Święta
się skończyły, Zbyszek wyjechał z samego rana zaraz po świętach
i nawet nie zdążyłam się z nim zobaczyć. Z tego co mówiła moja
mama, od samego rana był jakiś dziwny i zachowywał się jak nie
on. Boję się nawet pomyśleć o tym co on pojechał załatwiać do
Rzeszowa. Wiem, że trochę przegięłam z tym pytaniem czy ma kogoś,
ale nic nie poradzę na to, że takie myśli przychodzą mi do głowy
i myślę, że nie jest to nic dziwnego, gdy mąż robi z wyjazdu tak
wielką tajemnicę jak Zbyszek. Rodzice mówią, że nie powinnam
panikować, bo lekkie kryzysy zdarzają się w każdym, nawet
najbardziej kochającym się małżeństwie. Wiem to wszystko, ale
jakoś tak mi ciężko na sercu, że on tam, a ja tu siedzę w fotelu
i przyglądam się łzami w oczach bawiącym się dzieciom. Ala
tłumaczy właśnie Amelce, że jak wrócimy do Rzeszowa, to
pójdziemy na górkę i będziemy zjeżdżać wspólnie na jabłuszku
albo sankach.
-Czy
Mela może jeździć na sankach Tosiu?- uśmiecham się do niej
ciepło i kiwam głową z aprobatą. Lekarze co prawda każą uważać
na nią, ale też bez przesady, by mała złapała odporność. Na
całe szczęście nie przeziębia się częściej jak dzieci w jej
wieku, więc nie ma powodu do obaw.
-Kochanie
wiesz, że po powrocie do Rzeszowa jesteśmy umówieni na wizytę u
ortodonty? Mam nadzieję, że zmieniłaś zdanie co do tego aparatu i
dasz go sobie założyć bo wiesz, że to dla twojego dobra.- uśmiech
znika z jej twarzy. Panicznie boi się aparatu korygującego stan jej
uzębienia, ale jest mądrą dziewczynką i na pewno da się
przekonać.
-A
pogodzisz się ze Zbyszkiem?- opada mi szczęka. Robiliśmy z mężem
wszystko, by dzieci nie odczuły naszych problemów na własnej
skórze, ale najwyraźniej się nie udało.
-Chodź
tutaj do mnie skarbie.-Ala podniosła się z podłogi i przyszła do
mnie na kolana. Nigdy bym nie pomyślała, że można aż taką
miłością obdarzyć dziecko, którego nie nosiło się pod sercem.
Nie widzę żadnej różnicy między uczuciem jakim darzę do dwóch
córek. Obie kocham tak samo mocno i ich szczęście jest dla mnie
najważniejsze. Muszę się tylko zastanowić co mam jej powiedzieć
odnośnie naszej sytuacji ze Zbyszkiem. Prawdę? Sama dokładnie nie
wiem jaka jest prawda.
-My
się ze Zbyszkiem nie kłócimy, tylko mamy pewne problemy. Nie martw
się kotku, wszystko sobie wyjaśnimy i jakoś to się ułoży. To
jak będzie z tym aparatem, dogadamy się?- rączki małej zaplatają
się szczelnie wokół mojej szyi, a usta lądują na policzku.
Chwile szczęścia przerywa nam stojąca w drzwiach mama.
-Masz
gościa córeczko.- gościa? Tutaj? Nikogo się nie spodziewam. Obok
matki pojawia się Fabian. Prędzej spodziewałabym się diabła niż
byłego chłopaka tutaj. Jak on w ogóle tu trafił? Nie przypominam
sobie żebym mówiła mu o mojej rodzinnej miejscowości, bo przy
jego miejscu zamieszkania wydawało mi się to wtedy mało istotne.
Drzyzga w ręku trzyma pakunki, które zapewne są świątecznymi
upominkami dla moich dzieci.
-Przepraszam
za niespodziewaną wizytę, ale musiałem się z tobą zobaczyć.
Proszę, to coś dla dziewczynek.- wręczył mi prezenty, które
nieśmiało przejęła Ala. Zapakowałam Amelkę do wózka i
poprosiłam starszą córkę, by zabrała ją do drugiego pokoju.
Skoro rozgrywający zadał sobie tyle trudu, by mnie odnaleźć, to
przynajmniej zapewnię nam dobre warunki do rozmowy.
