał wskazany
jest teraz zimny prysznic. Całuję czubek jej głowy, splatając moją dłoń z jej
dłonią.
-I co teraz panie Bartman? Każde w swoją stroną?- ona
myśli, że dla mnie to był tylko szybki numerek, jeden z wielu. A ja wcale tak
do tego nie podchodzę. Nie kochałem się z nią tylko dlatego, by poprawić swoje
statystyki, by poprawić swoje ego.
-Może nie od tego powinniśmy zacząć, ale to co się
między nami wydarzyło to oznaka tego, że chciałbym z tobą być. Nigdy nie czułem
się tak dobrze jak przy tobie. Nie chcę prorokować o naszej przyszłości, bo już
raz planowałem ślub i nic z tego nie wyszło. Nie wiem jakie jest twoje zdanie
na ten temat, ale ja chciałbym spróbować. Chciałbym z tobą być…- cholera!
musiałem powiedzieć coś nie tak, bo w jej oczach pojawiły się łzy. Ocieram je,
nie było ich wiele. Zaraz po nich na uśmiechnęła się.
-To najpiękniejsze wyznanie jakie do tej pory
słyszałam. A moje odpowiedź brzmi „tak”. Nie mogę powiedzieć jeszcze, że kocham
cię nad życie, ale obojętny mi nie jesteś.- całuję jej czoło. I w ten oto
sposób zostaliśmy parą. Niby dziecinne, niby banalne, ale nasze. Jej i moje.
WSPÓLNE!
~*~
Obiecane odejście od rzeczywistości. Na mnie Mel zawsze możesz liczyć :*
Nie mogę się pochwalić olbrzymim doświadczeniem w sprawach damsko-męskich, ale relację tej dwójki właśnie tak sobie założyłam. Szybko, intensywnie, ale jeszcze do końca nie wiem z jakim skutkiem. Chcę Wam powiedzieć, że ten rozdział powstał 28 sierpnia, czyli w mojej głowie do tej pory przeleciało już milion scenariuszy. Jak będzie przekonacie się już za dwa tygodnie :D
Pozdrawiam, Paulinkaa