wtorek, 6 sierpnia 2013

Dwójka

Kolejna przeprowadzka. Czy to się nigdy nie skończy? Dlaczego w tym kraju, nie ma pracy dla ludzi z moim wykształceniem? Profesor na studiach mówił mi, że z moimi ocenami, to ja będę przebierać w stanowiskach pracy, a nie one we mnie. Dlaczego nie powiedział, że czasem jest tak, że za pracą trzeba wyjechać na drugi koniec Polski? W Rzeszowie jestem już trzy miesiące. Zawsze mi się wydawało, że będę tłumaczem w jakimś biurze, ale szybko moje marzenia zostały sprowadzone do parteru. Zaocznie zrobiłam pedagogikę wczesnoszkolną i dostałam pracę w szkole podstawowej w klasach 1-3. Lubię dzieci i chyba to pozwala mi zapomnieć, że miałam inne plany i nadzieje na przyszłość. Sama przeprowadzka do stolicy Podkarpacia odbyła się bezboleśnie. Nikt za mną nie płakał, nikt nie po mnie nie tęskni. Rodzice już dawno przyzwyczaili się, że nie ma mnie w domu. Wyjechałam z rodzinnego gniazdka w wieku 15 lat, by podjąć naukę w warszawskim liceum. Miejscowość z której pochodzę zatrzymała się na etapie rozwoju z lat PRL-owskich. Cały świat szedł do przodu, a my żyliśmy jak u Pana Boga za piecem. Z nauką nigdy nie miałam problemów i to w niej upatrywałam swojej szansy na odmianę losu mojej rodziny. Chciałam się ustabilizować w Warszawie i zabrać do niej rodziców. Nie wyszło, tak jak wiele innych rzeczy. Mieszkałam w internacie, utrzymywałam się ze stypendium. Od czasu do czasu jakiś grosz podesłali rodzice. Nie narzekałam, ale kiedy poczułam, że mogę sama na siebie pracować, nie zawahałam się. Będąc na pierwszym roku studiów, postanowiłam zabrać się za udzielanie korepetycji. Zaczęłam od brata koleżanki z grupy, a potem jakoś poszło. Jedni drugim przekazywali, że jestem niezbyt droga, ale dokładna i można ze mną poczynić naprawdę duże postępy w dziedzinie języka angielskiego. Rozstrzał między uczniami miałam duży. Od dzieciaków w wieku przedszkolnym do osób w moim wieku. Nigdy nie pomyślałabym, że w jednym z uczniów się zakocham. Ogłoszenie o korkach porozwieszałam gdzie się dało i pewnego dnia zadzwonił do mnie chłopak, żywo zainteresowany współpracą ze mną. Umówiliśmy się na pierwsze spotkanie w kawiarni obok mojej uczelni. Miał 17 lat i chciał przygotowywać się do matury z języka angielskiego na poziomie rozszerzonym. Nie powiem, ale rzucił mi wtedy wyzwanie. Nie mogłam powiedzieć, że nie miałam wtedy wiedzy w tym zakresie, ale na tamtą chwilę wydawało się to dla mnie zbyt dużym obciążaniem. On nalegał. Zachwalał moją osobę, podpierając się opiniami innych. Nawet nie wiedziałam, że istnieje w sieci forum dotyczące korepetytorów językowych i, że nazwisko Łukowska ma na nim całkiem dobrą renomę. Zgodziłam się. Lekcji potrzeba było mu sporo, ale mieliśmy ograniczone pole manewru, bo ja studiowałam dziennie, a on też nie był dostępny w takim wymiarze, w jakim bym chciała. Chcąc nie chcąc, musieliśmy spotykać się po nocach w jego mieszkaniu, wynajmowanym wspólnie z kolegą. Nie czułam się skrępowana, gdy po korytarzu chodził półnagi facet, a ja akurat tłumaczyłam zagwozdkę związanym z mieszkanką trybów warunkowych. Nocna aura i spotkania sprawiły, że w z relacji uczeń-korepetytor, przyszliśmy do bardzo zaawansowanych znajomych. Opowiadaliśmy sobie o tym, co się u nas dzieje i takie tam. Dowiedziałam się podczas jednej z takich rozmów, że mój uczeń gra czynnie w siatkówkę i marzy o karierze na miarę tej, jaką prowadził jego ojciec. Z przerażeniem przyjęłam wiadomość, że o rodzinie Fabiana pisze się w Internecie. A co jeśli on nie zda tej matury tak jak trzeba i wyjdzie na jaw, że to ja stoję za jego marnym wynikiem? Przestałam wtedy myśleć o niebieskich migdałach i wzięłam się za robotę. Drzyzga stękał, że go katuję, ale każda jego 5 ze sprawdzianu dawała mi niesamowitą satysfakcję. W końcu przyszedł maj 2009 roku. Dzień jego rozszerzonej matury z angielskiego przyprawiał mnie o ból żołądka. Denerwowałam się bardziej niż on, a czas pokazał, że nie było czego. Umówiliśmy