-Dziękuję
za prezenty dla dziewczynek, ale nie musiałeś się wykosztowywać.
Możesz mi powiedzieć co cię do mnie sprowadza?
-Nie
wiem jak mam ci o tym powiedzieć. Może zacznę od początku. Od
momentu, w którym znów stanęłaś na mojej drodze. Myślałem, że
już dawno wywietrzałaś mi z głowy, ale to nie prawda. Przez cały
ten czas oszukiwałem się, że mogę pokochać kogoś innego, ale
nigdy mi się nie udało. Miałem tyle dziewczyn, ale żadna w żaden
sposób nie dorównała tobie. Z Moniką też się rozstałem. Nie
mogłem jej dłużej oszukiwać, nie zasługuje na to. Rozstaliśmy
się przed świętami. Nie zdążyłem jej przynajmniej skrzywdzić
tak, jak skrzywdziłem ciebie. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia
i nadal możesz mieć do mnie żal, a przede wszystkim masz męża i
rodzinę. Co ja mam zrobić żebyś dała mi drugą szansę? Co mam
zrobić byś zamieniła dotychczasowe życie na to, które było
kiedyś?- złapał moje dłonie i schował w swoich. Jakoś dziwnie
przeszył mnie jego dotyk, nadzwyczaj dziwnie. Od tych jego słów
zakręciło mi się w głowie. Jak on to sobie wyobraża? Mam
zostawić dla niego rodzinę i męża i tak po prostu wrócić? Nie
trzyma się to kupy, to raz. Dwa, Fabian za bardzo mnie skrzywdził
bym miała do niego wrócić. A po trzecie, przez chwile mi się
wydawało, że mogłabym do niego wrócić, ale okazało się, że
Drzyzga jest świetnym kochankiem, a nie materiałem na męża i
ojca. Jak tak się dłużej zastanowić, to Zbyszek też ostatnio w
tej roli nie sprawdza się szczególnie.
-Fabian
ja mam nadzieję, że spotkasz kiedyś kobietę, którą pokochasz
szczerym uczuciem, ale to nie mogę być ja. Mam rodzinę, męża i
dzieci. Nie zostawię ich dlatego, bo tego ode mnie oczekujesz.
Mieliśmy swoją szansę, może nawet dwie i żadnej nie
wykorzystaliśmy. Nie wierzę w przeznaczenie, ale najwyraźniej my
nie jesteśmy sobie pisani.-podchodzę do okna, za którym pada
srebrzysty śnieg. Jest prawie tak pięknie jak wtedy, gdy byliśmy
razem z Fabianem we włoskich Alpach…
Zawsze
marzyłam o przebywaniu w górach podczas siarczystych mrozów i
srogiej zimy. W końcu moje marzenie się spełniło. Do tej pory
takie obrazki oglądałam tylko w książkach od geografii czy
kolorowych pocztówkach. Wystarczyło, że raz powiedziałam o tym
Fabianowi o ten wariat zamówił Last Minute i leżymy teraz w zaspie
śniegu, nieustannie się całując.
-Mam
nadzieję, że jesteś szczęśliwa?
-Przy
tobie? Nieustannie każdego dnia.- obróciliśmy się tak, że to ja
teraz leżałam na plecach, a Drzyzga na mnie, obsypując moją twarz
pocałunkami. Coś czuję, że już nie długo zabawimy na dworze, bo
z każdą chwilą wzmaga się w nas pożądanie. Fabian się podniósł
i wziął mnie na ręce, niosąc w kierunku przytulnego pensjonatu, w
którym wynajęliśmy apartament. Pani w recepcji tylko się
uśmiechnęła, widząc nasze spojrzenia przepełnione uczuciem.
Wpadliśmy do pokoju jak szarańcza z plag egipskich, demolując
wszystko co spotkaliśmy po drodze. Rzucił mnie na łóżko i zaczął
pozbawiać ubrań. Nie wiem nawet czy zdążył założyć
prezerwatywę, gdy znalazł się we mnie. Mocno i głęboko, aż z
początku zabolało, ale tylko trochę. Wzdrygnęłam się, ale on
wiedział, że nie musi przestawać, bo to tylko chwilowe uczucie
dyskomfortu. Wcześniej wiele razy rozmawialiśmy na ten temat.