się, że razem pójdziemy pod jego liceum, by zobaczyć wyniki. Był przekonany o tym, że zdał polski i angielski podstawowy i nie pomylił się. Mnie interesował tylko ten wynik z rozszerzenia. Sama podeszłam do wywieszonych list i odnalazłam jego nazwisko. Fabian Drzyzga- 94 procent! Do dziś mam przed oczami tę cyfrę i tę euforię, która zapanowała między nami. Brunet uniósł mnie wtedy do góry i okręcił wokół własnej osi. Dziękował za to, że nie poddałam się, gdy nie chciało mu się pracować i robił wszystko, byleby tylko odciągnąć nas od pracy. Na koniec na oczach kolegów z klasy i szkoły pocałował mnie mówiąc, że nie marzył o niczym innym przez ostatnie 2 lata. Mi też on nie był obojętny i powiem szczerze, ale koniec naszych lekcji i spotkań z nimi związanych uważałam za prywatny koniec świata. Od słowa do słowa doszliśmy do wniosku, że warto by spróbować stworzyć coś trwałego. Przeżyłam najpiękniejsze 4 lata w swoim życiu. Szkoda tylko, że bajka nie trwa wiecznie. Przyzwyczaiłam się do tego, że budziło mnie mocne chrapanie z rana, a policzek przyjemnie drażnił lekki, ale kolący zarost. W nawyk weszły mi wyjazdy na mecze, gdy Fabiś grał w Częstochowie. Naprawdę czułam, że dobrze czuję się w tym związku, mimo różnicy wieku. Na przełomie 2012/2013 roku coś się zaczęło między nami psuć. Ja byłam sfrustrowana brakiem miejsca pracy, a on puch z dumy, bo rozgrywał dobry sezon w Politechnice. Kiedyś wypił za dużo i powiedział mi, że przy nim jestem nikim. Cholernie zabolało. Spakowałam walizkę i chciałam się wyprowadzić. Przeprosił. Starałam się zapomnieć. Robił wszystko, by było między nami tak, jak kiedyś. Wyjeżdżaliśmy na spontaniczne wypady w góry czy za granicę. Nawet kilkadziesiąt godzin spędzonych w romantycznej aurze sprawiało, że czułam się przy nim szczęśliwa i bezpieczna, choć cały czas miałam gdzieś w podświadomości słowa, że jestem przy nim nikim. Nasze próby powrotu do cudownych chwil sprzed kryzysu sprawiły, że zaszłam w ciążę. Przeżyłam szok, ale wydawało mi się, że sobie poradzimy. Fabian myślał inaczej. On nie pomyślał nawet przez chwilę, że nasza zabawa może skończyć się ciążą. Był wściekły, że nie łykałam tabletek, że nie zrobiłam nic w kierunku, byśmy nie musieli niańczyć dzieci w tym wieku. Na koniec doszedł do wniosku, że zrobiłam to specjalnie. Uznał, że wygodniej było mi złapać go na dziecko, niż znaleźć sobie jakąś pracę. Wtedy już nie miałam ochoty niczego naprawiać, nie miałam ochoty na niego patrzeć. Wyprowadziłam się z jego mieszkania, znajdując schronienie u koleżanki ze studiów. Nie pobawiłam tam długo, bo już następnej nocy wylądowałam w szpitalu z silnym krwotokiem z dróg rodnych. Cholernie się bałam, że bez pomocy Drzyzgi sobie nie poradzę, ale też za wszelką cenę chciałam, by dziecku nic się nie stało. Pokochałam je w momencie, gdy tylko dowiedziałam się o jego istnieniu.  Powiedziano mi, że ciąża jest zagrożona i najprawdopodobniej będę musiała leżeć do jej końca, jeśli chcę myśleć o szczęśliwym rozwiązaniu. Byłam gotowa się poświęcić. Telefon milczał jak zaklęty, Fabian nie dzwonił. Miał w dupie mnie i nasze dziecko. Te miesiące, które miałam spędzić w szpitalu, miały mi pomóc oswoić się z myślą, że pokochałam zapatrzonego w siebie dupka. On nawet nie dopuścił do siebie możliwości, że to dziecko nie jest przecież końcem świata. Ludzie wpadają znacznie wcześniej i potrafią sobie poradzić. Z góry założył, że nie będzie brał w tym udziału i już. Mi też nie dane było zasmakować macierzyństwa. Po tygodniu doszło do kolejnego krwawienia, zdecydowanie bardziej obfitego niż wcześniej. Kilka badań USG robionych jedno po drugim utwierdziło lekarzy w przekonaniu, że dziecka już nie ma. Nawet nie pamiętam tego całego łyżeczkowania i innych czynności z tym związanych. W momencie, gdy straciłam dziecko, załamałam się. Wtedy też w mojej sali pojawił się Fabian. Miał bukiet róż i ten swój wyraz twarzy, którym zawsze brał mnie na litość. O niczym nie wiedział…

Wpatrywałam się beznamiętnie w sączącą się z wolna kroplówkę. Łzy spływały po moich policzkach, jak przezroczysta ciecz do mojej żyły. Chciałabym się zapaść pod ziemie i wymazać z pamięci to, co miało w ostatnich dniach miejsce. Wróciłabym chętnie do dnia, w którym mówiłam Fabianowi o ciąży. Chciałabym mieć moc, która pozwoliłaby zmienić jego reakcję. Oczami wyobraźni widzę, jak powinna wyglądać. Na początku by nie dowierzał, że zostanie ojcem, a potem porwałby mnie w ramiona i krzyczał na cały blok, że jest najszczęśliwszym facetem na ziemi. Powoli zaczęlibyśmy planować przyszłość. Nie mówię, że od razu ślub, bo tak ważnych decyzji nie ma co podejmować pod wpływem chwili, ale jakieś kroki na przyszłość musielibyśmy powziąć. Obraz widziany przez pryzmat moich marzeń boli cholernie. Wpatruję się przed siebie, byleby tylko nie patrzeć w Drzyzgi oczy.
-An, ja przepraszam. Wiem, że moja reakcja powinna być inna. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale przemyślałem wszystko i jestem gotowy wziąć odpowiedzialność za ciebie i dziecko. Kiedy odeszłaś zrozumiałem, jak bardzo cię kocham i potrzebuję.- gdyby te słowa zostały wypowiedziane w innych okolicznościach, być może spojrzałabym na nie inaczej. Też go kocham, ale nie chcę już cierpieć. Nie chcę się bać, że przy każdym zawirowaniu będzie od razy wywieszał białą flagę, chowając głowę w piasek. Nie tego oczekuję od mężczyzny, który ma mnie poprowadzić za rękę przez życie. Chcę się czuć bezpieczną i pewną, ale nie potrafię przy nim.
-To mówisz, że chciałbyś się zaopiekować naszym dzieckiem, tak?- do oczu napływa mi kolejna fala łez. Gdyby nie jego reakcja, być może teraz siedzielibyśmy w jego mieszkaniu i wybierali imię dla maleństwa.
-Tak skarbie. Kiedy wyjdziesz ze szpitala, zabiorę was do mieszkania. Na spokojnie się nad wszystkim zastanowimy, powiemy o wszystkim moim rodzicom. Na początku będą pewnie zaskoczeni, ale szybko to zaskoczenie zamieni się na radość, uwierz mi.- o tak, rodzice Fabiana to naprawdę porządni ludzie. Na początku mocno obawiałam się jego ojca, bo zawsze wydawał mi się człowiekiem apodyktycznym i mało dostępnym dla innych. Szybko się jednak okazało, że moje wyobrażenie było mylne. Drzyzga senior przyjął moją osobę bardzo ciepło, a i jego małżonka podzieliła jego zdanie. Problem w tym, że ich syn okazał się ciut niedojrzały, jak na zaistniała sytuację.
Ściągnęłam kołdrę na bok i podwinęłam do góry swoją szpitalną koszulę. Chwyciłam rękę Fabiana i przyłożyłam ją do brzucha. Nieznacznie się uśmiechnął. Nie wiem na ile udaje czy naprawdę przyzwyczaił się do myśli, że zostanie ojcem, ale za późno już na takie czułe gesty.
-Przykro mi, ale już nie jestem w ciąży. Straciłam dziecko i dopiero teraz możesz mi powiedzieć, że jestem nikim, bo właśnie tak się czuję…- ściągam z siebie jego rękę i wybucham głośnym płaczem. On jest oszołomiony, nie wie co zrobić. Chce mnie przytulić, ale ja tego nie chcę. Siada z powrotem przy moim łóżku i delikatnie ujmuje moją dłoń, przykładając ją do swojego policzka.
-To moja wina, An. To ja zabiłem nasze dziecko i nawet nie wiesz jak mi z tego powodu wstyd. Gdybym wtedy zareagował inaczej, gdybym nie powiedział tego, co powiedziałem…- wcale mi nie jest lepiej ze świadomością, że poczuwa się do jakiejkolwiek winy. Nawet gdyby się wychłostał na moich oczach, to i tak niczego to nie zmieni. Gdy mocna fala płaczu mija, dostrzegam jego mokre oczy. Pierwszy raz widzę w jego oczach łzy. Pojawiająca się myśl, że próbuje wziąć mnie na litość, nie daje mi spokoju. Owszem, on też stracił dziecko, ale jeszcze kilka dni temu w ogóle go nie chciał i nic go nie obchodziło to, co się ze mną dzieje. Dobrze wie, że w Warszawie nie mam bliskich przyjaciół i wypchanego portfela pieniędzmi, a mimo to nie zainteresował się mną, gdy zdecydowałam się na wyprowadzkę z jego mieszkania.
-Teraz już nie ma to znaczenia. Myślę Fabian, że na tym etapie powinnyśmy zakończyć ten związek i rozejść się w swoją stronę. Chcę ci powiedzieć, że mimo wszystko nie żałuję nawet dnia spędzonego z tobą, bo przy tobie czułam się szczęśliwa. Mam nadzieję, że zrobisz karierę o jakiej marzysz i będę mogła o tobie czytać w gazetach, forach internetowych i słuchać w telewizji. Życzę ci z całego serca, byś znalazł kogoś, kto będzie przy tobie kimś.- widać, że tamte słowa, które wypowiedział, mocno zakorzeniły się w mojej osobie i ciężko jest mi o nich zapomnieć, choć upłynęło tyle czasu…