-Kocham
cię wiesz?- wzniósł się ponad mnie i spojrzał głęboko w oczy.
Jego głos zabrzmiał niesłychanie pewnie. Z tą samą pewnością
odpowiedziałam.
-Wiem
i też cię kocham. Kocham cię najbardziej na świecie!- krzyczałam
ile sił w płucach, nawet nie zastanawiając się, że być może
wszyscy przebywający w pensjonacie domyślą się, że uprawiamy
seks. Człowiek z miłości jest w stanie robić wszystko, nawet
największe wariactwa. Jeszcze z takiej miłości…
-Myślisz,
że gdybym wtedy nie zachował się jak szczeniak to byłbym na
miejscu Zbyszka?- jest to wysoce prawdopodobne. Być może nie
straciłabym dziecko, być może wzięlibyśmy ślub i byli rodziną
jak z obrazka. Ja go naprawdę kochałam. KOCHAŁAM. Jest to
zdecydowanie czas przeszły?
-Proszę
cię Fabian, nie wracajmy do tego. Żałuję tylko, że nie udało mi
się donosić ciąży, bo nawet jeśli nie bylibyśmy razem, to
dziecko zasługiwało na to, by żyć i się rozwijać. Bóg chciał
jednak inaczej…
-Wiesz,
że nie wierzę w Boga. To moja wina…
-Nie
chcę uważać, że to twoja wina. Gdybym tak myślała, to dziś nie
rozmawiałabym z tobą. Idź już Fabian i bądź szczęśliwy.
Szczerze i z serca ci tego życzę.- podeszłam do niego, chcąc
przytulić go po raz ostatni. Niefortunnie postawiłam nogę,
wpadając w jego ramiona. Wykorzystał to, atakując moje usta.
Chciałam się odsunąć, ale mocno mnie przytrzymał. Jego piekielny
uścisk ramiona sprawił, że w końcu mu się poddałam, oddając
temu pocałunkowi bez reszty. Wiem, że robię źle, ale nie
przestaję. Oddaję pocałunki i przejmuję inicjatywę. Dopiero, gdy
ręka Fabiana wędruje po moich plecach w kierunku pośladków,
odpycham go od siebie.
-Wyjdź
Fabian i nigdy już mnie nie odwiedzaj!
~*~
Stoję
pod zakładem karnym w którym osadzona jest Anastazja i zastanawiam
się co ja właściwie tu robię w tajemnicy przez żoną. W sumie
można powiedzieć, że jej podejrzenia dotyczące innej kobiety mają
w sobie jakieś ziarnko prawdy, ale ja przecież nie spotykam się z
nią po kryjomu w lubieżnych celach. Na tydzień przed świętami
dostałem od niej list. Nie pisała o tym co słychać w więzieniu.
Po prostu w kilku słowach oznajmiła, że ma mi coś ważnego do
powiedzenia, co może mieć wpływ na moje życie rodzinne. Od razu
pomyślałem, że może chodzić o bezpieczeństwo Tosi i
dziewczynek, a z tym nie mogę igrać.
-Pan
w jakim celu tutaj?
-Do
osadzonej Anastazji Wolskiej. Mam mieć z nią widzenie.- kiedyś
byłem w ramach propagowania siatkówki w zakładzie karnym, ale
teraz to jest zupełnie inna sytuacja. Aż się boję pomyśleć jak
wstyd byłoby Ance, gdyby była tutaj z nami i musiała się mierzyć
z tym, że jej siostra siedzi w więzieniu i to jeszcze za handel
kobietami. Wolscy jakoś mocno się tym nie przejęli, ale na wszelki
wypadek odcięli się od córki. Mają w tym doświadczenie… Po
kontrolnym przeszukaniu mojej osoby wszedłem do środka za metalowe
drzwi. Jakiś policjant ze służby więziennej zaprowadził mnie do
miejsca, w którym było już kilku więźniów, jak się domyślam z
członkami rodzin. Wszyscy mają jakieś paczki, a ja przyszedłem z
gołą ręką. Nie pomyślałem, a w końcu nie dawno były święta…
-Czułam,
że przyjdziesz.- o kurwa. Przede mną stanęła Nastka. W
pomarańczowym uniformie, w kajdankach. Nie wygląda tak, jak
wyglądała przed więzieniem. Jest po prostu najzwyczajniej w
świecie zaniedbana. Nie widziała już dawno fryzjera, kosmetyczki.