Fabian na początku nie chciał ze mnie tak łatwo rezygnować, a i ja myślałam o nim cały czas, kochając i starając się upewnić czy aby na pewno nie postąpiłam zbyt pochopnie. Kiedy jednak zobaczyłam na jego facebook`u zdjęcie z inną kobietą w dość dziwnych relacjach uznałam,  że on już spasował, więc i ja nie chciałam rozpamiętywać. W tym kontekście przeprowadzka do Rzeszowa dużo mi dała. Mogłam tu nabrać dystansu i zacząć wszystko od nowa, na neutralnym gruncie. Z siatkówki chciałam zrezygnować, ale chyba zbyt mocno zakorzeniła się ona w moim sercu, podczas związku z Drzyzgą. Sportowa hala w Rzeszowie była jednym z miejsc, gdzie dotarłam najwcześniej i w którym zakochałam się bez reszty. Ostatnio nawet zachowałam się w dość masochistyczny sposób, bo wybrałam się na mecz miejscowej drużyny z warszawską politechniką. Widziałam Fabiana, widziałam jego dziewczynę. Na pewno jest w jego wieku i na pewno ma jeszcze siano w głowie jak i on. Po tych ekscesach do swojego służbowego mieszkania wróciłam z płaczem.
-Tosia, stara cię wzywa.- na długiej przerwie zawsze odlatuje myślami, gdy nie mam żadnego dyżuru na korytarzu i nie muszę nic załatwiać. Teraz w ten pęd biegnę do dyrektor szkoły, bo z relacji koleżanki z pracy, jest ona w dość nietęgim humorze i z niecierpliwością oczekuje na moje przybycie. Domyślam się tylko o co może chodzić, a ona szybko rozwiewa moje wątpliwości.
-Nadal nie pojawił się nikt z rodziny pani uczennicy, Alicji Wolskiej.- były już dwie wywiadówki, a na żadnej z nich nie pojawiła się ciocia Ali, która zajmuje się nią po śmierci jej mamy. To moje pierwsza klasa wychowawcza i od razu trafiło mi się nie lada wyzwanie. Alicja jest miłą i rezolutną dziewczynką, ale wystarczy tylko w jej obecności wspomnieć o śmierci jej mamy, a jej zachowanie potrafi się zmienić w sposób diametralny. Dzieci w tym wieku potrafią być bardzo dokuczliwie, nie szczędząc sobie kąśliwych uwag. Ala ma na swoim koncie kilka incydentów z koleżankaki, kiedy to pociągnęła je za włosy czy po prostu uderzyła z całej siły. Telefonowałam już w tej sprawie do Anastazji Wolskiej, ale z jej strony nie doczekałam się żadnego odzewu. Nie mogę powiedzieć, że moja wychowanka jest zaniedbana czy zapuszczona. Zawsze schludnie ubrana, uczesana i przygotowana do lekcji. Widać gołym okiem, że ktoś musi mieć nad jej edukacją kontrolę, ale niestety mi nie dane jest wymienić uwagi na jej temat z kimś z jej bliskiego otoczenia.
-Proszę mi wierzyć, że próbuję spotkać się z panią Wolską. Mówię telefonicznie o wybrykach Ali, ale do tej pory nie ma żadnych efektów tych rozmów.
-Otwarcie musi pani przyznać, że przerasta panią ta sytuacja. W takich sprawach szkoła powinna interweniować natychmiast. Od tego są odpowiedni organy, by bacznie prześledziły w jaki sposób sprawowana jest nad dziewczynką opieka po śmierci jej matki. Czy pani próbowała rozmawiać z samą Alą o jej zachowaniu?- och, wiele razy. Tłumaczę jej za każdym razem, że przemocą problemu nie da się rozwiązać, ale z drugiej strony nie jestem w stanie przewidzieć jak zachowałabym się ja, będąc na jej miejscu. Jeszcze do niedawna miała mamę, a teraz została właściwie sama. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że są odpowiednie organy, które powinny się tym zająć, ale czy taki jest nasz cel? Zaczną się kontrolę, dzieciaka zabiorą do domu dziecka, a ja będę miała ją na sumieniu. Nie chcę tak.
-Obiecuję, że się tym zajmę i w następnym tygodniu postaram się złożyć jakieś konkretne propozycje rozwiązania tej sytuacji. Postaram się dotrzeć do cioci Ali, a jeśli mi się to  nie uda, to zawiadomimy wtedy kogo trzeba. Zgadza się pani dyrektor na taki układ?- o kurdę, chyba się zagalopowałam. To nie jest w sumie moja koleżanka, żebym miała stawiać jej jakiekolwiek warunki. Za ten swój przydługi język to ja wylecę pewnie z pracy i znów będę musiała zaczynać wszystko od zera.
-Dobrze. Powierzam pani tę sprawę i mam nadzieję, że się nie zawiodę.- posyła mi pokrzepiający uśmiech. Biorę głęboki wdech, gdy znajduję się poza gabinetem góry. Takie spotkania to zdecydowanie nie na moje nerwy. Dzwonek rozbrzmiewający na korytarzu daje sygnał do rozpoczęcia piątej, ostatniej już dla mnie godziny pracy w tym dniu. Biegnę do pokoju nauczycielskiego po dziennik i melduję się pod drzwiami klasy, gdzie czekają już na mnie moje aniołki. Dziś mam z nimi tylko jedną lekcję.
-Dzień dobry pani!- chóralnie wykrzyczane przywitanie zawsze wprawia mnie w dobry nastrój, a wszystkie troski pozostają poza drzwiami klasy. Odczytuję głośno listę. Ala Wolska w dzienniku dzierży ostatnią pozycję. Gdy wyczytuję jej nazwisko, szybciutko przypominam sobie rozmowę sprzed kilku chwil. Postanawiam, że od dziś zacznę wcielać to, co obiecałam pani dyrektor.
-Alu, z kim wracasz do domu po lekcjach?- zawsze jest to jakaś sąsiadka, jakaś koleżanka jej ciotki, a nigdy ona sama. Ja też się tym nie zajmuję tak dokładnie, bo od tego są panie pełniące dyżury w szatniach. Z resztą Wolska napisała na początku roku szkolnego podanie, że Alicja może sama wracać do domu i w tej sprawie jesteśmy bezradni, bo taki dokument jest zabezpieczeniem dla szkoły w razie nieszczęśliwego wypadku.
-Pewnie z mamą!- po klasie niesie się salwa śmiechu. Piorunuję wzrokiem Mateusza i ten szybko przeprasza Alicję za swoje słowa. Nie mniej jednak wiem, że taki problem istnieje. Nie raz starałam się dać im do zrozumienia, że szatynka potrzebuje naszego wsparcia, ale dzieci są tylko dziećmi.
-Przychodzi po mnie ciocia Monika.- nie wiem kto to jest ciocia Monika, ale nie o to mi w sumie chodzi.
-Chciałabym po lekcji chwilkę z tobą porozmawiać. Ale to później, teraz zajmiemy się czytanką ze strony 78…