W najmniejszym stopniu nie jest mi jej żal, bo sama sobie na to
zasłużyła. Czemu winne były te dziewczyny, które z nadzieją na
pracę barmanki szły do ich klubu i już nigdy stamtąd nie wracały?
Nie obchodzą mnie tłumaczenia, że Wolska była szantażowana.
Chciała żyć ponad stan niż inni, to ma za swoje.
-Jestem
ciekaw co masz mi do powiedzenia… Wszyscy twoi koledzy siedzą i
nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie mieli opuścić
zakład karny, więc nie wiem co ty możesz mi mieć do powiedzenia.
Radzę ci tylko żebyś w końcu przestała knuć, bo to już nie
przejdzie.
-Zastanawiałeś
się czy aby na pewno jesteś ojcem dziecka Amelki?- spociły mi się
ręce. Momentalnie na czole wystąpił pot. Co ona w ogóle
wygaduje?! Kazała mi przyjść tutaj, by gadać takie głupoty? Niby
czyim dzieckiem ma być Amelka jak nie moim? Przecież to ja
słyszałem pierwsze bicie serduszka, przyglądałem się zdjęciom
USG. Mała ma moje włosy, mój nos i uśmiech. Tak mówi Tosia…
-Rozumiem,
że to miejsce nie działa na ciebie najlepiej, ale są pewne
granice. Jeśli ściągnęłaś mnie tu dla takich rewelacji, to
naprawdę tracę czas.-chciałem się podnieść, ale złapała mnie
za rękę. Spojrzał na mnie jakiś policjant z karabinem i z
czystego strachu usiadłem ponownie na swoim miejscu.
-A
jeśli to dziecko któregoś z tych, którzy wykorzystali ją podczas
porwania. Nie możesz mieć pewności…- co ona w ogóle mówi! Nie
mogę tego słychać! Podniosłem się i jak strzała wybiegłem z
więzienia. Powiew wiatru ostudził moje emocje. W głowie zaczęły
przelatywać obrazki z tamtych dni. Przecież to nie możliwe, by tak
szybko doszło do zapłodnienia. A może możliwe, a ja się nie
znam? Kiedy oboje pojechaliśmy do szpitala, Tosia już została
przewieziona na ginekologię. Nikt nie mówił który to tydzień, a
bynajmniej ja nie mogę sobie tego przypomnieć. No, ale przecież
Melka jest do mnie podobna, wszyscy to mówią. Moja mama pierwsza
zauważyłaby jakąś nieprawidłowość, gdyby uważała, że mała
nie jest moją córką. Mam zachwiać szczęściem swojej rodziny
tylko dlatego, że Anastazja sobie coś wymyśliła?! Nie trzyma się
to kupy. W ogóle nie chcę o tym myśleć. Wrócę do domu,
zadzwonię do Tosi i przeproszę za te tajemnice i obiecam, że już
nigdy nic takiego się nie powtórzy. Jutro po nich pojadę,
przywiozę do Rzeszowa i wszystko wróci do normy.
-Muszę
coś sprawdzić…- powiedziałem do siebie pod nosem, gdy parkowałem
po naszym mieszkaniem. W domu jest książeczka zdrowia Amelki.
sprawdzę grupę jej krwi. Przecież musi mieć albo grupę krwi
matki albo ojca. Ja mam ARh-, a Tosia BRh+. Wbiegłem do mieszkania
jak wariat. Szybko kartkowałem strony medycznej dokumentacji aż w
końcu znalazłem.
-0Rh-…To
nie jest moje dziecko…
~*~
Pochłania mnie studiowanie bez reszty, a myślałam, że w październiku to ja będę zwiedzać Łódź i poznawać nowych ludzi, a wyszło na to, że nie mam czasu na nic. Z pisaniem też jest kiepsko, bo miałam problemy z laptopem, ale już na tym polu powinno być lepiej. Nadrabiać zaległości u Was, starając się dotrzeć wszędzie.
Pozdrawiam :***