…lekcja się kończy. Ala podchodzi do mojego biurka i siada naprzeciwko. Powinnam wszystkie dzieci traktować tak samo, ale w jej przypadku nie jest to możliwe. Jej duże, roześmiane oczy i ufne usposobienie sprawiają, że miałabym ochotę zaopiekować się nią i obronić przed całym złem tego świata.
-Alu, chciałabym porozmawiać z kimś z dorosłych z twojego otoczenia. Czy ciocia pracuje i naprawdę nie ma czasu przyjść do szkoły na spotkanie ze mną?
-Ciocia mówi, że przyjdzie do szkoły dopiero wtedy, gdy zrobię coś złego albo przestanę dobrze się uczyć. Ona pracuje i często jej nie ma w domu.- no teraz to już naprawdę zaczynam się niepokoić. To pod czyją ona jest opieką, gdy ciotka jest w pracy? Pewnie włóczy się po jakiejś dalszej rodzinie i znajomych. To już dla mnie wystarczający sygnał, by zająć się tą sprawą na poważnie. Zamykam dziennik i biorę Alę za rękę. Postanawiam zaprowadzić ją do tej kobiety, która dziś po nią przyszła.
-Jeśli możesz zabierz dziennik do pokoju, a ja zaraz wrócę.- idę z małą do szatni. Pogoda na dworze jest już mocno jesienna, a promienie słoneczne straciły dawno na swojej intensywności. Ubieram Alicję i wychodzimy na zewnątrz. Obok furtki dostrzegam brunetkę. Moje pierwsze wrażenie jest takie, że skądś ją znam i na pewno nie jest to znajomość związana ze szkołą i małą Wolską.
-Dzień dobry. Ja nazywam się Antonina Łukowska i jestem wychowawcą Ali.- podaję kobiecie ręce, cały czas bacznie jej się przyglądając.
-Monika Kubiak, miło mi.- i teraz już wszystko jasne. Znam ją z plotkarskich stron internetowych, które zdarza mi się śledzić. Pytanie teraz jakie stosunki łączą moją uczennicę z jedną z większych gwiazd polskiej siatkówki.
-Może pani będzie mogła mi pomóc. Chodzi o to, że od początku roku szkolnego nie mogę nakłonić pani Anastazji Wolskiej do spotkania ze mną, a to naprawdę ważne. Nie wie pani czym to jest spowodowane?- pani Monika kiwa z dezaprobatą głową i każe mi chwilę zaczekać. Na razie zajęła się zapakowaniem Alicji do samochodu.
-Poczekaj chwileczkę, ciocia zaraz wróci.- zamknęła tylne drzwi i wróciła do mnie.
-Myślę, że z Nastką nie ma sensu się umawiać. Jest inna, zdecydowanie bardziej odpowiedzialna osoba, którą naprawdę obchodzi los małej…- jestem zagubiona jak polscy piłkarze pod bramką rywala. Ten dzieciak naprawdę nie ma łatwej sytuacji, a ja dopiero teraz się tym zainteresowałam. Minus dla mnie, bo być może gdyby nie bura od dyrektorki, to nadal nie ruszyłabym tej sprawy.
-Kto to taki?
-Zbigniew Bartman. On był przyjacielem mamy Alicji, Anny Wolskiej.- zaczyna kręcić mi się w głowie. Ta postać jest mi znana jeszcze za czasów gry Fabiana w Częstochowie.  I on niby jest odpowiedzialny? Z tego co pamiętam po każdym meczu czekała na niego inna dziewczyna, a on sam szczycił się, że może mieć każdą. Jeśli on ma jakiś wpływ na Alę, to ja już w ogóle muszę się tą sprawą zainteresować…


*****
Czy moje dziecięce marzenia o byciu lekarzem jak Zosia z Na dobre i na złe muszę dawać o sobie znać prawie na każdym opowiadaniu? Te dwa pierwsze rozdziały to w sumie jak prologi z punktu widzenia Zbyszka i Antoniny. Potem powinno się dziać już więcej, przynajmniej w moim odczuciu.
Prośba do Was. Kto może niech da znać światu, że powstało tu coś nowego. Nie chodzi o to, że zależy mi na komentarzach czy coś w tym stylu, choć nie od dziś wiadomo, że pisanie dla większej publiki sprawia większą frajdę. To jak, pomożecie? ;)
Pozdrawiam, zakręcona Paulinkaa



16 komentarzy:

  1. Zareagowałabym tak samo sceptycznie jak Tośka gdyby mi ktoś powiedział, że za plecami prawnej opiekunki dzieckiem bardziej interesuję sie jakiś obcy facet. Do tego z dość specyficzna opinią:). Ciekawe jak burzliwe bedzie ich pierwsze spotkanie!

    Dzieci są okrutne, sama doskonale o tym wiem, ale w większości to wina ich rodziców. Zbyt wiele przy dzieciach mówią, a te potem w szkole wyżywają się na skrzywdzonych przez los rówieśnikach!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. No Tosia nie miała łatwego życia z tego co widzę. Drzyzga okazał się dupkiem... I tyle na jego temat. Dobrze że ona chce pomóc Ali. I już zastanawia mnie jak będzie wyglądało spotkanie z Bartmanem. :D Czekam juz na kolejny
    POZDRAWIAM !!!
    Paulka

    Ps. Zapomniałam. Polecę Twojego bloga przy nowym rozdziale u mnie. Nie ma problemu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie jest genialne, bardzo mi się spodobało, dlatego nominuję Tego bloga do The Versatile Blogger.:)
      Szczegóły znajdziesz tu:
      http://wherever-will-you-go.blogspot.com/p/blog-page_7.html
      POZDRAWIAM !!!

      Usuń
  3. to opowiadanie zaczyna mi się coraz bardziej podobać, z niecierpliwością czekam na kolejną część :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz rację mamy tu drugi prolog, ale mi się bardzo podoba. fajnie zobaczyć też życie tej drugiej głównej bohaterki. Widzę że Tośka mimo młodego wieku przeszła wiele i miała dużo przygód a jej życie było bardzo ciekawe. Związek z siatkarzem czy też osobą która osiąga wiele(nie to co zwykły szaraczek ciułający od pierwszego do pierwszego) niesie za sobą ryzyko. Na początku jest pięknie ładnie, a potem niby nic sie nie dzieje a druga połowa wyskakuje z czymś taki: jesteś nikim, nic w życiu nie osiągnąłeś itp. Fabian się nie popisał i to dwa razy przy tym zarzucie i przy tym jak zareagował na ciążę. Do tego pokazał Tosi bardzo szybko że płakać po niej nie zmierza kiedy znalazł sobie inne paniątko by stało u jego boku. Myślę jednak że te wydarzenia naszą panią nauczyciel wiele nauczyło. Patrzy na świat inaczej, odpowiedzialnej. Nie dziwię się że martwi się o Alę, jej sytuacja jest szczególna tym bardziej gdy widzi ze ciotka ma ją tak naprawdę gdzieś. Śmietanka siatkarska obca jej nie jest, wiec nie dziwę się jak zareagowała, najpierw na Monię a potem na wieść o tym że tym który bardziej interesuje się losem Ali jest Bartman. Ten sam Bartman i lovelas do którego ja Mel miałam cholerną słabość w tym okresie. haha teraz jest inny Zbyszek, i mi też przeszło. oj nie na temat zakończę, wybacz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubisz wplatać wątki medyczne w opowiadania tego ci odebrać nie można. Skoro jednak takie dramaty dzieją się na samym początku, mam nadzieję że ustrzegniemy się ich w dalszej części tej historii. Siatkówka widzę że przyciąga ciągle te same osoby. Antośka niby z nią zerwała przynajmniej na stopie relacji towarzyskich i pewnie ma też do tego uraz, a tu przyjdzie jej się skonfrontować ze Zbyszkiem. Teraz będę trzymać kciuki by Zbyszek pokazał się z tej najlepszej strony jaką posiada

    OdpowiedzUsuń
  6. A dla mnie bardzo dobrze, że wplatasz wątki medyczne, ja tam uwielbiam o tym czytać i w ogóle mi one nie przeszkadzają, wręcz przeciwnie, wprowadzają taką dramaturgię.
    Kurczę, jak mi szkoda Antośki. Życie jednak nie jest sprawiedliwe, ci, którzy starają się jak najlepiej, najbardziej dostają w dupę. Co jej po tych korepetycjach, co jej nawet po tak wspaniałej miłości i tymczasowym przebywaniu przy Fabianie, jak tak czy siak skończyło się to tragicznie? Już chyba samo rozstanie nie jest tak bolesne jak stracenie dziecka. Kurczę, aż ciężko mi uwierzyć, że z pięknego uczucia przerodziło się to wszystko w obojętność. Niestety, tak już bywa, po czasie wszystko się wypala. Ale i tak po części jestem dumna z Drzyzgi, że przynajmniej zrozumiał swój błąd, coś dobrego :)
    Ja tam mam nadzieję, że Tosia nie porozmawia sobie w cztery oczy z Anastazją, a właśnie ze Zbyszkiem, w końcu on ma o wiele lepszy kontakt z Alą niż ona.
    Wybacz, że tak krótko, ale jestem zmarnowana.
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaajj. zapowiada się całkiem interesujące opowiadanie, jestem cholernie ciekawa co będzie dalej z małą. :)
    zapraszam serdecznie do mnie na : http://solo-pallavolo.blogspot.com/
    Buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominuję cię do The Versatile Blogger ;3 więcej tu http://mocnym-byc.blogspot.com/2013/08/the-versatile-blogger.html
    Pozdrawaiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkodami Antosi,sporo przeszła. Oby teraz było już tylko lepiej. Czekam na więcej;) I zapraszam na http://senna-rzeczywistosc.blogspot.com oraz http://w-pulapce-uczuc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest już możliwość komentowania, to komentuje:) nie wiem czy poprzednia wiadomość na gg do ciebie dotarła czy nie. nie wiem czy mogę liczyć na wybaczenie za moją długą nieobecność czy nie, jednak mimo wszystko będę tutaj bo to opowiadanie zapowiada się znakomicie.
    Drugi prolog może być, jak dla mnie dobrze jest poznać głębiej historię bohaterów, takie większe wprowadzenie i już ma się szersze pole widzenia na sprawę. Tosia bardzo dużo przeszła, strata dziecka zostaje w głowie każdej matki praktycznie do końca życia. Z Fabianem to była fajna dłuższą chwilę trwająca przygoda, ale skończyła się tak jak się skończyła. Tosia za to chyba przez to wszystko co się wydarzyło w jej życiu jest wyczulona na to co się dzieje z jej podopiecznymi. Ala jest rozbrajająca i nie dziwię się że Tosia ją polubiła i się o nią martwi. Coś czuję że spotkanie Tosi i Bartmana nie będzie takie miłe i przyjemne, szczególnie, że Tośka pamięta Bartmana z czasów jego gry w Częstochowie.

    Jest ciekawie, nawet bardzo
    Pozdrawiam i do następnej:**

    OdpowiedzUsuń
  11. Już się cieszę na to opowiadanie! Ta fabuła po prostu mnie zachwyca ;D Chcę więcej, więcej, więcej... Pisz jak najczęściej ;)

    Pozdrawiam ;*
    http://painandtroublebutafterislove.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Super opowiadanie:) Naprawdę! Hmm czyżby Antonina miała już styczność z naszym kochanym Zibim?^^ Mam nadzieję, że się choć odrobinkę polubią;d Szkoda mi Tośki i tego co przeżyła w przeszłości... Przykra sprawa;/ czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Biedna Tośka, w swoim życiu przeszła naprawdę wiele i po takich przeżyciach nie tak łatwo się podnieść, ale ona próbuje i walczy. W sumie jest podobna do Zbyszka, bo on teraz też się zmienił i musi walczyć o to, żeby stanąć na wysokości zadania który "powierzyła" mu przyjaciółka. A spotkanie naszych bohaterów może okazać się naprawdę ciekawe. Pozdrawiam i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Zbyszek jako dobry opiekun dla małej dziewczynki? No tym to mnie zagięłaś, bo ja w życiu nie wybrałabym go do tej roli. Jednak bardzo mnie tym zaciekawiłaś, więc czekam na ciąg dalszy ;)

    Pozdrawiam, Sonia ;*

    OdpowiedzUsuń